(Wykład w Sesame Club w Londynie)
Wydaje się, że w przyrodzie działają dwie siły. Jedna z nich nieustannie różnicuje, a druga równie nieustannie jednoczy; jedna tworzy coraz więcej dla oddzielnych jednostek, druga niejako łączy jednostki w masę, przynosząc identyczność pośród całego tego zróżnicowania. Wydaje się, że działanie tych dwóch sił przenika każdą dziedzinę przyrody i życia ludzkiego. Na planie fizycznym zawsze widzimy wyraźnie działające dwie siły rozdzielające jednostki, czyniące je coraz bardziej odróżniającymi się od innych jednostek i znów łączące je na gatunki i klasy oraz wydobywające podobieństwa w wyrazach i formach. To samo odnosi się do życia społecznego człowieka. Od czasu powstania społeczeństwa te dwie siły działają, różnicując i jednocząc. Ich działanie przejawia się w różnych formach i jest nazywane różnymi nazwami, w różnych miejscach i w różnych czasach. Ale esencja jest obecna we wszystkich, jedna służy zróżnicowaniu, a druga podobieństwu; jedna tworzy kastę, a druga ją burzy; jedna tworzy klasy i przywileje, a druga je niszczy. Cały wszechświat wydaje się być polem bitwy tych dwóch sił. Z jednej strony nalega się, że chociaż ten proces jednoczący istnieje, powinniśmy mu się przeciwstawiać ze wszystkich sił, ponieważ prowadzi on do śmierci, że doskonała jedność jest doskonałym unicestwieniem, a kiedy proces różnicowania, który działa w tym wszechświecie się kończy, wszechświat się kończy. To zróżnicowanie powoduje zjawiska, które są przed nami; zjednoczenie zredukowałoby je wszystkie do jednorodnej i martwej materii. Czegoś takiego, rzecz jasna, ludzkość chce uniknąć. Ten sam argument stosuje się do wszystkich rzeczy i faktów, które widzimy wokół nas. Przekonuje się, że nawet w klasyfikacji ciała fizycznego i społecznej absolutna identyczność doprowadziła by do śmierci naturalnej i śmierci społecznej. Absolutna identyczność myśli i uczuć spowodowałaby rozkład i degenerację umysłową. Dlatego należy unikać identyczności. To był argument z jednej strony i był on promowany w każdym kraju i w różnych czasach, a jedynie w innych językach. Praktycznie jest to ten sam argument, którego używają Bramini w Indiach kiedy chcą podtrzymać podziały i kasty, kiedy chcą podtrzymać przywileje pewnej części społeczności przeciwko wszystkim innym. Twierdzą, że zniszczenie kasty doprowadziłoby do zniszczenia społeczeństwa i mocno przedstawiają fakt historyczny, że ich społeczeństwo jest najdłużej żyjącym społeczeństwem. Z pewnym pokazem siły więc odwołują się oni do tego argumentu. Z pewnym pozorem autorytetu oświadczają, że samo to, co sprawia, że jednostka żyje najdłużej, musi z pewnością być lepsze niż to, co daje krótsze życie.
Z drugiej strony idea jedności od zawsze miała swoich zwolenników. Od czasów Upaniszad, Buddów, Chrystusów i wszystkich innych wielkich kaznodziejów religii aż do dnia dzisiejszego, w nowych aspiracjach politycznych, w roszczeniach uciśnionych i poniżonych oraz wszystkich tych, którzy sami pozbawieni są przywilejów – wyłania się jedno twierdzenie o tej jedności i identyczności. Ale natura ludzka przejawia się sama. Ci, którzy mają przewagę, chcą ją zatrzymać, a jeśli znajdą argument jakkolwiek jednostronny i prymitywny, muszą się go trzymać. Dotyczy to obu stron.
W odniesieniu do metafizyki pytanie to przybiera jeszcze inną postać. Buddysta oświadcza, że nie musimy szukać niczego, co przynosi jedność pośród tych zjawisk, powinniśmy zadowolić się tym zjawiskowym światem. Ta różnorodność jest istotą życia, jakkolwiek nędzne i słabe może się wydawać; nie możemy mieć nic więcej. Wedantyści oświadczają, że jedność jest jedyną rzeczą, która istnieje; różnorodność jest tylko fenomenalna, efemeryczna i pozorna. „Nie patrz na różnorodność”, mówi Wedantysta, „wróć do jedności”. „Unikaj jedności; to złudzenie”, mówi Buddysta, „idź do różnorodności”. Te same różnice opinii w religii i metafizyce przetrwały do naszych czasów, ponieważ w rzeczywistości suma zasad poznania jest bardzo mała. Metafizyka i wiedza metafizyczna, religia i wiedza religijna osiągnęły swój szczyt pięć tysięcy lat temu, a my jedynie powtarzamy te same prawdy w różnych językach, wzbogacając je tylko czasami o nowe ilustracje. Więc to jest walka, nawet dzisiaj. Jedna strona chce, abyśmy trzymali się tego, co fenomenalne, całej tej zmienności, i wskazuje, z wielkim popisem argumentacji, że zmienność musi pozostać, bo kiedy się ona skończy, wszystko zniknie. To, co rozumiemy przez życie, zostało spowodowane przez zmienność. Druga strona jednocześnie mężnie wskazuje na jedność.
Jeśli chodzi o etykę, zauważamy ogromne odstępstwo. Jest to być może jedyna nauka, która odważnie odchodzi od tej walki. Albowiem etyka jest jednością; jej podstawą jest miłość. Nie będzie patrzeć na tę odmianę. Jedynym celem etyki jest ta jedność, ta identyczność. Najwyższe kodeksy etyczne jakie ludzkość odkryła do chwili obecnej, nie mają żadnych odmian; nie mają czasu, aby się temu przyjrzeć; ich jedynym celem jest dążenie do tej identyczności. Umysł indyjski będąc bardziej analitycznym – mam na myśli umysł wedantyjski – znalazł tę jedność w wyniku wszystkich swoich analiz i chciał oprzeć wszystko na tej jednej idei jedności. Ale jak widzieliśmy, w tym samym kraju były inne umysły (buddyjskie), które nigdzie nie mogły znaleźć tej jedności. Dla nich cała prawda była masą odmian, nie było związku między jedną rzeczą a drugą.
Pamiętam historię opowiedzianą przez prof. Maxa Müllera w jednej ze swoich książek, starą grecką opowieść o tym, jak bramin odwiedził Sokratesa w Atenach. Bramin zapytał: „Jaka jest najwyższa wiedza?” A Sokrates odpowiedział: „Poznanie człowieka jest końcem i celem wszelkiej wiedzy”. „Ale jak możesz znać człowieka, nie znając Boga?” — odparł Bramin. Jedna strona, strona grecka, którą reprezentuje współczesna Europa, kładła nacisk na wiedzę człowieka; strona indyjska, reprezentowana głównie przez stare religie świata, nalegała na poznanie Boga. Jeden widzi Boga w naturze, a drugi widzi naturę w Bogu. Być może nam w obecnym czasie dany jest przywilej odstąpienia od obu tych aspektów i przyjęcia bezstronnego poglądu na całość. Faktem jest, że zmienność istnieje i tak musi być, jeśli ma istnieć życie. Faktem jest również, że w tych odmianach i poprzez nie należy dostrzegać jedność. Faktem jest, że Bóg jest postrzegany w naturze. Ale faktem jest również, że natura jest postrzegana w Bogu. Wiedza człowieka jest najwyższą wiedzą i tylko znając człowieka, możemy poznać Boga. Faktem jest również, że poznanie Boga jest najwyższą wiedzą, a znając tylko Boga, możemy poznać człowieka. Choć pozornie sprzeczne mogą wydawać się te stwierdzenia, są one koniecznością natury ludzkiej. Cały wszechświat jest grą jedności w różnorodności i różnorodności w jedności. Cały wszechświat jest grą zróżnicowania i jedności; cały wszechświat jest grą skończoności w nieskończoności. Nie możemy wziąć jednego, nie przyznając drugiego. Ale nie możemy traktować ich obu jako faktów tej samej percepcji, jako faktów tego samego doświadczenia; jednak w ten sposób zawsze będzie to trwało.
Dlatego dotarcie do naszego bardziej szczegółowego celu, którym jest raczej religia niż etyka, stan rzeczy, w którym wszelkie zróżnicowanie zamarło, ustępując miejsca jednolitej, martwej jednorodności, jest niemożliwe tak długo, jak długo trwa życie. Nie jest to też pożądane. Jednocześnie istnieje druga strona tego faktu, a mianowicie, że ta jedność już istnieje. To jest osobliwe twierdzenie – nie, że ta jedność musi być stworzona, ale że już istnieje i że bez niej w ogóle nie można dostrzec różnorodności. Bóg nie ma być stworzony, ale On już istnieje. Tak twierdziły wszystkie religie. Ilekroć ktoś dostrzegł skończoność, dostrzegł także Nieskończoność. Niektórzy kładli nacisk na skończoną stronę i deklarowali, że postrzegają tylko skończoność; inni kładli nacisk na Nieskończoną stronę i deklarowali, że postrzegali tylko Nieskończoność. Ale wiemy, że logiczną koniecznością jest to, że nie możemy postrzegać jednego bez drugiego. Twierdzenie jest więc takie, że ta identyczność, ta jedność, ta doskonałość – jak możemy to nazwać – nie może powstać, ona już istnieje i jest tutaj. Musimy ją tylko rozpoznać, zrozumieć. Niezależnie od tego, czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie, czy potrafimy to wyrazić jasnym językiem, czy nie, niezależnie od tego, czy ta percepcja nabiera siły i jasności percepcji zmysłowej, czy nie, ona tam jest. Jesteśmy bowiem związani logiczną koniecznością naszych umysłów aby przyznać, że tam jest, w przeciwnym razie nie byłoby postrzegania skończoności. Nie mówię o starej teorii substancji i jakości, ale o jedności; że pośród całej tej masy zjawisk, sam fakt świadomości, że ty i ja jesteśmy różni, przynosi nam w tym samym momencie świadomość, że ty i ja nie jesteśmy różni. Wiedza byłaby niemożliwa bez tej jedności. Bez idei identyczności nie byłoby ani percepcji, ani wiedzy. Więc obie biegną obok siebie.
Dlatego absolutna identyczność warunków, jeśli taki jest cel etyki, wydaje się niemożliwa. Nigdy nie stanie się tak, żeby wszyscy ludzie byli tacy sami, jakkolwiek byśmy nie próbowali. Ludzie urodzą się zróżnicowani; niektórzy będą mieli większą moc niż inni; niektórzy będą mieli naturalne zdolności, inni nie; niektórzy będą mieli doskonałe ciała, inni nie. Nigdy nie możemy tego powstrzymać. Równocześnie dźwięczą nam w uszach cudowne słowa moralności głoszone przez różnych nauczycieli: „Widząc więc tego samego Boga jednakowo obecnego we wszystkich, mędrzec nie szkodzi Jaźni poprzez Jaźń i w ten sposób osiąga najwyższy cel. Nawet w tym życiu pokonali względną egzystencję ci, których umysły są mocno skupione na tej identyczności; bo Bóg jest czysty i Bóg jest taki sam dla wszystkich. Dlatego mówi się, że tacy żyją w Bogu”. Nie możemy zaprzeczyć, że jest to prawdziwa idea; ale jednocześnie pojawia się trudność polegająca na tym, że nigdy nie można osiągnąć identyczności pod względem zewnętrznych form i pozycji.
Ale to, co można osiągnąć, to eliminacja przywilejów. To jest naprawdę praca stojąca przed całym światem. We wszystkich społeczeństwach jakie były, była taka jedna walka w każdej rasie i w każdym kraju. Trudność nie polega na tym, że jedna grupa ludzi jest naturalnie bardziej inteligentna od drugiej, ale na tym, czy ta grupa ludzi, ponieważ ma przewagę inteligencji, powinna odbierać nawet fizyczną przyjemność tym, którzy tej przewagi nie posiadają. Walka polega na zniszczeniu tego przywileju. To, że niektórzy będą silniejsi fizycznie od innych i w naturalny sposób będą w stanie ujarzmić lub pokonać słabych, jest oczywistym faktem, ale to, że dzięki tej sile powinni zebrać sobie całe osiągalne szczęście tego życia, nie jest zgodnie z prawem i przeciwko temu toczy się walka. To, że niektórzy ludzie dzięki naturalnym zdolnościom mogą zgromadzić więcej bogactwa niż inni, jest rzeczą naturalną, ale to, że z powodu tej zdolności do zdobywania bogactwa mają tyranizować i poniżać tych, którzy nie mogą zdobyć tak wielkiego bogactwa, nie jest częścią prawa i przeciwko temu toczy się walka. Cieszenie się przewagą nad drugim jest przywilejem, a przez wieki celem moralności było jego zniszczenie. Jest to praca, która dąży do identyczności, do jedności, bez niszczenia różnorodności.
Niech wszystkie te odmiany pozostaną na wieki; to jest sama istota życia. Wszyscy powinniśmy grać w ten sposób, wiecznie. Ty będziesz bogaty, a ja będę biedny; będziesz silny, a ja będę słaby; będziesz uczony, a ja nieświadomy; ty będziesz duchowy, a ja mniej. Ale co z tego? Pozostańmy tak, ale ponieważ jesteś fizycznie lub intelektualnie silniejszy, nie możesz mieć więcej przywilejów niż ja, a to, że masz więcej bogactwa, nie jest powodem, dla którego powinieneś być uważany za większego ode mnie, ponieważ ta identyczność jest tutaj, pomimo różnych warunków. Dziełem etyki było, jest i będzie w przyszłości nie zniszczyć zmienność i ustanowić identyczność w świecie zewnętrznym – co jest niemożliwe, bo przyniosłoby śmierć i unicestwienie – ale uznać jedność pomimo tych wszystkich odmian, rozpoznać Boga w sobie, pomimo wszystkiego co nas przeraża, rozpoznać tą nieskończoną siłę jako własność każdego, pomimo wszelkiej pozornej słabości i rozpoznać wieczną, nieskończoną, istotną czystość duszy pomimo wszystkich przeciwności, które pojawiają się na powierzchni. To musimy uznać. Samotne zajmowanie tylko jednej strony, tylko połowy stanowiska jest niebezpieczne i może prowadzić do kłótni. Musimy przyjąć całość taką, jaka jest, stać na niej jako na naszej podstawie i wypracowywać ją w każdej części naszego życia, jako jednostki i jako członkowie społeczeństwa.