Według filozofii Sānkhja natura składa się z trzech sił zwanych w sanskrycie Sattwa, Radźas i Tamas. Kiedy przejawiają się one w świecie fizycznym wtedy są tym, co możemy nazwać równowagą, aktywnością i bezwładnością. Tamas jest przedstawiany jako ciemność lub bezczynność; Radźas to aktywność wyrażona jako przyciąganie lub odpychanie; a Sattwa jest równowagą tych dwóch.
W każdym człowieku są te trzy siły. Czasami przeważa Tamas. Stajemy się leniwi, nie możemy się ruszyć, jesteśmy bierni, związani pewnymi ideami lub zwykłą nudą. Kiedy indziej dominuje aktywność, a jeszcze innym razem ta spokojna równowaga obu. Ponownie, u różnych ludzi jedna z tych sił jest na ogół dominująca. Cechą charakterystyczną jednego człowieka jest bezczynność, otępienie i lenistwo; innego jest aktywność, moc, manifestacja energii; a w jeszcze innym znajdujemy słodycz, spokój i łagodność, które wynikają z równowagi między działaniem a bezczynnością. Tak więc w całym stworzeniu – u zwierząt, roślin i ludzi – znajdujemy mniej lub bardziej typowe przejawy wszystkich tych różnych sił.
Karma–Joga zajmuje się szczególnie tymi trzema czynnikami. Ucząc czym są i jak ich używać, pomaga nam lepiej wykonywać naszą pracę. Społeczeństwo ludzkie jest organizacją stopniowaną. Wszyscy wiemy, czym jest moralność i wszyscy wiemy, czym jest obowiązek, ale jednocześnie stwierdzamy, że w różnych krajach znaczenie moralności jest bardzo zróżnicowane. To, co jest uważane za moralne w jednym kraju, w innym może być uważane za całkowicie niemoralne. Na przykład w jednym kraju kuzyni mogą się pobrać; w innym uważa się, że jest to bardzo niemoralne; w jednym mężczyźni mogą poślubić swoje szwagierki; w innym jest to uważane za niemoralne; w jednym kraju można zawrzeć związek małżeński tylko raz; w innym, wiele razy; i tak dalej. Podobnie, we wszystkich innych departamentach moralności stwierdzamy, że standardy są bardzo zróżnicowane – mimo to mamy pogląd, że musi istnieć uniwersalny standard moralności.
Tak też jest z obowiązkiem. Idea obowiązku różni się znacznie między różnymi narodami. W jednym kraju, jeśli człowiek nie zrobi pewnych rzeczy, ludzie powiedzą, że postąpił źle; podczas gdy jeśli zrobi te same rzeczy w innym kraju, ludzie powiedzą, że nie postąpił właściwie – a jednak wiemy, że musi istnieć jakaś uniwersalna idea obowiązku. W ten sam sposób jedna klasa społeczna uważa, że pewne rzeczy należą do jej obowiązków, podczas gdy inna klasa uważa coś zupełnie przeciwnego i byłaby przerażona, gdyby musiała robić te rzeczy. Otwarte są dla nas dwie drogi – droga ignorantów, którzy myślą, że jest tylko jedna droga do prawdy a cała reszta jest błędna, oraz droga mędrców, którzy przyznają, że zgodnie z naszą mentalną konstytucją lub zgodnie z różnymi planami egzystencji na których się znajdujemy, obowiązki i moralność mogą się różnić. Ważną rzeczą jest wiedzieć, że istnieją stopnie obowiązku i moralności – że obowiązek jednego stanu życia w pewnych okolicznościach nie będzie i nie może być obowiązkiem innego.
Dla zilustrowania: wszyscy wielcy nauczyciele nauczali: „nie opierajcie się złu”, że brak oporu jest najwyższym ideałem moralnym. Wszyscy wiemy, że gdyby pewna liczba z nas próbowała w pełni wprowadzić tę maksymę w życie, cała tkanka społeczna rozpadłaby się, niegodziwcy zawładnęliby naszym majątkiem i naszym życiem i zrobiliby z nami co im się podoba. Nawet gdyby praktykowano tylko jeden dzień takiego braku oporu, doprowadziłoby to do katastrofy. Jednak intuicyjnie, w głębi serca czujemy prawdę nauki: „nie opierajcie się złu”. Wydaje nam się, że jest to najwyższy ideał; jednak nauczanie tylko tej doktryny byłoby równoznaczne z potępieniem ogromnej części ludzkości. Ponadto sprawiłoby to, że ludzie czuliby że zawsze postępują źle i powodowałoby u nich skrupuły sumienia we wszystkich ich działaniach; osłabiłoby ich, a ciągła samo–dezaprobata zrodziłaby więcej wad niż jakakolwiek inna słabość. Dla człowieka, który zaczął siebie nienawidzić, otworzyła się już brama degeneracji; i to samo dotyczy narodu.
Naszym pierwszym obowiązkiem jest nie nienawidzić siebie, ponieważ aby się rozwijać, musimy najpierw wierzyć w siebie, a potem w Boga. Ten, kto nie ma wiary w siebie, nigdy nie będzie miał wiary w Boga. Dlatego jedyną alternatywą jaka nam pozostaje jest uznanie, że obowiązek i moralność różnią się w różnych okolicznościach; nie dlatego, że człowiek, który sprzeciwia się złu, czyni zawsze to, co samo w sobie jest złe, ale że w różnych okolicznościach, w jakich się znajduje, może nawet stać się jego obowiązkiem przeciwstawianie się złu.
Czytając Bhagawad–Gitę wielu z was w krajach zachodnich mogło być zdumionych drugim rozdziałem, w którym Śri Kryszna nazywa Ardźunę hipokrytą i tchórzem z powodu jego odmowy walki lub stawiania oporu jako że jego przeciwnikami są jego przyjaciele i krewni stwierdził on, że brak oporu jest najwyższym ideałem miłości. Jest to wielka lekcja dla nas wszystkich, że we wszystkich sprawach dwie skrajności są podobne. Skrajnie pozytywne i skrajnie negatywne są zawsze podobne. Kiedy wibracje światła są zbyt wolne, nie widzimy ich, ani nie widzimy ich, gdy są zbyt szybkie. Tak też jest z dźwiękiem; gdy dźwięk jest bardzo niski, nie słyszymy go; gdy jest zbyt wysoki, także go nie słyszymy. Podobnej natury jest różnica między oporem a brakiem oporu. Jeden człowiek nie stawia oporu dlatego, że jest słaby, leniwy i nie może, nie dlatego, że nie chce; drugi człowiek wie, że jeśli chce, może zadać nieodparty cios; jednak nie tylko nie uderza, ale błogosławi swoim wrogom. Ten, kto z powodu słabości stawia opór, nie popełnia grzechu i jako taki nie może odnieść żadnej korzyści z braku oporu; podczas gdy drugi popełniłby grzech stawiając opór. Buddha porzucił swój tron i wyrzekł się swojej pozycji, to było prawdziwe wyrzeczenie; ale nie może być mowy o wyrzeczeniu się w przypadku żebraka, który nie ma czego się wyrzec. Dlatego zawsze musimy uważać co naprawdę mamy na myśli gdy mówimy o tym braku oporu i idealnej miłości. Musimy najpierw zadbać o zrozumienie czy mamy siłę oporu czy nie. Następnie, jeśli mając tę moc wyrzekniemy się jej i nie będziemy się opierać, dokonamy wielkiego aktu miłości; ale jeśli nie możemy się oprzeć, a jednocześnie próbujemy oszukać samych siebie, wierząc, że kierujemy się motywami najwyższej miłości, robimy dokładnie odwrotnie. Ardźuna stchórzył widząc potężne szeregi stojące przeciwko niemu; jego „miłość” sprawiła, że zapomniał o swoich obowiązkach wobec kraju i króla. Dlatego Śri Kryszna powiedział mu, że jest hipokrytą: mówisz jak mędrzec, ale twoje czyny zdradzają, że jesteś tchórzem; dlatego powstań i walcz!
Taka jest centralna idea Karma–Jogi. Karma–Jogin to człowiek, który rozumie, że najwyższym ideałem jest brak oporu i który wie również, że ten brak oporu jest najwyższym przejawem mocy w faktycznym posiadaniu, a także że to, co nazywa się opieraniem się złu jest tylko krokiem na drodze do manifestacji tej najwyższej siły, a mianowicie niestawiania oporu. Przed osiągnięciem tego najwyższego ideału obowiązkiem człowieka jest przeciwstawienie się złu; niech pracuje, niech walczy, niech walczy z całych sił. Tylko wtedy, gdy zdobędzie moc stawiania oporu, niestawianie oporu będzie cnotą.
Spotkałem kiedyś w moim kraju mężczyznę, którego znałem wcześniej jako bardzo głupiego, tępego człowieka, który nic nie wiedział i nie miał ochoty niczego wiedzieć i prowadził życie bydlęcia. Zapytał mnie, co powinien zrobić, aby poznać Boga, jak ma się uwolnić. „Czy umiesz kłamać?” – zapytałem go. „Nie” – odpowiedział. „W takim razie musisz się tego nauczyć. Lepiej jest kłamać niż być bydlęciem lub kłodą drewna. Jesteś nieaktywny; z pewnością nie osiągnąłeś najwyższego stanu, który jest poza wszelkimi działaniami, stanu spokoju i pogody, jesteś nawet zbyt tępy by zrobić coś niegodziwego”. To był oczywiście skrajny przypadek, a ja z nim żartowałem; ale chodziło mi o to, że człowiek musi być aktywny, aby przejść przez aktywność do doskonałego spokoju.
Za wszelką cenę należy unikać bezczynności. Aktywność zawsze oznacza opór. Odpierajcie wszelkie zło, psychiczne i fizyczne; a kiedy uda ci się stawić opór, nadejdzie spokój. Bardzo łatwo jest powiedzieć: „Nikogo nie nienawidź, nie opieraj się złu”, ale wiemy, co takie rzeczy ogólnie oznaczają w praktyce. Kiedy oczy społeczeństwa są zwrócone w naszą stronę, możemy udawać brak oporu, ale w naszych sercach cały czas jest zgnilizna. Czujemy całkowity brak spokoju spowodowany brakiem oporu; czujemy, że byłoby lepiej, gdybyśmy stawiali opór. Jeśli pragniesz bogactwa i jednocześnie wiesz, że cały świat uważa tego, kto goni za bogactwem za człowieka bardzo niegodziwego, być może nie odważysz się rzucić w wir walki o bogactwo, ale twój umysł będzie dzień i noc myślał o pieniądzach. To jest hipokryzja i nie służy żadnemu celowi. Zanurzcie się w świat, a potem, po pewnym czasie, kiedy wycierpieliście i nacieszyliście się wszystkim, co w nim jest, nadejdzie wyrzeczenie; wtedy nadejdzie spokój. Więc spełnij swoje pragnienie władzy i wszystkiego innego, a po spełnieniu tego pragnienia nadejdzie czas, kiedy będziesz wiedział, że to wszystko są bardzo małe rzeczy; ale dopóki nie spełnisz tego pragnienia, dopóki nie przejdziesz przez tę aktywność, nie możesz dojść do stanu wyciszenia, pogody ducha i poddania się. Te idee spokoju i wyrzeczenia były głoszone od tysięcy lat; wszyscy słyszeli o nich od dzieciństwa, a jednak na świecie widać bardzo niewielu, którzy naprawdę osiągnęli ten etap. Nie wiem, czy widziałem w życiu dwadzieścia osób, które są naprawdę spokojne i nie stawiają oporu, a przejechałem pół świata.
Każdy człowiek powinien przyjąć swój własny ideał i starać się go urzeczywistnić. Jest to pewniejsza droga postępu niż przyjmowanie ideałów innych ludzi, których nigdy nie będzie można osiągnąć. Na przykład bierzemy dziecko i od razu dajemy mu zadanie przejścia dwudziestu mil. Albo maleństwo umiera, albo jedno na tysiąc czołga się dwadzieścia mil, by dotrzeć do końca wyczerpane i na wpół martwe. To jest tak, jak zwykle staramy się robić ze światem. Wszyscy mężczyźni i kobiety w jakimkolwiek społeczeństwie żyją nie mają tego samego umysłu, zdolności ani takiej samej mocy robienia rzeczy; muszą mieć różne ideały, a my nie mamy prawa szydzić z żadnego ideału. Niech każdy robi wszystko, co w jego mocy, aby urzeczywistnić swój ideał. Nie jest też słuszne, abym był sądzony według waszych standardów, a wy według moich. Jabłoni nie należy oceniać według standardu dębu ani dębu według standardu jabłoni. Aby ocenić jabłoń, musisz wziąć standard jabłoni, a dla dębu przyjąć jego własny standard.
Jedność w różnorodności jest planem stworzenia. Niezależnie od tego, jak mężczyźni i kobiety mogą się różnić indywidualnie, w tle jest jedność. Różne indywidualne charaktery i klasy mężczyzn i kobiet są naturalnymi różnicami w stworzeniu. Dlatego nie powinniśmy ich osądzać według tej samej miary ani stawiać przed nimi tego samego ideału. Takie postępowanie prowadzi jedynie do nienaturalnej walki, a rezultatem jest to, że człowiek zaczyna nienawidzić samego siebie i oddala się od stania religijnym i dobrym. Naszym obowiązkiem jest zachęcać każdego w jego walce by żył według własnego najwyższego ideału, a jednocześnie dążyć do tego, aby ideał był jak najbardziej zbliżony do prawdy.
W hinduskim systemie moralnym stwierdzamy, że fakt ten był znany od bardzo starożytnych czasów; a w ich pismach świętych i książkach o etyce ustanowione są różne zasady dla różnych klas ludzi – człowieka świeckiego, Sannjāsina (człowieka, który wyrzekł się świata) i ucznia.
Zgodnie z pismami hinduskimi życie każdej osoby jest obarczone szczególnymi obowiązkami oprócz tego, co jest wspólne dla całej ludzkości. Hindus zaczyna życie jako student; następnie żeni się i zostaje żyjącym w rodzinie; na starość przechodzi na emeryturę; a w końcu porzuca świat i zostaje Sannjāsinem. Z każdym z tych etapów życia wiążą się określone obowiązki. Żaden z tych etapów nie jest wewnętrznie lepszy od innego. Życie żonatego mężczyzny jest równie wspaniałe, jak życie osoby żyjącej w celibacie, która poświęciła się pracy religijnej. Zamiatacz na ulicy jest równie wielki i chwalebny jak król na swoim tronie. Zdejmij go z tronu, zmuś do pracy zamiatacza i zobacz jak sobie radzi. Weź zamiatacza i zobacz jak będzie rządził. Nie ma sensu mówić, że człowiek żyjący poza światem jest większym człowiekiem niż ten, który żyje w świecie; o wiele trudniej jest żyć w świecie i wielbić Boga, niż porzucić świat i żyć wolnym i łatwym życiem. Cztery etapy życia w Indiach zostały w późniejszych czasach zredukowane do dwóch – życia żyjącego w rodzinie i mnicha. Człowiek świecki żeni się i wypełnia obowiązki obywatela, a obowiązkiem tego drugiego jest całkowite poświęcenie się religii, głoszenie kazań i oddawanie czci Bogu. Przeczytam wam kilka fragmentów z Mahā–Nirwana–Tantry, które traktują o tym temacie, a zobaczycie, jak bardzo trudnym zadaniem dla mężczyzny jest być żyjącym w rodzinie i doskonale wykonywać wszystkie swoje obowiązki:
Człowiek świecki powinien być oddany Bogu; poznanie Boga powinno być celem jego życia. Musi jednak stale pracować, wykonywać wszystkie swoje obowiązki; musi oddać owoce swoich czynów Bogu.
Najtrudniejszą rzeczą na tym świecie jest pracować i nie dbać o wynik, pomagać człowiekowi i nigdy nie myśleć, że powinien być wdzięczny, zrobić coś dobrego i jednocześnie nigdy nie patrzeć, czy ci to przyniesie imię, sławę, albo cokolwiek innego. Nawet najbardziej przebiegły tchórz staje się odważny, gdy świat go chwali. Głupiec może dokonywać bohaterskich czynów, gdy ma aprobatę społeczeństwa, ale dla człowieka ciągłe czynienie dobra, nie dbając o aprobatę innych ludzi, jest rzeczywiście najwyższą ofiarą, jakiej może dokonać. Wielkim obowiązkiem żyjącego w rodzinie jest zarabianie na życie, ale musi uważać, aby nie robić tego przez kłamstwa, oszukiwanie lub okradanie innych; i musi pamiętać, że jego życie jest na służbę Bogu i ubogim.
Wiedząc, że matka i ojciec są widzialnymi przedstawicielami Boga, człowiek żyjący w rodzinie musi zawsze i wszelkimi sposobami podobać się im. Jeśli matka i ojciec są zadowoleni, Bóg jest zadowolony z człowieka. To dziecko jest naprawdę dobrym dzieckiem, które nigdy nie mówi ostrych słów swoim rodzicom.
W obecności rodziców nie wolno opowiadać dowcipów, nie wolno okazywać niepokoju, nie wolno okazywać złości ani gniewu. Przed matką lub ojcem dziecko musi się nisko kłaniać i wstawać w ich obecności i nie może siadać, dopóki nie każą mu usiąść.
Jeśli żyjący w rodzinie ma jedzenie, picie i ubranie, nie upewniwszy się wcześniej, że jego matka i jego ojciec, jego dzieci, jego żona i biedni są zaopatrzeni, popełnia grzech. Matka i ojciec są przyczynami tego ciała; człowiek musi więc przejść tysiąc udręk, aby czynić im dobrze.
Taki też jest jego obowiązek wobec żony. Żaden mężczyzna nie powinien besztać swojej żony i musi zawsze utrzymywać ją tak, jakby była jego własną matką. I nawet w największych trudnościach i kłopotach nie wolno mu okazywać złości żonie.
Ten, kto myśli o innej kobiecie poza swoją żoną, jeśli dotknie jej choćby umysłem – ten człowiek idzie do ciemnego piekła.
W obecności kobiet nie wolno mu mówić niestosownym językiem i nigdy nie przechwalać się swoimi mocami. Nie wolno mu mówić: „Zrobiłem to i zrobiłem tamto”.
Gospodarz musi zawsze zadowalać swoją żonę pieniędzmi, ubraniami, miłością, wiarą i słowami jak nektar i nigdy nie robić nic, co mogłoby jej przeszkadzać. Ten człowiek, któremu udało się zdobyć miłość czystej żony, odniósł sukces w swojej religii i ma wszystkie cnoty.
Oto obowiązki wobec dzieci:
Syn powinien być wychowywany z miłością do czwartego roku życia; powinien kształcić się do szesnastego roku życia. W wieku dwudziestu lat powinien być zatrudniony do jakiejś pracy; powinien być wtedy czule traktowany przez ojca jako równego sobie. Dokładnie w ten sam sposób należy wychować córkę i to z największą starannością. A kiedy wyjdzie za mąż, ojciec powinien jej dać klejnoty i bogactwo.
Następnie mężczyzna ma obowiązek wobec swoich braci i sióstr oraz dzieci jego braci i sióstr, jeśli są one biedne, a także innych jego krewnych, jego przyjaciół i jego sług. Jego obowiązki są także wobec mieszkańców tej samej wioski, a także biednych i każdego, kto przychodzi do niego po pomoc. Mając wystarczające środki, jeśli żyjący w rodzinie nie dba o to, by zadbać o swoich krewnych i biednych, wiedz, że jest tylko bydlęciem; nie jest on istotą ludzką.
Należy unikać nadmiernego przywiązania do jedzenia, ubrania, pielęgnacji ciała i układania włosów. Żyjący w rodzinie musi być czystego serca i czystego ciała, zawsze aktywny i zawsze gotowy do pracy.
Dla swoich wrogów gospodarz musi być bohaterem. Musi im się przeciwstawić. Taki jest obowiązek żyjącego w rodzinie. Nie wolno mu siadać w kącie i płakać, i opowiadać bzdur o braku oporu. Jeśli nie okaże się bohaterem wobec swoich wrogów, nie wypełni swojego obowiązku. A dla swoich przyjaciół i krewnych musi być łagodny jak baranek.
Obowiązkiem człowieka żyjącego w rodzinie jest nieoddawanie czci grzesznikom; ponieważ jeśli szanuje niegodziwych ludzi tego świata, popiera niegodziwość; i byłoby wielkim błędem, gdyby lekceważył tych, którzy są godni szacunku, dobrych ludzi. Nie może tryskać swoją przyjaźnią; nie wolno mu schodzić z drogi, by zdobywać wszędzie przyjaciół; musi obserwować działania ludzi, z którymi chce się zaprzyjaźnić i ich postępowanie wobec innych ludzi, wyciągać z niego wnioski, a następnie zaprzyjaźniać się.
O tych trzech rzeczach nie wolno mu mówić. Nie wolno mu mówić publicznie o własnej sławie; nie wolno mu chwalić własnego imienia ani własnych mocy; nie wolno mu mówić o swoim bogactwie ani o niczym, co zostało mu powiedziane prywatnie.
Mężczyźnie nie wolno mówić, że jest biedny lub bogaty – nie wolno mu przechwalać się swoim bogactwem. Niech nie udziela innym rad; to jest jego religijny obowiązek. To nie jest zwykła światowa mądrość; jeśli mężczyzna tak nie postępuje, może zostać uznany za niemoralnego.
Mężczyzna żyjący w rodzinie jest podstawą, podporą całego społeczeństwa. Jest głównym żywicielem. Biedni, słabi, dzieci i niepracujące kobiety – wszyscy żyją z głowy rodziny; więc muszą być pewne obowiązki, które musi wykonać, a obowiązki te muszą sprawić, że poczuje siłę do ich wykonania, a nie sprawi, że pomyśli, że robi rzeczy poniżej swojego ideału. Dlatego jeśli zrobił coś słabego lub popełnił jakiś błąd, nie wolno mu tego mówić publicznie; a jeśli jest zaangażowany w jakieś przedsięwzięcie i wie, że na pewno mu się nie powiedzie, nie wolno mu o tym mówić. Takie obnażanie się jest nie tylko nieuzasadnione, ale także załamuje mężczyznę i czyni go niezdolnym do wypełniania jego słusznych obowiązków życiowych. Jednocześnie musi ciężko walczyć, aby zdobyć te rzeczy – po pierwsze wiedzę, a po drugie bogactwo. To jego obowiązek, a jeśli tego nie robi, jest nikim. Mężczyzna będący głową rodziny, który nie walczy o bogactwo, jest niemoralny. Jeśli jest leniwy i zadowala się bezczynnym życiem, jest niemoralny, ponieważ od niego zależą setki. Jeśli zdobędzie bogactwo, w ten sposób uzyska wsparcie dla setek innych.
Gdyby w tym mieście nie było setek tych, którzy dążyli do wzbogacenia się i zdobyli bogactwo, gdzie byłaby cała ta cywilizacja, te przytułki dla biednych i wielkie domy?
Dążenie do bogactwa w takim przypadku nie jest złe, ponieważ to bogactwo służy dystrybucji. Głowa rodziny jest centrum życia i społeczeństwa. Jest dla niego praktyką religijną szlachetnie zdobywać i wydawać bogactwo, ponieważ żyjący w rodzinie, który walczy o wzbogacenie się dobrymi środkami i dla dobrych celów, robi dla osiągnięcia zbawienia praktycznie to samo, co pustelnik robi w swojej celi, kiedy się modli; gdyż widzimy w nich tylko różne aspekty tej samej cnoty poddania się i poświęcenia, które wynikają z poczucia oddania Bogu i wszystkiemu, co do Niego należy.
Musi za wszelką cenę walczyć o dobre imię. Nie wolno mu uprawiać hazardu, nie wolno mu przebywać w towarzystwie niegodziwców, nie wolno mu kłamać i nie wolno mu sprawiać kłopotów innym.
Często ludzie angażują się w rzeczy, do których nie mają środków by je osiągnąć, w wyniku czego oszukują innych, aby osiągnąć własne cele. Następnie we wszystkich rzeczach należy wziąć pod uwagę czynnik czasu; to, co w pewnym momencie może być porażką, być może innym razem będzie wielkim sukcesem.
Gospodarz musi mówić prawdę i mówić łagodnie, używając słów, które ludzie lubią, które przyniosą dobro innym; nie powinien też rozmawiać o sprawach innych ludzi.
Gospodarz, kopiąc zbiorniki, sadząc drzewa na poboczach dróg, budując pensjonaty dla ludzi i zwierząt, budując drogi i mosty, zmierza do tego samego celu, co największy Jogin.
Jest to jedna z części doktryny karma–jogi – aktywność, obowiązek gospodarza. Dalej jest fragment, w którym jest powiedziane, że „jeśli gospodarz ginie w bitwie, walcząc za swój kraj lub swoją religię, dochodzi do tego samego celu co Jogin przez medytację”, pokazując w ten sposób, że to, co jest obowiązkiem dla jednego, nie jest obowiązkiem dla innego. Nie mówi przy tym, że jeden obowiązek jest poniżający, a drugi podnoszący. Każdy obowiązek ma swoje miejsce i stosownie do okoliczności, w jakich się znajdujemy, musimy wykonywać nasze obowiązki.
Z tego wszystkiego wynika jedna idea – potępienie wszelkiej słabości. Jest to szczególna idea we wszystkich naszych naukach, które lubię, czy to w filozofii, czy w religii, czy w pracy. Jeśli czytasz Wedy, to słowo zawsze się powtarza – nieustraszoność – nie bój się niczego. Strach jest oznaką słabości. Człowiek musi wykonywać swoje obowiązki, nie zwracając uwagi na szyderstwa i kpiny świata.
Jeśli człowiek opuszcza świat, aby czcić Boga, nie może myśleć, że ci, którzy żyją na świecie i pracują dla dobra świata, nie czczą Boga; ani ci, którzy żyją na świecie, mając żonę i dzieci, nie powinni myśleć, że ci, którzy rezygnują ze świata, są niskimi włóczęgami. Każdy jest wspaniały na swoim miejscu. Tę myśl zilustruję opowiadaniem.
Pewien król zwykł pytać wszystkich Sannjāsinów, którzy przybywali do jego kraju: „Kto jest większym człowiekiem – ten, kto porzuca świat i zostaje Sannjāsinem, czy ten, kto żyje w świecie i spełnia swoje obowiązki gospodarza domu?” Wielu mędrców próbowało rozwiązać ten problem. Niektórzy twierdzili, że Sannjāsin był większy, na co król zażądał, aby udowodnili swoje twierdzenie. Kiedy nie mogli, rozkazał im się ożenić i zostać gospodarzami. Potem przyszli inni i powiedzieli: „Gospodarz, który wykonuje swoje obowiązki, jest większym człowiekiem”. Od nich też król zażądał dowodów. Kiedy nie mogli ich dać, sprawił, że oni również osiedlili się jako gospodarze.
W końcu pojawił się młody Sannjāsin i podobnie król zapytał go o to samo. Odpowiedział: „Każdy, o królu, jest równie wielki na swoim miejscu”. „Udowodnij mi to” – poprosił król. „Udowodnię ci to”, powiedział Sannjāsin, „ale najpierw musisz przyjść i żyć tak jak ja przez kilka dni, abym mógł ci udowodnić to, co mówię”. Król zgodził się i poszedł za Sannjāsinem ze swojego terytorium i przeszedł przez wiele innych krajów, aż dotarli do wielkiego królestwa. W stolicy tego królestwa odbywała się wielka uroczystość. Król i Sannjāsin usłyszeli dźwięk bębnów i muzyki, a także obwoływaczów miejskich; ludzie zebrali się na ulicach w uroczystych strojach i wygłoszono wielką proklamację. Król i Sannjāsin stali tam, aby zobaczyć, co się dzieje. Obwoływacz proklamował głośno, że księżniczka, córka króla tego kraju, ma wybrać męża spośród zgromadzonych przed nią.
Był to stary zwyczaj w Indiach, że księżniczki wybierały mężów w ten sposób. Każda księżniczka miała pewne wyobrażenia na temat mężczyzny, którego chciałaby mieć za męża. Niektóre wybrałyby najprzystojniejszego mężczyznę, inne miały tylko najbardziej uczonego, jeszcze inne najbogatszego i tak dalej. Wszyscy książęta z sąsiedztwa włożyli swoje najodważniejsze szaty i stanęli przed nią. Czasami oni także mieli swoich własnych krzykaczy, którzy wyliczali ich zalety i powody, dla których mieli nadzieję, że księżniczka wybierze ich. Księżniczka siedziała na tronie i była oprowadzona wokół w najwspanialszym orszaku i oglądała ich i słuchała o nich. Jeśli nie była zadowolona z tego, co widziała i słyszała, mówiła do swoich tragarzy: „Idźcie dalej” i nie zwracano już uwagi na odrzuconych zalotników. Jeśli jednak księżniczka była zadowolona z któregoś z nich, miała rzucić na niego girlandę z kwiatów i ten miał zostać jej mężem.
Księżniczka kraju, do którego przybyli nasz król i Sannjāsin miała jedną z tych interesujących ceremonii. Była najpiękniejszą księżniczką na świecie, a mąż księżniczki miał zostać władcą królestwa po śmierci jej ojca. Ideą tej księżniczki było poślubienie najprzystojniejszego mężczyzny, ale nie mogła znaleźć odpowiedniego mężczyzny, który by ją zadowolił. Kilka razy już miały miejsce takie spotkania, ale księżniczka nie mogła wybrać męża. To spotkanie było najwspanialsze ze wszystkich; przybyło na nie więcej osób niż kiedykolwiek. Księżniczka weszła na tron, a tragarze nieśli ją z miejsca na miejsce. Zdawała się nie troszczyć o nikogo i wszyscy byli zawiedzeni, że to spotkanie również zakończy się niepowodzeniem. Właśnie wtedy pojawił się młody mężczyzna, Sannjāsin, przystojny, jakby słońce zstąpiło na ziemię i stanął w kącie zgromadzenia, obserwując, co się dzieje. Tron z księżniczką zbliżył się do niego, a gdy tylko zobaczyła pięknego Sannjāsina, zatrzymała się i zarzuciła na niego girlandę. Młody Sannjāsin chwycił girlandę i zrzucił ją, wykrzykując: „Co to za nonsens? Jestem Sannjāsinem. Cóż dla mnie znaczy małżeństwo?” Król tego kraju pomyślał, że być może ten człowiek jest biedny i dlatego nie odważył się poślubić księżniczki, i powiedział do niego: „Z moją córką dostaniesz pół mojego królestwa, a po mojej śmierci całe królestwo!” i ponownie załóż girlandę na Sannjāsina. Młodzieniec jeszcze raz ją odrzucił, mówiąc: „Bzdura! Nie chcę się żenić” i szybko oddalił się od zgromadzenia.
Teraz księżniczka tak bardzo zakochała się w tym młodym człowieku, że powiedziała: „Muszę poślubić tego mężczyznę, inaczej umrę”; i poszła za nim, aby go sprowadzić z powrotem. Wtedy nasz drugi Sannjāsin, który przyprowadził tam króla, powiedział do niego: „Królu, pójdźmy za tą parą”; więc szli za nimi, ale w znacznej odległości z tyłu. Młody Sannjāsin, który odmówił poślubienia księżniczki, maszerował przez wiele mil przez kraj. Kiedy przybył do lasu i wszedł do niego, księżniczka podążyła za nim, a pozostali dwaj poszli za nimi. Ale ten młody Sannjāsin był dobrze zaznajomiony z tym lasem i znał w nim wszystkie zawiłe ścieżki. Nagle przeszedł do jednej z nich i zniknął, a księżniczka nie mogła go znaleźć. Po długich próbach odnalezienia go usiadła pod drzewem i zaczęła płakać, bo nie wiedziała, jak się wydostać. Wtedy nasz król i drugi Sannjāsin podeszli do niej i powiedzieli: „Nie płacz; pokażemy ci drogę wyjścia z tego lasu, ale jest teraz za ciemno, abyśmy mogli ją znaleźć. Oto wielkie drzewo; odpocznij pod nim, a rano pójdziemy wcześnie i pokażemy ci drogę”.
Teraz, na tym drzewie, w gnieździe, mieszkał mały ptaszek, jego żona i troje małych dzieci. Ten mały ptaszek spojrzał w dół i zobaczył troje ludzi pod drzewem i powiedział do swojej żony: „Moja droga, co mamy robić? Oto jacyś goście są w domu, jest zima a my nie mamy ognia”. Odleciał więc i wziął w dziób trochę płonącego drewna opałowego i rzucił je przed gośćmi, do których oni dodali opału i rozpalili płonący ogień. Ale ptaszek nie był zadowolony. Ponownie powiedział do swojej żony: „Moja droga, co mamy robić? Ci ludzie nie mają nic do jedzenia, a są głodni. Jesteśmy gospodarzami; naszym obowiązkiem jest nakarmić każdego, kto przychodzi do domu. Muszę zrobić to, co mogę, dam im moje ciało”. Rzucił się więc w sam środek ognia i zginął. Goście widzieli, jak spada i próbowali go ratować, ale był dla nich za szybki.
Żona ptaszka zobaczyła, co zrobił jej mąż, i powiedziała: „Oto trzy osoby i tylko jeden ptaszek do zjedzenia. To nie wystarczy; moim obowiązkiem jako żony jest nie pozwolić, by wysiłek mojego męża poszedł na marne. niech posiądą i moje ciało”. Potem wpadła do ognia i spłonęła żywcem.
Wtedy trzy pisklęta, kiedy zobaczyły, co zaszło i że wciąż nie ma wystarczającej ilości jedzenia dla trojga gości, powiedziały: „Nasi rodzice zrobili, co mogli, ale nadal to nie wystarczy. Naszym obowiązkiem jest kontynuować dzieło naszych rodziców; niech i nasze ciała przeminą”. I wszystkie też rzuciły się w ogień.
Zdumieni tym, co zobaczyli, troje ludzi nie mogli oczywiście zjeść tych ptaków. Spędzili noc bez jedzenia, a rano król i Sannjāsin wskazali księżniczce drogę, a ona wróciła do ojca.
Wtedy Sannjāsin powiedział do króla: „Królu, widziałeś, że każdy jest wielki na swoim miejscu. Jeśli chcesz żyć na świecie, żyj jak te ptaki, gotowe w każdej chwili poświęcić się dla innych. Jeśli chcesz wyrzec się świata, bądź jak ten młodzieniec, dla którego najpiękniejsza kobieta i królestwo były niczym. Jeśli chcesz być gospodarzem, traktuj swoje życie jako ofiarę dla dobra innych, a jeśli wybierzesz życie w wyrzeczeniu nawet nie patrz na piękno, pieniądze i władzę. Każdy jest wielki na swoim miejscu, ale obowiązek jednego nie jest obowiązkiem drugiego.”