(Przemówienie w Los Angeles, Kalifornia, 4 stycznia 1900 r.)
Jedną z największych lekcji, jakich nauczyłem się w życiu, jest zwracanie takiej samej uwagi na środki pracy, jak i na jej cel. Ten, od którego się tego nauczyłem był wielkim człowiekiem, a jego własne życie było praktyczną demonstracją tej wielkiej zasady. Zawsze wyciągałem wielkie lekcje z tej jednej zasady i wydaje mi się, że tkwi w niej cała tajemnica sukcesu; zwracać tyle samo uwagi na środki, co na cel.
Naszą wielką wadą życiową jest to, że tak bardzo pociąga nas ideał, cel jest o wiele bardziej czarujący, o wiele bardziej pociągający, o wiele większy w naszym mentalnym horyzoncie, że całkowicie tracimy z oczu szczegóły.
Ale kiedy przychodzi niepowodzenie, jeśli przeanalizujemy je krytycznie, w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przypadków okaże się, że stało się tak dlatego, że nie zwróciliśmy uwagi na środki. Właściwa dbałość o wykończenie, wzmocnienie środków jest tym, czego potrzebujemy. Mając odpowiednie środki, koniec musi nadejść. Zapominamy, że to przyczyna wywołuje skutek; efekt nie może przyjść sam; i jeśli przyczyny nie są dokładne, właściwe i potężne, skutek nie zostanie wywołany. Po wybraniu ideału i określeniu środków, możemy niemal odpuścić ideał, ponieważ jesteśmy pewni, że będzie tam, gdy środki zostaną udoskonalone. Gdy istnieje przyczyna, nie ma już trudności ze skutkiem, skutek na pewno nadejdzie. Jeśli zadbamy o przyczynę, skutek sam zadba o swe spełnienie. Efektem jest urzeczywistnienie ideału. Środki są przyczyną: zwracanie uwagi na środki jest zatem wielką tajemnicą życia. Czytamy to również w Gicie i dowiadujemy się, że musimy pracować, stale pracować ze wszystkich sił; włożyć cały nasz umysł w pracę, którą wykonujemy, jakakolwiek by ona nie była. Jednocześnie nie wolno nam się przywiązywać. To znaczy, że nic innego nie może nas odciągać od dzieła; mimo to musimy mieć możliwość rzucenia pracy w dowolnym momencie.
Jeśli przyjrzymy się własnemu życiu, stwierdzimy, że największą przyczyną smutku jest to, że podejmujemy się czegoś i poświęcamy temu całą naszą energię – być może okazuje się to porażką, a jednak nie możemy z tego zrezygnować. Wiemy, że to nas rani, że dalsze lgnięcie do tego sprowadza na nas nieszczęście; mimo to nie możemy się od tego oderwać. Pszczoła przyszła napić się miodu, ale jej nóżki przywarły do garnka z miodem i nie mogła uciec. Raz za razem znajdujemy się w tym stanie. Oto cała tajemnica istnienia. Dlaczego tu jesteśmy? Przyszliśmy tutaj, aby popijać miód, a okazuje się, że nasze ręce i stopy przyklejają się do niego. Zostaliśmy złapani, chociaż przyszliśmy złapać. Przyszliśmy się cieszyć; cieszą się nami. Przyszliśmy rządzić; jesteśmy rządzeni. Przyszliśmy do pracy; pracują nad nami. Cały czas to odkrywamy. I dotyczy to każdego szczegółu naszego życia. Pracują nad nami inne umysły i zawsze walczymy, aby pracować nad innymi umysłami. Chcemy cieszyć się przyjemnościami życia; a wżerają się one w nasze organy. Chcemy uzyskać wszystko od natury, ale na dłuższą metę okazuje się, że natura odbiera nam wszystko – wyczerpuje nas i odrzuca na bok.
Gdyby nie to, życie byłoby pełne słońca. Nieważne! Ze wszystkimi niepowodzeniami i sukcesami, ze wszystkimi radościami i smutkami, może to być jedna seria słonecznych dni, jeśli tylko nie damy się złapać.
To jest jedyna przyczyna nieszczęścia: jesteśmy przywiązani, jesteśmy złapani. Dlatego Gita mówi: Pracuj nieustannie; pracuj, ale nie być przywiązanym; nie daj się złapać. Zachowaj dla siebie moc oderwania się od wszystkiego, jakkolwiek kochanego, jakkolwiek dusza by za tym tęskniła, jakkolwiek wielkie boleści odczuwasz, gdybyś chciał to opuścić; mimo to zastrzegaj sobie możliwość opuszczenia tego kiedy tylko zechcesz. Słabi nie mają tu miejsca, ani w tym życiu, ani w żadnym innym. Słabość prowadzi do niewoli. Słabość prowadzi do wszelkiego rodzaju nieszczęść, fizycznych i psychicznych. Słabość to śmierć. Otaczają nas setki tysięcy drobnoustrojów, ale nie mogą nam zaszkodzić, dopóki nie staniemy się słabi, dopóki organizm nie będzie gotowy i predysponowany do ich przyjęcia. Wokół nas może krążyć milion mikrobów nieszczęścia. Nieważne! Nie śmieją się do nas zbliżyć, nie mają siły, by nas zatrzymać, dopóki umysł nie osłabnie. To jest wielki fakt: siła jest życiem, słabość jest śmiercią. Siła to szczęście, życie wieczne, nieśmiertelne; słabość to ciągłe napięcie i nieszczęście: słabość to śmierć.
Przywiązanie jest teraz źródłem wszystkich naszych przyjemności. Jesteśmy przywiązani do naszych przyjaciół, do naszych krewnych; jesteśmy przywiązani do naszych prac intelektualnych i duchowych; jesteśmy przywiązani do przedmiotów zewnętrznych, aby czerpać z nich przyjemność. Co znowu sprowadza nieszczęście, jeśli nie to samo przywiązanie? Musimy się odłączyć, aby zasłużyć na radość. Gdybyśmy tylko mieli moc samodzielnego odłączenia się, nie byłoby żadnej nędzy. Tylko ten człowiek będzie w stanie wydobyć z natury to, co najlepsze, kto mając moc przywiązania się do rzeczy z całą swoją energią, ma również moc odwiązania się, kiedy powinien to zrobić. Trudność polega na tym, że siła przywiązania musi być równie duża, jak siła nieprzywiązania. Są ludzie, których nigdy nic nie pociąga. Nigdy nie potrafią kochać, są nieczuli i apatyczni; unikają większości nieszczęść życia. Ale ściana nigdy nie odczuwa nieszczęścia, ściana nigdy nie kocha, nigdy nie jest zraniona; ale w końcu to ściana. Z pewnością lepiej być przywiązanym i złapanym, niż być ścianą. Dlatego człowiek, który nigdy nie kocha, który jest twardy i kamienny, uciekając przed większością nieszczęść życia uciekają także jego radości. Nie chcemy tego. To jest słabość, to jest śmierć. Ta dusza nie została przebudzona, która nigdy nie odczuwa słabości, nigdy nie odczuwa nieszczęścia. To jest bezduszny stan. Nie chcemy tego.
Jednocześnie pragniemy nie tylko tej potężnej mocy miłości, tej potężnej siły przywiązania, mocy rzucenia całej duszy na jeden przedmiot, zatracenia się i poddania się niejako unicestwieniu za inne dusze – co jest mocą bogów – ale my chcemy być nawet wyżej od bogów. Doskonały człowiek może skierować całą swoją duszę na ten jeden punkt miłości, a mimo to nie jest przywiązany. Jak to się dzieje? Jest jeszcze jeden sekret do odkrycia.
Żebrak nigdy nie jest szczęśliwy. Żebrak dostaje tylko datek z kryjącymi się za nim litością i pogardą, a przynajmniej z myślą, że żebrak jest obiektem niskim. Nigdy nie cieszy się tym, co dostaje.
Wszyscy jesteśmy żebrakami. Cokolwiek zrobimy, chcemy coś w zamian. Wszyscy jesteśmy handlarzami. Jesteśmy handlarzami w życiu, jesteśmy handlarzami w cnotach, jesteśmy handlarzami w religii. I niestety! jesteśmy również handlarzami w miłości.
Jeśli przychodzisz by handlować, jeśli jest to kwestia dawania i brania, jeśli jest to kwestia kupna i sprzedaży, przestrzegaj praw kupna i sprzedaży. Jest zły czas i jest dobry czas; następuje wzrost i spadek cen: zawsze oczekujesz nadejścia ciosu. To jest jak patrzenie w lustra. Twoja twarz się odbija: robisz grymas – taki jest w lustrze; jeśli się śmiejesz, śmieje się lustro. To kupowanie i sprzedawanie, dawanie i branie.
Zostajemy złapani. Jak? Nie przez to, co dajemy, ale przez to, czego oczekujemy. Dostajemy nieszczęście w zamian za naszą miłość; nie z faktu, że kochamy, ale z faktu, że chcemy miłości w zamian. Nie ma nędzy tam, gdzie nie ma niedostatku. Pragnienie, pragnienie jest ojcem wszelkiego nieszczęścia. Pragnienia podlegają prawom sukcesu i porażki. Pragnienia muszą przynosić nieszczęście.
Wielka tajemnica prawdziwego sukcesu, prawdziwego szczęścia polega zatem na tym, że człowiek, który nie prosi o nic w zamian, człowiek całkowicie bezinteresowny, odnosi największe sukcesy. Wydaje się, że to paradoks. Czy nie wiemy, że każdy człowiek bezinteresowny w życiu zostaje oszukany, zraniony? Najwyraźniej tak. „Chrystus był bezinteresowny, a jednak został ukrzyżowany”. To prawda, ale wiemy, że jego bezinteresowność jest powodem, przyczyną wielkiego zwycięstwa – ukoronowania milionów istnień błogosławieństwami prawdziwego sukcesu.
O nic nie pytaj; nie chciej nic w zamian. Daj to, co masz do dania; wróci do ciebie – ale nie myśl o tym teraz, wróci pomnożone tysiąckrotnie – ale uwaga nie może być na tym skupiona. Jednak miej moc dawania: dawaj i na tym niech się kończy. Naucz się, że całe życie jest dawaniem, że natura zmusi cię do dawania. Więc dawaj dobrowolnie. Prędzej czy później będziesz musiał się poddać. Przychodzisz do życia, aby gromadzić. Z zaciśniętymi rękoma chcesz wziąć. Ale natura kładzie rękę na gardle i sprawia, że ręce się otwierają. Czy tego chcesz, czy nie, musisz dawać. W chwili, gdy powiesz „nie zrobię tego”, nadchodzi cios; jesteś ranny. Każdy na dłuższą metę będzie zmuszony zrezygnować ze wszystkiego. A im bardziej ktoś walczy z tym prawem, tym bardziej czuje się nieszczęśliwy. To dlatego, że nie ośmielamy się dawać, ponieważ nie jesteśmy wystarczająco zrezygnowani, aby przystać na to wielkie żądanie natury, jesteśmy nieszczęśliwi. Lasu nie ma, ale w zamian otrzymujemy ciepło. Słońce pobiera wodę z oceanu i zwraca ją w postaci ulewy. Jesteś maszyną do brania i dawania: bierzesz, aby dawać. Nie żądaj więc niczego w zamian; ale im więcej dajesz, tym więcej przyjdzie do ciebie. Im szybciej usuniesz powietrze z tego pomieszczenia, tym szybciej zostanie ono napełnione powietrzem zewnętrznym; a jeśli zamkniesz wszystkie drzwi i każdy otwór, to, co jest wewnątrz, pozostanie, ale to, co jest na zewnątrz, nigdy nie wejdzie, zaś to, co jest wewnątrz, ulegnie stagnacji, zdegeneruje się i zostanie zatrute. Rzeka nieustannie opróżnia się do oceanu i ciągle się napełnia. Nie blokuj ujścia do oceanu. W chwili, gdy to zrobisz, dosięgnie cię śmierć.
Nie bądź więc żebrakiem; być nieprzywiązany. To najstraszniejsze zadanie w życiu! Nie obliczasz niebezpieczeństw na ścieżce. Nawet intelektualnie rozpoznając trudności, tak naprawdę nie znamy ich, dopóki ich nie poczujemy. Z daleka możemy mieć ogólny widok na park: no i co z tego? Czujemy i naprawdę to znamy go, kiedy w nim jesteśmy. Nawet jeśli każda nasza próba kończy się niepowodzeniem, a my krwawimy i jesteśmy rozdarci, to mimo wszystko musimy zachować nasze serce – musimy potwierdzić naszą Boskość pośród wszystkich tych trudności. Natura chce, żebyśmy reagowali, oddawali cios za cios, oszukiwanie za oszukiwanie, kłamstwo za kłamstwo, abyśmy oddawali z całej siły. Potrzebna jest wtedy nadboska moc, aby nie oddawać ciosów, zachować kontrolę, być niezależnym.
Każdego dnia odnawiamy naszą determinację, by być wolnym od przywiązań. Odwracamy wzrok i patrzymy na przeszłe obiekty naszej miłości i przywiązania, i czujemy, jak każdy z nich czynił nas nieszczęśliwymi. Zeszliśmy w otchłań przygnębienia z powodu naszej „miłości”! Staliśmy się zwykłymi niewolnikami w rękach innych, ciągnięto nas w dół i w dół! I podejmujemy nowe postanowienie: „Odtąd będę panem samego siebie; odtąd będę panował nad sobą”. Ale nadchodzi czas i znowu ta sama historia! Znów dusza zostaje złapana i nie może się wydostać. Ptak jest w sieci, walczy i trzepocze. To jest nasze życie.
Znam trudności. Są ogromne i dziewięćdziesiąt procent z nas zniechęca się i traci serce, a z kolei często staje się pesymistami i przestaje wierzyć w szczerość, miłość i wszystko, co wielkie i szlachetne. Spotykamy więc ludzi, którzy w świeżości swojego życia byli przebaczający, mili, prości i niewinni, a na starość stają się kłamliwymi maskami ludzi. Ich umysły to masa zawiłości. Możliwe, że istnieje sporo polityki zewnętrznej. Nie są porywczy, nie mówią, ale byłoby dla nich lepiej gdyby tak robili; ich serca są martwe i dlatego nie mówią. Nie przeklinają, nie wpadają w złość; ale byłoby dla nich lepiej, gdyby umieli się złościć, tysiąc razy lepiej, gdyby umieli przeklinać. Oni nie mogą. W sercu jest śmierć, bo chwyciły je zimne ręce i nie może już działać, nawet rzucić przekleństwa, nawet użyć ostrego słowa.
Tego wszystkiego musimy unikać: dlatego mówię, potrzebujemy nadboskiej mocy. Nadludzka moc nie jest wystarczająco silna. Nadboska siła jest jedynym wyjściem, jedyną drogą na zewnątrz. Tylko dzięki niej możemy przejść przez wszystkie te zawiłości, przez te deszcze nieszczęść bez szwanku. Możemy być porąbani na kawałki, rozerwani na strzępy, ale nasze serca muszą stawać się szlachetniejsze przez cały czas.
Jest to bardzo trudne, ale możemy przezwyciężyć trudności poprzez ciągłą praktykę. Musimy nauczyć się, że nic nie może nam się przytrafić, jeśli nie stajemy się na to podatni. Właśnie powiedziałem, że żadna choroba nie może mnie dotknąć, dopóki ciało nie będzie gotowe; zależy nie tylko od zarazków, ale od pewnych predyspozycji, które już są w ciele. Dostajemy tylko to, do czego jesteśmy przystosowani. Porzućmy naszą dumę i zrozummy, że nędza nigdy nie jest niezasłużona. Nigdy nie było ciosu niezasłużonego: nigdy nie było zła, któremu nie utorowałbym drogi własnymi rękami. Powinniśmy to wiedzieć. Przeanalizujcie siebie, a przekonacie się, że każdy cios, który otrzymaliście, przyszedł do was, ponieważ przygotowaliście się na niego. Ty zrobiłeś połowę, a świat zewnętrzny zrobił drugą połowę: tak nadszedł cios. To nas otrzeźwi. Jednocześnie z tej właśnie analizy wyniknie nuta nadziei, a nuta nadziei brzmi: „Nie mam kontroli nad światem zewnętrznym, ale to, co jest we mnie i jest mi bliższe, mój własny świat, jest w mojej kontroli. Jeśli oba razem są potrzebne do porażki, jeśli oba razem są konieczne, aby zadać mi cios, nie dam tego, który jest w moim posiadaniu, więc jak wtedy może nadejść cios? Jeśli uzyskam prawdziwą kontrolę nad sobą, cios nigdy nie nadejdzie”.
Cały czas, od dzieciństwa, próbujemy zrzucić winę na coś poza nami. Zawsze stajemy w obronie innych ludzi, a nie siebie. Jeśli jesteśmy nieszczęśliwi, mówimy: „Och, świat jest światem diabła”. Przeklinamy innych i mówimy: „Co za zauroczeni głupcy!” Ale dlaczego mielibyśmy być w takim świecie, skoro naprawdę jesteśmy tacy dobrzy? Jeśli to jest świat diabła, my też musimy być diabłami; po co jeszcze mielibyśmy tu być? „Och, ludzie na świecie są tacy samolubni!” To prawda; ale dlaczego mielibyśmy znaleźć się w tym towarzystwie, skoro jesteśmy lepsi? Pomyśl tylko o tym.
Dostajemy tylko to, na co zasłużyliśmy. To kłamstwo, kiedy mówimy, że świat jest zły, a my jesteśmy dobrzy. Nigdy tak nie może być. To straszne kłamstwo, które sobie wmawiamy.
Oto pierwsza lekcja, której należy się nauczyć: bądź zdecydowany nie przeklinać nikogo na zewnątrz, nie obwiniaj nikogo na zewnątrz, ale bądź mężczyzną, wstań i zrzuć winę na siebie. Przekonasz się, że to zawsze prawda. Weź się w garść.
Czy to nie wstyd, że w jednej chwili tak dużo mówimy o naszym człowieczeństwie, o tym, że jesteśmy bogami – że wiemy wszystko, wszystko możemy, jesteśmy nienaganni, bez skazy, najbardziej altruistyczni ludzie na świecie; a za chwilę rani nas mały kamyk, rani nas odrobina gniewu małego Jacka – każdy głupiec na ulicy unieszczęśliwia „tych bogów”! Czy tak powinno być, skoro jesteśmy takimi bogami? Czy to prawda, że świat jest temu winny? Czy Bóg, który jest najczystszą i najszlachetniejszą z dusz, mógł być unieszczęśliwiony przez nasze sztuczki? Jeśli jesteś tak bezinteresowny, jesteś jak Bóg. Jaki świat może cię skrzywdzić? Przeszedłbyś przez siódme piekło bez szwanku, nietknięty. Ale sam fakt, że narzekasz i chcesz zrzucić winę na świat zewnętrzny, pokazuje, że czujesz świat zewnętrzny – sam fakt, że czujesz, pokazuje, że nie jesteś tym, za kogo się podajesz. Powiększasz tylko swoją obrazę, nakładając nieszczęście na nieszczęście, wyobrażając sobie, że świat zewnętrzny cię rani i wołając: „Och, ten diabelski świat! Ten człowiek mnie rani, ten człowiek mnie rani!” i tak dalej. Dodaje to kłamstwa do nieszczęścia. Mamy troszczyć się o siebie – tyle możemy zrobić – i na jakiś czas zrezygnować z zajmowania się innymi. Udoskonalmy środki; koniec sam o siebie zadba. Bo świat może być dobry i czysty, tylko jeśli nasze życie jest dobre i czyste. To jest efekt, a my jesteśmy środkiem. Dlatego oczyśćmy się. Uczyńmy siebie doskonałymi.