(Wygłoszone w Victoria Hall, Madras)
Ponieważ pewnego dnia nie mogliśmy kontynuować z powodu tłumu, skorzystam z okazji, aby podziękować mieszkańcom Madrasu za jednolitą życzliwość, jaką otrzymałem z ich rąk. Nie wiem, jak lepiej wyrazić moją wdzięczność za piękne słowa, które zostały wypowiedziane w przemówieniach, niż modląc się do Pana, aby uczynił mnie godnym tych życzliwych i wielkodusznych wyrażeń i bym pracował całe życie dla sprawy naszej religii i służył naszej ojczyźnie; i niech Pan uczyni mnie ich godnym.
Przy wszystkich moich wadach myślę, że mam trochę śmiałości. Miałem przesłanie z Indii do Zachodu i odważnie przekazałem je narodom amerykańskim i angielskim. Zanim przejdę do tematu dzisiejszego dnia, chcę skierować do was wszystkich kilka śmiałych słów. Wokół mnie narastały pewne okoliczności, które miały tendencję do udaremniania moich działań, przeciwstawiania się mojemu postępowi i niszczenia mnie, gdy tylko mogły. Dzięki Bogu zawiodły, ponieważ takie próby zawsze kończą się niepowodzeniem. Ale przez ostatnie trzy lata było pewne nieporozumienie i tak długo, jak byłem w obcych krajach, milczałem i nie odezwałem się nawet słowem; ale teraz, stojąc na ziemi mojej ojczyzny, chcę udzielić kilka słów wyjaśnienia. Nie żebym dbał o to, jaki będzie skutek tych słów – nie żebym dbał o to, jakie uczucia wywołam w was tymi słowami. Mało mnie to obchodzi, bo jestem tym samym Sannjāsinem, który przybył do waszego miasta cztery lata temu z tą laską i Kamandalu; ten sam szeroki świat jest przede mną. Bez dalszego wstępu pozwólcie, że zacznę.
Przede wszystkim muszę powiedzieć kilka słów o Towarzystwie Teozoficznym. Jest rzeczą oczywistą, że Towarzystwo wykonało pewną ilość dobrej pracy dla Indii; jako taki każdy Hindus jest mu wdzięczny, a zwłaszcza pani Besant; bo choć wiem o niej bardzo mało, to jednak to, co wiem, zrobiło na mnie wrażenie ideą, że jest ona szczerą sympatyczką naszej ojczyzny i że robi wszystko, co w jej mocy, aby podnieść nasz kraj. Za to wieczna wdzięczność każdego prawdziwie urodzonego Hindusa należy do niej, a wszelkie błogosławieństwa niech spoczywają na niej na wieki. Ale to jedna rzecz, a przystąpienie do Towarzystwa Teozofów to drugie. Szacunek, docenienie i miłość to jedno, a przełykanie wszystkiego, co ktoś ma do powiedzenia, bez rozumowania, bez krytykowania, bez analizowania, to coś zupełnie innego. Krążą pogłoski, że teozofowie pomogli moim małym osiągnięciom w Ameryce i Anglii. Muszę wam wyraźnie powiedzieć, że każde słowo jest błędne, każde słowo jest nieprawdziwe. Słyszymy tak wiele na tym świecie gadaniny o liberalnych ideach i sympatii dla odmiennych opinii. To bardzo dobrze, ale w rzeczywistości okazuje się, że jeden sympatyzuje z drugim tylko tak długo, jak długo drugi wierzy we wszystko, co ten pierwszy ma do powiedzenia, ale gdy tylko odważy się zaprzeczyć, sympatia znika, miłość znika. Znów są inni, którzy mają własne mocne opinie, a jeśli coś powstaje w kraju, co stoi na drodze ich opiniom, ich serca płoną, wychodzi z nich wielka ilość nienawiści i nie wiedzą, co robić. Jaką krzywdę wyrządza chrześcijańskiemu misjonarzowi fakt, że Hindusi próbują oczyścić swoje domy? Jaką szkodę wyrządzi to Brāhmo Samādź i innym organom reformatorskim to, że Hindusi starają się zreformować samych siebie? Dlaczego mają stawać w opozycji? Dlaczego mieliby być największymi wrogami tych ruchów? Dlaczego? – Pytam. Wydaje mi się, że ich nienawiść i zazdrość są tak gorzkie, że nie można ich zapytać ani dlaczego ani jak.
Cztery lata temu, kiedy ja, biedny, nieznany, pozbawiony przyjaciół Sannjasin, jechałem do Ameryki, udając się za wody do Ameryki nie mając tam żadnych przyjaciół i nie będąc nikomu polecony, odwiedziłem przywódcę Towarzystwa Teozoficznego. Oczywiście pomyślałem, że jako Amerykanin i miłośnik Indii może da mi list polecający do kogoś tam. Zapytał mnie: „Czy dołączysz do mojego Towarzystwa?”. „Nie”, odpowiedziałem, „Jak bym mógł? Nie wierzę w większość waszych doktryn”. „W takim razie przepraszam, nie mogę nic dla ciebie zrobić” – odpowiedział. To nie otwierało mi drogi. Do Ameryki dotarłem, jak wiecie, dzięki pomocy kilku przyjaciół z Madrasu. Większość z nich jest tutaj obecna. Brakuje tylko jednego, sędziego Subramania Ijera, któremu należy się moja najgłębsza wdzięczność. Ma intuicję geniusza i jest jednym z najwierniejszych przyjaciół, jakich mam w tym życiu, prawdziwym przyjacielem, prawdziwym dzieckiem Indii. Przybyłem do Ameryki na kilka miesięcy przed rozpoczęciem Parlamentu Religii. Pieniędzy, które miałem przy sobie, było niewiele i wkrótce zostały wydane. Zbliżała się zima, a ja miałam tylko cienkie letnie ubrania. Nie wiedziałem, co robić w tym zimnym, ponurym klimacie, bo gdybym poszedł żebrać na ulicy, skończyłoby się to tym, że trafiłbym do więzienia. Byłem tam z ostatnimi kilkoma dolarami w kieszeni. Wysłałem telegram do moich przyjaciół w Madrasie. Dowiedzieli się o tym Teozofowie, a jeden z nich napisał: „Teraz diabeł umrze; niech Bóg błogosławi nas wszystkich”. Czy to utorowało mi drogę? Nie wspominałbym o tym teraz; ale ponieważ moi rodacy pragnęli to wiedzieć, musi to wyjść na jaw. Od trzech lat nie mówiłem o tych rzeczach; cisza była moim mottem; ale dziś sprawa wyszła na jaw. To nie wszystko. Spotkałem kilku Teozofów w Parlamencie Religii i chciałem z nimi rozmawiać i zapoznać się. Pamiętam pogardę, która malowała się na ich twarzach, jakby pytali: „Jaki interes ma robak przebywać tutaj pośród bogów?” Po zdobyciu imienia i sławy w Parlamencie Religii spadła na mnie ogromna praca; ale na każdym kroku teozofowie próbowali mnie zakrzyczeć. Doradzono Teozofom, aby nie przychodzili i nie słuchali moich wykładów, gdyż w ten sposób straciliby wszelką sympatię Towarzystwa, ponieważ prawa sekcji ezoterycznej głoszą, że każdy, kto dołącza do tej sekcji ezoterycznej, powinien otrzymać instrukcje od Kuthumi i Morji, oczywiście poprzez ich widocznych przedstawicieli – pana Judge’a i panią Besant – tak więc wstąpienie do sekcji ezoterycznej oznacza rezygnację z własnej niezależności. Z pewnością nie mógłbym zrobić czegoś takiego, ani też nie mógłbym nazwać Hindusem żadnego człowieka, który by coś takiego zrobił. Miałem wielki szacunek dla Pana Judge’a. Był człowiekiem godnym, otwartym, uczciwym, prostym i najlepszym przedstawicielem, jakiego kiedykolwiek mieli Teozofowie. Nie mam prawa krytykować sporu między nim a panią Besant, kiedy każdy twierdzi, że jego lub jej Mahātmā ma rację. A dziwne jest to, że oboje roszczą sobie prawo do tego samego Mahatmy. Bóg zna prawdę: On jest Sędzią i nikt nie ma prawa osądzać, gdy waga jest równa. W ten sposób przygotowali mi drogę w całej Ameryce!
Dołączyli do drugiej opozycji – chrześcijańskich misjonarzy. Nie można sobie wyobrazić ani jednego czarnego kłamstwa, którego ci ostatni nie wymyślili przeciwko mnie. Oczerniali mój charakter od miasta do miasta, biednego i pozbawionego przyjaciół, chociaż byłem w obcym kraju. Próbowali mnie wyrzucić z każdego domu i każdego człowieka, który stał się moim przyjacielem, uczynić wrogiem. Próbowali mnie zagłodzić; i przykro mi to mówić, że jeden z moich rodaków brał w tym udział przeciwko mnie. Jest liderem partii reformatorskiej w Indiach. Ten dżentelmen codziennie oświadcza: „Chrystus przybył do Indii”. Czy w ten sposób Chrystus ma przybyć do Indii? Czy to jest sposób na zreformowanie Indii? A tego pana znałem od dzieciństwa; był jednym z moich najlepszych przyjaciół; kiedy go zobaczyłem – dawno nie spotkałem żadnego z moich rodaków – bardzo się ucieszyłem i tak mnie potraktował. W dniu, w którym parlament mnie dopingował, w dniu, w którym stałem się popularny w Chicago, od tego dnia jego ton się zmienił; i w podstępny sposób próbował zrobić wszystko, aby mnie zranić. Czy w ten sposób Chrystus przybędzie do Indii? Czy to jest lekcja, której nauczył się po dwudziestu latach siedzenia u stóp Chrystusa? Nasi wielcy reformatorzy oświadczają, że Chrześcijaństwo i chrześcijańska potęga podniosą naród indyjski. Czy to jest sposób na zrobienie tego? Z pewnością, jeśli ten dżentelmen jest tego ilustracją, nie wygląda to zbyt obiecująco.
Jeszcze słowo: przeczytałem w organie reformatorów społecznych, że nazywają mnie Śudrą i kwestionują jakie prawo ma Śudra do zostania Sannjasinem. Na co odpowiadam: śledzę moje pochodzenie od tego, u którego stóp każdy Bramin składa kwiaty, gdy wypowiada słowa यमाय धर्मराजाय चित्रगुप्ताय वै नमः – i którego potomkowie są najczystszymi z Kszatrijów. Jeśli wierzycie w waszą mitologię lub w wasze pisma Paurānika, niech ci tak zwani reformatorzy wiedzą, że moja kasta, poza innymi służbami w przeszłości, przez wieki rządziła połową Indii. Jeśli moja kasta zostanie pominięta, co pozostanie z dzisiejszej cywilizacji Indii? Tylko w Bengalu moja krew dała im największego filozofa, największego poetę, największego historyka, największego archeologa, największego kaznodzieję religijnego; moja krew zapewniła Indiom najwspanialszych ze współczesnych naukowców. Ci przeciwnicy powinni byli znać trochę naszą własną historię, studiować nasze trzy kasty i dowiedzieć się, że Bramini, Kszatrijowie i Wajśjowie mają równe prawo do bycia Sannjasinami: Traiwarnikowie mają równe prawa do Wed. To tylko tak przy okazji. Odniosłem się tylko do tego, ale wcale nie czuję się urażony, jeśli nazywają mnie Śudrą. To będzie małe zadośćuczynienie za tyranię moich przodków nad biednymi. Jeśli jestem Pariasem, będę tym bardziej zadowolony, gdyż jestem uczniem człowieka, który – Bramin Braminów – chciał oczyścić dom Pariasa. Oczywiście Parias mu nie pozwolił; jak mógł pozwolić temu Braminowi Sannjasinowi przyjść i oczyścić jego dom! I ten człowiek obudził się w środku nocy, wszedł potajemnie do domu tego Pariasa, oczyścił latrynę i swoimi długimi włosami wytarł to miejsce, i czynił to dzień po dniu aby stać się sługą wszystkich. Noszę stopy tego człowieka na mojej głowie; on jest moim bohaterem; życie tego bohatera postaram się naśladować. Będąc sługą wszystkich, Hindus stara się podnieść samego siebie. W ten sposób Hindusi powinni podnosić masy, a nie szukać obcych wpływów. Dwadzieścia lat zachodniej cywilizacji przywodzi mi na myśl przykład człowieka, który chce zagłodzić własnego przyjaciela w obcym kraju, tylko dlatego, że ten przyjaciel jest popularny, po prostu dlatego, że myśli, że ten człowiek stoi mu na drodze do zarobienia pieniędzy. A druga jest ilustracją tego, co sam autentyczny, ortodoksyjny Hinduizm zrobi w domu. Niech którykolwiek z naszych reformatorów wydobędzie to życie, gotowy służyć nawet Pariasowi, a wtedy usiądę u jego stóp i będę się uczył, a nie wcześniej. Jedna uncja praktyki jest warta dwudziestu tysięcy ton gadania.
Teraz przychodzę do stowarzyszeń reformatorskich w Madrasie. Byli dla mnie bardzo mili. Wypowiadali się do mnie dobrymi słowami i zwrócili uwagę, z czym szczerze się z nimi zgadzam, że istnieje różnica między reformatorami z Bengalu i z Madrasu. Wielu z was pamięta to, co bardzo często wam mówiłem, że Madras jest teraz w bardzo pięknym stanie. Nie wszedł w grę akcji i reakcji, tak jak zrobił to Bengal. Tutaj przez cały czas jest stały i powolny postęp; tutaj jest wzrost, a nie reakcja. W wielu przypadkach, do pewnego stopnia, następuje przebudzenie w Bengalu; ale w Madrasie to nie jest przebudzenie, to wzrost, naturalny wzrost. W związku z tym całkowicie zgadzam się z tym, co reformatorzy wskazują jako różnicę między tymi dwoma narodami; ale jest jedna różnica, której oni nie rozumieją. Obawiam się, że niektóre z tych stowarzyszeń próbują mnie zastraszyć, abym do nich dołączył. To dziwna rzecz, że próbują. Człowieka, który przez czternaście lat swojego życia stykał się twarzą w twarz z głodem, który nie wiedział, gdzie następnego dnia dostanie posiłek i gdzie będzie spał, nie da się tak łatwo zastraszyć. Człowieka prawie nagiego, który odważył się mieszkać tam, gdzie termometr wskazywał trzydzieści stopni poniżej zera, nie wiedząc, skąd będzie następny posiłek, nie da się tak łatwo zastraszyć w Indiach. To jest pierwsza rzecz, którą im powiem – mam trochę własnej woli. Mam też swoje małe doświadczenie; i mam orędzie dla świata, które przekażę bez lęku i bez troski o przyszłość. Reformatorom zwrócę uwagę, że jestem większym reformatorem niż którykolwiek z nich. Oni chcą zreformować tylko małe kawałki. Ja chcę gruntownej reformy. Różnimy się w metodzie. Ich jest metoda niszczenia, moja jest metoda budowania. Nie wierzę w reformę; wierzę we wzrost. Nie odważę się postawić siebie na miejscu Boga i dyktować naszemu społeczeństwu: „W tę stronę powinniście się poruszyć, a nie tam”. Po prostu chcę być jak wiewiórka w trakcie budowy mostu Rāmy, która z zadowoleniem umieściła na moście swoją małą porcję piasku. To jest moje stanowisko. Ta wspaniała machina narodowa pracowała przez wieki, płynie przed nami ta wspaniała rzeka życia narodowego. Kto wie i kto odważy się powiedzieć, czy to jest dobre i jak się ona ma poruszać? Tysiące okoliczności tłoczą się wokół niej dając jej szczególny impuls, sprawiając, że raz staje się ospała, a innym razem szybsza. Kto odważy się sterować jej ruchem? Nasza jest tylko praca, jak mówi Gita, bez szukania rezultatów. Karmić życie narodowe paliwem, którego potrzebuje, ale wzrost jest jego własnym; nikt nie może dyktować jego wzrostu. Zło jest obfite w naszym społeczeństwie, ale zło jest również w każdym innym społeczeństwie. Tutaj ziemia jest czasami nasiąknięta łzami wdów; tam na Zachodzie powietrze jest rozdarte od westchnień niezamężnych. Tutaj ubóstwo jest wielką zmorą życia; tam znużenie życiem w luksusie jest wielką zgubą, która spada na rasę. Tutaj ludzie chcą popełnić samobójstwo, bo nie mają co jeść; tam popełniają samobójstwo, bo mają zbyt dużo jedzenia. Zło jest wszędzie; ono jest jak przewlekły reumatyzm. Przegoń je ze stopy to pójdzie do głowy; wypędź je stamtąd, pójdzie gdzie indziej. Chodzi o przeganianie go z miejsca na miejsce; to wszystko. Tak, dzieci, próba zaradzenia złu nie jest właściwą drogą. Nasza filozofia uczy, że zło i dobro są wiecznie złączone, awers i rewers tej samej monety. Jeśli masz jedno, musisz mieć drugie; fala w oceanie powstaje kosztem zagłębienia w innym miejscu. Nie, każde życie jest złe. Żaden oddech nie może być wzięty bez zabicia kogoś innego; nie można zjeść ani kawałka jedzenia, nie pozbawiając go kogoś. Takie jest prawo; taka jest filozofia. Dlatego jedyne, co możemy zrobić, to zrozumieć, że cała ta praca przeciwko złu jest bardziej subiektywna niż obiektywna. Praca przeciwko złu jest bardziej edukacyjna niż faktyczna, bez względu na to, jak duża może być. Taka przede wszystkim jest idea pracy przeciwko złu; i powinno nas to uspokoić, powinno usunąć fanatyzm z naszej krwi. Historia świata uczy nas, że wszędzie tam, gdzie miały miejsce fanatyczne reformy, jedynym ich skutkiem było obalenie ich własnych celów. Nie można sobie wyobrazić większego wstrząsu dla ustanowienia prawa i wolności niż wojna o zniesienie niewolnictwa w Ameryce. Wszyscy o tym wiecie. I jakie były jej rezultaty? Niewolnicy mają się dziś sto razy gorzej niż przed abolicją. Przed abolicją ci biedni Murzyni byli czyjąś własnością i jako majątek trzeba było o nich dbać, żeby nie podupadli. Dziś nie są własnością nikogo. Ich życie nie ma żadnej wartości; palą ich żywcem przez sam fakt, że są. Są rozstrzeliwani bez żadnej sprawiedliwości dla ich morderców; ponieważ są murzynami, nie są istotami ludzkimi, nie są nawet zwierzętami; i to jest skutek takiego gwałtownego usuwania zła przez prawo lub fanatyzm. Takie jest świadectwo historii przeciw wszelkiemu fanatycznemu ruchowi, nawet dla czynienia dobra. Widziałem to. Nauczyło mnie tego moje własne doświadczenie. Dlatego nie mogę dołączyć do żadnego z tych potępiających stowarzyszeń. Dlaczego potępiać? W każdym społeczeństwie jest zło; każdy to wie. Wie o tym każde dzisiejsze dziecko; może stanąć na podwyższeniu i wygłosić nam przemówienie na temat okropnego zła w społeczeństwie hinduskim. Każdy niewykształcony obcokrajowiec, który tu przyjeżdża, podróżując po świecie, patrzy na Indie z płytkiej perspektywy i wygłasza akademickie wykłady na temat straszliwego zła w Indiach. Przyznajemy, że zło istnieje. Każdy może pokazać, czym jest zło, ale przyjacielem ludzkości jest ten, kto znajduje wyjście z trudności. Jak tonący chłopiec i filozof – kiedy filozof go pouczał, chłopiec wołał: „Najpierw wyciągnij mnie z wody” – tak nasi ludzie wołają: „Mieliśmy dość wykładów, dość towarzystw, dość gazet; gdzież jest człowiek, który poda nam rękę, aby nas wyciągnąć? Gdzie jest człowiek, który naprawdę nas kocha? Gdzie jest człowiek, który ma dla nas współczucie? Tak, ten człowiek jest poszukiwany. W tym właśnie całkowicie różnię się od tych ruchów reformatorskich. Stoją tu od stu lat. Co dobrego zrobiono poza stworzeniem najbardziej obelżywej, najbardziej potępiającej literatury? O Boże, żeby tego tutaj nie było! Krytykowali, potępiali, obrażali ortodoksów, dopóki ortodoksyjni nie podłapali ich tonu i nie odpłacili im własną monetą; a rezultatem jest stworzenie literatury w każdym języku narodowym, która jest hańbą dla rasy, hańbą dla kraju. Czy to jest reforma? Czy to prowadzi naród do chwały? Czyja to wina?
Jest zatem jeszcze jedna wielka uwaga. Tu, w Indiach, zawsze rządzili nami królowie; królowie ustanowili wszystkie nasze prawa. Teraz królowie odeszli i nie ma już nikogo, kto mógłby wykonać ruch. Rząd nie śmie; musi kształtować swoje postępowanie zgodnie ze wzrostem opinii publicznej. Potrzeba czasu, dość dużo czasu, aby wyrobić sobie zdrową, silną opinię publiczną, która sama rozwiąże swoje problemy; a tymczasem będziemy musieli poczekać. Cały problem reformy społecznej sprowadza się zatem do tego: gdzie są ci, którzy chcą reformy? Sprawcie by zaistnieli. Gdzie są ludzie? Tyrania mniejszości jest najgorszą tyranią, jaką świat kiedykolwiek widział. Kilku ludzi, którzy uważają, że pewne rzeczy są złe nie poruszy narodu. Dlaczego naród się nie rusza? Najpierw wyedukujcie naród, stwórzcie swoje ciało ustawodawcze, a wtedy pojawi się prawo. Najpierw stwórzcie władzę, sankcję, z której wyłoni się prawo. Królowie odeszli; gdzie jest nowa sankcja, nowa władza ludu? Podnieś to. Dlatego nawet w przypadku reformy społecznej pierwszym obowiązkiem jest edukowanie ludzi i będziecie musieli poczekać, aż nadejdzie ten czas. Większość reform, o które zabiegano w ciągu ostatniego stulecia, miała charakter ozdobny. Każda z tych reform dotyczy tylko dwóch pierwszych kast i żadnej innej. Kwestia małżeństw wdów nie dotknęłaby siedemdziesięciu procent indyjskich kobiet, a wszystkie tego typu kwestie docierają tylko do wyższych kast Indian, którzy są wykształceni, zauważcie, kosztem mas. Każdy wysiłek został poczyniony na sprzątanie ich własnych domów. Ale to nie jest żadna reforma. Musicie zejść do podstaw rzeczy, do samego źródła problemu. To właśnie nazywam radykalną reformą. Podłóżcie tam ogień i pozwólcie mu palić się w górę i stworzyć naród indyjski. A rozwiązanie problemu nie jest takie proste, bo jest duży i rozległy. Nie spieszcie się, ten problem znany jest od kilkuset lat.
Dziś modne jest mówienie o Buddyzmie i buddyjskim agnostycyzmie, zwłaszcza na południu. Mało im się śni, że Buddyzm pozostawił po sobie tę degradację, która jest z nami dzisiaj. To jest dziedzictwo, które pozostawił nam Buddyzm. Czytaliście w książkach napisanych przez ludzi, którzy nigdy nie studiowali powstania i upadku Buddyzmu, że rozprzestrzenianie się Buddyzmu było spowodowane wspaniałą etyką i cudowną osobowością Gautama Buddy. Mam pełen szacunek i cześć dla Pana Buddy, ale zważcie na moje słowa, rozprzestrzenianie się Buddyzmu było nie tyle dzięki doktrynom i osobowości wielkiego kaznodziei, ile dzięki zbudowanym świątyniom, wzniesionym bożkom i wspaniałym ceremoniom, które zostały postawione przed narodem. W ten sposób rozwijał się Buddyzm. Małe kominki w domach, w których ludzie wylewali swoje libacje, nie były dość mocne, aby wytrzymać te wspaniałe świątynie i ceremonie; ale później całość uległa degeneracji. Stało się masą korupcji, o której nie mogę mówić przed tą publicznością; ale ci, którzy chcą o tym wiedzieć, mogą zobaczyć trochę tego w tych wielkich świątyniach, pełnych rzeźb, w południowych Indiach; i to jest całe dziedzictwo, jakie mamy od Buddystów.
Potem pojawił się wielki reformator Śankarāćārja i jego zwolennicy, i przez te setki lat, od jego czasów do dnia dzisiejszego, masom indyjskim powoli przywracano nieskazitelną czystość religii Wedanty. Ci reformatorzy dobrze znali zło, które istniało, a jednak go nie potępiali. Nie powiedzieli: „Wszystko, co masz, jest złe i musisz to wyrzucić”. Nigdy tak nie może być. Dzisiaj przeczytałem, że mój przyjaciel dr Barrows mówi, że w ciągu trzystu lat chrześcijaństwo obaliło rzymskie i greckie wpływy religijne. To nie jest słowo człowieka, który widział Europę, Grecję i Rzym. Wpływy religii rzymskiej i greckiej są obecne, nawet w krajach protestanckich, tylko ze zmienionymi imionami – starzy bogowie ochrzczeni na nowy sposób. Zmieniają swoje imiona; boginie stają się Maryjami, bogowie świętymi, a ceremonie stają się nowe; jest tam nawet stary tytuł Pontifex Maximus. Tak więc nagłe zmiany nie mogą zajść i Śankaraćarja o tym wiedział. Podobnie Ramanudźa. Jedyną drogą, jaka im pozostała, było powolne doprowadzenie istniejącej religii do najwyższego ideału. Gdyby starali się zastosować inną metodę, byliby hipokrytami, ponieważ podstawową doktryną ich religii jest ewolucja, dusza zmierzająca do najwyższego celu, przez wszystkie te różne etapy i fazy, które są zatem konieczne i pomocne. I kto śmie je potępiać?
Oklepanym stało się powiedzenie, że bałwochwalstwo jest złe i każdy człowiek przełyka je w obecnych czasach bez kwestionowania. Kiedyś też tak myślałem i żeby zapłacić za to karę, musiałem uczyć się lekcji siedząc u stóp człowieka, który zrealizował wszystko poprzez bożki; Nawiązuję do Ramakryszna Paramahamsa. Jeśli tacy Ramakryszna Paramahamsowie są wytwarzani przez czczenie bożków, co wybierzecie – twierdzenia reformatora czy dowolną liczbę bożków? Chcę odpowiedzi. Przyjmijcie tysiąc bożków więcej, jeśli uda wam się wytworzyć Ramakrysznę Paramahamsę poprzez czczenie bożków i niech Bóg was przyspieszy! Twórzcie takie szlachetne natury wszelkimi możliwymi sposobami. Jednak bałwochwalstwo jest potępione! Dlaczego? Nikt nie wie. Bo kilkaset lat temu jakiś człowiek żydowskiej krwi je potępił? To znaczy potępiał idoli wszystkich innych oprócz swoich własnych. Jeśli Bóg jest przedstawiany w jakiejkolwiek pięknej formie lub w jakiejkolwiek formie symbolicznej, powiedział Żyd, to jest to okropnie złe; to jest grzech. Ale jeśli jest przedstawiony w postaci skrzyni, z dwoma aniołami siedzącymi po obu stronach i wiszącym nad nią obłokiem, jest to najświętsze świętych. Jeśli Bóg przychodzi w postaci gołębicy, jest to święte. Ale jeśli On przychodzi w postaci krowy, to jest to pogański przesąd; potępić to! Tak toczy się świat. Dlatego poeta mówi: „Jakimi głupcami jesteśmy my, śmiertelnicy!” Tak trudno jest patrzeć oczami drugiej osoby i to jest zmorą ludzkości. To jest podstawa nienawiści i zazdrości, kłótni i walki. Chłopcy, wąsate dzieci, które nigdy nie wyjechały z Madrasu, wstały i chciały dyktować prawa trzystu milionom ludzi z tysiącami tradycji za plecami! Nie wstydzicie się? Odsuńcie się od takiego bluźnierstwa i nauczcie się najpierw swoich lekcji! Lekceważący chłopcy, po prostu dlatego, że możecie nabazgrać kilka linijek na papierze i skłonić jakiegoś głupca do opublikowania ich za was, myślicie, że jesteście wychowawcami świata, myślicie, że jesteście opinią publiczną Indii! Czy tak jest? To muszę powiedzieć reformatorom społecznym z Madrasu, że mam dla nich największy szacunek i miłość. Kocham ich za ich wielkie serca i miłość do ojczyzny, do biednych, do uciśnionych. Ale z braterską miłością powiedziałbym im, że ich metoda nie jest właściwa; Próbowano tego przez sto lat i nie udało się. Spróbujmy nowej metody.
Czy Indiom kiedykolwiek brakowało reformatorów? Czy czytacie historię Indii? Kim był Ramanudźa? Kim był Śankara? Kim był Nanak? Kim był Ćaitanja? Kim był Kabir? Kim był Dadu? Kim byli ci wszyscy wielcy kaznodzieje, jeden po drugim, galaktyka gwiazd pierwszej jasności? Czy Ramanudźa nie współczuł klasom niższym? Czy nie starał się przez całe życie o przyjęcie nawet Pariasa do swojej społeczności? Czy nie próbował przyjąć nawet Muzułmanów do swojej owczarni? Czyż Nanak nie naradzał się z Hinduistami i Mahometanami i nie próbował doprowadzić do nowego stanu rzeczy? Wszyscy próbowali, a ich praca wciąż trwa. Różnica polega na tym. Nie mieli fanfaronady dzisiejszych reformatorów; nie mieli przekleństw na ustach, jak to mają współcześni reformatorzy; ich usta wypowiadały tylko błogosławieństwa. Nigdy nie potępiali. Powiedzieli ludziom, że rasa musi zawsze rosnąć. Obejrzeli się i powiedzieli: „O Hindusi, to co zrobiliście jest dobre, ale moi bracia, zróbmy to lepiej”. Nie mówili: „Byłeś niegodziwy, teraz bądźmy dobrzy”. Powiedzieli: „Byłeś dobry, ale teraz pozwól nam być lepszymi”. To robi cały świat różnicy. Musimy wzrastać zgodnie z naszą naturą. Daremne jest próbowanie działań, które zaszczepiły nam obce społeczeństwa; to jest niemożliwe. Chwała Bogu, że to niemożliwe, że nie możemy być wykręcani i torturowani w kształt innych narodów. Nie potępiam instytucji innych ras; są dobre dla nich, ale nie dla nas. To, co dla nich jest mięsem, dla nas może być trucizną. To jest pierwsza lekcja do nauczenia się. Mając za sobą inne nauki, inne instytucje i inne tradycje, mają oni swój obecny system. My, z naszymi tradycjami, mając za sobą tysiące lat Karmy, naturalnie możemy tylko podążać swoją własną drogą, biec po własnych torach; i co będziemy musieli zrobić.
Jaki mam w takim razie plan? Moim planem jest podążanie za ideami wielkich starożytnych Mistrzów. Przestudiowałem ich pracę i dane mi było odkryć kierunek ich działań. Byli wielkimi twórcami społeczeństwa. Byli wielkimi dawcami siły, czystości i życia. Wykonali najwspanialszą pracę. My też musimy wykonać najwspanialszą pracę. Okoliczności trochę się zmieniły, w związku z czym należy trochę zmienić kierunki działania i to wszystko. Widzę, że każdy naród, jak każda jednostka, ma w tym życiu jeden temat, który jest jego centrum, główną nutą, wokół której każda inna nuta tworzy harmonię. W jednym narodzie władza polityczna jest jego żywotnością tak jak w Anglii, w innym życie artystyczne i tak dalej. W Indiach życie religijne stanowi centrum, myśl przewodnią całej muzyki życia narodowego; a jeśli jakikolwiek naród próbuje odrzucić swoją narodową żywotność – kierunek, który stał się jego własnym poprzez przekaz stuleci – ten naród umiera, jeśli próba się powiedzie. A zatem, jeśli uda ci się odrzucić swoją religię i zająć się albo polityką, albo społeczeństwem, albo czymkolwiek innym jako swoim centrum, jako żywotnością swojego narodowego życia, rezultatem będzie to, że wyginiesz. Aby temu zapobiec, musicie sprawić, by wszyscy i wszystko działało dzięki żywotności waszej religii. Niech wszystkie twoje nerwy wibrują przez kręgosłup twojej religii. Widziałem, że nie mogę głosić nawet religii Amerykanom, nie pokazując im jej praktycznego wpływu na życie społeczne. Nie mogłem głosić religii w Anglii bez pokazania wspaniałych zmian politycznych, jakie przyniosłaby Wedanta. Tak więc w Indiach trzeba głosić reformę społeczną, pokazując, o ile bardziej duchowe życie przyniesie nowy system; a polityka musi być głoszona przez pokazywanie, jak bardzo poprawi ona jedną rzecz, której chce naród – jego duchowość. Każdy człowiek musi dokonać własnego wyboru; tak też musi każdy naród. Wyboru dokonaliśmy wieki temu i musimy go przestrzegać. I w końcu nie jest to taki zły wybór. Czy myślenie nie o materii, ale o duchu, nie o człowieku, ale o Bogu, jest takim złym wyborem na tym świecie? Ta intensywna wiara w inny świat, ta intensywna nienawiść do tego świata, ta intensywna moc wyrzeczenia, ta intensywna wiara w Boga, ta intensywna wiara w nieśmiertelną duszę jest w tobie. Wzywam każdego by spróbowali się tego wyrzec. Nie możecie. Możecie próbować mnie zwieść stając się materialistami, mówiąc przez kilka miesięcy o materializmie, ale ja wiem, kim jesteście; jeśli wezmę was za rękę, z powrotem staniecie się takimi dobrymi teistami, jacy kiedykolwiek się urodzili. Jak możecie zmienić swoją naturę?
Tak więc każda poprawa w Indiach wymaga przede wszystkim przewrotu w religii. Zanim zalejecie Indie ideami socjalistycznymi lub politycznymi, najpierw zalejcie kraj ideami duchowymi. Pierwszą pracą, która wymaga naszej uwagi, jest to, że najwspanialsze prawdy zawarte w naszych Upaniszadach, w naszych pismach świętych, w naszych Purānach muszą zostać wydobyte z ksiąg, wydobyte z klasztorów, wydobyte z lasów, wydobyte z posiadłości wybranych grup ludzi i rozsianych po całym kraju, aby te prawdy rozprzestrzeniały się jak ogień po całym kraju z północy na południe i ze wschodu na zachód, od Himalajów do Komorinu, od Sindh do Brahmaputry. Każdy musi o nich wiedzieć, ponieważ jest powiedziane: „Trzeba to najpierw usłyszeć, potem przemyśleć, a następnie nad tym medytować”. Niech ludzie usłyszą pierwsi, a ktokolwiek pomaga w sprawieniu, by ludzie usłyszeli o wielkich prawdach z ich własnych pism świętych, nie może dziś stworzyć dla siebie lepszej Karmy. Nasz Wjasa mówi: „W Kalijudze pozostała tylko jedna karma. Ofiary i ogromne Tapasjā są teraz bezużyteczne. Z Karmy pozostaje tylko jedna i jest to Karma dawania”. A z tych darów dar duchowości i wiedzy duchowej jest najwyższy; następnym darem jest dar wiedzy świeckiej; następny to dar życia; a czwarty to dar jedzenia. Spójrzcie na ten cudownie charytatywny wyścig; spójrzcie na ilość prezentów, które są składane w tym biednym, biednym kraju; spójrzcie na gościnność, gdzie człowiek może podróżować z północy na południe, mając to, co najlepsze w kraju, zawsze traktowany przez wszystkich jak przyjaciel, i gdzie żaden żebrak nie głoduje, dopóki jest gdziekolwiek kawałek chleba!
W tej krainie miłosierdzia przyjmijmy energię najważniejszej dobroczynności, szerzenia wiedzy duchowej. I ta dyfuzja nie powinna ograniczać się do granic Indii; musi wyjść na cały świat. Taki był zwyczaj. Ci, którzy mówią wam, że myśl indyjska nigdy nie wyszła poza Indie, ci, którzy mówią wam, że jestem pierwszym sannjasinem, który udał się do obcych krajów, aby nauczać, nie znają historii swojej rasy. Zjawisko to powtarzało się wielokrotnie. Ilekroć świat tego wymagał, ta nieustająca powódź duchowości przelewała się i zalewała świat. Dary wiedzy politycznej można przekazywać przy dźwiękach trąb i marszu kohort. Dary świeckiej wiedzy i wiedzy społecznej można czynić ogniem i mieczem. Ale wiedza duchowa może być przekazywana tylko w ciszy, jak rosa, która spada niewidzialna i niesłyszalna, a jednak powoduje rozkwit masy róż. To był dar Indii dla świata raz za razem. Ilekroć istniała wielka rasa zdobywców, jednocząca narody świata, umożliwiająca drogi i tranzyt, natychmiast powstawały Indie i dawały swój udział duchowej mocy do sumy postępu świata. Stało się to na wieki przed narodzinami Buddy, a pozostałości tego nadal znajdują się w Chinach, w Azji Mniejszej i w sercu Archipelagu Malajskiego. Tak było, gdy wielki grecki zdobywca zjednoczył cztery strony znanego wówczas świata; potem pospieszyła tam duchowość indyjska, a chlubna cywilizacja Zachodu jest tylko pozostałością po tym zalewie. Teraz znowu nadeszła ta sama okazja; potęga Anglii połączyła ze sobą narody świata jak nigdy dotąd. Angielskie drogi i kanały komunikacyjne pędzą z jednego końca świata na drugi. Dzięki angielskiemu geniuszowi dzisiejszy świat został połączony w sposób, jakiego jeszcze nie było. Dziś powstały centra handlowe, jakich nie było nigdy w historii ludzkości. I natychmiast, świadomie lub nieświadomie, Indie powstają i wylewają swoje dary duchowości; i będą pędzić tymi drogami, aż dotrą na sam koniec świata. To, że pojechałem do Ameryki, nie było moją sprawką ani waszą; ale Bóg Indii, który kieruje jej przeznaczeniem, posłał mnie i wyśle setki takich do wszystkich narodów świata. Żadna siła na ziemi nie może się temu oprzeć. To też trzeba zrobić. Musicie wyjść, aby głosić swoją religię, głosić ją każdemu narodowi pod słońcem, głosić ją każdemu ludowi. To jest pierwsza rzecz do zrobienia. A po głoszeniu wiedzy duchowej, wraz z nią przyjdzie wiedza świecka i każda inna wiedza, której pragniecie; ale jeśli spróbujecie zdobyć świecką wiedzę bez religii, mówię wam wyraźnie, daremna jest wasza próba w Indiach, nigdy nie będzie ona miała wpływu na ludzi. Nawet wielki ruch buddyjski poniósł porażkę, częściowo z tego powodu.
Dlatego, moi przyjaciele, planuję założyć instytucje w Indiach, aby szkolić naszych młodych mężczyzn na głosicieli prawd z naszych pism świętych w Indiach i poza nimi. Mężczyźni, mężczyźni, tacy są potrzebni: wszystko inne będzie gotowe, ale potrzebni są silni, energiczni, wierzący młodzieńcy, szczerzy do szpiku kości. Sto takich i świat zostaje zrewolucjonizowany. Wola jest silniejsza niż cokolwiek innego. Wszystko musi upaść przed wolą, bo pochodzi ona od Boga i od samego Boga; czysta i silna wola jest wszechmocna. Nie wierzycie w to? Głoście, głoście światu wielkie prawdy waszej religii; świat na nie czeka. Przez wieki nauczano ludzi teorii degradacji. Powiedziano im, że są niczym. Masom na całym świecie mówiono, że nie są istotami ludzkimi. Byli tak przerażeni przez wieki, że prawie stali się zwierzętami. Nigdy nie pozwolono im usłyszeć o Atmanie. Niech słyszą o Atmanie – że nawet najniżsi z niskich mają w sobie Atmana, który nigdy nie umiera i nigdy się nie rodzi – o Tym, którego nie przebije miecz ani ogień nie spali, ani suche powietrze – nieśmiertelny, bez początku i bez początku koniec, wszechczysty, wszechmocny i wszechobecny Atman! Niech mają wiarę w siebie, bo jaka jest różnica między Anglikiem a tobą? Niech mówią o swojej religii, obowiązkach i tak dalej. Znalazłem różnicę. Różnica polega na tym, że Anglik wierzy w siebie, a ty nie. Wierzy, że jest Anglikiem i może zrobić wszystko. Wydobywa to z niego Boga i może robić wszystko, co mu się podoba. Powiedziano ci i nauczono cię, że nic nie możesz zrobić, a każdego dnia stajesz się nicością. Chcemy siły, więc uwierzcie w siebie. Staliśmy się słabi i dlatego przychodzi do nas okultyzm i mistycyzm – te przerażające rzeczy; mogą być w nich wielkie prawdy, ale prawie nas zniszczyły. Wzmocnijcie swoje nerwy. Chcemy mięśni z żelaza i nerwów ze stali. Płakaliśmy wystarczająco długo. Nigdy więcej płaczu, ale powstańcie i bądźcie ludźmi. Pragniemy religii tworzącej człowieka. To właśnie teorie tworzące człowieka są tym, czego pragniemy. Pragniemy wszechstronnie kształtującej człowieka edukacji. A oto test prawdy – wszystko, co czyni cię słabym fizycznie, intelektualnie i duchowo, odrzuć jako truciznę; nie ma w tym życia, nie może być to prawdą. Prawda wzmacnia. Prawda jest czystością, prawda jest wszechwiedzą; prawda musi być wzmacniająca, musi być oświecająca, musi być ożywcza. Te mistycyzmy, mimo że zawierają w sobie pewne ziarna prawdy, generalnie są osłabiające. Uwierzcie mi, mam całe życie tego doświadczenia i jedyny wniosek, jaki wyciągam, jest taki, że jest osłabiający. Podróżowałem po całych Indiach, przeszukałem prawie każdą tutejszą jaskinię i mieszkałem w Himalajach. Znam ludzi, którzy mieszkali tam całe życie. Kocham mój naród, nie mogę patrzeć na was poniżonych, osłabionych bardziej niż teraz. Dlatego jestem zobowiązany ze względu na was i ze względu na prawdę zawołać: „Trzymajcie się!” i podnoszę głos przeciwko tej degradacji mojej rasy. Porzućcie te osłabiające mistycyzmy i bądźcie silni. Wróćcie do waszych Upaniszad – jaśniejących, wzmacniających, jasnych filozofii – i odetnijcie się od wszystkich tych tajemniczych rzeczy, wszystkich tych rzeczy osłabiających. Podejmij tę filozofię; największe prawdy to najprostsze rzeczy na świecie, proste jak twoje własne istnienie. Prawdy Upaniszad są przed wami. Podejmijcie je, żyjcie zgodnie z nimi, a zbawienie Indii będzie na wyciągnięcie ręki.
Jeszcze słowo i kończę. Mówią o patriotyzmie. Wierzę w patriotyzm i mam też swój ideał patriotyzmu. Do wielkich osiągnięć potrzebne są trzy rzeczy. Po pierwsze, uczucie od serca. Co jest w intelekcie lub rozumie? Przechodzi on kilka kroków i tam się zatrzymuje. Ale przez serce przychodzi inspiracja. Miłość otwiera najbardziej niemożliwe bramy; miłość jest bramą do wszystkich tajemnic wszechświata. Poczujcie więc, moi niedoszli reformatorzy, moi niedoszli patrioci! Czy czujecie? Czy czujecie, że miliony potomków bogów i mędrców stało się bliskimi sąsiadami dzikusów? Czy czujesz, że miliony głodują dzisiaj i miliony głodowały od lat? Czy czujecie, że ignorancja ogarnęła ziemię jak ciemna chmura? Czy to sprawia, że jesteście niespokojni? Czy to sprawia, że nie śpicie? Czy to weszło w waszą krew, krąży w waszych żyłach, stając się zgodne z biciem waszego serca? Doprowadziło was to prawie do szału? Czy ogarnia was ta jedna myśl o nędzy ruiny i czy zapomnieliście o swoim imieniu, swojej sławie, swoich żonach, swoich dzieciach, swojej własności, nawet o własnych ciałach? Zrobiliście to? To pierwszy krok do zostania patriotą, pierwszy krok. Nie pojechałem do Ameryki, jak większość z was wie, na Parlament Religii, ale ten demon uczucia był we mnie i w mojej duszy. Jeździłem dwanaście lat po całych Indiach, nie znajdując możliwości pracy dla moich rodaków i dlatego pojechałem do Ameryki. Wie o tym większość z Was, która mnie wtedy znała. Kogo obchodził ten Parlament Religii? Oto moje własne ciało i krew tonęły każdego dnia i kto się nimi przejmował? To był mój pierwszy krok.
Możecie więc czuć; ale czy zamiast marnować energię na bełkotliwe gadanie, znaleźliście jakieś wyjście, jakieś praktyczne rozwiązanie, jakąś pomoc zamiast potępienia, jakieś słodkie słowa, które ukoją ich nieszczęścia, wydobędą ich z tej żywej śmierci?
Jednak to nie wszystko. Czy macie wolę pokonywania spiętrzonych przeszkód? Gdyby cały świat stanął przeciwko wan z mieczem w dłoni, czy nadal odważylibyście się zrobić to, co uważacie za słuszne? Jeśli twoje żony i dzieci są przeciwko wam, jeśli wszystkie wasze pieniądze przepadną, wasze imię umrze, wasze bogactwo zniknie, czy nadal będziecie się tego trzymać? Czy nadal dążylibyście do niego i konsekwentnie dążylibyście do własnego celu? Jak mówi wielki król Bhartrihari: „Niech mędrcy obwiniają lub niech chwalą; niech bogini fortuny przyjdzie lub pozwól jej odejść dokądkolwiek chce; niech śmierć przyjdzie dzisiaj lub za setki lat; ten zaprawdę jest stałym człowieka, który ani na cal nie zboczy z drogi prawdy”. Macie tę stanowczość? Jeśli macie te trzy rzeczy, każdy z was będzie czynił cuda. Nie musicie pisać w gazetach, nie musicie wygłaszać wykładów; wasza twarz zabłyśnie. Jeśli mieszkasz w jaskini, twoje myśli przenikną nawet przez skalne ściany, będą wibrować po całym świecie przez setki lat, być może, aż przyczepią się do jakiegoś mózgu i tam popracują. Taka jest moc myśli, szczerości i czystości celu. Obawiam się, że was opóźniam, ale jeszcze jedno słowo. Ten narodowy statek, moi rodacy, moi przyjaciele, moje dzieci – ten narodowy statek przewoził miliony dusz przez wody życia. Przez dziesiątki lśniących wieków płynął po tej wodzie i za jego pośrednictwem miliony dusz zostały przeniesione na drugi brzeg, do błogości. Ale dzisiaj, być może z waszej winy, ta łódź została trochę uszkodzona, zrobiła się nieszczelna; czy w związku z tym przekląłbyś ją? Czy godzi się, abyś wstał i rzucił przekleństwo temu, co wykonało więcej pracy niż jakakolwiek inna rzecz na świecie? Jeśli w tym narodowym statku, w naszym społeczeństwie są dziury, jesteśmy jego dziećmi. Chodźmy i zatkajmy dziury. Uczyńmy to chętnie krwią naszych serc; a jeśli nie możemy, to umrzyjmy. Zrobimy zatyczkę z naszych mózgów i zatkamy nimi statek, ale nigdy go nie potępimy. Nie mówcie ani jednego ostrego słowa przeciwko temu społeczeństwu. Kocham go za jego dawną świetność. Kocham was wszystkich, ponieważ jesteście dziećmi bogów i ponieważ jesteście dziećmi chwalebnych przodków. Jak więc mogę was przeklinać! Nigdy. Wszelkie błogosławieństwa spoczywają na was! Przyszedłem do was, moje dzieci, aby opowiedzieć wam o wszystkich moich planach. Jeśli je wysłuchacie, jestem gotów z wami pracować. Ale jeśli ich nie posłuchacie, a nawet wyrzucicie mnie z Indii, wrócę i powiem wam, że wszyscy toniemy! Przyszedłem teraz, aby usiąść pośród was, a jeśli mamy utonąć, zatoniemy wszyscy razem, ale nigdy nie pozwólmy, by przekleństwa cisnęły się na nasze usta.