(Detroit Free Press, 18 lutego 1894)
Swami Vive Kananda, hinduski filozof i kapłan, zakończył wczoraj wieczorem serię wykładów, a raczej kazań, w kościele Unitarian, przemawiając na temat „Boskości Boga” [sic]. [Ten i następne cztery akapity pojawiają się w Vol. IV Dzieł Wszystkich pod nagłówkiem „Czy Indie są krajem zacofanym?”]. Uważna publiczność reprezentowała wszystkie zawody i zawody biznesowe – prawnicy, sędziowie, kaznodzieje ewangelii, kupcy, rabini – nie mówiąc już o wielu damach, które przez swoją wielokrotną obecność i skupioną uwagę wykazały zdecydowaną skłonność do obsypywania pochlebstwami ciemnego gościa, którego atrakcyjność w salonie jest tak wielka, jak jego umiejętności na mównicy.
Wykład zeszłego wieczoru był mniej opisowy niż poprzednie i przez prawie dwie godziny Vive Kananda tkał metafizyczną teksturę spraw ludzkich i boskich tak logicznie, że sprawiał, że nauka wydawała się zdrowym rozsądkiem. Była to piękna, logiczna szata, którą utkał, przepełniona tyloma jaskrawymi kolorami, tak atrakcyjna i przyjemna do kontemplacji, jak jedna z wielobarwnych tkanin wykonanych ręcznie w jego ojczyźnie i pachnąca najbardziej uwodzicielskim zapachem Orientu. Ten ciemnowłosy dżentelmen używa poetyckich obrazów, tak jak artysta używa kolorów, a odcienie są nakładane dokładnie tam, gdzie ich miejsce, w wyniku czego efekt jest nieco dziwaczny, a jednak szczególnie fascynujący. Kalejdoskopowe były szybko następujące logiczne wnioski, a zręczny manipulator był nagradzany za swoje wysiłki od czasu do czasu entuzjastycznymi brawami.
Wykład został poprzedzony stwierdzeniem, że prelegentowi zadano wiele pytań. Na wiele z nich wolał odpowiedzieć prywatnie, ale trzy wybrał, z oczywistych powodów, aby odpowiedzieć z ambony. Były to: [Właściwie tematem była „Boskość człowieka”.]
„Czy mieszkańcy Indii rzucają swoje dzieci w ręce krokodyli?”
„Czy zabijają się pod kołami juggernauta?”
„Czy palą wdowy ze swoimi mężami?”
Pierwsze pytanie prelegent potraktował tak, jakby Amerykanin za granicą odpowiadał na pytania o Indian biegających po ulicach Nowego Jorku i podobnych mitów, które do dziś kultywuje wiele osób na kontynencie. Oświadczenie było zbyt niedorzeczne, by dać na nie poważną odpowiedź. Zapytany przez pewnych dobrych, ale nieświadomych ludzi, dlaczego dają krokodylom tylko dziewczynki, mógł tylko ironicznie odpowiedzieć, że prawdopodobnie dlatego, że były one bardziej miękkie i delikatne i mogły być łatwiej przeżuwane przez mieszkańców rzek w zacofanym kraju. Odnosząc się do legendy o molochu, wykładowca wyjaśnił starą praktykę w świętym mieście i zauważył, że być może kilku w swoim zapale chwytania liny i uczestniczenia w ciągnięciu powozu poślizgnęło się i upadło, w wyniku czego zmarło. Niektóre takie wpadki zostały wyolbrzymione do zniekształconej wersji, od której dobrzy ludzie z innych krajów wzdrygali się z przerażenia. Vive Kananda zaprzeczył, jakoby ludzie palili wdowy. Prawdą było jednak, że wdowy paliły same siebie. W nielicznych przypadkach gdy tak się stało, odradzali im to kapłani i święci mężowie, którzy zawsze sprzeciwiali się samobójstwu, podczas gdy oddane wdowy nalegały, twierdząc, że pragną towarzyszyć swoim mężom w przemianie, która miała miejsce i musiały poddać się ognistej próbie. Oznacza to, że wkładały ręce w płomienie i jeśli pozwoliły aby je pochłonęły, nie stawiano dalszych przeszkód na drodze do spełnienia ich pragnień. Ale Indie to nie jedyny kraj, w którym kobiety, które kochały, natychmiast podążały za ukochaną osobą przez królestwo nieśmiertelności; samobójstwa w takich przypadkach zdarzają się w każdym kraju. To rzadko spotykany przejaw fanatyzmu w jakimkolwiek kraju; tak niezwykły w Indiach jak gdzie indziej. Nie, powtórzył mówca, w Indiach ludzie nie palą kobiet; ani nigdy nie palili czarownic.
Przechodząc do właściwego wykładu, Vive Kananda przystąpił do analizy fizycznych, umysłowych i duchowych atrybutów życia. Ciało jest tylko skorupą; umysł jest czymś, co działa, ale tylko krótką i fantastyczną częścią; podczas gdy dusza ma w sobie wyraźną indywidualność. Uświadomienie sobie nieskończoności jaźni oznacza osiągnięcie „wolności”, która w języku hinduskim oznacza „zbawienie”. Przekonującym sposobem argumentacji prelegent wykazał, że każda dusza jest czymś niezależnym, bo gdyby była zależna, nie mogłaby osiągnąć nieśmiertelności. Opowiedział historię ze starych legend swojego kraju, aby zilustrować sposób, w jaki realizacja tego może przyjść do jednostki. Lwica skacząca w stronę owcy w akcie urodziła młode. Lwica umarła, a młode było karmione przez owcę i przez wiele lat uważało się za owcę i zachowywało się jak owca. Ale pewnego dnia pojawił się inny lew i zaprowadził pierwszego lwa do jeziora, gdzie zajrzał do środka i zobaczył swoje podobieństwo do drugiego lwa. Na to ryknął i uświadomił sobie jeszcze pełniej majestat samego siebie. Wielu ludzi jest jak lew przebrany za owcę i zapada się w kąt, nazywając siebie grzesznikami i poniżając się w każdy możliwy sposób, nie dostrzegając jeszcze doskonałości i boskości, która tkwi w jaźni. Ego mężczyzny i kobiety jest duszą. Jeśli dusza jest niezależna, to jak może być odizolowana od nieskończonej całości? Tak jak wielkie słońce świeci nad jeziorem i powstaje niezliczona ilość odbić, tak dusza jest odrębna jak każde odbicie, chociaż wielkie źródło jest rozpoznane i docenione. Dusza jest bezpłciowa. Kiedy urzeczywistni warunek absolutnej wolności, co może mieć wspólnego z płcią, która jest fizyczna? W związku z tym wykładowca zagłębił się głęboko w wody filozofii lub religii Swedenborga, a związek między przekonaniami Hindusów a duchowymi wyrazami wiary ze strony bardziej współczesnego świętego człowieka był w pełni widoczny. Swedenborg wyglądał jak europejski następca wczesnego kapłana hinduskiego, ubrany w nowoczesny strój, będący starożytnym przekonaniem; tor myśli, który największy z francuskich filozofów i powieściopisarzy [Balzac?] uznał za stosowne ucieleśnić w swojej wzniosłej opowieści o doskonałej duszy. Każdy człowiek ma w sobie doskonałość. Leży w ciemnych zakamarkach jego fizycznej istoty. Powiedzieć, że człowiek stał się dobry, ponieważ Bóg dał mu część swojej doskonałości, to pojmować Boską Istotę jako Boga pomniejszonego o taką doskonałość, jaką udzielił człowiekowi na tej ziemi. Nieubłagane prawo nauki dowodzi, że dusza jest indywidualnością i musi mieć w sobie doskonałość, której osiągnięcie oznacza wolność, a nie zbawienie, i urzeczywistnienie indywidualnej nieskończoności. Natura! Bóg! Religia! To wszystko jest jednym.
Wszystkie religie są dobre. Pęcherzyk powietrza w szklance wody usiłuje połączyć się z masą powietrza na zewnątrz; w oleju, occie i innych materiałach o różnej gęstości jego działanie jest mniej lub bardziej opóźnione w zależności od cieczy. Tak więc dusza walczy poprzez różne media, aby osiągnąć swoją indywidualną nieskończoność. Jedna religia jest najlepiej przystosowana do określonego ludu ze względu na zwyczaje życiowe, towarzystwo, cechy dziedziczne i wpływy klimatyczne. Inna religia jest odpowiednia dla innych ludzi z podobnych powodów. Wszystko, co najlepsze, wydawało się być treścią wniosków wykładowcy. Próba nagłej zmiany religii w narodzie byłaby jak człowiek, który widzi rzekę wypływającą z Alp. Krytykuje koryto jakie ona przyjęła. Inny człowiek patrzy na potężny strumień spływający z Himalajów, strumień, który płynie od pokoleń i od tysięcy lat i mówi, że nie poszedł najkrótszą i najlepszą drogą. Chrześcijanin wyobraża sobie Boga jako osobową istotę siedzącą gdzieś ponad nami. Chrześcijanin niekoniecznie może być szczęśliwy w niebie, jeśli nie może stanąć na skraju złotych ulic i od czasu do czasu spojrzeć w dół, w inne miejsce i zobaczyć różnicę. Zamiast złotej zasady, Hindusi wierzą w doktrynę, że wszelkie nie–egoizm jest dobry, a wszelki egoizm jest zły i dzięki temu przekonaniu zostanie spełnione osiągnięcie indywidualnej nieskończoności i wolność duszy we właściwym czasie. Jakże przesadnie wulgarna była złota zasada, stwierdził Vive Kananda! Zawsze mnie! Zawsze mnie! było chrześcijańskim credo. Czyń innym tak, jak ty by uczynili tobie! Było to okropne, barbarzyńskie, dzikie wyznanie wiary, ale nie chciał potępiać chrześcijańskiego wyznania wiary, ponieważ jest ono dobrze dostosowane do tych którzy są z niego zadowoleni. Niech wielki strumień płynie dalej, a głupi jest ten, kto próbowałby zmienić jego bieg, kiedy natura znajduje rozwiązanie. Spirytualista (w dosłownym tego słowa znaczeniu) i fatalista, Vive Kananda podkreślał swoją opinię, że wszystko jest w porządku i nie ma ochoty nawracać Chrześcijan. Byli Chrześcijanami; to było dobrze. On był Hindusem; to też było dobrze. W jego kraju formułowano różne wyznania dla potrzeb ludzi o różnych stopniach inteligencji, wszystko to wyznaczało postęp ewolucji duchowej. Religia Hindusów nie była religią samolubną, zawsze egoistyczną w swoich aspiracjach, zawsze obiecującą nagrodę lub groźbę kary. Pokazuje ona jednostce, że może osiągnąć nieskończoność przez brak egoizmu. Ten system przekupywania ludzi aby stali się Chrześcijanami, rzekomo pochodzący od Boga, który objawił się pewnym ludziom na ziemi, jest okropny. Jest to okropnie demoralizujące, a chrześcijańskie credo przyjmowane dosłownie, ma haniebny wpływ na moralną naturę bigotów, którzy je akceptują, opóźniając czas, w którym można osiągnąć nieskończoność jaźni.
* * *
[Reporter Tribune, być może ten sam, który wcześniej usłyszał „gigantów” zamiast „Dźinistów”, tym razem usłyszał „zakopać” zamiast „spalić”; ale poza tym, z wyjątkiem stwierdzeń Swamidźi dotyczących złotej zasady, wydaje się, że przekazał on mniej więcej dokładnie:]
(Detroit Tribune, 18 lutego 1894) Swami Vive Kananda w kościele unitarnym oświadczył wczoraj wieczorem, że w Indiach nigdy nie grzebano [palono] żywcem wdów ze względu na religię lub prawo, ale we wszystkich przypadkach akt ten był dobrowolny ze strony kobiet. Praktyka ta została zakazana przez jednego cesarza, ale stopniowo wzrosła, aż rząd angielski położył jej kres. Fanatycy istnieli we wszystkich religiach, zarówno chrześcijańskich, jak i hinduskich. Fanatycy w Indiach byli znani z trzymania rąk nad głowami w pokucie od tak dawna, że ramię stopniowo usztywniało się w tej pozycji i tak już zostało. Tak samo mężczyźni ślubowali stać nieruchomo w jednej pozycji. Osoby te z czasem traciły wszelką kontrolę nad kończynami dolnymi i nigdy nie były w stanie chodzić. Wszystkie religie były prawdziwe, a ludzie praktykowali moralność nie z powodu jakiegoś boskiego nakazu, ale ze względu na własne dobro. Powiedział, że Hindusi nie wierzą w nawrócenie nazywając to perwersją. Stowarzyszenia, otoczenie i edukacja były odpowiedzialne za ogromną liczbę religii i jak niemądre było stwierdzenie przez przedstawiciela jednej religii, że wiara innego człowieka jest błędna. Było to równie rozsądne, jakby człowiek z Azji, który przyjechał do Ameryki i po obejrzeniu biegu Mississippi powiedział jej: „Płyniesz całkowicie źle. Będziesz musiała zawrócić do miejsca startu i rozpocząć wszystko od nowa”. Byłoby równie niemądre, gdyby człowiek w Ameryce odwiedził Alpy i po przepłynięciu rzeką do Morza Niemieckiego poinformował ją, że jej bieg jest zbyt kręty i że jedynym lekarstwem będzie płynąć zgodnie z zaleceniami. Oświadczył, że złota reguła jest tak stara jak sama ziemia i można z niej wywieść wszystkie zasady moralności [sic]. Człowiek to kłębek egoizmu. Uważał, że teoria ognia piekielnego to nonsens. Nie mogło być doskonałego szczęścia, gdy wiadomo było, że istnieje cierpienie. Wyśmiewał sposób, w jaki modlą się niektóre osoby religijne. Powiedział, że Hindus zamknął oczy i komunikował się z wewnętrznym duchem, podczas gdy niektórzy Chrześcijanie, których widział, zdawali się wpatrywać w jakiś punkt, jakby widzieli Boga siedzącego na swoim niebiańskim tronie. W kwestii religii istniały dwie skrajności: bigot i ateista. W ateiście było trochę dobra, ale bigot żył tylko dla siebie. Podziękował jakiejś anonimowej osobie, która przesłała mu zdjęcie serca Jezusa. Uznał to za przejaw bigoterii. Bigoci nie należą do żadnej religii. Są to pojedyncze zjawiska [sic].