Indie: Ich Religia i Zwyczaje

(Salem Evening News, 29 sierpnia 1893)

Pomimo ciepłej pogody wczorajszego popołudnia spora liczba członków Klubu Myśli i Pracy wraz z gośćmi zebrała się w kaplicy Wesley, aby spotkać się ze Swami Vive Kanondą [w tamtych czasach imię Swamiego Wiwekanandy było pisane na różne sposoby przez amerykańskie gazety, a raporty były niedokładne, głównie ze względu na nowość tematów], hinduskim mnichem, podróżującym obecnie po tym kraju i aby posłuchaj nieformalnego przemówienia tego dżentelmena, głównie na temat religii Hindusów, której nauczają ich Wedar [Wedy] lub święte księgi. Mówił również o kastach, jako po prostu podziale społecznym i w żaden sposób nie zależnym od ich religii.

Ubóstwo większości mas było mocno rozważane. Indie o obszarze znacznie mniejszym niż Stany Zjednoczone zamieszkuje dwadzieścia trzysta milionów [sic] ludzi, z czego trzysta milionów [sic] zarabia średnio mniej niż pięćdziesiąt centów miesięcznie. W niektórych przypadkach ludzie w całych regionach kraju utrzymują się przez miesiące, a nawet lata, całkowicie żywiąc się kwiatami, produkowanymi przez pewne drzewo, które po ugotowaniu są jadalne [drzewo mahua].

W innych dzielnicach mężczyźni jedzą tylko ryż, kobiety i dzieci muszą zaspokajać głód wodą, w której gotuje się ryż. Niepowodzenie w uprawie ryżu oznacza głód. Połowa ludzi żyje jednym posiłkiem dziennie, druga połowa nie wie, skąd nadejdzie następny posiłek. Według Swamiego Vive Kyondy, potrzebą mieszkańców Indii nie jest więcej religii ani lepsza religia, ale jak on to określa, „praktyczność” i to z nadzieją na zainteresowanie narodu amerykańskiego tą wielką potrzebą cierpiących, głodujących milionów przybył on do tego kraju.

Mówił obszernie o stanie swojego ludu i jego religii. W trakcie swojego przemówienia był często i dokładnie przesłuchiwany przez dr FA Gardnera i wielebnego SF Nobbsa z Centralnego Kościoła Baptystów. Powiedział, że misjonarze mieli tam dobre teorie i że zaczynali od dobrych pomysłów, ale nie zrobili nic dla podniesienia stanu przemysłowego ludzi. Powiedział, że Amerykanie, zamiast wysyłać misjonarzy aby szkolili ich w religii, powinni lepiej wysłać kogoś, kto zapewni im edukację przemysłową.

Zapytany, czy nie jest faktem, że Chrześcijanie pomagali mieszkańcom Indii w chwilach udręki i czy nie pomagali w sposób praktyczny, tworząc szkoły, mówca odpowiedział, że czasami to robią, ale tak naprawdę nie jest to ich zasługą ponieważ prawo nie pozwalało im w takich czasach próbować wpływać na ludzi.

Wyjaśnił zły stan kobiet w Indiach tym, że hinduscy mężczyźni darzą kobiety takim szacunkiem, że uznano, że najlepiej ich  nie wypuszczać. Kobiety hinduskie cieszyły się tak dużym szacunkiem, że trzymano je w odosobnieniu. Wyjaśnił stary zwyczaj palenia kobiet po śmierci ich mężów, na tej podstawie, że kochały ich tak, że nie mogły żyć bez męża. Byli jednym w małżeństwie i musieli być jednym w śmierci.

Zapytany o kult bożków i rzucanie się pod powóz Juggernaut, powiedział, że nie można obwiniać Hindusów za ten biznes powozowy, bo to był akt fanatyków, a w większości trędowatych.

Mówca wyjaśnił, że jego misją w jego kraju jest organizowanie mnichów do celów przemysłowych, aby mogli oni dawać ludziom korzyści z tej przemysłowej edukacji, a tym samym podnosić ich i poprawiać ich sytuację.

Tego popołudnia Vive Kanonda przemówi na temat dzieci w Indiach do wszystkich dzieci i młodych ludzi, którzy zechcą go wysłuchać na 166 North Street, pani Woods uprzejmie udostępniła w tym celu swój ogród. Osobiście jest przystojnym mężczyzną, ciemnowłosym, ale urodziwym, ubranym w długą szatę żółtawo–czerwonego koloru, przewiązaną w pasie sznurkiem, a na głowie ma żółty turban. Jako mnich nie ma żadnej kasty i może jeść i pić z każdym.

* * *

(Daily Gazette, 29 sierpnia 1893)

Radża [amerykańscy reporterzy dodali wszelkiego rodzaju epitety, takie jak „radża”, „bramin”, „kapłan” itp., za które sami byli odpowiedzialni] Swami Vivi Rananda z Indii był gościem Klubu Myśli i Pracy w Salem wczoraj po południu w kościele w Wesley.

Obecna była duża liczba pań i panów, którzy uścisnęli sobie dłonie, na modłę amerykańską, z wybitnym mnichem. Miał na sobie pomarańczową suknię z czerwoną szarfą, żółty turban z końcem zwisającym z jednej strony, którego używał jako chusteczki do nosa i buty kongresowe.

Mówił obszernie o stanie swojego ludu i jego religii. W trakcie swojego przemówienia był często i dokładnie przesłuchiwany przez dr FA Gardnera i wielebnego SF Nobbsa z Centralnego Kościoła Baptystów. Powiedział, że misjonarze mieli tam dobre teorie i że zaczynali od dobrych pomysłów, ale nie zrobili nic dla podniesienia stanu przemysłowego ludzi. Powiedział, że Amerykanie, zamiast wysyłać misjonarzy aby szkolili ich w religii, powinni lepiej wysłać kogoś, kto zapewni im edukację przemysłową.

Mówiąc obszernie o stosunkach między mężczyznami i kobietami, powiedział, że mężowie w Indiach nigdy nie kłamali i nigdy nie prześladowali i wymienił kilka innych grzechów, których nigdy nie popełnili.

Zapytany, czy nie jest faktem, że chrześcijanie pomagali mieszkańcom Indii w chwilach udręki i czy nie pomagali w sposób praktyczny, szkoląc szkoły, mówca odpowiedział, że czasami to robią, ale tak naprawdę nie jest to ich zasługą , gdyż prawo nie pozwalało im w takich chwilach próbować wpływać na ludzi.

Zapytany, czy nie jest faktem, że Chrześcijanie pomagali mieszkańcom Indii w chwilach udręki i czy nie pomagali w sposób praktyczny, tworząc szkoły, mówca odpowiedział, że czasami to robią, ale tak naprawdę nie jest to ich zasługą ponieważ prawo nie pozwalało im w takich czasach próbować wpływać na ludzi.

Wyjaśnił zły stan kobiet w Indiach tym, że hinduscy mężczyźni darzą kobiety takim szacunkiem, że uznano, że najlepiej ich  nie wypuszczać. Kobiety hinduskie cieszyły się tak dużym szacunkiem, że trzymano je w odosobnieniu. Wyjaśnił stary zwyczaj palenia kobiet po śmierci ich mężów, na tej podstawie, że kochały ich tak, że nie mogły żyć bez męża. Byli jednym w małżeństwie i musieli być jednym w śmierci.

Zapytany o kult bożków i rzucanie się pod powóz Juggernaut, powiedział, że nie można obwiniać Hindusów za ten biznes powozowy, bo to był akt fanatyków, a w większości trędowatych.

Jeśli chodzi o kult bożków, powiedział, że pytał Chrześcijan, o czym myślą, kiedy się modlą i niektórzy powiedzieli, że myślą o kościele, inni o BOGU. Więc jego lud pomyślał o obrazach. Dla biednych potrzebne były bożki. Powiedział, że w starożytności, kiedy narodziła się ich religia, kobiety wyróżniały się duchowym geniuszem i wielką siłą umysłu. Mimo to, jak zdawał się przyznawać, współczesne kobiety zdegenerowały się. Myślały tylko o jedzeniu i piciu, plotkach i skandalach.

Mówca wyjaśnił, że jego misją w jego kraju jest organizowanie mnichów do celów przemysłowych, aby mogli oni dawać ludziom korzyści z tej przemysłowej edukacji, a tym samym podnosić ich i poprawiać ich sytuację.

* * *

(Salem Evening News, 1 września 1893)

Uczony mnich z Indii, który spędza kilka dni w tym mieście, będzie przemawiał w Kościele Wschodnim w niedzielę wieczorem o 7–30. Swami (wielebny) Viva Kananda wygłosił kazanie w kościele episkopalnym w Annisquam w ubiegłą niedzielę wieczorem na zaproszenie pastora i profesora Wrighta z Harvardu, który okazał mu wielką życzliwość.

W poniedziałek wieczorem wyjeżdża do Saratogi, gdzie wygłosi przemówienie do Stowarzyszenia Nauk Społecznych. Później będzie przemawiał przed Kongresem w Chicago. Jak wszyscy mężczyźni wykształceni na wyższych uniwersytetach w Indiach, Viva Kananda mówi po angielsku łatwo i poprawnie. Jego prosta przemowa do dzieci we wtorek na temat zabaw, szkół, zwyczajów i obyczajów dzieci w Indiach była cenna i bardzo interesująca. Jego dobre serce wzruszyło się stwierdzeniem małej panny, że jej nauczyciel „polizał ją tak mocno, że prawie złamała sobie palec”. . . . Ponieważ Viva Kananda, jak wszyscy mnisi, musi podróżować po swojej krainie, głosząc religię prawdy, czystości i braterstwa ludzi, żadne wielkie dobro nie mogło przejść niezauważone, ani straszliwe zło nie mogło umknąć jego oczom. Jest niezwykle hojny dla wszystkich osób innych wyznań i ma tylko miłe słowa dla tych, którzy się od niego różnią.

* * *

(Daily Gazette, 5 września 1893)

Radźah Swami Vivi Rananda z Indii przemawiał w niedzielę wieczorem we wschodnim kościele na temat religii Indii i ubogich w jego ojczystej ziemi. Zgromadziła się niezła publiczność, ale nie tak liczna, jak zasługiwała na to ranga tematu i interesujący mówca. Mnich był ubrany w swój rodzimy strój i przemawiał przez około czterdzieści minut. Wielką potrzeba dzisiejszych Indii, które nie są Indiami sprzed pięćdziesięciu lat, są, jak powiedział, misjonarze by wykształcić ludzi przemysłowo i społecznie, a nie religijnie. Hindusi mają tyle religii, ile chcą, a religia hinduska jest najstarszą na świecie. Mnich jest bardzo przyjemnym mówcą i przykuwał uwagę słuchaczy.

* * *

(Daily Saratoga, 6 września 1893)

. . . Następnie platformę zajmował Vive Kananda, mnich z Madrasu w Hindustanie, który głosił w całych Indiach. Interesuje się naukami społecznymi, jest inteligentnym i interesującym mówcą. Mówił o panowaniu Mahometan w Indiach.

Dzisiejszy program obejmuje kilka bardzo interesujących tematów, zwłaszcza referat na temat „Bimetalizmu” płk. Jacoba Greene’a z Hartford. Vive Kananda ponownie przemówi, tym razem na temat wykorzystania srebra w Indiach.