Chrystus, Posłaniec

(Wygłoszone w Los Angeles, Kalifornia, 1900)

Fala wznosi się na oceanie i powstaje zagłębienie. Znów podnosi się kolejna fala, być może większa od poprzedniej, by ponownie opaść, podobnie, ponownie się podnieść – pędząc dalej. W biegu wydarzeń zauważamy wzloty i upadki i zazwyczaj patrzymy w stronę wzlotów, zapominając o upadku. Ale oba są potrzebne i oba są wielkie. Taka jest natura wszechświata. Czy to w świecie naszych myśli, w świecie naszych relacji w społeczeństwie, czy w naszych sprawach duchowych ma miejsce ten sam ruch sukcesji, wzlotów i upadków. Stąd w biegu wydarzeń wielkie przewagi, ideały liberalne, są kierowane do przodu, aby opaść, niejako przetrawić, rozmyślać nad przeszłością – dostosować się, zachować, ponownie zebrać siły na wzrost i większy wzrost.

Historia narodów też zawsze taka była. Wielka dusza, Posłaniec, którego będziemy badać dzisiejszego popołudnia, pojawił się w okresie historii swojej rasy, który możemy określić jako wielki upadek. Tu i ówdzie dostrzegamy jedynie niewielkie przebłyski zabłąkanych zapisów jego wypowiedzi i czynów; bo zaprawdę słusznie powiedziano, że czyny i słowa tej wielkiej duszy zapełniłyby świat, gdyby wszystkie zostały spisane. A trzy lata jego służby były jak jeden skompresowany, skoncentrowany wiek, którego rozwinięcie zajęło tysiąc dziewięćset lat i kto wie, ile jeszcze zajmie! Mali ludzie, tacy jak ty i ja są po prostu odbiorcami odrobiny energii. Wystarczy kilka minut, kilka godzin, najwyżej kilka lat, żeby to wszystko wydać, aby to wszystko rozciągnąć do pełni sił, a wtedy znikniemy na zawsze. Ale zauważcie tego olbrzyma, który przybył; mijają stulecia i wieki, a jednak energia, którą pozostawił światu, nie została jeszcze wyczerpana ani nie została w pełni wykorzystana. Wraz z upływem lat trwa zyskując nowego wigoru.

To, co widzicie w życiu Chrystusa, jest życiem całej przeszłości. Życie każdego człowieka jest w pewnym sensie życiem przeszłości. Przychodzi do niego poprzez dziedziczność, poprzez otoczenie, poprzez edukację, poprzez jego własną reinkarnację – przeszłość rasy. W pewnym sensie przeszłość ziemi, przeszłość całego świata jest obecna w każdej duszy. Czym jesteśmy w teraźniejszości, jeśli nie rezultatem, skutkiem w rękach tej nieskończonej przeszłości? Czymże jesteśmy, jeśli nie unosimy się bez fal w wiecznym biegu wydarzeń, nieodparcie popychani do przodu i do przodu i niezdolni do odpoczynku? Ale ty i ja jesteśmy tylko małymi rzeczami, bańkami. W oceanie spraw zawsze są jakieś gigantyczne fale, a w tobie i we mnie życie przeszłej rasy zostało ucieleśnione tylko trochę; ale są giganci, którzy ucieleśniają niemal całą przeszłość i wyciągają ręce ku przyszłości. To są drogowskazy tu i ówdzie wskazujące marsz ludzkości; są one naprawdę gigantyczne, ich cienie pokrywają ziemię – stoją nieśmiertelne, wieczne! Jak zostało powiedziane przez tego samego Wysłannika: „Boga nikt nigdy nie widział inaczej, jak tylko przez Syna”. I to jest prawda. A gdzież zobaczymy Boga, jeśli nie w Synu? To prawda, że ty i ja, i najbiedniejsi z nas, nawet najpodlejsi, ucieleśniamy tego Boga, a nawet jesteśmy jego odbiciem. Wibracja światła jest wszędzie, wszechobecna; ale musimy zapalić światło lampy, zanim będziemy mogli zobaczyć światło. Wszechobecnego Boga wszechświata nie można zobaczyć, dopóki nie odbije się On w tych gigantycznych lampach ziemskich – Prorokach, ludzkich bogach, Wcieleniach, ucieleśnieniach Boga.

Wszyscy wiemy, że Bóg istnieje, a jednak Go nie widzimy, nie rozumiemy. Weź jednego z tych wielkich Posłańców światła, porównaj jego charakter z najwyższym ideałem Boga, jaki kiedykolwiek stworzyłeś, a przekonasz się, że twój Bóg odbiega od ideału i że charakter Proroka przekracza twoje koncepcje. Nie można nawet stworzyć wyższego ideału Boga niż to, co faktycznie wcieleni praktycznie zrealizowali i postawili przed nami jako przykład. Czy zatem czymś złym jest oddawanie im czci jak Bogu? Czy grzechem jest upaść do stóp tych ludzkich bogów i oddać im cześć jako jedynym boskim istotom na świecie? Jeśli rzeczywiście są one wyższe od wszystkich naszych wyobrażeń o Bogu, to jaką szkodę może przynieść oddawanie im czci? Nie tylko nie ma w tym nic złego, ale jest to jedyny możliwy i pozytywny sposób oddawania czci. Niezależnie od tego  jak bardzo możesz się starać poprzez walkę, poprzez abstrakcję, jakąkolwiek metodą, jaką lubisz, tak długo, jak jesteś człowiekiem w świecie ludzi twój świat jest ludzki, twoja religia jest ludzka i twój Bóg jest ludzki. I tak musi być. Kto nie jest na tyle praktyczny, aby zająć się rzeczywiście istniejącą rzeczą i porzucić ideę, która jest jedynie abstrakcją, której nie jest w stanie uchwycić i do której trudno dotrzeć inaczej niż za pośrednictwem konkretnego medium? Dlatego te Wcielenia Boga były czczone we wszystkich wiekach i we wszystkich krajach.

Przestudiujemy teraz trochę życie Chrystusa, wcielenie Żydów. Kiedy narodził się Chrystus, Żydzi byli w stanie, który nazywam stanem upadku pomiędzy dwiema falami; stan konserwatyzmu; stan, w którym ludzki umysł jest chwilowo zmęczony posuwaniem się do przodu i zajmuje się tylko tym, co już ma; stan, w którym uwaga jest bardziej skupiona na szczegółach niż na wielkich, ogólnych i większych problemach życia; stan stagnacji, a nie posuwania się do przodu; stan bardziej cierpienia niż robienia. Zaznaczam, że nie winię takiego stanu rzeczy. Nie mamy prawa tego krytykować – bo gdyby nie ten upadek, dalsze powstanie, które ucieleśniał Jezus z Nazaretu, byłoby niemożliwe. Faryzeusze i Saduceusze mogli być nieszczerzy, mogli robić rzeczy, których nie powinni byli robić; mogli być nawet hipokrytami; lecz czymkolwiek by oni byli, czynniki te były przyczyną, której Posłaniec był skutkiem. Faryzeusze i Saduceusze z jednej strony byli tym samym impulsem, który wyszedł z drugiego końca w postaci gigantycznego mózgu Jezusa z Nazaretu.

Czasami można wyśmiać dbałość o formy, formuły, codzienne szczegóły religii i rytuały; niemniej jednak jest w nich siła. Często gnając naprzód tracimy dużo sił. W rzeczywistości fanatyk jest silniejszy niż człowiek liberalny. Zatem nawet fanatyk ma jedną wielką zaletę: oszczędza energię i to w ogromnych ilościach. Podobnie jak w przypadku jednostki, tak i w przypadku rasy, energia jest gromadzona w celu jej oszczędzania. Otoczona zewsząd przez wrogów zewnętrznych, zmuszona do skupienia się w centrum przez Rzymian, przez helleńskie tendencje w świecie intelektu, przez fale z Persji, Indii i Aleksandrii – otoczona fizycznie, mentalnie i moralnie – trwała tam rasa o wrodzonej, konserwatywnej, ogromnej sile, której ich potomkowie nie stracili nawet dzisiaj. A rasa była zmuszona skoncentrować się i skupić całą swoją energię na Jerozolimie i Judaizmie. Jednak cała władza, raz zebrana, nie może pozostać zgromadzona; musi się wciąż rozszerzać. Nie ma na ziemi takiej mocy, którą można by długo trzymać w wąskich granicach. Nie można jej zbyt długo utrzymywać w stanie skompresowanym, aby umożliwić rozszerzenie w późniejszym okresie.

Ta skoncentrowana energia wśród rasy żydowskiej znalazła wyraz w następnym okresie powstania Chrześcijaństwa. Zebrane strumienie zebrały się w ciało. Stopniowo wszystkie małe strumyki połączyły się i stały się wezbraną falą, na której szczycie wyróżnia się postać Jezusa z Nazaretu. Zatem każdy Prorok jest wytworem swoich własnych czasów, wytworem przeszłości swojej rasy; on sam jest twórcą przyszłości. Przyczyna dnia dzisiejszego jest skutkiem przeszłości i przyczyną przyszłości. Na tej pozycji stoi Posłaniec. W Nim ucieleśnia się wszystko co najlepsze i największe w jego rasie, sens i życie, o które rasa ta walczyła od wieków; a on sam jest impulsem na przyszłość nie tylko dla swojej rasy, ale także dla niezliczonych innych ras świata.

Musimy pamiętać o innym fakcie: że mój pogląd na wielkiego Proroka z Nazaretu będzie przedstawiany z punktu widzenia Wschodu. Często zapomina się także, że sam Nazarejczyk był Człowiekiem Wschodu wśród Ludzi Wschodu. Mimo wszystkich waszych prób malowania go z niebieskimi oczami i żółtymi włosami, Nazarejczyk wciąż był Człowiekiem Wschodu. Wszystkie porównania i obrazy za pomocą których napisana jest Biblia – sceny, miejsca, postawy, grupy, poezja i symbole – mówią wam o Wschodzie: o jasnym niebie, upale, słońcu pustyni, spragnionych ludziach i zwierzętach; o mężczyznach i kobietach przychodzących z dzbanami na głowach, aby napełnić je do studni; o trzodach, o oraczach, o uprawie, która toczy się w okolicy; o młynie wodnym i kole, o stawie młyńskim i kamieniach młyńskich. Wszystko to można dziś zobaczyć w Azji.

Głos Azji był głosem religii. Głos Europy jest głosem polityki. Każdy jest świetny w swojej dziedzinie. Głos Europy jest głosem starożytnej Grecji. Dla greckiego umysłu jego najbliższe społeczeństwo było wszystkim; poza nim jest Barbarzyńca. Nikt poza Grekiem nie ma prawa żyć. Cokolwiek Grecy robią jest słuszne i poprawne; cokolwiek innego istnieje na świecie nie jest ani słuszne, ani właściwe, ani nie powinno być dozwolone by żyło. Jest niezwykle ludzki w swoich sympatiach, intensywnie naturalny, a zatem intensywnie artystyczny. Grek żyje całkowicie w tym świecie. Nie zależy mu na marzeniach. Nawet jego poezja jest praktyczna. Jego bogowie i boginie są nie tylko istotami ludzkimi, ale w dużym stopniu ludźmi, ze wszystkimi ludzkimi namiętnościami i uczuciami prawie takimi samymi jak u każdego z nas. Kocha on to, co piękne, ale pamiętajcie, że jest to zawsze natura zewnętrzna: piękno wzgórz, śniegów, kwiatów, piękno form i postaci, piękno ludzkiej twarzy, a częściej w ludzkiej postaci – to właśnie lubili Grecy. A Grecy, będący nauczycielami całej późniejszej europejskości, głos Europy jest grecki.

W Azji istnieje inny typ. Pomyśl o tym ogromnym, ogromnym kontynencie, którego szczyty gór wystają poza chmury, niemal dotykając sklepienia błękitu nieba; ciągnąca się kilometrami pustynia, na której nie można znaleźć ani kropli wody, ani nie wyrośnie źdźbło trawy; niekończące się lasy i gigantyczne rzeki wpadające do morza. Pośród całego tego otoczenia orientalna miłość do piękna i wzniosłości rozwinęła się w innym kierunku. Zajrzała do środka a nie na zewnątrz. Istnieje także pragnienie natury i to samo pragnienie władzy; istnieje również to samo pragnienie doskonałości, ta sama idea Greka i Barbarzyńcy, ale rozszerzyła się ona na większy krąg. W Azji nawet dzisiaj urodzenie, kolor czy język nigdy nie grają roli. Tym, co tworzy rasę, jest jej religia. Wszyscy jesteśmy Chrześcijanami; wszyscy jesteśmy Mahometanami; wszyscy jesteśmy Hindusami lub wszyscy Buddystami. Bez względu na to, czy Buddysta jest Chińczykiem czy człowiekiem z Persji, myślą, że są braćmi ponieważ wyznają tę samą religię. Religia jest więzią, jednością ludzkości. I znowu Człowiek Wschodu z tego samego powodu jest wizjonerem, urodzonym marzycielem. Szum wodospadów, śpiew ptaków, piękno słońca i księżyca, gwiazd i całej ziemi są wystarczająco przyjemne; ale nie są one wystarczające dla orientalnego umysłu; On chce śnić sen poza. Chce wyjść poza teraźniejszość. Teraźniejszość jest dla niego niczym. Orient jest kolebką rodzaju ludzkiego od wieków i występują tam wszystkie zmienne losy – królestwa następujące po królestwach, imperia po imperiach, ludzka potęga, chwała i bogactwo wszystkie się tam toczą: Golgota mocy i nauki. Oto Orient: Golgota mocy, królestw i nauki. Nic dziwnego, że umysł orientalny patrzy z pogardą na rzeczy tego świata i naturalnie chce zobaczyć coś, co się nie zmienia, coś, co nie umiera, coś, co pośród tego świata nędzy i śmierci jest wieczne, błogie, nieśmiertelne. Orientalny prorok nigdy nie przestaje upierać się przy tych ideałach; a jeśli chodzi o proroków, możecie także pamiętać, że bez jednego wyjątku wszyscy Posłańcy byli mieszkańcami Wschodu.

Widzimy zatem w życiu tego obszaru pierwsze hasło Posłańca życia: „Nie to życie, ale coś wyższego”; i niczym prawdziwy syn Orientu jest w tym praktyczny. Wy, ludzie Zachodu, jesteście praktyczni w swoim departamencie, w sprawach wojskowych, w zarządzaniu kręgami politycznymi i w innych sprawach. Być może Człowiek Wschodu nie jest praktyczny pod tym względem, ale jest praktyczny w swojej dziedzinie; jest praktyczny w religii. Jeśli ktoś głosi jakąś filozofię, jutro będą setki ludzi, którzy dołożą wszelkich starań, aby uczynić ją praktyczną w swoim życiu. Jeśli ktoś głosi, że stanie na jednej nodze doprowadzi do zbawienia, natychmiast otrzyma pięciuset, którzy staną na jednej nodze. Możesz to nazwać absurdem ale zauważcie, pod tym kryje się ich filozofia – ta intensywna praktyczność. Na Zachodzie plany zbawienia oznaczają gimnastykę intelektualną – plany, które nigdy nie są wypracowane i nigdy nie wcielone w życie. Na Zachodzie kaznodzieja, który mówi najlepiej, jest największym kaznodzieją.

Zatem Jezusa z Nazaretu, prawdziwego syna Wschodu, uważamy przede wszystkim za niezwykle praktycznego. Nie wierzy w ten ulotny świat i wszystkie jego rzeczy. Nie ma potrzeby torturowania tekstu, jak to jest w modzie na Zachodzie w dzisiejszych czasach, nie ma potrzeby rozciągania tekstów, aż przestaną się rozciągać. Teksty nie są z gumy indyjskiej a nawet ta ma swoje ograniczenia. Żadnego tworzenia religii, aby ulegać zmysłowej próżności naszych czasów! Zaznaczam, bądźmy wszyscy szczerzy. Jeśli nie możemy podążać za ideałem, wyznajmy swoją słabość, ale nie degradujmy ideału; niech nikt nie próbuje go zburzyć. Aż serce boli gdy ludzie Zachodu podają różne relacje o życiu Chrystusa. Nie wiem kim był, a kim nie był! Jeden uczyniłby go wielkim politykiem; inny być może uczyniłby z niego wielkiego generała wojskowego; jeszcze inny wielkiego patriotycznego Żyda; i tak dalej. Czy w księgach znajduje się uzasadnienie dla wszystkich takich założeń? Najlepszym komentarzem do życia wielkiego nauczyciela jest jego własne życie. „Lisy mają nory i ptaki podniebne mają gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma, gdzie głowy oprzeć”. To właśnie podaje Chrystus jako jedyną drogę do zbawienia; nie pokazuje innej drogi. Wyznajmy w ubraniu z worka i posypani popiołem, że tak nie możemy. Nadal mamy sentyment do „ja i moje”. Chcemy własności, pieniędzy, bogactwa. Biada nam! Wyznajmy to i nie zawstydzajmy tego wielkiego Nauczyciela Ludzkości! On nie miał żadnych powiązań rodzinnych. Ale czy sądzicie, że ten Człowiek miał w sobie jakieś fizyczne idee? Czy myślicie, że ta masa światła, ten Bóg, a nie człowiek, zstąpił na ziemię, aby być bratem zwierząt? A jednak ludzie każą mu głosić różne rzeczy. On nie miał idei płci! On był duszą! Nic poza duszą – po prostu pracując ciałem dla dobra ludzkości; i to był cały jego stosunek do ciała. W duszy nie ma płci. Bezcielesna dusza nie ma żadnego związku ze zwierzęciem, żadnego związku z ciałem. Ideał może być daleko poza nami. Ale nieważne, trzymajmy się ideału. Wyznajmy, że jest to nasz ideał, ale nie możemy się jeszcze do niego zbliżyć.

Nie miał innego zajęcia w życiu, nie myślał o niczym innym jak tylko o tym, że jest duchem. Był bezcielesnym, nieskrępowanym i niezwiązanym duchem. I nie tylko to, ale dzięki swojej cudownej wizji odkrył on, że każdy mężczyzna i każda kobieta, czy to Żyd, czy poganin, czy bogaty, czy biedny, święty czy grzesznik, był ucieleśnieniem tego samego nieśmiertelnego ducha co on sam. Dlatego jedyną pracą jaką pokazał przez całe swoje życie było wezwanie ich do uświadomienia sobie własnej duchowej natury. Porzućcie – mówi – te przesądne sny, że jesteście niscy i biedni. Nie myślcie, że jesteście deptani i tyranizowani, jakbyście byli niewolnikami, ponieważ jest w was coś, czego nigdy nie da się tyranizować, nigdy nie można zdeptać, nigdy nie można zaniepokoić, nigdy nie można zabić. Wszyscy jesteście Synami Bożymi, duchem nieśmiertelnym. „Wiedzcie” – oświadczył – „Królestwo Niebieskie jest w was”. „Ja i mój Ojciec jedno jesteśmy”. Czy odważysz się wstać i powiedzieć nie tylko, że „jestem Synem Bożym”, ale także odkryć w sercu, że „Ja i mój Ojciec jedno jesteśmy”? To właśnie powiedział Jezus z Nazaretu. Nigdy nie mówi o tym świecie i o tym życiu. On nie ma z tym nic wspólnego poza tym, że chce uchwycić świat takim, jaki jest, dać mu impuls i popychać go do naprzód i dalej, aż cały świat dotrze do świetlistego Światła Bożego, aż wszyscy zrozumieją swoje duchową naturę, aż do chwili, gdy śmierć zniknie i nieszczęście zostanie przegnane.

Czytaliśmy różne historie, które o nim napisano; znamy uczonych i ich pisma oraz wyższą krytykę; i wiemy, że wszystko to zostało osiągnięte dzięki studiom. Nie jesteśmy tu po to, żeby dyskutować, ile w Nowym Testamencie jest prawdy, nie jesteśmy tu, żeby dyskutować, jaka część tego życia ma charakter historyczny. Nie ma żadnego znaczenia, czy Nowy Testament został napisany w ciągu pięciuset lat od jego narodzin, ani nawet nie ma znaczenia, ile z tego życia jest prawdą. Ale coś się za tym kryje, coś, co chcemy naśladować. Aby kłamać, trzeba naśladować prawdę, a ta prawda jest faktem. Nie da się naśladować czegoś, czego nigdy nie było. Nie możesz naśladować tego, czego nigdy nie dostrzegłeś. Ale musiało istnieć jądro, potężna moc, która zstąpiła, cudowna manifestacja mocy duchowej – i o tym mówimy. Stoi tam. Dlatego nie boimy się wszelkiej krytyki ze strony uczonych. Jeśli ja, jako mieszkaniec Wschodu, muszę czcić Jezusa z Nazaretu, pozostaje mi tylko jeden sposób, a mianowicie oddawać Mu cześć jako Bogu i nic innego. Czy chcesz powiedzieć, że nie mamy prawa oddawać mu czci w ten sposób? Jeśli sprowadzimy go do naszego poziomu i po prostu okażemy mu odrobinę szacunku jako wielkiemu człowiekowi, dlaczego w ogóle mielibyśmy go czcić? Nasze pisma święte mówią: „Te wielkie dzieci Światła, które same manifestują Światło, które same są Światłem, one, będąc czczone, stają się jakby jednym z nami, a my stajemy się jednym z nimi”.

Bo, jak widzicie, człowiek postrzega Boga na trzy sposoby. Na początku nierozwinięty intelekt niewykształconego człowieka widzi Boga jako odległego, gdzieś w niebiosach, siedzącego na tronie jako wielki Sędzia. Patrzy na Niego jak na ogień i na strach. To dobrze, bo nie ma w tym nic złego. Trzeba pamiętać, że ludzkość nie wędruje od błędu do prawdy, ale od prawdy do prawdy; może to być, jeśli wolisz, od niższej prawdy do wyższej prawdy, ale nigdy od błędu do prawdy. Załóżmy, że zaczynasz stąd i podróżujesz w kierunku słońca po linii prostej. Stąd słońce wygląda na małe. Załóżmy, że przejedziesz milion mil do przodu, a słońce będzie znacznie większe. Na każdym etapie słońce będzie coraz większe. Załóżmy, że zrobiono dwadzieścia tysięcy zdjęć tego samego słońca z różnych punktów widzenia; te dwadzieścia tysięcy fotografii z pewnością będzie się od siebie różnić. Ale czy możesz zaprzeczyć, że każde z nich jest fotografią tego samego słońca? Zatem wszystkie formy religii, wysokie czy niskie, są po prostu różnymi etapami w kierunku wiecznego stanu Światła, którym jest Sam Bóg. Niektórzy ucieleśniają pogląd niższy, inni wyższy i na tym polega różnica. Dlatego religie bezmyślnych mas na całym świecie muszą być i zawsze były oparte na Bogu, który jest poza wszechświatem, który mieszka w niebie, który rządzi z tego miejsca, który jest karcącym złych i nagradzającym dobrych i tak dalej. W miarę postępu duchowego człowiek zaczął odczuwać, że Bóg jest wszechobecny, że musi być w nim, że musi być wszędzie, że nie jest Bogiem odległym, ale drogą Duszą wszystkich dusz. Tak  jak moja dusza porusza moje ciało, tak Bóg porusza moją duszę. Dusza w duszy. A kilka osób, które wystarczająco się rozwinęły i były wystarczająco czyste, poszło jeszcze dalej i w końcu znalazło Boga. Jak mówi Nowy Testament: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądają”. I w końcu odkryli, że oni i Ojciec stanowią jedno.

Przekonacie się, że wszystkie te trzy etapy są nauczane przez Wielkiego Nauczyciela w Nowym Testamencie. Zwróćcie uwagę na wspólną modlitwę, której nauczał: „Ojcze nasz, który jesteś w niebie, święć się imię Twoje” i tak dalej – jest to prosta modlitwa, modlitwa dziecka. Zaznaczcie, że jest to „Modlitwa Powszechna”, ponieważ jest przeznaczona dla mas niewykształconych. Wyższemu kręgowi, tym, którzy zaszli nieco dalej, udzielił bardziej wzniosłej nauki: „Ja jestem w moim Ojcu, a wy we mnie, a Ja w was”. Czy pamiętacie to? A potem, gdy Żydzi zapytali go, kim jest, oświadczył, że on i jego Ojciec stanowią jedno, a Żydzi uznali to za bluźnierstwo. Co on przez to miał na myśli? Zostało to również powiedziane przez waszych starych proroków: „Wy jesteście bogami i wszyscy jesteście dziećmi Najwyższego”. Zaznacz te same trzy etapy. Przekonasz się, że łatwiej będzie ci zacząć od pierwszego i zakończyć na ostatnim.

Wysłannik przyszedł, aby wskazać ścieżkę: że duch nie istnieje w formach, że nie poprzez wszelkiego rodzaju utrapienia i zawiłe problemy filozofii można poznać ducha. Lepiej, żebyś się nie uczył, lepiej, żebyś nigdy w życiu nie przeczytał żadnej książki. Nie są one wcale potrzebne do zbawienia – ani bogactwo, ani pozycja, ani władzy, ani nawet nauka; lecz konieczna jest jedna rzecz – czystość. „Błogosławieni czystego serca”, gdyż duch w swej naturze jest czysty. Jak może być inaczej? To jest z Boga, to pochodzi od Boga. W języku biblijnym „jest to tchnienie Boga”. W języku Koranu: „To jest dusza Boga”. Czy chcesz powiedzieć, że Duch Boży może być kiedykolwiek nieczysty? Ale, niestety, zostało ono jakby przykryte kurzem i brudem wieków w wyniku naszych własnych czynów, dobrych i złych. Różne dzieła, które nie były właściwe, które nie były prawdziwe, przykryły tego samego ducha kurzem i brudem ignorancji wieków. Wystarczy tylko oczyścić kurz i brud, a wtedy duch natychmiast zabłyśnie. „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądają”. „Królestwo Niebieskie jest w was”. Dokąd idziesz szukać Królestwa Bożego, pyta Jezus z Nazaretu, skoro ono jest tam, w tobie? Oczyść ducha, a on tam jest. Ono już jest Twoje. Jak możesz zdobyć to, co nie jest twoje? Ono jest twoje z mocy prawa. Jesteście dziedzicami nieśmiertelności, synami Ojca Wiecznego.

To jest wielka lekcja Wysłannika, a kolejna, która jest podstawą wszystkich religii, to wyrzeczenie. Jak możesz oczyścić ducha? Przez wyrzeczenie. Bogaty młodzieniec zapytał Jezusa: „Dobry Mistrzu, co mam czynić, aby odziedziczyć życie wieczne?” I rzekł mu Jezus: Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarby w niebie. Przyjdź, weź krzyż swój i naśladuj mnie. I zasmucił się tymi słowami, i odszedł zasmucony; gdyż miał wielkie posiadłości. Wszyscy jesteśmy mniej więcej tacy. Głos dźwięczy nam w uszach dzień i noc. Pośród naszych przyjemności i radości, pośród spraw doczesnych wydaje nam się, że zapomnieliśmy o wszystkim innym. Potem następuje chwila pauzy i w uszach rozbrzmiewa nam głos: „Porzuć wszystko, co masz, i naśladuj mnie”. „Kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swoje życie z mego powodu, znajdzie je”. Kto bowiem porzuci to życie dla Niego, znajdzie życie nieśmiertelne. Pośród całej naszej słabości następuje chwila pauzy i rozbrzmiewa głos: „Oddaj wszystko, co masz, rozdaj ubogim i naśladuj mnie”. To jest jedyny ideał, który głosi i był to ideał głoszony przez wszystkich wielkich proroków świata: wyrzeczenie. Co należy rozumieć przez wyrzeczenie się? Że istnieje tylko jeden ideał moralności: bezinteresowność. Bądź bezinteresowny. Ideałem jest doskonała bezinteresowność. Gdy ktoś zostanie uderzony w prawy policzek, nadstawi też i lewy. Kiedy z mężczyzny zerwą okrycie, oddaje on także swój płaszcz.

Powinniśmy pracować najlepiej jak potrafimy, nie degradując ideału. Oto ideał. Kiedy człowiek nie ma już w sobie siebie, żadnej własności, niczego, co można by nazwać „mną” lub „moim”, oddał się całkowicie, jakby się zniszczył – w tym człowieku jest Sam Bóg; bo samowola w nim zniknęła, została zmiażdżona i unicestwiona. Taki jest idealny człowiek. Nie możemy jeszcze osiągnąć tego stanu; jednak czcijmy ideał i powoli walczmy o jego osiągnięcie, choć być może chwiejnymi krokami. Może to nastąpić jutro, a może za tysiąc lat; ale ten ideał musi zostać osiągnięty. Bo to nie tylko cel, ale i środek. Bycie bezinteresownym, całkowicie bezinteresownym, jest samym zbawieniem; bo człowiek wewnątrz umiera, a jedynie Bóg pozostaje.

Jeszcze jeden punkt. Wszyscy nauczyciele ludzkości są bezinteresowni. Załóżmy, że Jezus z Nazaretu nauczał; i przyszedł do niego pewien człowiek i powiedział mu: „To, czego uczysz, jest piękne. Wierzę, że to jest droga do doskonałości i jestem gotowy nią podążać, ale nie zależy mi na czczeniu ciebie jako jednorodzonego Syna Bożego”. Jaka byłaby odpowiedź Jezusa z Nazaretu? „No dobrze, bracie, idź za ideałem i idź własną drogą. Nie obchodzi mnie, czy przypisujesz mi zasługę za nauczanie, czy nie. Nie jestem sklepikarzem. Nie handluję religią. Uczę tylko prawdy, a prawda nie jest niczyją własnością. Nikt nie może opatentować prawdy. Prawda jest samym Bogiem. Idź naprzód.” Ale to, co mówią uczniowie dzisiaj brzmi następująco: „Bez względu na to, czy praktykujecie nauki, czy nie, czy uznajecie Człowieka? Jeśli uznajecie Mistrza, zostaniecie zbawieni; jeśli nie, nie będzie dla was zbawienia”. I w ten sposób całe nauczanie Mistrza ulega degeneracji, a cały wysiłek i walka toczą się o osobowość Człowieka. Nie wiedzą, że narzucając tę różnicę, w pewnym sensie przynoszą wstyd właśnie temu Człowiekowi, którego chcą uhonorować – temu samemu Człowiekowi, który wzbraniałby się ze wstydu przed taką ideą. Co go obchodziło, czy był na świecie choć jeden człowiek, który go pamiętał, czy nie? Musiał przekazać swoje posłanie i je przekazał. A gdyby miał dwadzieścia tysięcy istnień ludzkich, oddałby je wszystkie za najbiedniejszego człowieka na świecie. Gdyby musiał być torturowany miliony razy za milion pogardzanych Samarytan i gdyby dla każdego z nich ofiara własnego życia była jedynym warunkiem zbawienia, oddałby swoje życie. A wszystko to bez pragnienia aby jego nazwisko było znane choćby jednej osobie. Spokojny, nieznany, cichy, pracowałby tak jak działa Bóg. A co by powiedział uczeń? Powie ci, że możesz być człowiekiem doskonałym, całkowicie bezinteresownym; ale jeśli nie przypiszesz zasługi naszemu nauczycielowi, naszemu świętemu, to na nic się to nie zda. Dlaczego? Jakie jest źródło tego przesądu, tej ignorancji? Uczeń myśli, że Pan może objawić się tylko raz. W tym tkwi cały błąd. Bóg objawia się Tobie w człowieku. Ale w całej naturze to, co zdarza się raz, musiało wydarzyć się wcześniej i musi wydarzyć się w przyszłości. Nie ma nic w przyrodzie, co nie byłoby związane prawem; a to oznacza, że cokolwiek zdarzy się raz, musi trwać i musiało mieć miejsce.

W Indiach mają takie samo pojęcie o Wcieleniach Boga. Jedna z ich wielkich inkarnacji, Kryszna, którego wspaniałe kazanie, Bhagawad–Gitā, niektórzy z was mogli przeczytać, mówi: „Chociaż jestem nienarodzony, o niezmiennej naturze i Władcą istot, to jednak ujarzmiając Moją Prakryti, przychodzę poprzez Moją własną Mājā. Ilekroć cnota ustępuje, a zwycięża niemoralność, wtedy pojawiam się w ciele. Dla ochrony dobrych, zniszczenia niegodziwych i ustanowienia Dharmy powstaję w każdym wieku.” Ilekroć świat upadnie, Pan przychodzi, aby pomóc mu się rozwijać; i tak czyni od czasu do czasu i z miejsca na miejsce. W innym fragmencie mówi w tej sprawie: „Gdziekolwiek spotkasz wielką duszę o ogromnej mocy i czystości, walczącą o wzniesienie ludzkości, wiedz, że narodziła się ona z Mojej wspaniałości i że Ja tam jestem, działając przez nią.”

Szukajmy więc Boga nie tylko w Jezusie z Nazaretu, ale we wszystkich wielkich, którzy go poprzedzili, we wszystkim, co po nim przyszło i w tym, co dopiero nadejdzie. Nasze uwielbienie jest nieograniczone i bezpłatne. Wszyscy oni są przejawami tego samego Nieskończonego Boga. Wszyscy są czyści i bezinteresowni; walczyli i oddali życie za nas, biednych ludzi. Każdy z nich doświadcza zastępczej pokuty za każdego z nas, a także za wszystkich, którzy przyjdą w przyszłości.

W pewnym sensie wszyscy jesteście prorokami; każdy z was jest Prorokiem, dźwigającym ciężar świata na swoich ramionach. Czy widziałeś kiedyś mężczyznę, czy widziałeś kiedyś kobietę, która spokojnie i cierpliwie dźwiga swój mały ciężar życia? Wielcy prorocy byli gigantami – dźwigali na swoich ramionach gigantyczny świat. W porównaniu z nimi jesteśmy niewątpliwie pigmejami, choć wykonujemy to samo zadanie; w naszych małych kręgach, w naszych małych domach niesiemy nasze małe krzyże. Nie ma nikogo tak złego, nikogo tak bezwartościowego, ale musi on nieść swój krzyż. Ale przy wszystkich naszych błędach, przy wszystkich naszych złych myślach i złych uczynkach jest gdzieś jasny punkt, jest jeszcze gdzieś złota nić, dzięki której zawsze mamy kontakt z boskością. Wiedz bowiem na pewno, że w chwili utraty dotyku boskości nastąpi unicestwienie. A ponieważ nikogo nie można unicestwić, zawsze jest gdzieś w naszym sercu, niezależnie od tego, jak nisko i zdegradowani jesteśmy, mały krąg światła, który jest w stałym kontakcie z boskością. Nasze pozdrowienia kierujmy do wszystkich poprzednich proroków, których nauki i życie odziedziczyliśmy, niezależnie od ich rasy, klimatu czy wyznania! Nasze pozdrowienia kierujmy do wszystkich podobnych do Boga mężczyzn i kobiet, którzy pracują, aby pomóc ludzkości, bez względu na ich urodzenie, kolor skóry czy rasę! Pozdrawiamy tych, którzy przyjdą w przyszłości – żywych bogów – aby bezinteresownie pracować dla naszych potomków.