Fundamenty Religii

(Ten niekompletny artykuł odnalazł się w pismach Pani S. E. Waldo. Nagłówek wstawiliśmy my – Wydawca.)

Mój umysł najlepiej potrafi pojąć religie świata, starożytne i współczesne, martwe i żywe, poprzez ten czterokrotny podział:

  1. Symbolika – zastosowanie różnych środków zewnętrznych w celu zachowania i rozwoju zdolności religijnych człowieka.
  2. Historia – Filozofia każdej religii zilustrowana w życiu boskich lub ludzkich nauczycieli uznawanych przez każdą religię. Obejmuje to mitologię; gdyż to, co jest mitologią dla jednej rasy lub okresu, jest lub było historią dla innych ras lub okresów. Nawet w przypadku ludzkich nauczycieli znaczna część ich historii jest uważana przez kolejne pokolenia za mitologię.
  3. Filozofia – uzasadnienie całego zakresu każdej religii.
  4. Mistycyzm – twierdzenie o czymś wyższym od poznania zmysłowego i rozumowania, co posiadają poszczególne osoby lub w pewnych okolicznościach wszystkie osoby; biegnie także przez inne podziały.

Wszystkie religie świata, dawne czy obecne, wyznają jedną lub więcej z tych zasad, przy czym wysoko rozwinięte religie posiadają wszystkie cztery.

Z tych wysoce rozwiniętych religii niektóre nie miały żadnej świętej księgi lub ksiąg i zniknęły; ale te, które opierały się na świętych księgach, żyją aż do dnia dzisiejszego. W związku z tym wszystkie wielkie religie współczesnego świata opierają się na świętych księgach.

  • Wedyjska na Wedach (błędnie nazwana hinduistyczną lub brahmińską).
  • Awestyjska na Aweście.
  • Mojżeszowa na Starym Testamencie.
  • Buddyjska na Tripitaka.
  • Chrześcijańska na Nowym Testamencie.
  • Muzułmańska na Koranie.

Taoiści i Konfucjanie w Chinach także posiadający książki są tak nierozerwalnie zmieszani z buddyjską formą religii, że należy ich skatalogować wraz z Buddyzmem.

I znowu, chociaż ściśle rzecz biorąc, nie ma religii całkowicie rasowych, można jednak powiedzieć, że z tej grupy religia wedyjska, mojżeszowa i awestyjska ograniczają się do ras, do których pierwotnie należały; podczas gdy religie buddyjska, chrześcijańska i muzułmańska były od samego początku religiami ekspansywnymi.

Walka o podbój świata będzie toczyć się pomiędzy Buddystami, Chrześcijanami i Muzułmanami, a religie rasowe również nieuchronnie będą musiały przyłączyć się do tej walki. Każda z tych religii, rasowa lub szerząca się, została już podzielona na różne gałęzie i przeszła, świadomie lub nie, ogromne zmiany, aby dostosować się do zmieniających się okoliczności. Już sam ten fakt pokazuje, że żadna z nich sama w sobie nie nadaje się na religię całego rodzaju ludzkiego. Każda religia będąc skutkiem pewnych cech rasy, z której się wywodzi i będąc z kolei przyczyną nasilenia i zachowania tych właśnie osobliwości, żadna z nich nie może pasować do uniwersalnej natury ludzkiej. Nie tylko tak, ale w każdej z nich jest element negatywny. Każda z nich pomaga w rozwoju pewnej części natury ludzkiej, ale tłumi wszystko inne, czego nie miała rasa, z której się wywodzi. Zatem jedna religia, która stałaby się powszechna, byłaby niebezpieczna i wyniszczająca dla człowieka.

Historia świata pokazuje, że te dwa marzenia – o uniwersalnym imperium politycznym i o uniwersalnym imperium religijnym – były już dawno przed ludzkością, ale plany największych zdobywców raz po raz krzyżowały się z powodu podziału ich terytoriów, zanim mogli podbić tylko niewielką część ziemi; i podobnie każda religia została podzielona na odłamy religijne, zanim całkiem wyszła z kołyski.

Wydaje się jednak prawdą, że solidarność rodzaju ludzkiego, społeczna i religijna, z możliwością nieskończonych zmian, jest planem natury; i jeśli linia najmniejszego oporu jest prawdziwą linią działania, wydaje mi się, że to rozbicie każdej religii na odłamy religijne jest zachowaniem religii poprzez udaremnienie tendencji do sztywnej identyczności, a także cenną wskazówką dla nas co do sposobu postępowania.

Wydaje się zatem, że końcem nie będzie zniszczenie, ale pomnażanie odłamów religijnych, aż każda jednostka stanie się podgrupą religijną dla samej siebie. Ponownie tło jedności nadejdzie poprzez połączenie wszystkich istniejących religii w jedną wielką filozofię. W mitologiach i ceremoniach nigdy nie będzie jedności, ponieważ bardziej różnimy się w konkretach niż w abstrakcjach. Nawet jeśli uznają tę samą zasadę, ludzie będą się różnić co do wielkości każdego ze swoich idealnych nauczycieli.

Tak więc w wyniku tego połączenia zostanie odkryta jedność filozofii jako podstawa zjednoczenia, pozostawiając każdemu swobodę wyboru nauczyciela lub formy jako ilustracji tej jedności. Ta fuzja zachodzi w sposób naturalny od tysięcy lat; jedynie przez wzajemny antagonizm została on żałośnie powstrzymana.

Dlatego zamiast antagonizować, musimy pomagać w takiej wymianie idei między różnymi rasami, wysyłając sobie nauczycieli, aby kształcili ludzkość we wszystkich różnych religiach świata; musimy jednak nalegać, tak jak to zrobił wielki buddyjski cesarz Indii, Aśoka, w drugim wieku przed Chrystusem, aby nie znęcać się nad innymi ani nie próbować zarabiać na życie na cudzych błędach; ale pomagać, współczuć i oświecać.

Na całym świecie panuje wielki protest przeciwko wiedzy metafizycznej, przeciwstawiającej się temu, co nazywa się wiedzą fizyczną. Ta krucjata przeciwko życiu metafizycznemu i pozaziemskiemu, mająca na celu ugruntowanie obecnego życia i obecnego świata na solidniejszych podstawach, szybko staje się modą, której jeden po drugim szybko ulegają nawet kaznodzieje religii. Oczywiście, bezmyślna masa zawsze podąża za rzeczami, które wydają im się przyjemne na powierzchni; gdy jednak ci, którzy powinni wiedzieć lepiej, kierują się bezsensowną modą, pseudofilozoficzną myślą, za jaką się uważają, staje się to smutnym faktem.

Nikt nie zaprzecza, że nasze zmysły, o ile są normalne, są najbardziej godnymi zaufania przewodnikami, jakich mamy, a fakty, które dla nas gromadzą, stanowią sam fundament struktury ludzkiej wiedzy. Jeśli jednak mają na myśli, że cała ludzka wiedza jest jedynie percepcją zmysłową i niczym innym, to zaprzeczamy temu. Jeśli przez nauki fizyczne rozumie się systemy wiedzy, które są całkowicie oparte i zbudowane na percepcji zmysłowej i tylko na tym, to twierdzimy, że taka nauka nigdy nie istniała ani nigdy nie będzie istnieć. Żaden system wiedzy zbudowany wyłącznie na percepcji zmysłowej nie będzie nigdy nauką.

Zmysły niewątpliwie selekcjonują materiały wiedzy i znajdują podobieństwa i różnice; ale tam muszą się zatrzymać. Po pierwsze, fizyczne zgromadzenie faktów jest uwarunkowane pewnymi koncepcjami metafizycznymi, takimi jak przestrzeń i czas. Po drugie, grupowanie faktów, czyli generalizowanie, nie jest możliwe bez jakiegoś abstrakcyjnego pojęcia jako tła. Im większe uogólnienie, tym bardziej metafizyczne jest abstrakcyjne tło, na którym rozmieszczone są oderwane od siebie fakty. Otóż takie idee jak materia, siła, umysł, prawo, przyczynowość, czas i przestrzeń są rezultatami bardzo wysokich abstrakcji i nikt nigdy nie odczuł żadnej z nich; innymi słowy, są one całkowicie metafizyczne. Jednak bez tych metafizycznych koncepcji nie da się zrozumieć żadnego faktu fizycznego. W ten sposób pewien ruch staje się zrozumiały, gdy odnosi się go do siły; pewne doznania do materii; pewne zmiany na zewnątrz do prawa; pewne zmiany w myśleniu do umysłu; pewien pojedynczy porządek do przyczynowości – a połączony z czasem, do prawa. Jednak nikt nie widział ani nawet nie wyobrażał sobie materii czy siły, prawa czy przyczynowości, czasu czy przestrzeni.

Można by twierdzić, że te pojęcia jako abstrakcyjne nie istnieją i że abstrakcje te nie są niczym oddzielnym ani dającym się oddzielić od grup których są, że tak powiem, jedynie jakościami.

Pomijając kwestię, czy abstrakcje są możliwe czy nie i czy istnieje coś poza uogólnionymi grupami, jasne jest, że te pojęcia materii lub siły, czasu lub przestrzeni, przyczynowości, prawa lub umysłu uważa się za jednostki wyabstrahowane i niezależne (same w sobie) od grup i że tylko wtedy, gdy myśli się o nich jako o takich, stają się wyjaśnieniami faktów w percepcji zmysłowej. Oznacza to, że poza ważnością tych pojęć, widzimy na ich temat dwa fakty – po pierwsze, są one metafizyczne; po drugie, że tylko jako metafizycznie wyjaśniają to, co fizyczne, a nie inaczej.

Czy to co zewnętrzne dostosowuje się do wewnętrznego, czy też wewnętrzne do zewnętrznego, czy materia dostosowuje się do umysłu, czy umysł do materii, czy otoczenie kształtuje umysł, czy też umysł kształtuje okoliczności, jest bardzo starym pytaniem i nadal jest aktualne tak nowe i energiczne jak zawsze. Pomijając kwestię pierwszeństwa lub przyczynowości – bez próby rozwiązania problemu czy umysł jest przyczyną materii czy materia przyczyną umysłu – jest oczywiste, że niezależnie od tego, czy to, co zewnętrzne zostało utworzone przez to, co wewnętrzne, czy nie, musi się dostosować do naszego wnętrza, abyśmy mogli to poznać. Zakładając, że świat zewnętrzny jest przyczyną świata wewnętrznego będziemy jednak musieli przyznać, że świat zewnętrzny, jako przyczyna naszego umysłu jest nieznany i niepoznawalny, ponieważ umysł może wiedzieć tylko tyle lub mieć taki pogląd na to, co zewnętrzne, który jest zgodny z jego własną naturą lub jest jego odzwierciedleniem. To, co jest jego własnym odbiciem nie mogło być jego przyczyną. Ten pogląd na całą masę istnienia, który jest wycięty przez umysł i poznany, z pewnością nie może być przyczyną umysłu, ponieważ samo jego istnienie jest poznane w umyśle i poprzez umysł.

Zatem nie da się wydedukować umysłu z materii. Nie, to absurd. Ponieważ na pierwszy rzut oka ta część istnienia, która jest pozbawiona cech myśli i życia, a obdarzona cechami zewnętrzności, nazywana jest materią, a ta część, która jest pozbawiona zewnętrzności i obdarzona cechami myśli i życia, jest nazywana umysłem. Teraz aby dowieść materię z umysłu lub umysł z materii oznacza wydedukować z każdego z nich te same cechy, które im odebraliśmy; dlatego wszelka walka o przyczynowość umysłu lub materii jest jedynie zagadką słowną i niczym więcej. Ponownie, we wszystkich tych kontrowersjach z reguły pojawia się błąd nadawania różnych znaczeń słowom umysł i materia. Jeśli czasami słowo umysł jest używane jako coś przeciwnego i zewnętrznego wobec materii, innym razem jako coś, co obejmuje zarówno umysł jak i materię, tj. czego zarówno zewnętrzne jak i wewnętrzne są częściami po stronie materialistycznej; słowo materia jest czasami używane w ograniczonym znaczeniu czegoś zewnętrznego, co odczuwamy, i znowu oznacza coś, co jest przyczyną wszystkich zjawisk, zarówno zewnętrznych, jak i wewnętrznych. Materialista straszy idealistę, twierdząc, że czerpie swój umysł z elementów laboratorium, podczas gdy cały czas stara się wyrazić coś wyższego niż wszystkie pierwiastki i atomy, coś, czego skutkiem są zarówno zjawiska zewnętrzne, jak i wewnętrzne i co nazywa materią. Idealista natomiast pragnie wyprowadzić wszystkie elementy i atomy materialisty ze swojej własnej myśli, nawet wtedy, gdy dostrzega przebłyski czegoś, co jest przyczyną zarówno umysłu, jak i materii i co często nazywa Bogiem. Oznacza to, że jedna strona chce wyjaśnić cały wszechświat za pomocą jego części zewnętrznej, a druga innej części, która jest wewnętrzna. Obie te próby są niemożliwe. Umysł i materia nie mogą się wzajemnie wytłumaczyć. Jedynego wyjaśnienia należy szukać w czymś, co obejmie zarówno materię, jak i umysł.

Można argumentować, że myśl nie może istnieć bez umysłu, gdyż zakładając, że był czas, kiedy nie było myśli, materia, jaką znamy, z pewnością nie mogłaby istnieć. Z drugiej strony można powiedzieć, że skoro wiedza bez doświadczenia jest niemożliwa, a doświadczenie zakładające świat zewnętrzny, istnienie umysłu, jakim go znamy, jest niemożliwe bez istnienia materii.

Nie jest też możliwe, aby którekolwiek z nich miało początek. Generalizacja jest istotą wiedzy. Uogólnianie nie jest możliwe bez przechowywania podobieństw. Nawet fakt porównania nie jest możliwy bez wcześniejszego doświadczenia. Wiedza zatem jest niemożliwa bez wiedzy wcześniejszej – a wiedza wymagająca istnienia zarówno myśli, jak i materii, obie nie mają początku.

Uogólnianie, będące istotą poznania zmysłowego, nie jest możliwe bez czegoś, na czym łączą się oderwane fakty percepcji. Cały świat zewnętrznych percepcji potrzebuje czegoś, na czym można by się zjednoczyć, aby stworzyć koncepcję świata, tak jak malarstwo musi mieć swoje płótno. Jeśli myśl lub umysł jest tym płótnem dla świata zewnętrznego, to z kolei wymaga innego. Umysł będący serią różnych uczuć i chęci – a nie jednostką – wymaga czegoś poza sobą jako tła jedności. Na tym wszelka analiza musi się zakończyć, gdyż odnaleziono prawdziwą jedność. Analiza związku nie może się zatrzymać, dopóki nie zostanie osiągnięta niepodzielna jednostka. Fakt, który zapewnia nam taką jedność zarówno myśli jak i materii musi z konieczności być ostatnią niepodzielną podstawą każdego zjawiska, ponieważ nie możemy sobie wyobrazić dalszej analizy; nie jest też konieczna żadna dalsza analiza, ponieważ obejmuje ona analizę wszystkich naszych zewnętrznych i wewnętrznych percepcji.

Jak dotąd widzimy, że wyniki naszych badań stanowi ogół zjawisk mentalnych i materialnych oraz coś poza nimi, na czym oba te zjawiska się odgrywają.

Tak więc to coś poza nim nie znajduje się w percepcji zmysłowej; jest to logiczna konieczność i poczucie jej nieokreślonej obecności przebiega przez wszystkie nasze percepcje zmysłowe. Widzimy też, że do tego czegoś kieruje nas czysta konieczność wierności naszemu rozumowi i zdolności uogólniania.

Można by stwierdzić, że nie ma żadnej konieczności postulowania jakiejkolwiek takiej substancji lub bycia poza masą zjawisk mentalnych i materialnych. Całość zjawisk to wszystko, co wiemy lub możemy poznać i nie wymaga niczego poza sobą, aby się wyjaśnić. Analiza poza zmysłami jest niemożliwa, a odczucie substancji, w której wszystko tkwi, jest po prostu iluzją.

Widzimy, że od najdawniejszych czasów istniały wśród myślicieli te dwie szkoły. Jedna ze stron twierdzi, że nieunikniona konieczność tworzenia przez ludzki umysł pojęć i abstrakcji jest naturalnym przewodnikiem po wiedzy i że nie może się ona zatrzymać, dopóki nie przekroczymy wszystkich zjawisk i nie uformujemy pojęcia absolutnego we wszystkich kierunkach, przekraczającego czas i przestrzeń i przyczynowość. Jeśli więc do tej ostatecznej koncepcji dojdziemy analizując krok po kroku całe zjawisko myśli i materii, wziąwszy najpierw to, co bardziej prymitywne i rozkładając to na bardziej subtelne, a potem jeszcze subtelniejsze, aż dotrzemy do czegoś, co będzie rozwiązaniem wszystkiego innego, jest oczywiste, że wszystko inne poza tym końcowym rezultatem jest chwilową modyfikacją siebie, a będąc takim tylko ten końcowy wynik jest rzeczywisty, a wszystko inne jest jedynie jego cieniem. Rzeczywistość zatem nie leży w zmysłach, lecz poza nimi.

Z drugiej strony druga strona utrzymuje, że jedyną rzeczywistością we wszechświecie jest ta, którą przynoszą nam zmysły, i choć poczucie czegoś poza nią obejmuje wszystkie nasze percepcje zmysłowe, jest to jedynie sztuczka umysłu i dlatego nierealne.

Nigdy nie można zrozumieć czegoś zmieniającego się, bez idei czegoś niezmiennego; i jeśli powie się, że to niezmienne coś, do czego odnosi się tą zmianę jest także zjawiskiem zmieniającym się, tylko relatywnie niezmiennym, a zatem należy odnosić się do czegoś innego itd., mówimy, że niezależnie od tego jak nieskończenie długi będzie ten szereg, już sam fakt niemożności zrozumienia tego, co zmienne bez tego, co niezmienne, zmusza nas do postulowania jednego jako tła wszystkiego co zmienne. I nikt nie ma prawa uważać jednej części całości za słuszną, a drugą odrzucać według własnego uznania. Jeśli ktoś weźmie awers, musi wziąć także rewers tej samej monety, choć może mu się to nie podobać.

I znowu, każdym ruchem człowiek potwierdza swoją wolność. Od najwyższego myśliciela po największego ignoranta wszyscy wiedzą, że są wolni. Jednocześnie każdy człowiek po krótkim namyśle odkrywa, że każde jego działanie ma motywy i warunki, a biorąc pod uwagę te motywy i warunki, jego szczególne działanie można wydedukować równie rygorystycznie, jak każdy inny fakt w związku przyczynowym.

Tutaj znowu pojawia się ta sama trudność. Wola człowieka jest tak rygorystycznie ograniczona prawem przyczynowości jak wzrost jakiejkolwiek małej rośliny czy upadek kamienia, a jednak przez całą tę niewolę przebiega niezniszczalna idea wolności. Tutaj także strona totalności oświadczy, że idea wolności jest iluzją, a człowiek jest w całości stworzeniem z konieczności.

Z jednej strony tego zaprzeczenia wolności jako iluzji nie da się wytłumaczyć; z drugiej strony, dlaczego nie powiedzieć, że idea konieczności, niewoli czy przyczynowości jest iluzją ignorantów? Każda teoria, która potrafi dopasować się do faktów, które chce wyjaśnić, najpierw wycinając z nich tyle, ile uniemożliwia jej dopasowanie się do nich, jest na pierwszy rzut oka błędna. Zatem jedyne, co nam pozostaje, to przyznać najpierw, że ani ciało, ani wola nie jest wolna, ale musi istnieć coś poza umysłem i ciałem co jest wolne i

(niekompletne)