„Kiedykolwiek cnota ustępuje, a zwycięża występek, przychodzę, aby pomóc ludzkości” – oznajmia Kryszna w Bhagawad–Gitā. Ilekroć nasz świat ze względu na rozwój lub dodatkowe okoliczności wymaga nowego dostosowania, nadchodzi fala mocy; a ponieważ człowiek działa na dwóch płaszczyznach, duchowej i materialnej, fale dostosowania pojawiają się na obu płaszczyznach. Z jednej strony, jeśli chodzi o dostosowanie na płaszczyźnie materialnej, w czasach nowożytnych głównie Europa była podstawą; a dostosowanie z drugiej strony, na płaszczyźnie duchowej, stanowiło Azję w całej historii świata. Dzisiaj człowiek potrzebuje jeszcze jednego dostosowania na płaszczyźnie duchowej; dzisiaj, gdy idee materialne osiągnęły szczyt swojej chwały i mocy, dzisiaj, gdy człowiek prawdopodobnie zapomni o swojej boskiej naturze w wyniku rosnącej zależności od materii i prawdopodobnie zostanie zredukowany do zwykłej maszyny do robienia pieniędzy, konieczne jest dostosowanie; głos przemówił i nadchodzi moc, która rozgoni chmury gromadzącego się materializmu. Została uruchomiona moc, która w niedługim czasie przywróci ludzkości pamięć o jej prawdziwej naturze; i ponownie miejscem, z którego wyjdzie ta moc, będzie Azja.
Ten nasz świat jest na planie podziału pracy. Daremne jest twierdzenie, że jeden człowiek będzie posiadał wszystko. Ale jacy jesteśmy dziecinni! Dziecko w swojej niewiedzy myśli że jego lalka jest jedyną rzeczą godną pożądania w całym wszechświecie. Tak też naród, który jest wielki w posiadaniu władzy materialnej myśli, że to wszystko, czego można pragnąć, że to wszystko, co należy rozumieć przez postęp, że to wszystko, czym jest cywilizacja, a jeśli istnieją inne narody, które nie dbają o posiadanie i nie posiadają tej mocy, to nie nadają się on do życia, całe ich istnienie jest bezużyteczne! Z drugiej strony inny naród może uważać, że zwykła cywilizacja materialna jest całkowicie bezużyteczna. Ze Wschodu dobiegł głos, który kiedyś powiedział światu, że jeśli człowiek posiada wszystko, co jest pod słońcem a nie posiada duchowości, to po co mu to? To jest typ orientalny; drugi typ to typ zachodni.
Każdy z tych typów ma swoją wielkość, każdy ma swoją chwałę. Obecne dostosowanie będzie harmonizacją, połączeniem tych dwóch ideałów. Dla Człowieka Wschodu świat ducha jest tak samo realny jak dla Człowieka Zachodu realny jest świat zmysłów. W duchowości Człowiek Wschodu znajduje wszystko czego pragnie i na co ma nadzieję; odnajduje w niej wszystko, co czyni życie prawdziwym dla niego. Dla Człowieka Zachodu jest on marzycielem; dla Człowieka Wschodu to Człowiek Zachodu jest marzycielem bawiącym się ulotnymi zabawkami i śmieje się on na myśl, że dorośli mężczyźni i kobiety tak wielką przywiązują wagę do garści materii, którą prędzej czy później będą musieli zostawić. Każdy nazywa drugiego marzycielem. Ale ideał orientalny jest tak samo niezbędny dla postępu rodzaju ludzkiego, jak ideał zachodni, a myślę, że jest bardziej konieczny. Maszyny nigdy nie uszczęśliwiały ludzkości i nigdy nie uszczęśliwią. Ten, kto próbuje nam to wmówić będzie twierdził, że szczęście jest w maszynie; ale ono jest zawsze w głowie. Tylko ten człowiek, który jest panem swego umysłu może stać się szczęśliwy i nikt inny. A poza tym czym w jest ta moc maszynerii? Dlaczego człowieka, który potrafi przesłać prąd elektryczny przez drut nazywa się bardzo wielkim i bardzo inteligentnym człowiekiem? Czy natura nie robi w każdej chwili milion razy więcej? Dlaczego więc nie upaść i nie oddać czci naturze? Jaki pożytek z tego, że masz władzę nad całym światem, jeśli zapanowałeś nad każdym atomem we wszechświecie? To nie uczyni cię szczęśliwym, o ile nie będziesz miał w sobie mocy szczęścia, dopóki siebie nie pokonasz. To prawda, że człowiek rodzi się, aby podbijać naturę, ale Człowiek Zachodu rozumie przez „naturę” tylko naturę fizyczną lub zewnętrzną. Prawdą jest, że przyroda zewnętrzna jest majestatyczna, ze swoimi górami, oceanami i rzekami, ze swoimi nieskończonymi mocami i różnorodnością. Istnieje jednak bardziej majestatyczna wewnętrzna natura człowieka, wyższa niż słońce, księżyc i gwiazdy, wyższa niż nasza ziemia, wyższa niż fizyczny wszechświat, wykraczająca poza nasze małe życia; i zapewnia ona inny kierunek studiów. W nim przodują mieszkańcy Wschodu, tak samo jak mieszkańcy Zachodu przodują w tym drugim. Dlatego stosowne jest, aby wszelkie zmiany duchowe pochodziły ze Wschodu. Wypada także, aby Człowiek Wschodu, chcący nauczyć się budowy maszyn usiadł u stóp Człowieka Zachodu i uczył się od niego. Gdy Zachód chce poznać ducha, Boga, duszę, sens i tajemnicę tego wszechświata, musi do nauki usiąść u stóp Orientu.
Przedstawię wam życie jednego człowieka, który wywołał taką falę w Indiach. Zanim jednak zagłębię się w życie tego człowieka, spróbuję przedstawić Wam tajemnicę Indii, co oznaczają Indie. Jeśli ci, których oczy zaślepił urok rzeczy materialnych, których całe życie jest poświęcone jedzeniu, piciu i cieszeniu się, których ideałem posiadania są ziemie i złoto, których ideałem przyjemności jest ideał zmysłów, których Bogiem są pieniądze i których celem jest łatwe i wygodne życie na tym świecie oraz śmierć po nim, których umysły nigdy nie patrzą w przyszłość i którzy rzadko myślą o czymkolwiek wyższym niż przedmioty zmysłowe, pośród których żyją – jeśli tacy jak oni jadą do Indii, co widzą? Wszędzie bieda, nędza, przesądy, ciemność, ohyda. Dlaczego? Bo w ich mniemaniu oświecenie oznacza ubiór, edukację, społeczną uprzejmość. Podczas gdy narody Zachodu dołożyły wszelkich starań, aby poprawić swoją sytuację materialną, Indie postąpiły inaczej. Żyją tam jedyni ludzie na świecie, którzy w całej historii ludzkości nigdy nie przekroczyli swoich granic aby kogokolwiek podbić, którzy nigdy nie pożądali tego, co należało do kogoś innego, których jedyną winą było to, że ich ziemie były tak żyzne i zgromadzili bogactwa ciężką pracą swoich rąk i w ten sposób kusili inne narody, aby przyszły i ich złupić. Zadowalają się tym, że są ograbiani i nazywani barbarzyńcami; i w zamian chcą wysłać temu światu wizje Najwyższego, odsłonić przed światem tajemnice ludzkiej natury, rozerwać zasłonę, która skrywa prawdziwego człowieka, ponieważ znają sen, ponieważ wiedzą, że za tym materializmem żyje prawdziwa, boska natura człowieka, której żaden grzech nie może przygasić, żadna zbrodnia nie może zepsuć, żadna pożądliwość nie może splamić, której ogień nie może spalić ani woda zmoczyć, której ciepło nie może wysuszyć ani śmierć zabić. I dla nich ta prawdziwa natura człowieka jest tak samo rzeczywista, jak każdy przedmiot materialny dla zmysłów człowieka Zachodu.
Tak jak wy macie odwagę by rzucić się przeciw armatom krzycząc hura!, tak jak jesteście odważni w imię patriotyzmu, by wstać i oddać życie za ojczyznę, tak oni są odważni w imię Boga. Jest tam tak, że gdy człowiek deklaruje, że to świat idei, że to wszystko sen, zrzuca ubranie i majątek, aby pokazać, że to, w co wierzy i myśli, jest prawdą. Jest tam tak, że człowiek siedzi nad brzegiem rzeki, kiedy poznał, że życie jest wieczne i chce porzucić swoje ciało tak jakby było niczym, tak jak można porzucić kawałek słomy. Na tym polega ich bohaterstwo, że są gotowi stawić czoła śmierci jak brat, ponieważ są przekonani, że nie ma dla nich śmierci. W tym tkwi siła, która uczyniła ich niepokonanymi przez setki lat ucisku, obcej inwazji i tyranii. Naród żyje dzisiaj i w tym narodzie, nawet w dniach najstraszniejszej katastrofy, duchowi giganci nigdy nie przestali się pojawiać. Azja produkuje gigantów w duchowości, tak jak Zachód produkuje gigantów w polityce i gigantów w nauce. Na początku obecnego stulecia kiedy do Indii zaczęły napływać wpływy Zachodu, kiedy zachodni zdobywcy z mieczem w ręku przybyli, aby pokazać dzieciom mędrców, że są zwykłymi barbarzyńcami, rasą marzycieli, że ich religia jest zaledwie mitologią, bóg, dusza i wszystko, o co walczyli to były tylko słowa bez znaczenia, że tysiące lat walki, tysiące lat niekończącego się wyrzeczenia poszły na marne, kwestia zaczęła być podnoszona wśród młodych ludzi na uniwersytetach, czy cała dotychczasowa egzystencja narodowa była porażką, czy trzeba zaczynać od nowa według zachodniego planu, podrzeć swoje stare księgi, spalić swoje filozofie, wypędzić kaznodziejów i burzyć ich świątynie. Czy zachodni zdobywca, człowiek, który demonstrował swoją religię mieczem i pistoletem nie powiedział, że wszystkie stare zwyczaje były zwykłymi przesądami i bałwochwalstwem? Dzieci wychowywane i kształcone w nowych szkołach zaczynały na planie zachodnim, od dzieciństwa przesiąknięte tymi ideami; i nie należy się dziwić, że pojawiły się wątpliwości. Zamiast jednak odrzucić przesądy i rozpocząć prawdziwe poszukiwanie prawdy, testem prawdy było pytanie: „Co mówi Zachód?” Kapłani muszą odejść, Wedy muszą zostać spalone, ponieważ tak powiedział Zachód. Z wywołanego w ten sposób poczucia niepokoju zrodziła się w Indiach fala tak zwanych reform.
Jeśli chcesz być prawdziwym reformatorem, potrzebne są trzy rzeczy. Pierwszą rzeczą jest odczuwać. Czy naprawdę współczujesz swoim braciom? Czy naprawdę czujesz, że na świecie jest tyle nieszczęścia, tyle ignorancji i przesądów? Czy naprawdę czujesz, że ludzie są twoimi braćmi? Czy ta idea pojawia się w całej twojej istocie? Czy płynie z twoją krwią? Czy mrowi cię w żyłach? Czy przebiega przez każdy nerw i włókno twojego ciała? Czy jesteś pełen idei współczucia? Jeśli tak, to tylko pierwszy krok. Musisz pomyśleć dalej, jeśli znalazłeś jakieś lekarstwo. Wszystkie stare idee mogą być przesądami, ale wokół tych mas przesądów kryją się bryłki złota i prawdy. Czy odkryłeś sposób na zatrzymanie tylko tego złota, bez żadnych śmieci? Jeśli to zrobiłeś, jest to dopiero drugi krok; konieczna jest jeszcze jedna rzecz. Jaki jest twój motyw? Czy jesteś pewien, że nie kieruje tobą żądza złota, pragnienie sławy i władzy? Czy naprawdę jesteś pewien, że potrafisz trwać przy swoich ideałach i pracować nad nimi, nawet jeśli cały świat będzie chciał Cię zmiażdżyć? Czy jesteś pewien, że wiesz, czego chcesz i wykonasz swój obowiązek i tylko to, nawet jeśli stawką będzie Twoje życie? Czy jesteś pewien, że wytrwasz tak długo jak długo będzie trwało życie, dopóki w sercu pozostanie choć jedno pulsowanie? Zatem jesteś prawdziwym reformatorem, jesteś nauczycielem, Mistrzem, błogosławieństwem dla ludzkości. Ale człowiek jest taki niecierpliwy, taki krótkowzroczny! Nie ma cierpliwości czekać, nie ma siły widzieć. Chce rządzić, chce natychmiastowych rezultatów. Dlaczego? Sam chce zbierać owoce i nie przejmuje się zbytnio innymi. Obowiązek dla samego obowiązku nie jest tym, czego chce. „Masz prawo do pracy, ale nie do jej owoców” – mówi Kryszna. Po co trzymać się wyników? Do nas należą obowiązki. Niech owoce zatroszczą się same o siebie. Ale człowiek nie ma cierpliwości. Podejmuje każdy schemat. Pod tym hasłem można zaliczyć większą liczbę potencjalnych reformatorów na całym świecie.
Jak powiedziałem, idea reform przyszła do Indii, gdy wydawało się, że fala materializmu, która nawiedziła ich brzegi, zmiecie nauki mędrców. Ale naród przetrwał wstrząsy wywołane tysiącem takich fal zmian. W porównaniu z innymi ten był łagodny. Fala za falą zalewała ziemię, niszcząc i miażdżąc wszystko przez setki lat. Miecz błysnął i „Zwycięstwo Allaha” rozdarło niebo Indii; ale te powodzie ustąpiły pozostawiając ideały narodowe niezmienione.
Narodu indyjskiego nie można zabić. Stoi nieśmiertelnie i tak pozostanie, dopóki ten duch pozostanie w tle, dopóki ich lud nie porzuci swojej duchowości. Mogą pozostać żebrakami, biednymi i dotkniętymi nędzą, brud i nieczystości mogą ich otaczać być może przez cały czas, ale niech nie porzucają swego Boga, niech nie zapominają, że są dziećmi mędrców. Tak jak na Zachodzie nawet człowiek na ulicy chce wyśledzić swoje pochodzenie od jakiegoś średniowiecznego barona–rozbójnika, tak w Indiach nawet cesarz na tronie chce wyśledzić swoje pochodzenie od jakiegoś leśnego żebraka–mędrca od człowieka, który nosił korę drzewa, żył z owoców lasu i komunikował się z Bogiem. To jest rodzaj pochodzenia, jakiego pragniemy; i dopóki świętość jest w ten sposób czczona w najwyższym stopniu, Indie nie mogą umrzeć.
Być może wielu z Was czytało artykuł prof. Maxa Müllera w najnowszym numerze Nineteenth Century zatytułowany „Prawdziwy Mahātman”. Życie Śri Ramakryszny jest interesujące, ponieważ było żywą ilustracją idei, które głosił. Być może będzie to trochę romantyczne dla Was, którzy mieszkacie na Zachodzie w atmosferze zupełnie innej niż Indie. Metody i maniery w zabieganym życiu na Zachodzie różnią się całkowicie od indyjskich. Być może jednak będzie to tym bardziej interesujące, że rzuci w nowe światło sprawy, o których wielu już słyszało.
Kiedy w Indiach rozpoczynano różnego rodzaju reformy, osiemnastego lutego 1836 roku w jednej z odległych wiosek Bengalu w biednej rodzinie bramińskiej urodziło się dziecko. Ojciec i matka byli ludźmi bardzo ortodoksyjnymi. Życie naprawdę ortodoksyjnego bramina polega na ciągłym wyrzeczeniu. Bardzo niewiele rzeczy może zrobić; poza nimi ortodoksyjny bramin nie może zajmować się żadnymi świeckimi sprawami. Jednocześnie nie wolno mu przyjmować prezentów od nikogo. Możesz sobie wyobrazić, jak rygorystyczne staje się to życie. Wiele razy słyszeliście o Braminach i ich kapłaństwie, ale bardzo niewielu z was kiedykolwiek zatrzymało się, aby zapytać, co czyni tę wspaniałą grupę ludzi władcami swoich współbraci. Są najbiedniejszą ze wszystkich klas w kraju; a tajemnica ich mocy leży w ich wyrzeczeniu. Nigdy nie pożądają bogactwa. Ich kapłaństwo jest najbiedniejsze na świecie, a zatem najpotężniejsze. Nawet w tej biedzie żona Bramina nigdy nie pozwoli biednemu człowiekowi przejść przez wioskę nie dając mu czegoś do jedzenia. Uważa się to za najwyższy obowiązek matki w Indiach; a ponieważ jest matką, jej obowiązkiem jest być obsługiwana jako ostatnia; musi dopilnować, aby wszyscy zostali obsłużeni, zanim nadejdzie jej kolej. Dlatego w Indiach matka jest uważana za Boga. Ta konkretna kobieta, matka naszego bohatera, była typem matki hinduskiej. Im wyższa kasta, tym większe ograniczenia. Ludzie z najniższej kasty mogą jeść i pić, co im się podoba. Jednak w miarę jak mężczyźni awansują na drabinie społecznej, pojawia się coraz więcej ograniczeń; a kiedy dotrą do najwyższej kasty, braminów, dziedzicznego kapłaństwa Indii, ich życie, jak powiedziałem, jest bardzo ograniczone. W porównaniu do zachodnich obyczajów, ich życie charakteryzuje się ciągłą ascezą. Hindusi są prawdopodobnie najbardziej ekskluzywnym narodem na świecie. Mają tę samą wielką stabilność co Anglicy, ale znacznie bardziej wzmocnioną. Kiedy już wpadną na jakiś pomysł, realizują go aż do samego końca i trzymają się go z pokolenia na pokolenie, dopóki czegoś z tego nie zrobią. Raz daj im pomysł, a nie jest łatwo tego cofnąć; za to trudno ich przekonać do nowego pomysłu.
Dlatego ortodoksyjni Hindusi są bardzo ekskluzywni, żyją całkowicie w obrębie własnego horyzontu myśli i uczuć. Ich życie jest opisane w naszych starych księgach w każdym najdrobniejszym szczególe, a każdy szczegół jest przez nich uchwycony z niemal nieskazitelną stanowczością. Woleliby głodować, niż zjeść posiłek ugotowany rękami człowieka nienależącego do ich małej części kasty. Ale mają w sobie intensywność i ogromną powagę. Ta siła intensywnej wiary i życia religijnego występuje często wśród ortodoksyjnych Hindusów, ponieważ sama ich ortodoksja wynika z ogromnego przekonania o słuszności. Nie wszyscy możemy uważać, że to, czego trzymają się z taką wytrwałością jest słuszne; ale dla nich tak jest. W naszych książkach jest napisane, że człowiek powinien zawsze być miłosierny, nawet do skrajności. Jeśli człowiek zagłodzi się na śmierć, aby pomóc innemu człowiekowi, aby ocalić życie tego człowieka, jest to w porządku; uważa się nawet, że mężczyzna powinien to zrobić. Od Bramina oczekuje się, że wprowadzi ten pomysł w skrajność. Ci, którzy są zaznajomieni z literaturą Indii, pamiętają piękną starą historię o tej skrajnej miłości, jak cała rodzina, jak relacjonuje Mahabharata, zagłodziła się na śmierć i ostatni posiłek oddała żebrakowi. Nie jest to przesada, bo takie rzeczy wciąż się zdarzają. Charakter ojca i matki mojego Mistrza był bardzo podobny. Byli bardzo biedni, a mimo to matka często głodziła się przez cały dzień, aby pomóc biednemu człowiekowi. Z nich narodziło się to dziecko; i już od dzieciństwa było osobliwym dzieckiem. Od urodzenia pamiętał swoją przeszłość i był świadomy, w jakim celu przyszedł na świat, i każda moc była poświęcona realizacji tego celu.
Kiedy był całkiem młody, zmarł jego ojciec, a chłopca wysłano do szkoły. Chłopiec Bramina musi chodzić do szkoły; kasta ogranicza go jedynie do wyuczonego zawodu. Stary system edukacji w Indiach, nadal powszechny w wielu częściach kraju, szczególnie w odniesieniu do sannjasinów, bardzo różni się od systemu współczesnego. Studenci nie musieli płacić. Uważano, że wiedza jest tak święta, że nikt nie powinien jej sprzedawać. Wiedza musi być przekazywana bezpłatnie i bez żadnej ceny. Nauczyciele przyjmowali uczniów bezpłatnie, ale nie tylko, większość z nich dawała swoim uczniom żywność i ubrania. Aby wesprzeć tych nauczycieli, zamożne rodziny przy pewnych okazjach, takich jak święta weselne lub ceremonie za zmarłych, składały im prezenty. Uważano ich za pierwszych i najważniejszych pretendentów do pewnych darów; a oni z kolei musieli utrzymać swoich uczniów. Kiedykolwiek więc dochodzi do małżeństwa, szczególnie w bogatej rodzinie, profesorowie są zapraszani, biorą w nim udział i omawiają różne tematy. Ten chłopiec poszedł na jedno z takich zgromadzeń profesorów, a profesorowie dyskutowali na różne tematy, takie jak logika czy astronomia, tematy znacznie wykraczające poza jego wiek. Chłopiec był osobliwy, jak już powiedziałem i wyciągnął z tego następujący morał: „To jest wynik całej ich wiedzy. Dlaczego tak zawzięcie walczą? Robią to po prostu dla pieniędzy; człowiek, który może się tutaj wykazać najwyższą wiedzą dostanie najlepsze ubranie i tylko o to ci ludzie walczą. Nie będę już chodzić do szkoły.” I nie zrobił tego; to był koniec jego chodzenia do szkoły. Ale ten chłopiec miał starszego brata, uczonego profesora, który zabrał go jednak do Kalkuty, aby studiował z nim. Po krótkim czasie chłopiec nabrał całkowitego przekonania, że celem wszelkiej świeckiej nauki jest jedynie postęp materialny i nic więcej więc postanowił porzucić naukę i poświęcić się wyłącznie zdobywaniu wiedzy duchowej. Ponieważ ojciec nie żył, rodzina była bardzo uboga; więc ten chłopiec musiał zarabiać na życie. Udał się do miejscowości niedaleko Kalkuty i został kapłanem świątynnym. Dla bramina bycie kapłanem świątynnym jest uważane za bardzo poniżające. Nasze świątynie nie są kościołami w twoim znaczeniu tego słowa, nie są miejscami publicznego kultu; ponieważ, właściwie mówiąc, w Indiach nie ma czegoś takiego jak publiczne nabożeństwo. Świątynie wznoszone są przeważnie przez osoby bogate jako cnotliwy akt religijny.
Jeśli ktoś ma dużo majątku, chce zbudować świątynię. W niej umieszcza symbol lub obraz Wcielenia Boga i poświęca go czci w imię Boga. Kult jest podobny do tego, który jest odprawiany w kościołach rzymskokatolickich, bardzo podobny do mszy, polegającej na czytaniu pewnych zdań ze świętych ksiąg, machaniu światłem przed obrazem i traktowaniu obrazu pod każdym względem tak, jak traktujemy wielkiego człowieka. To wszystko, co dzieje się w świątyni. Człowiek, który chodzi do świątyni, nie jest przez to uważany za lepszego od tego, który nigdy nie chodzi. Dokładniej, tego drugiego uważa się za człowieka bardziej religijnego, gdyż religia w Indiach jest dla każdego człowieka jego prywatną sprawą. W domu każdego człowieka jest albo mała kapliczka, albo oddzielny pokój, gdzie człowiek chodzi rano i wieczorem, siada w kącie i tam oddaje cześć. A to uwielbienie jest całkowicie umysłowe, gdyż inny człowiek nie słyszy i nie wie, co robi. Widzi go tylko siedzącego i być może poruszającego palcami w osobliwy sposób lub zamykającego nozdrza i dziwnie oddychającego. Poza tym nie wie, co robi jego brat; być może nawet jego żona nie będzie wiedzieć. Zatem całe nabożeństwo odbywa się w zaciszu własnego domu. Ci, których nie stać na kaplicę, udają się nad brzeg rzeki, jeziora lub morza jeśli mieszkają nad morzem, ale czasami ludzie chodzą do świątyni, aby oddać cześć obrazowi. Na tym kończy się ich obowiązek wobec świątyni. Zatem, jak widzisz, od najdawniejszych czasów w naszym kraju utrzymywano ustanowione przez Manu prawo, że bycie kapłanem świątynnym jest zajęciem degenerującym. Niektóre księgi mówią, że jest to tak poniżające, że Bramin zasługuje na skarcenie. Podobnie jak w przypadku edukacji, ale w znacznie bardziej intensywnym sensie w przypadku religii, kryje się za tym inna idea, że kapłani świątynni którzy pobierają wynagrodzenie za swoją pracę, handlują przedmiotami świętymi. Możesz więc sobie wyobrazić uczucia tego chłopca, gdy z powodu ubóstwa zmuszony był podjąć jedyny dostępny mu zawód – kapłana świątynnego.
W Bengalu było wielu poetów, których pieśni przeszły do ludu; śpiewa się je na ulicach Kalkuty i w każdej wiosce. Większość z nich to pieśni religijne, a ich główną ideą, być może charakterystyczną dla religii Indii, jest idea urzeczywistnienia. Nie ma w Indiach książki o religii, która nie tchnęłaby tą ideą. Człowiek musi urzeczywistnić Boga, poczuć Boga, zobaczyć Boga i rozmawiać z Bogiem. To jest religia. Indyjska atmosfera pełna jest historii o świętych osobach, które miały wizje Boga. Takie doktryny stanowią podstawę ich religii; a wszystkie te starożytne księgi i pisma są pismami osób, które miały bezpośredni kontakt z faktami duchowymi. Księgi te nie zostały napisane dla intelektu i żaden rozum nie jest w stanie ich zrozumieć, ponieważ zostały napisane przez ludzi, którzy widzieli to, o czym pisali i mogą je zrozumieć tylko ludzie, którzy wznieśli się na tę samą wysokość. Mówią, że istnieje coś takiego jak urzeczywistnienie nawet w tym życiu i jest ono otwarte dla każdego, a religia zaczyna się od otwarcia tej zdolności, jeśli mogę to tak nazwać. Jest to główna idea wszystkich religii i dlatego możemy spotkać jednego człowieka o najdoskonalszych zdolnościach oratorskich lub najbardziej przekonującej logice, głoszącego najwyższe doktryny, a mimo to niezdolnego do tego, aby ludzie go słuchali, podczas gdy możemy znaleźć innego, biednego człowiek, który ledwo zna język swojej ojczyzny, a mimo to połowa narodu czci go za jego życia jako Boga. Kiedy w Indiach w jakiś sposób rozchodzi się myśl, że człowiek wzniósł się do tego stanu urzeczywistnienia, że religia nie jest już dla niego kwestią domysłów i że nie błąka się już w ciemności w tak doniosłych kwestiach jak religia, nieśmiertelność duszy i Bóg, ludzie ze wszystkich stron przybywają, aby go zobaczyć i stopniowo zaczynają go czcić.
W świątyni znajdował się obraz „Błogosławionej Matki”. Ten chłopiec musiał prowadzić nabożeństwo rano i wieczorem i stopniowo ta jedna myśl wypełniła jego umysł: „Czy kryje się coś za tymi obrazami? Czy to prawda, że we wszechświecie istnieje Matka Błogości? Czy to prawda, że Ona żyje i kieruje wszechświatem, czy to wszystko jest snem? Czy w religii jest jakaś rzeczywistość?”
Ten sceptycyzm dotyczy hinduskiego dziecka. Jest to sceptycyzm naszego kraju: czy to, co robimy, jest realne? A teorie nas nie zadowalają, chociaż pod ręką są prawie wszystkie teorie, jakie kiedykolwiek powstały w odniesieniu do Boga i duszy. Ani książki, ani teorie nie mogą nas zadowolić. Jedyną ideą, która chwyta tysiące naszych ludzi jest idea realizacji. Czy to prawda, że istnieje Bóg? Jeśli to prawda, czy mogę Go zobaczyć? Czy mogę poznać prawdę? Umysł zachodni może uważać to wszystko za bardzo niepraktyczne, dla nas jest to jednak niezwykle praktyczne. Bo to ich życie. Właśnie słyszeliście, że od najdawniejszych czasów istnieli ludzie którzy rezygnowali ze wszelkich wygód i luksusów, aby mieszkać w jaskiniach, a setki porzuciły swoje domy, aby płakać gorzkimi łzami nędzy na brzegach świętych rzek aby urzeczywistnić tę ideę – nie poznać w zwykłym znaczeniu tego słowa, nie przez intelektualne zrozumienie, nie zwykłe racjonalistyczne zrozumienie rzeczywistości, nie zwykłe błądzenie po omacku, ale intensywne urzeczywistnienie, o wiele bardziej realne niż ten świat jest dla naszych zmysłów. Taki jest pomysł. Nie wysuwam w tej chwili żadnego twierdzenia w tej sprawie, ale jest to jedyny fakt, który im imponuje. Tysiące zostaną zabite, inne tysiące będą gotowe. Zatem w oparciu o tę jedną ideę cały naród przez tysiące lat zaprzeczał i poświęcał się. Dla tej idei tysiące Hindusów co roku porzuca swoje domy, a wielu z nich umiera w trudach, jakie muszą przechodzić. Dla zachodniego umysłu musi się to wydawać bardzo wizjonerskie i widzę powód takiego punktu widzenia. Ale chociaż mieszkałem na Zachodzie, nadal uważam ten pomysł za najbardziej praktyczną rzecz w życiu.
Każda chwila, w której myślę o czymkolwiek innym jest dla mnie wielką stratą – nawet o cudach nauk ziemskich; wszystko jest daremne, jeśli odrywa mnie od tej myśli. Życie jest tylko chwilowe, niezależnie od tego, czy posiadasz wiedzę anioła, czy ignorancję zwierzęcia. Życie jest tylko chwilowe, niezależnie od tego, czy masz biedę najbiedniejszego człowieka w łachmanach, czy bogactwo najbogatszego żyjącego człowieka. Życie jest tylko chwilowe, niezależnie od tego, czy jesteś uciskanym człowiekiem żyjącym na jednej z głównych ulic wielkich miast Zachodu, czy koronowanym cesarzem rządzącym milionami. Życie jest tylko chwilowe, niezależnie od tego, czy cieszysz się najlepszym zdrowiem, czy najgorszym. Życie jest tylko chwilowe, niezależnie od tego, czy masz temperament najbardziej poetycki, czy najbardziej okrutny. Jest tylko jedno rozwiązanie życia, mówi Hindus, a rozwiązaniem tym jest to, co nazywają Bogiem i religią. Jeśli to prawda, życie staje się wyjaśnione, staje się znośne i przyjemne. W przeciwnym razie życie będzie jedynie bezużytecznym ciężarem. Taki jest nasz pomysł, ale żadne rozumowanie nie może tego wykazać; może jedynie uczynić to prawdopodobnym i na tym poprzestanie. Najwyższa demonstracja rozumowania jaką dysponujemy w jakiejkolwiek dziedzinie wiedzy może jedynie uczynić fakt prawdopodobnym i nic więcej. Najbardziej oczywiste fakty w naukach fizycznych to jedynie prawdopodobieństwa, a nie fakty. Fakty istnieją tylko w zmysłach. Trzeba dostrzec fakty i musimy postrzegać religię, aby ją sobie zademonstrować. Musimy poczuć Boga, aby przekonać się, że Bóg istnieje. Musimy wyczuwać fakty religijne, aby wiedzieć, że są faktami. Nic innego i żadna ilość rozumowania poza naszą własną percepcją nie może uczynić tych rzeczy realnymi dla nas, nie może uczynić mojej wiary mocną jak skała. To jest mój pomysł i taki jest pomysł Indii.
Ta myśl zawładnęła chłopcem i całe jego życie skupiło się na tym. Dzień po dniu płakał i mówił: „Matko, czy to prawda, że Ty istniejesz, czy to tylko poezja? Czy Błogosławiona Matka jest wyobrażeniem poetów i wprowadzonych w błąd ludzi, czy też istnieje taka Rzeczywistość?” Widzieliśmy, że nie miał książek, edukacji w naszym znaczeniu tego słowa i im bardziej naturalny, tym zdrowszy był jego umysł, tym czystsze były jego myśli, nierozcieńczone spijaniem myśli innych. Ponieważ nie poszedł na uniwersytet, więc myślał samodzielnie. Ponieważ połowę życia spędziliśmy na uniwersytecie, jesteśmy wypełnieni zbiorem myśli innych ludzi. Cóż, jak stwierdził prof. Max Müller w artykule o którym właśnie wspomniałem przy okazji, był to człowiek czysty, oryginalny; a tajemnica tej oryginalności polegała na tym, że nie wychował się w otoczeniu uniwersytetu. Jednak ta myśl – czy Boga można zobaczyć – która była mu najważniejsza, z każdym dniem zyskiwała na sile aż nie mógł myśleć o niczym innym. Nie mógł już właściwie prowadzić nabożeństwa, nie mógł już zwracać uwagi na różne szczegóły w całej ich krotochwilności. Często zapominał umieścić ofiarę pokarmową przed posągiem, czasem zapominał pomachać światłem; innym razem wymachiwał nim godzinami i zapominał o wszystkim innym.
I ta jedna myśl towarzyszyła mu codziennie: „Czy to prawda, że Ty istniejesz, o Matko? Dlaczego nie mówisz? Czy Ty umarłaś?” Być może niektórzy z nas pamiętają, że są w życiu takie momenty kiedy zmęczeni tymi wszystkimi wywodami nudnej i martwej logiki, zmęczeni przedzieraniem się przez książki – które przecież niczego nas nie uczą, stają się niczym innym jak tylko intelektualnym opiumożercą – musimy je mieć w określonych porach, bo inaczej umrzemy – zmęczone tym wszystkim serce naszych serc woła: „Czy nie ma nikogo na tym wszechświecie, kto mógłby pokazać mi światło? Jeśli Ty jesteś, pokaż mi światło. Dlaczego nie mówisz? Dlaczego tak trudną Cię dosięgnąć, dlaczego wysyłasz tak wielu Posłańców, aby przyszli do mnie, a nie Siebie? W tym świecie walk i podziałów, za kim mam naśladować i komu wierzyć? Jeśli Ty jesteś Bogiem każdego zarówno mężczyźnie jak i kobiety, dlaczego nie przyjdziesz, aby porozmawiać ze swoim dzieckiem i sprawdzić, czy nie jest ono gotowe?” Cóż, każdemu z nas przychodzą takie myśli w chwilach wielkiej depresji; ale takie są pokusy, które nas otaczają, że w następnej chwili zapominamy. Przez chwilę wydawało się, że bramy niebios zostaną otwarte, przez chwilę wydawało się, że zanurzymy się w promienistym świetle; ale zwierzęcy człowiek ponownie otrząsa się z tych wszystkich anielskich wizji. Schodzimy w dół, zwierzęcy człowiek znowu je, pije i umiera, i umiera, pije i je. Są jednak wyjątkowe umysły, których nie da się tak łatwo odwrócić, których raz przyciągniętych nie da się już odwrócić, niezależnie od pokusy na drodze, które chcą ujrzeć Prawdę, wiedząc, że życie musi odejść. Mówią: odpuśćmy sobie to w szlachetnym podboju, a jaki podbój jest szlachetniejszy od podboju niższego człowieka, od tego rozwiązania kwestii życia i śmierci, dobra i zła?
W końcu stało się dla niego niemożliwe, aby służyć w świątyni. Zostawił ją i odszedł do małego lasku, który był blisko i tam zamieszkał. O tej części swojego życia opowiadał mi wiele razy, że nie potrafił powiedzieć, kiedy wschodziło i zachodziło słońce ani jak żył. Stracił wszelkie myśli o sobie i zapomniał o jedzeniu. W tym okresie otaczał go troskliwą opieką krewny, który wkładał mu do ust pokarm, który on mechanicznie połykał.
Tak mijały chłopcu dni i noce. Kiedy mijał cały dzień, wieczorem, gdy bicie dzwonów w świątyniach i śpiewy docierały do lasu, chłopcu było bardzo smutno i krzyczał: „Kolejny dzień minął na próżno, Matko, a Ty nie przyszłaś. Minął kolejny dzień tego krótkiego życia, a ja nie poznałem Prawdy.” W agonii duszy czasami pocierał twarz o ziemię i płakał, a wtedy wybuchała jedna modlitwa: „Objaw się we mnie, Matko wszechświata! Spraw, abym potrzebował Ciebie i niczego więcej!” Zaiste, chciał pozostać wierny swemu ideałowi. Słyszał, że Matka nie przychodziła dopóki wszystkiego się dla Niej nie oddało. Słyszał, że Matka chciała przyjść do każdego, ale nie mogli Jej mieć, że ludzie chcieli modlić się do najróżniejszych głupich bożków, że chcieli własnych przyjemności, a nie Matki, i że w chwili, gdy naprawdę pragnęli Jej całą duszą i niczym więcej, w tej chwili Ona przyjdzie. Zaczął więc wbijać się w tę ideę; chciał być dokładny, nawet na płaszczyźnie materii. Wyrzucił całą swoją małą własność i przysiągł, że nigdy nie dotknie pieniędzy, i ta jedna myśl: „nie dotknę pieniędzy” stała się jego częścią. Może się to wydawać czymś okultystycznym, ale nawet w zaświatach, kiedy spał, kiedy dotknąłem go kawałkiem pieniędzy, jego ręka zgięła się, a całe jego ciało stawało się jakby sparaliżowane. Inną myślą, która przyszła mu do głowy, było to, że drugim wrogiem jest pożądanie. Mężczyzna jest duszą, a dusza jest bezpłciowa, nie jest ani mężczyzną, ani kobietą. Myśl o seksie i idea pieniędzy to dwie rzeczy, które uniemożliwiały mu zobaczenie Matki, pomyślał. Cały ten wszechświat jest przejawem Matki, która żyje w ciele każdej kobiety. „Każda kobieta reprezentuje Matkę; jak mogę myśleć o kobiecie w zwykłym związku seksualnym?” Taka była idea: każda kobieta była jego Matką, musiał doprowadzić się do stanu, w którym w każdej kobiecie nie będzie widział nic innego jak tylko Matkę. I realizował to w swoim życiu.
To jest ogromne pragnienie, które chwyta ludzkie serce. Później ten właśnie człowiek powiedział do mnie: „Moje dziecko, przypuśćmy, że w jednym pokoju jest worek złota, a w drugim zbójca. Czy myślisz, że zbój może spać? Nie może. Jego umysł będzie zawsze zastanawiał się jak dostać się do tego pokoju i zdobyć to złoto. Czy myślisz zatem, że człowiek mocno przekonany, że za tymi wszystkimi pozorami kryje się Rzeczywistość, że istnieje Bóg, że istnieje Ten, który nigdy nie umiera, Ten, który jest nieskończoną błogością, błogością, w porównaniu z którą przyjemności zmysłowe są po prostu zabawką, czy może się zadowolić, nie walcząc osiągnięcie Tego? Czy może na chwilę zaprzestać swoich wysiłków? Nie. On oszaleje z tęsknoty.” To boskie szaleństwo ogarnęło chłopca. Nie miał wtedy żadnego nauczyciela, nikogo, kto by mu cokolwiek powiedział i wszyscy myśleli, że postradał zmysły. To jest zwyczajny stan rzeczy. Jeśli ktoś odrzuci marności tego świata, nazywamy go szaleńcem. Ale tacy ludzie są solą ziemi. Z takiego szaleństwa wyłoniły się moce, które poruszyły nasz świat i tylko z takiego szaleństwa wyłonią się siły przyszłości, które poruszą świat.
Tak mijały dni, tygodnie, miesiące w nieustannej walce duszy o dotarcie do prawdy. Chłopiec zaczął mieć wizje, widzieć cudowne rzeczy; tajemnice jego natury zaczęły się przed nim otwierać. W pewnym sensie zdejmowano zasłonę za zasłoną. Matka sama została nauczycielką i wprowadziła chłopca w prawdy, których szukał. W tym czasie przybyła do tego miejsca kobieta o pięknym wyglądzie, o niezrównanym wykształceniu. Później ten święty zwykł o niej mawiać że nie była uczona ale była ucieleśnieniem wiedzy; uczyła się sama, w ludzkiej postaci. Tam także widać specyfikę narodu indyjskiego. Pośród ignorancji, w jakiej żyje przeciętna Hinduska, pośród tego, co w krajach zachodnich nazywa się jej brakiem wolności mogła wyłonić się kobieta o najwyższej duchowości. Była ona Sannjāsini; bo i kobiety porzucają świat, odrzucają swój majątek, nie wychodzą za mąż i oddają się uwielbieniu Pana. Przyszła, a kiedy usłyszała o tym chłopcu w gaju, zaproponowała, że pójdzie i go zobaczy; i to od niej była pierwsza pomoc, jaką otrzymał. Od razu poznała, na czym polega jego kłopot i powiedziała mu. „Mój synu, błogosławiony jest człowiek, na którego spada takie szaleństwo. Cały wszechświat jest szalony – niektórzy szaleją dla bogactwa, niektórzy dla przyjemności, niektórzy dla sławy, niektórzy dla stu innych rzeczy. Szaleją oni za złotem, mężami lub żonami, za drobnostkami, szaleją, by tyranizować kogoś, szaleją, by się wzbogacić, szaleją za każdą głupotą z wyjątkiem Boga. I rozumieją tylko własne szaleństwo. Kiedy inny człowiek szaleje za złotem, mają współczucie i sympatię dla go i mówią, że to prawy człowiek, tak jak szaleńcy myślą, że tylko szaleńcy są przy zdrowych zmysłach. Ale jeśli człowiek szaleje za Umiłowanym, za Panem, jak mogą to zrozumieć? Myślą, że zwariował i mówią: „Nie miej z nim nic wspólnego.” Dlatego nazywają cię szaleńcem, ale twój rodzaj szaleństwa jest właściwy. Błogosławiony człowiek, który szaleje za Bogiem. Takich ludzi jest bardzo mało.” Kobieta ta przez lata pozostawała blisko chłopca, uczyła go form religii Indii, wprowadzała go w różne praktyki Jogi i niejako kierowała i harmonizowała tę ogromną rzekę duchowości.
Później do tego samego gaju przybył Sannjasin, jeden z żebrzących braci z Indii, człowiek uczony, filozof. Był to człowiek specyficzny, idealista. Nie wierzył, że ten świat istnieje w rzeczywistości; i żeby to udowodnić, nigdy nie wchodził pod dach, zawsze żył na zewnątrz, zarówno podczas burzy jak i słońca. Ten człowiek zaczął uczyć chłopca filozofii Wed; i bardzo szybko odkrył, ku swemu zdumieniu, że uczeń był pod pewnymi względami mądrzejszy od mistrza. Spędził z chłopcem kilka miesięcy, po czym wprowadził go do zakonu Sannjasinów i pożegnał się z nim.
Kiedy będąc kapłanem świątynnym jego niezwykłe uwielbienie sprawiło, że ludzie pomyśleli, że jest obłąkany, krewni zabrali go do domu i poślubili z małą dziewczynkę, myśląc, że to odwróci jego myśli i przywróci równowagę umysłu. Ale wrócił i, jak widzieliśmy, pogrążył się głębiej w swoim szaleństwie. Czasami w naszym kraju chłopcy żenią się już jako dzieci i nie mają w tej sprawie głosu; rodzice ich zaślubiają. Oczywiście takie małżeństwo to niewiele więcej niż zaręczyny. Po ślubie nadal mieszkają z rodzicami, a prawdziwe małżeństwo ma miejsce, gdy żona dorasta. Wtedy jest w zwyczaju że mąż idzie i przyprowadza swoją narzeczoną do swojego domu. W tym przypadku jednak mąż zupełnie zapomniał, że ma żonę. W swoim odległym domu dziewczyna usłyszała, że jej mąż stał się entuzjastą religii i przez wielu uważany był nawet za szaleńca. Postanowiła sama poznać prawdę więc wyruszyła i poszła na miejsce, gdzie był jej mąż. Kiedy w końcu stanęła przed mężem, ten natychmiast przyznał jej prawo do swojego życia, chociaż w Indiach każda osoba, mężczyzna czy kobieta, podejmująca życie religijne jest przez to wolna od wszelkich innych obowiązków. Młody mężczyzna upadł do stóp swojej żony i powiedział: „Jeśli chodzi o mnie, Matka pokazała mi, że mieszka w każdej kobiecie i w ten sposób nauczyłem się patrzeć na każdą kobietę jak na Matkę. To jedyna myśl, jaką mogę wobec ciebie mieć; ale jeśli chcesz mnie wciągnąć w świat, skoro cię poślubiłem, jestem do twoich usług.”
Dziewczyna była czystą i szlachetną duszą, potrafiła zrozumieć aspiracje męża i sympatyzować z nimi. Szybko powiedziała mu, że nie chce go wciągać w światowe życie; lecz pragnęła jedynie pozostać blisko niego, służyć mu i uczyć się od niego. Stała się jedną z jego najbardziej oddanych uczennic, zawsze czcząc go jako istotę boską. W ten sposób za zgodą żony usunięto ostatnią barierę i mógł on prowadzić życie, jakie wybrał.
Kolejnym pragnieniem, które ogarnęło duszę tego człowieka, było poznanie prawdy o różnych religiach. Do tego czasu nie znał żadnej religii poza własną. Chciał zrozumieć jakie są inne religie. Poszukiwał więc nauczycieli innych religii. Mówiąc o nauczycielach, musicie zawsze pamiętać, co w Indiach mamy na myśli: nie mola książkowego, ale człowieka urzeczywistnienia, tego, który zna prawdę z pierwszej ręki, a nie przez pośrednika. Znalazł świętego mahometańskiego i położył się pod nim; poddał się przepisanej przez niego dyscyplinie i ku swemu zdumieniu odkrył, że te metody oddania, jeśli były wiernie stosowane, doprowadziły go do tego samego celu, który już osiągnął. Podobne doświadczenia zdobył dzięki wyznawaniu prawdziwej religii Jezusa Chrystusa. Udał się do wszystkich sekt, jakie mógł znaleźć i cokolwiek podjął, angażował się w to całym sercem. Robił dokładnie tak jak mu kazano i za każdym razem osiągał ten sam rezultat. W ten sposób z rzeczywistego doświadczenia dowiedział się, że cel każdej religii jest ten sam, że każda stara się uczyć tego samego, przy czym różnica polega głównie na metodzie, a jeszcze bardziej na języku. W istocie wszystkie sekty i wszystkie religie mają ten sam cel; a kłóciły się tylko dla własnych, egoistycznych celów – nie troszczyły się o prawdę, ale o „moje imię” i „twoje imię”. Dwóch z nich głosiło tę samą prawdę, ale jeden z nich powiedział: „To nie może być prawda, ponieważ nie położyłem na tym pieczęci mojego imienia. Dlatego go nie słuchajcie”. A drugi człowiek powiedział: „Nie słuchajcie go, chociaż głosi dokładnie to samo, jednak nie jest to prawdą, ponieważ nie głosi tego w moim imieniu”.
To właśnie odkrył mój Mistrz i następnie zaczął uczyć się pokory, ponieważ odkrył, że we wszystkich religiach jedyną ideą jest „nie ja, ale Ty”, a serce tego, kto mówi „nie ja” wypełnia Pan. Im mniej tego małego „ja”, tym więcej Boga w nim jest. Że odkrył prawdę w każdej religii świata i postanowił ją osiągnąć. Jak już mówiłem, ilekroć chciał coś zrobić, nigdy nie ograniczał się do pięknych teorii, ale natychmiast przystępował do praktyki; widzimy wiele osób mówiących najpiękniejsze rzeczy na temat dobroczynności, równości, praw innych ludzi i tak dalej, ale to tylko teoria. Miałem szczęście, że trafiłem na osobę, która potrafiła przenieść teorię w praktykę. Miał najwspanialszą zdolność wprowadzania w życie wszystkiego, co uważał za słuszne.
Teraz, w pobliżu tego miejsca mieszkała rodzina pariasów. Pariasów jest kilka milionów w całych Indiach i są sektą tak niską, że niektóre z naszych książek mówią, że jeśli Bramin wychodzący ze swojego domu zobaczy twarz Pariasa, musi tego dnia pościć i odmawiać określone modlitwy zanim ponownie stanie się święty. Gdy Parias wchodzi do niektórych hinduskich miast, musi włożyć na głowę pióro wrony na znak, że jest pariasem i musi głośno wołać: „Ratujcie się, parias przechodzi ulicą”, a wy zobaczycie ludzi uciekających od niego jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, bo jeśli przypadkowo go dotkną, będą musieli przebrać się, wykąpać się i zająć innymi rzeczami. A parias przez tysiące lat wierzył, że jest to całkowicie słuszne; że jego dotyk uczyni wszystkich bezbożnymi. Teraz mój Mistrz poszedł do Pariasa i poprosił, aby pozwolono mu posprzątać jego dom. Zajęciem Pariasa jest sprzątanie ulic miast i utrzymywanie domów w czystości. Nie może wejść do domu frontowymi drzwiami; wchodzi tylnymi drzwiami; a gdy tylko odejdzie, całe miejsce, przez które przeszedł, zostaje spryskane i uświęcone odrobiną wody z rzeki Gangā. Z urodzenia Bramin oznacza świętość, a Parias – coś zupełnie odwrotnego. I ten Bramin poprosił, aby pozwolono mu wykonywać prace służebne w domu Pariasa. Parias oczywiście nie mógł na to pozwolić, gdyż wszyscy uważają, że jeśli pozwolą Braminowi wykonywać tak służebną pracę, będzie to straszny grzech i wyginą. Parias nie pozwolił na to; więc w środku nocy, kiedy wszyscy spali, Ramakryszna wchodził do domu. Miał długie włosy i włosami wycierał to miejsce, mówiąc: „Och, moja Matko, uczyń mnie sługą Pariasa, spraw, żebym poczuł się jeszcze niższy od Pariasa”. „Najlepiej Mnie czczą ci, którzy czczą Moich czcicieli. To wszystko są Moje dzieci i waszym przywilejem jest służyć im” – tak nauczają pisma hinduskie.
Było wiele innych przygotowań, których opisanie zajęłoby dużo czasu, a ja chcę przedstawić wam jedynie szkic jego życia. W ten sposób kształcił się przez lata. Jedną z Sādhanā było wykorzenienie idei płci. Dusza nie ma płci, nie jest ani męska, ani żeńska. Płeć istnieje tylko w ciele i człowiek, który pragnie dotrzeć do ducha, nie może jednocześnie trzymać się różnic płciowych. Urodzony w męskim ciele, ten mężczyzna chciał we wszystkim wprowadzić kobiecą ideę. Zaczął myśleć, że jest kobietą, ubierał się jak kobieta, mówił jak kobieta, porzucił męskie zajęcia i żył w gospodarstwie domowym wśród kobiet z dobrej rodziny, aż po latach tej dyscypliny jego umysł uległ zmianie i całkowicie zapomniał o idei płci; w ten sposób zmienił się dla niego cały pogląd na życie.
Na Zachodzie słyszymy o oddawaniu czci kobiecie, ale zazwyczaj jest dla jej młodości i urody. Ten człowiek mówiąc o oddawaniu czci kobiecie miał na myśli to, że dla niego twarz każdej kobiety była twarzą Błogosławionej Matki i niczym więcej. Sam widziałem tego człowieka stojącego przed kobietami których społeczeństwo nie chciało dotknąć, i padającego do ich stóp zalanego łzami, mówiącego: „Matko, w jednej postaci jesteś na ulicy, a w drugiej jesteś wszechświatem. Pozdrawiam Ciebie, Matko, pozdrawiam Cię.” Pomyśl o błogosławieństwie tego życia, z którego zniknęła wszelka cielesność, które może patrzeć na każdą kobietę z tą miłością i szacunkiem, gdy twarz każdej kobiety zostaje przemieniona, a jedynie oblicze Boskiej Matki, Błogości, Opiekunki rasy ludzkiej, świeci przez nią! Tego właśnie chcemy. Czy chcesz powiedzieć, że boskość kobiety można kiedykolwiek oszukać? Nigdy tak nie było i nigdy nie będzie, To zawsze potwierdza siebie. Niezawodnie wykrywa oszustwo, wykrywa obłudę, bezbłędnie odczuwa ciepło prawdy, światło duchowości, świętość czystości. Taka czystość jest absolutnie konieczna, jeśli chcemy osiągnąć prawdziwą duchowość.
Ta rygorystyczna, nieskalana czystość wkroczyła w życie tego człowieka. Wszystkie zmagania, jakie toczymy w naszych życiach były dla niego przeszłością. Jego ciężko zdobyte klejnoty duchowości, za które oddał trzy czwarte swojego życia były teraz gotowe do oddania ludzkości i wtedy rozpoczęła się jego misja. Jego nauczanie i głoszenie było szczególne. W naszym kraju nauczyciel jest osobą najbardziej czczoną, uważa się go za samego Boga. Nie mamy nawet takiego samego szacunku dla naszego ojca i matki. Ojciec i matka dają nam nasze ciało, ale nauczyciel wskazuje nam drogę do zbawienia. Jesteśmy Jego dziećmi, rodzimy się w duchowej linii nauczyciela. Wszyscy Hindusi przychodzą złożyć hołd niezwykłemu nauczycielowi, tłoczą się wokół niego. A oto taki nauczyciel, ale nauczyciel nie myślał o tym czy należy go szanować, czy nie, nie miał zielonego pojęcia, że jest wielkim nauczycielem, myślał, że to Matka robi wszystko, a nie on. Zawsze mawiał: „Jeśli z moich ust wychodzi coś dobrego, to mówi Matka. Co ja mam z tym wspólnego?” To była jego jedyna myśl o swojej twórczości i do śmierci z niej nie zrezygnował. Ten człowiek nikogo nie szukał. Jego zasadą było: w pierwszej kolejności kształtuj charakter, najpierw zdobywaj duchowość, a rezultaty przyjdą same. Jego ulubioną ilustracją było: „Kiedy otwiera się lotos, pszczoły same przylatują, by szukać miodu; więc pozwól, aby lotos twojego charakteru rozwinął się w pełni, a rezultaty przyjdą same”. To świetna lekcja, której można się nauczyć.
Mój Mistrz uczył mnie tej lekcji setki razy, a mimo to często o tym zapominam. Niewielu rozumie siłę myśli. Jeśli człowiek wejdzie do jaskini, zamknie się w niej, pomyśli o jednej naprawdę wielkiej myśli i umrze, ta myśl przeniknie ściany tej jaskini, wibruje w przestrzeni i w końcu przeniknie całą ludzkość. Taka jest siła myśli; więc nie spiesz się, aby podzielić się swoimi myślami z innymi. Najpierw miej coś do dania. Tylko ten uczy, kto ma coś do przekazania, gdyż nauczanie nie polega na mówieniu, nauczanie nie polega na przekazywaniu doktryn, lecz na komunikowaniu. Duchowość można przekazać tak samo realnie, jak mogę dać ci kwiat. Jest to prawdą w najbardziej dosłownym sensie. Idea ta jest bardzo stara w Indiach i znajduje ilustrację na Zachodzie w „teorii, wierze w sukcesję apostolską. Dlatego najpierw wykształć charakter – to najwyższy obowiązek, jakiego możesz dokonać. Poznaj Prawdę dla siebie, a będzie wielu których będziesz mógł tego uczyć potem, wszyscy oni przyjdą. Taka była postawa mojego Mistrza. Nikogo nie krytykował. Żyłem z tym człowiekiem przez lata ale nigdy nie słyszałem, żeby te usta wypowiedziały choć jedno słowo potępienia dla jakiejkolwiek sekty. (…) Miał tę samą sympatię do wszystkich sekt; znalazł między nimi harmonię. Człowiek może być intelektualistą, człowiekiem religijnym, mistykiem lub aktywnym; różne religie reprezentują jeden lub drugi z tych typów. Jednak możliwe jest połączyć wszystkie cztery w jednym człowieku i tak będzie postępować przyszła ludzkość. Taki był jego pomysł. Nikogo nie potępiał, ale we wszystkich widział dobro.
Tysiące ludzi przychodziło żeby zobaczyć i usłyszeć tego wspaniałego człowieka, który przemawiał gwarą, a każde jego słowo było mocne i instynktowne, pełne światła. Bo nie to, co się mówi, a tym bardziej język, w którym się mówi, ale osobowość mówiącego, która jest obecna we wszystkim, co mówi, ma znaczenie. Każdy z nas czasami to odczuwa. Słyszymy najwspanialsze oracje, najcudowniejsze przemówienia, a potem wracamy do domu i zapominamy o nich wszystkich. Innym razem słyszymy kilka słów w najprostszym języku, a one wchodzą w nasze życie, stają się nieodłączną częścią nas samych i przynoszą trwałe rezultaty. Słowa człowieka który potrafi włożyć w nie swoją osobowość przynoszą skutek, ale musi on mieć niesamowitą osobowość. Każde nauczanie zakłada dawanie i branie, nauczyciel daje, a nauczany otrzymuje, ale jeden musi mieć coś do dania, a drugi musi być otwarty na otrzymanie.
Człowiek ten zamieszkał w pobliżu Kalkuty, stolicy Indii, najważniejszego miasta uniwersyteckiego w naszym kraju, do którego co roku wysyłano setki sceptyków i materialistów. Mimo to wielu ludzi z uniwersytetu – sceptyków i agnostyków – przychodziło i go słuchało. Słyszałem o tym człowieku i poszedłem go posłuchać. Wyglądał jak zwykły człowiek, nie mający w sobie nic niezwykłego. Używał najprostszego języka, a ja pomyślałam: „Czy ten człowiek może być wielkim nauczycielem?” – podkradłem się blisko niego i zadałam mu pytanie, które przez całe życie zadawałam innym: „Czy wierzysz w Boga, Panie?” „Tak” – odpowiedział. – Czy możesz to udowodnić, panie? „Tak.” „Jak?” „Ponieważ widzę Go tak samo, jak widzę ciebie tutaj, tylko w znacznie intensywniejszym sensie”. To od razu mi zaimponowało. Po raz pierwszy spotkałem człowieka, który ośmielił się powiedzieć, że widział Boga, że religia jest rzeczywistością, którą należy odczuć, którą można odczuć w sposób nieskończenie intensywniejszy, niż jesteśmy w stanie odczuć świat. Zacząłem chodzić do tego człowieka dzień po dniu i rzeczywiście zobaczyłem, że można przekazywać religię. Jeden dotyk, jedno spojrzenie może zmienić całe życie. Czytałem o Buddzie, Chrystusie i Mahomecie, o wszystkich tych różnych świetlistych z czasów starożytnych jak wstawali i mówili: „Bądź całością”, a człowiek stawał się całością. Teraz przekonałem się, że to prawda, a kiedy sam zobaczyłem tego człowieka, wszelki sceptycyzm został odrzucony. To dało się zrobić, a mój Mistrz zwykł mawiać: „Religię można dawać i brać w bardziej namacalny sposób, bardziej prawdziwie niż cokolwiek innego na świecie”. Bądź zatem przede wszystkim duchowy; miej coś do dania, a potem stań przed światem i daj to. Religia to nie gadanie, doktryny czy teorie; nie jest to też sekciarstwo. Religia nie może żyć w sektach i społeczeństwach. Jest to relacja pomiędzy duszą a Bogiem; jak można z tego zrobić społeczeństwo? Następnie przekształciłoby się to w biznes, a wszędzie tam, gdzie w religii istnieje biznes i zasady biznesowe, duchowość umiera. Religia nie polega na wznoszeniu świątyń, budowaniu kościołów czy uczęszczaniu na publiczne nabożeństwa. Nie można jej znaleźć w książkach, w słowach, w wykładach czy w organizacjach. Religia polega na urzeczywistnieniu. Tak naprawdę wszyscy wiemy, że nic nas nie zadowoli dopóki sami nie poznamy prawdy. Jakkolwiek moglibyśmy się spierać, niezależnie od tego, jak wiele moglibyśmy usłyszeć, ale jedna rzecz nas zadowoli, a jest nią nasze własne urzeczywistnienie; i takie doświadczenie jest możliwe dla każdego z nas, jeśli tylko spróbujemy. Pierwszym ideałem tej próby urzeczywistnienia religii jest wyrzeczenie. Na tyle, na ile możemy, musimy się poddać. Ciemność i światło, radość świata i radość Boga nigdy nie idą w parze. „Nie możecie służyć Bogu i Mamonie”. Niech ludzie tego spróbują, jeśli chcą, a widziałem miliony w każdym kraju, które próbowały; ale ostatecznie to do niczego nie prowadzi. Jeśli jedno słowo w tym powiedzeniu pozostaje prawdziwe, to jest nim: porzućcie wszystko ze względu na Pana. To trudne i długie zadanie, ale możesz je rozpocząć tu i teraz. Krok po kroku musimy zmierzać w tym kierunku.
Drugą ideą, której nauczyłem się od mojego Mistrza i która jest być może najważniejsza, jest cudowna prawda, że religie świata nie są sprzeczne ani antagonistyczne. Są to jedynie różne etapy jednej wiecznej religii. Ta jedna wieczna religia ma zastosowanie do różnych płaszczyzn istnienia, jest stosowana do opinii różnych umysłów i różnych ras. Nigdy nie było mojej religii ani waszej, mojej religii narodowej ani waszej religii narodowej; nigdy nie istniało wiele religii, jest tylko jedna. Jedna nieskończona religia istniała przez całą wieczność i będzie istnieć zawsze, a religia ta wyraża się w różnych krajach na różne sposoby. Dlatego musimy szanować wszystkie religie i starać się je wszystkie akceptować na ile to możliwe. Religie manifestują się nie tylko według rasy i położenia geograficznego, ale także zgodnie z indywidualnymi mocami. W jednym człowieku religia objawia się jako intensywna działalność, jako praca. W innym objawia się to jako intensywna pobożność, w jeszcze innym jako mistycyzm, u jeszcze innych jako filozofia i tak dalej. Błędem jest mówienie innym: „Twoje metody są niewłaściwe”. Być może człowiek, którego naturą jest miłość, myśli, że człowiek, który czyni dobro innym, nie jest na dobrej drodze do religii, ponieważ nie jest to jego własna droga i dlatego jest w błędzie. Jeśli filozof myśli: „Och, biedni ignoranci, co oni wiedzą o Bogu Miłości i kochaniu Go? Nie wiedzą, co to znaczy”, myli się, ponieważ oni mogą mieć rację i on także.
Dokładnie to, co należy zrobić, to poznać tę główną tajemnicę, że prawda może być jedna a jednocześnie może być wieloma abyśmy mogli mieć różne wizje tej samej prawdy z różnych punktów widzenia. Wtedy zamiast wrogości wobec kogokolwiek będziemy mieli nieskończoną sympatię wobec wszystkich. Wiedząc, że tak długo, jak na tym świecie rodzą się różne natury ta sama prawda religijna będzie wymagała różnych dostosowań, zrozumiemy, że musimy okazywać sobie wzajemną cierpliwość. Tak jak natura jest jednością w różnorodności – nieskończoną różnorodnością zjawisk – tak jak we wszystkich tych odmianach fenomenów i przez nie przebiega Nieskończona, Niezmienna, Absolutna Jedność, tak samo jest z każdym człowiekiem; mikrokosmos jest jedynie miniaturowym powtórzeniem makrokosmosu; pomimo tych wszystkich różnic, w nich wszystkich i poprzez nie istnieje wieczna harmonia i musimy to rozpoznać. Ta idea, ponad wszystkie inne, wydaje mi się najpilniejszą koniecznością dnia. Pochodzę z kraju będącego siedliskiem sekt religijnych i do którego, na szczęście lub nieszczęście, każdy, kto ma poglądy religijne, chce wysłać straż przednią, od dzieciństwa byłem zaznajomiony z różnymi sektami religijnymi świat. Nawet Mormoni przybywają aby głosić w Indiach. Witamy ich wszystkich! To jest gleba, na której można głosić religię. Tam zapuszcza korzenie bardziej niż w jakimkolwiek innym kraju. Jeśli przyjdziesz i będziesz uczyć Hindusów polityki, oni nie zrozumieją; ale jeśli przyjdziesz głosić religię, niezależnie od tego jak dziwna może być, w mgnieniu oka będziesz mieć setki i tysiące wyznawców i będziesz miał wszelkie szanse aby stać się żywym Bogiem w swoim życiu. Cieszę się, że tak jest, to jedyna rzecz, której chcemy w Indiach.
Sekty wśród Hindusów są różne, jest ich bardzo wiele, a niektóre z nich najwyraźniej są beznadziejnie sprzeczne. A jednak wszyscy mówią wam, że są to jedynie różne przejawy religii. „Jak różne rzeki, wypływające z różnych gór, płynące krzywo lub prosto, wszystkie wpływają i mieszają swoje wody z oceanem, tak różne sekty o różnych punktach widzenia w końcu przychodzą do Ciebie”. To nie jest teoria, trzeba to uznać, ale nie w ten protekcjonalny sposób, jaki widzimy u niektórych osób: „O tak, jest w tym kilka bardzo dobrych rzeczy. Nazywamy to religiami etnicznymi. Te religie etniczne mogą mieć w sobie coś dobrego.” Niektórzy mają nawet najbardziej cudownie liberalną koncepcję, że wszystkie inne religie są małymi fragmentami prehistorycznej ewolucji, ale „nasza jest spełnieniem rzeczy”. Jeden człowiek twierdzi, że skoro jego religia jest najstarszą to jest najlepszą religią, inny twierdzi to samo, ponieważ jest najnowszą.
Musimy uznać, że każda z nich ma taką samą zbawienną moc jak inna. To, co słyszeliście na temat ich różnic, czy to w świątyni, czy w kościele, to masa przesądów. Ten sam Bóg odpowiada na wszystko; i to nie ty, ani ja, ani żadna grupa ludzi jest odpowiedzialna za bezpieczeństwo i zbawienie najmniejszej cząstki duszy; za wszystkich odpowiedzialny jest ten sam Wszechmogący Bóg. Nie rozumiem jak ludzie mogą deklarować że są wierzącymi w Boga, a jednocześnie myślą, że Bóg przekazał małej grupie ludzi całą prawdę i że oni są strażnikami reszty ludzkości. Jak można nazwać to religią? Religia jest urzeczywistnieniem; lecz samo mówienie – zwykłe próby wiary, zwykłe błądzenie po omacku, zwykłe powtarzanie słów przodków i myślenie, że to religia, zwykłe robienie czegoś politycznego z prawd religii – wcale nie jest religią. W każdej sekcie – nawet wśród Mahometan, których zawsze uważamy za najbardziej ekskluzywnych – nawet wśród nich stwierdzamy, że gdziekolwiek był człowiek próbujący urzeczywistnić religię, z jego ust wychodziły ogniste słowa: „Ty jesteś Panem wszystkiego, Ty jesteś w sercu wszystkich, jesteś przewodnikiem wszystkich, jesteś Nauczycielem wszystkich i troszczysz się o ziemię swoich dzieci nieskończenie bardziej niż my kiedykolwiek możemy to zrobić.” Nie próbuj zakłócać wiary żadnego człowieka. Jeśli możesz, daj mu coś lepszego; jeśli możesz, chwyć mężczyznę tam, gdzie stoi i popchnij go do góry; tak czyń, ale nie niszcz tego, co ma. Jedynym prawdziwym nauczycielem jest ten, który potrafi w jednej chwili przemienić się w tysiąc osób. Jedynym prawdziwym nauczycielem jest ten, który potrafi natychmiast zejść do poziomu ucznia i przenieść swoją duszę do duszy ucznia i widzieć jego oczami, słyszeć jego uszami i rozumieć jego umysłem. Taki nauczyciel naprawdę potrafi uczyć i nikt inny. Wszyscy ci negatywni, niszczący i destrukcyjni nauczyciele, którzy są na tym świecie, nigdy nie mogą zrobić nic dobrego.
W obecności mojego Mistrza przekonałam się, że człowiek może być doskonały nawet w tym ciele. Te usta nigdy nikogo nie przeklinały, nigdy nawet nikogo nie krytykowały. Te oczy nie były w stanie widzieć zła, ten umysł utracił moc złego myślenia. Widział tylko dobro. Ta ogromna czystość, to ogromne wyrzeczenie jest jedyną tajemnicą duchowości. „Ani bogactwem, ani potomstwem, ale samym wyrzeczeniem nie można osiągnąć nieśmiertelności” – mówią Wedy. „Sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, i naśladuj mnie” – mówi Chrystus. Tak wyrażali to wszyscy wielcy święci i prorocy i wprowadzali to w życie. Jak wielka duchowość może przyjść bez tego wyrzeczenia? Wyrzeczenie jest podstawą wszelkiej myśli religijnej, gdziekolwiek by się ona nie znajdowała i zawsze przekonacie się, że w miarę słabnięcia tej idei wyrzeczenia, im bardziej zmysły wkradną się w obszar religii, w takim samym stopiniu zmniejszy się duchowość.
Ten człowiek był ucieleśnieniem wyrzeczenia. W naszym kraju konieczne jest, aby człowiek, który zostaje Sannjasinem porzucił wszelkie światowe bogactwa i stanowiska i mój Mistrz dosłownie to zrobił. Było wielu, którzy poczuliby się błogosławieni, gdyby tylko przyjął podarunek z ich rąk i którzy chętnie daliby mu tysiące rupii gdyby je przyjął, ale byli to jedyni ludzie, od których się odwracał. Był triumfalnym przykładem, żywą realizacją całkowitego pokonania pożądania i żądzy pieniędzy. Wykraczał poza wszelkie wyobrażenia o jednym i o drugim, a tacy ludzie są niezbędni w tym stuleciu. Takie wyrzeczenie jest konieczne w dzisiejszych czasach, kiedy ludzie zaczęli myśleć, że nie mogą przeżyć miesiąca bez tego, co nazywają „potrzebami”, a które powiększają nieproporcjonalnie. W takich czasach konieczne jest, aby powstał człowiek by pokazać sceptykom tego świata, że żyje jeszcze człowiek, którego nie obchodzi całe złoto i cała sława we wszechświecie. Jednak są tacy ludzie.
Drugą ideą jego życia była intensywna miłość do innych. Pierwszą część życia mojego Mistrza spędziłem na zdobywaniu duchowości, a pozostałe lata na jej rozpowszechnianiu. Ludzie w naszym kraju nie mają takich samych zwyczajów, jak wy, jeśli chodzi o odwiedzanie nauczyciela religijnego lub Sannjasina. Ktoś przychodził, żeby go o coś zapytać, niektórzy być może przemierzali setki mil, idąc całą drogę, tylko po to, aby zadać jedno pytanie, usłyszeć od niego jedno słowo: „Powiedz mi jedno słowo dla mego zbawienia”. W ten sposób przychodzą. Przychodzą licznie, bezceremonialnie, do miejsca, gdzie najczęściej go można spotkać; mogą go znaleźć pod drzewem i go zapytać; i zanim jedna grupa ludzi odeszła, inni przybyli. Jeśli więc ktoś jest bardzo szanowany, czasami nie będzie miał odpoczynku w dzień i w nocy. Będzie musiał ciągle rozmawiać. Ludzie będą napływać całymi godzinami i ten człowiek będzie ich nauczał.
Dlatego ludzie tłumnie przybywali, żeby go słuchać, a on mówił dwadzieścia godzin na dwadzieścia cztery i to nie przez jeden dzień, ale przez wiele miesięcy, aż w końcu ciało załamało się pod naciskiem tego ogromnego wysiłku. Jego głęboka miłość do ludzkości nie pozwoliła mu odmówić pomocy nawet najskromniejszemu z tysięcy, którzy szukali jego pomocy. Stopniowo rozwinęła się poważna choroba gardła, a mimo to nie udało się go przekonać, aby powstrzymał się od tych wysiłków. Gdy tylko usłyszał, że ludzie proszą o spotkanie, nalegał, aby ich wpuszczono i odpowiadał na wszystkie ich pytania. Nakryty odpowiedział: „Nie obchodzi mnie to. Oddam dwadzieścia tysięcy takich ciał, aby pomóc jednemu człowiekowi. To chwalebne pomóc choć jednemu człowiekowi”. Nie było dla niego odpoczynku. Pewnego razu pewien mężczyzna zapytał go: „Panie, jesteś wielkim Joginem. Dlaczego nie skupisz się trochę na swoim ciele i nie wyleczysz swojej choroby?” Na początku nie odpowiedział, ale gdy pytanie się powtórzyło, delikatnie powiedział: „Mój przyjacielu, myślałem, że jesteś mędrcem, ale mówisz jak inni ludzie na świecie. Ten umysł został oddany Panu. Czy chcesz powiedzieć, że powinienem go zabrać z powrotem i położyć na ciele, które jest jedynie klatką duszy?”
Zaczął więc dalej głosić ludowi i rozeszła się wieść, że jego ciało wkrótce umrze i ludzie zaczęli do niego napływać w większych niż kiedykolwiek tłumach. Nie możecie sobie wyobrazić w jaki sposób przychodzą do tych wielkich nauczycieli religijnych w Indiach, jak tłoczą się wokół nich i robią z nich bogów, gdy jeszcze żyją. Tysiące ludzi czeka, żeby po prostu dotknąć rąbka ich ubrań. Duchowość powstaje właśnie poprzez docenienie duchowości innych. Cokolwiek człowiek chce i ceni, to dostanie; i tak samo jest z narodami. Jeśli pojedziesz do Indii i wygłosisz wykład polityczny niezależnie od tego, jak wspaniały by on nie był, prawie nie znajdziesz ludzi, którzy cię wysłuchają, ale po prostu idź i nauczaj religii, żyj nią, a nie tylko mów o niej, a setki ludzi będą tłoczyć się, żeby na ciebie patrzeć, dotknąć twoich stóp. Kiedy ludzie usłyszeli, że ten święty człowiek wkrótce od nich odejdzie, zaczęli do niego przychodzić częściej niż kiedykolwiek, a mój Mistrz kontynuował ich nauczanie, nie bacząc na swe zdrowie. Nie mogliśmy temu zapobiec. Wielu ludzi przybyło z daleka, a on nie spoczął, dopóki nie odpowiedział na ich pytania. „Póki mogę mówić, muszę ich uczyć” – mawiał i dotrzymywał słowa. Któregoś dnia powiedział nam, że tego dnia zrzuci ciało i powtarzając najświętsze słowa Wed, wszedł w Samādhi i odszedł.
Jego myśli i przesłanie były znane bardzo nielicznym, którzy mogli je przekazać. Między innymi pozostawił kilku młodych chłopców, którzy wyrzekli się świata i byli gotowi kontynuować jego dzieło. Próbowano ich zmiażdżyć. Ale wytrwali niewzruszenie, mając przed sobą natchnienie tego wspaniałego życia. Mając kontakt z tym błogosławionym życiem przez lata, nie poddali się. Ci młodzi mężczyźni, żyjący jako Sannjasini, żebrali na ulicach miasta, w którym się urodzili, chociaż niektórzy z nich pochodzili z wysokich rodzin. Na początku spotkali się z wielkim antagonizmem, ale nie ustawali i z dnia na dzień szerzyli w całych Indiach przesłanie tego wielkiego człowieka, aż cały kraj został wypełniony ideami, które głosił. Ten człowiek, pochodzący z odległej wioski bengalskiej, pozbawiony wykształcenia, samą siłą własnej determinacji uświadomił sobie prawdę i przekazał ją innym, pozostawiając jedynie kilku młodych chłopców, którzy utrzymywali ją przy życiu.
Dziś imię Śri Ramakryszna Paramahamsa jest znane milionom ludzi w całych Indiach. Nie, moc tego człowieka rozprzestrzeniła się poza Indie; i jeśli kiedykolwiek wypowiedziałem słowo prawdy, słowo duchowości, gdziekolwiek na świecie, jestem to winien mojemu Mistrzowi; tylko błędy są moje.
Oto przesłanie Śri Ramakryszny do współczesnego świata: „Nie przejmujcie się doktrynami, nie przejmujcie się dogmatami, sektami, kościołami czy świątyniami; liczą się one niewiele w porównaniu z istotą istnienia każdego człowieka, którą jest duchowość; im bardziej rozwinie się ona w człowieku, tym potężniejszy będzie on w dążeniu do dobra. Najpierw na to zapracuj, zdobądź to i nie krytykuj nikogo, gdyż wszystkie doktryny i wyznania mają w sobie coś dobrego. Pokaż swoim życiem, że religia to nie podłe słowa, nazwy lub sekty, ale oznacza ona duchową realizację. Tylko ci mogą zrozumieć, którzy czuli. Tylko ci, którzy osiągnęli duchowość, mogą ją przekazywać innym, mogą być wielkimi nauczycielami ludzkości. Tylko oni są mocami światła.” Im więcej takich ludzi będzie produkowanych w danym kraju, tym bardziej ten kraj zostanie podniesiony; a kraj, w którym takich ludzi absolutnie nie ma jest po prostu skazany na zagładę, nic nie może go uratować. Dlatego przesłanie mojego Mistrza do ludzkości brzmi: „Bądź duchowy i uświadom sobie prawdę”. Chciałby, żebyś się poddał ze względu na swoich bliźnich. Chciałby, żebyś przestał mówić o miłości do brata i zaczął pracować nad udowodnieniem swoich słów. Nadszedł czas wyrzeczenia się i urzeczywistnienia, a wtedy ujrzycie harmonię we wszystkich religiach świata. Będziesz wiedział, że nie ma potrzeby się kłócić. I dopiero wtedy będziesz gotowy pomóc ludzkości. Misją mojego Mistrza było głoszenie i wyjaśnianie podstawowej jedności leżącej u podstaw wszystkich religii. Inni nauczyciele nauczali specjalnych religii, które noszą ich nazwy, ale ten wielki nauczyciel XIX wieku nie rościł sobie żadnych praw. Pozostawił każdą religię w nienaruszonym stanie, ponieważ zdał sobie sprawę, że w rzeczywistości wszystkie one stanowią integralną część jednej wiecznej religii.