(Tłumaczenie recenzji ‘Ramakrishna: His Life and Sayings’ autorstwa prof. Maxa Müllera, opublikowane w ‘Udbodhana’, 14 marca 1899.)
Wśród zachodnich badaczy Sanskrytu prym wiedzie profesor Max Müller. Ryg-Weda Samhitā, do całości której nikt wcześniej nie miał nawet dostępu, została obecnie bardzo starannie wydrukowana i udostępniona opinii publicznej dzięki hojności Kompanii Wschodnioindyjskiej i ogromnej, wieloletniej pracy Profesora. Znaki alfabetyczne większości rękopisów zebranych z różnych części Indii mają różną formę, a wiele zawartych w nich słów jest niedokładnych. Nie możemy łatwo pojąć, jak trudno jest obcokrajowcowi, niezależnie od jego wykształcenia, sprawdzić dokładność lub niedokładność tych sanskryckich znaków, a zwłaszcza jasne zrozumienie znaczenia niezwykle skondensowanego i skomplikowanego komentarza. W życiu profesora Maxa Müllera publikacja Rygwedy jest wielkim wydarzeniem. Poza tym niejako zamieszkiwał i spędzał całe swoje życie wśród starożytnej literatury sanskryckiej; mimo to nie oznacza to, że w wyobraźni Profesora Indie wciąż rozbrzmiewają echem hymnów wedyjskich, z niebem zachmurzonym dymem ofiarnym, z wieloma takimi jak Wasisztha, Wiśwāmitra, Dźanaka i Jādźnawalkja, a każdy jej dom kwitnie dzięki Gārgi lub Maitreji, a ona sama, kieruje się zasadami wedyjskimi lub kanonami Grihja–Sutry.
Profesor z zawsze czujnymi oczami jest na bieżąco informowany o nowych wydarzeniach, nawet w odległych zakątkach współczesnych Indii, choć ona jest na wpół martwa, zdeptana stopami cudzoziemca, wyznająca obcą religię i prawie pozbawiona swoich starożytnych manier, obrzędów i zwyczajów. Ponieważ stopy Profesora nigdy nie dotknęły tych brzegów, wielu Anglo–Indian tutaj okazuje całkowitą pogardę dla jego opinii na temat zwyczajów, manier i kodeksów moralności narodu indyjskiego. Powinni jednak wiedzieć, że nawet po swym pobycie przez całe życie tutaj lub nawet jeśli urodzili się i wychowali w tym kraju, z wyjątkiem jakichkolwiek szczególnych informacji, jakie mogą uzyskać na temat tej warstwy społeczeństwa, z którą mają bezpośredni kontakt, anglo–indyjskie władze muszą pozostać całkowitym ignorantem w odniesieniu do innych klas ludzi; tym bardziej, że w tym ogromnym społeczeństwie podzielonym na tak wiele kast bardzo trudno jest jednej kaście, nawet między sobą, właściwie poznać maniery i osobliwości drugiej kasty.
Jakiś czas temu w książce pt. Pobyt w Indiach, napisanej przez znanego anglo–indyjskiego oficera, natknąłem się na taki rozdział jak „Tajemnice tubylców Zenana”. Być może z powodu silnego pragnienia poznania tajemnic, jakie tkwi w każdym ludzkim sercu, przeczytałem ten rozdział, ale tylko po to, by odkryć, że temu wielkiemu anglo–indyjskiemu autorowi całkowicie zależy na zaspokojeniu ogromnej ciekawości swoich rodaków w kwestii tubylców poprzez opisanie związku miłosnego jaki miał się ponoć nawiązać pomiędzy jego zamiataczem, żoną zamiatacza oraz jej kochankiem! A sądząc po serdecznym przyjęciu książki przez społeczność anglo–indyjską, wydaje się, że cel pisarza został osiągnięty i czuje się on całkiem usatysfakcjonowany swoim dziełem „Z Bogiem, drodzy przyjaciele!” – Cóż więcej możemy dodać? Cóż, Pan powiedział w Gicie:
ध्यायतो विषयान्पुंसः सङ्गस्तेषूपजायते ।
सङ्गात्संजायते कामः कामात्क्रोधोऽभिजायते ॥– „Myśląc o przedmiotach, kształtuje się w człowieku przywiązanie do nich.
Z przywiązania tęsknota, a z tęsknoty wzrasta gniew”.
Zostawmy takie nieistotne rzeczy w spokoju. Wracając do naszego tematu: w końcu można się dziwić wiedzy profesora Maxa Müllera na temat zwyczajów społecznych i kodeksów prawnych, a także ówczesnych wydarzeń w różnych prowincjach dzisiejszych Indii; wynika to z naszych osobistych doświadczeń.
W szczególności Profesor bacznie obserwuje, jakie nowe fale religii narastają w różnych częściach Indii i nie szczędzi trudów aby świat zachodni nie pozostawał w ich sprawie w ciemności. Brāhmo Samadź kierowany przez Debendranātha Tagore i Keśaba Ćandra Sena, Ārja Samadź założony przez Swami Dajānanda Saraswati oraz Ruch Teozoficzny – wszyscy byli chwaleni lub krytykowani przez jego pióro. Uderzony wypowiedziami i naukami Śri Ramakryszny opublikowanymi w dwóch uznanych czasopismach, Brahmawādin i Prabuddha Bhārata i po przeczytaniu tego, co kaznodzieja Brahmo, pan Pratāp Ćandra Mazumdār napisał o Śri Ramakrysznie [„Paramahamsa Sreemat Ramakrishna” – Theistic Quarterly Review, październik 1879], zafascynowało go życie mędrca. Jakiś czas temu w znanym miesięczniku w Anglii ukazał się także krótki szkic z życia Śri Ramakryszny [„A Modern Hindu Saint” – styczeń 1896], The Imperial and Asiatic Quarterly Review, napisany przez pana C. H. Tawneya, MA, wybitnego bibliotekarza Domu Indyjskiego. Zbierając wiele informacji z Madrasu i Kalkuty, w krótkim artykule profesor omówił życie i nauki Śri Ramakrysznyny [A Real Mahātman] w czołowym miesięczniku angielskim The Nineteenth Century. Wypowiedział się tam, że ten nowy mędrzec z łatwością zdobył jego serce oryginalnością swoich myśli, sformułowanych nowatorskim językiem i nasyconych świeżą duchową mocą, którą wlał w Indie, podczas gdy one jedynie powtarzały myśli swoich starożytnych mędrców sprzed kilku stuleci lub, jak w ostatnich czasach, myśli zachodnich uczonych. On, profesor, często czytał indyjską literaturę religijną i dzięki temu dobrze zapoznał się z historiami życia wielu starożytnych mędrców i świętych; ale czy można spodziewać się takiego życia ponownie w tym wieku, w dzisiejszych Indiach? Życie Ramakryszny było twierdzącą odpowiedzią na to pytanie. I przyniosło nowe życie, jakby spryskując wodą korzeń pnącza nadziei co do przyszłej wielkości i postępu Indii w sercu tej wielkodusznego uczonego, którego całe życie było poświęcone Indiom.
Są na Zachodzie pewne wielkie dusze, które szczerze pragną dobra Indii, ale nie jesteśmy świadomi, czy Europa może wskazać kogoś innego życzliwego Indiom, który bardziej troszczy się o dobro Indii niż profesor Max Müller. Max Müller nie tylko dobrze życzy Indiom, ale także mocno wierzy w indyjską filozofię i indyjską religię. Profesor wielokrotnie przyznawał publicznie że Adwaityzm jest najwyższym odkryciem w dziedzinie religii. W tę doktrynę o reinkarnacji, budzącą strach u Chrześcijanina utożsamiającego duszę z ciałem, mocno wierzy, ponieważ znalazł niezbity dowód w swoim osobistym doświadczeniu. A co więcej, być może, jego poprzednie narodziny odbyły się w Indiach; i aby przyjazd do Indii nie załamał starego układu pod gwałtownym napływem nagle wzbudzonej masy wspomnień z przeszłości – taki strach krąży w jego umyśle, który obecnie stoi na przeszkodzie jego wizycie w tym kraju. Jednak jako człowiek światowy, kimkolwiek jest, musi patrzeć na wszystkie strony i odpowiednio się zachowywać. Podczas gdy nawet Sannjasin – po całkowitym wyrzeczeniu się wszelkich doczesnych interesów wykonuje jakiekolwiek praktyki, o których wie, że są najczystsze same w sobie – drży ze strachu przed opinią publiczną po prostu dlatego, że spotykają się one z dezaprobatą ze strony ludzi, wśród których on żyje; skoro troska o zdobycie imienia, sławy i wysokiego stanowiska oraz obawa przed ich utratą kierują postępowaniem nawet największego ascety, choć może on werbalnie potępić takie względy jako najbardziej brudne i obrzydliwe – cóż więc dziwnego w tym, że człowiek światowy, który cieszy się powszechnym szacunkiem i zawsze stara się nie narażać na niezadowolenie społeczeństwa będzie musiał zachować szczególną ostrożność w ujawnianiu poglądów, które osobiście ceni. Nie jest faktem, że Profesor całkowicie nie wierzy w tak subtelne tematy, jak tajemnicze psychiczne moce Joginów.
Nie minęło wiele lat odkąd profesor Max Müller „poczuł się wezwany do powiedzenia kilku słów na temat pewnych ruchów religijnych, jakie obecnie toczą się w Indiach” – „kraju, który często i nie bezpodstawnie nazywano krajem filozofów” – które wydały mu się „być bardzo źle przedstawianym i źle zrozumianym w domu”. Aby usunąć takie błędne przekonania i zaprotestować przeciwko „dzikim i przesadnym relacjom świętych i mędrców żyjących i nauczających obecnie w Indiach, które zostały opublikowane i rozproszone w gazetach indyjskich, amerykańskich i angielskich”; i „jednocześnie pokazać, że za tak dziwnymi nazwami jak Teozofia Indyjska, Buddyzm Ezoteryczny i cała reszta kryje się coś prawdziwego, co warto poznać” – innymi słowy, wskazać myślącej części Europy, że Indie nie były krajem zamieszkałym jedynie przez „całkiem nową rasę istot ludzkich, które przeszły przez szereg najstraszniejszych ćwiczeń ascetycznych”, aby wykonywać dochodowy zawód, zdobywając w ten sposób moc czynienia takich „bardzo głupich cudów” jak latanie w powietrzu jak rasa opierzona, chodzenie po wodzie lub życie pod wodą jak ryba, leczenie wszelkiego rodzaju chorób za pomocą zaklęć i przy pomocy sztuk okultystycznych wytwarzanie złota, srebra i diamentów z podstawowych materiałów lub obdarzanie bogatych rodzin silnymi synami dzięki mocom Siddhi – ale że w Indiach nigdy nie brakowało ludzi, którzy faktycznie zrealizowali w swoim życiu wielkie transcendentalne prawdy, którzy byli prawdziwymi znawcami Brahmana, prawdziwymi Joginami, prawdziwymi wielbicielami Boga; i ponad wszystko aby pokazać, że cała aryjska populacja Indii nie zeszła jeszcze tak nisko, aby znaleźć się na tym samym poziomie co zwierzęta, że odrzucając tych drugich, żyjących Bogów w ludzkiej postaci, oni „wysocy i niscy” dzień i noc byli zajęci lizaniem stóp tych pierwszych wymienionych wykonawców głupich żonglerek – profesor Max Müller przedstawił życie Śri Ramakrishny wykształconej europejskiej opinii publicznej w artykule zatytułowanym „A Real Mahātman”, który ukazał się w czasopiśmie The Nineteenth Century w numerze z sierpnia 1896 roku.
Uczeni w Europie i Ameryce przeczytali artykuł z wielkim zainteresowaniem i wielu zainteresował się jego tematem, Śri Ramakryszna Dewa, w wyniku czego błędne wyobrażenia cywilizowanego Zachodu o Indiach jako kraju pełnym nagich, dzieciobójczych ignorantów, tchórzliwej rasy ludzi którzy byli kanibalami i niewiele różnili się od zwierząt, którzy siłą palili swe wdowy i byli pogrążeni w wszelkiego rodzaju grzechu i ciemności – do powstania których to idei chrześcijańscy misjonarze i, co wstydzę się i z bólem wyznaję, niektórzy z moich rodaków również byli w głównej mierze instrumentalni – zaczęto to korygować. Zasłona mroku ignorancji, która rozpostarła się przed oczami ludzi Zachodu dzięki usilnym wysiłkom tych dwóch typów ludzi, powoli i powoli rozdziera się. „Czy kraj, który wydał na świat tak wielkiego nauczyciela świata, jak Śri Bhagawan Ramakryszna Dewa może być naprawdę pełen takich obrzydliwości jakimi nas karmiono, czy też przez cały czas byliśmy oszukiwani przez zainteresowane zorganizowane grupy łotrów i trzymani w całkowitej ciemności i błędzie co do prawdziwych Indii?” – Takie pytanie naturalnie pojawia się w umysłach Zachodu.
Kiedy profesor Max Müller zajmujący na Zachodzie czołową pozycję w dziedzinie indyjskiej religii, filozofii i literatury, z oddaniem opublikował krótki szkic życia Śri Ramakryszny w The Nineteenth Century dla dobra Europejczyków i Amerykanów, nie trzeba dodawać, że wśród tych dwóch klas ludzi, o których mowa powyżej, pojawiło się gorzkie uczucie palącej urazy.
Przez niewłaściwe przedstawienie hinduskich bogów i bogiń misjonarze chrześcijańscy z całego serca i duszy starali się udowodnić, że spośród takich czcicieli nigdy nie wyłonią się ludzie naprawdę religijni; ale jak słoma przed falą przypływu, próba ta została zmieciona; podczas gdy ta klasa naszych rodaków o której wspomniałem powyżej, która postanowiła obmyślić środki do ugaszenia wielkiego ognia szybko rozprzestrzeniającej się mocy Śri Ramakryszny, widząc, że wszystkie jej wysiłki są daremne, poddała się rozpaczy. Czym jest wola ludzka w opozycji do boskiej?
Oczywiście z obu stron, na oddaną głowę sędziwego Profesora padały nieprzerwane salwy zaciekłego ataku; stary weteran jednak nie był tym, który odwrócił się plecami. Wielokrotnie triumfował w podobnych konkursach. Tym razem również przeszedł próbę z równą łatwością. Aby uciszyć puste krzyki swoich podrzędnych przeciwników, opublikował dla nich w ramach ostrzeżenia książkę Ramakrishna: His Life and Sayings, w której zebrał pełniejsze informacje i przedstawił pełniejszy opis jego życia i wypowiedzi aby czytelnicy mogli lepiej poznać tego wielkiego mędrca i jego idee religijne – mędrca, „który ostatnio zyskał znaczną sławę zarówno w Indiach, jak i w Ameryce, gdzie jego uczniowie aktywnie zaangażowali się w głoszenie jego ewangelii i pozyskiwanie nawróconych do jego doktryny nawet wśród słuchaczy chrześcijańskich”. Profesor dodaje: „Może się to nam wydawać bardzo dziwne, ba, wręcz niewiarygodne… Jednak każde serce ludzkie ma swoje tęsknoty religijne, ma głód religii, który prędzej czy później chce zostać zaspokojony. Teraz religia naucza przez uczniów Ramakryszny dociera do tych głodnych dusz bez żadnego przewrotnego znaczenia” i dlatego jest witana jako „darmowy eliksir życia”… „Stąd, chociaż liczba osób, o których mówi się, że nawróciły się na religię Ramakryszny może być nieco przesadzona, […] nie może być wątpliwości, że religia, która może osiągnąć takie sukcesy w naszych czasach, podczas gdy sama siebie nazywa z doskonałą prawdą najstarszą religią i filozofią świata, a mianowicie Wedanta, cel lub najwyższy obiekt Wed, zasługuje na naszą szczególną uwagę.”
Po omówieniu w pierwszej części książki co oznacza Mahatman, czterech etapów życia, ćwiczeń ascetycznych lub Jogi i po kilku wzmiankach o Dajananda Saraswati, Pawhāri Bābā, Debendranath Tagore i Rai Śāligrām Sāheb Bahadur, przywódcy sekty Rādhāswami, Profesor dociera do życia Śri Ramakryszny.
Profesor bardzo się obawia, że Proces Dialogiczny – przemiana dokonana w opisie faktów takimi, jakie naprawdę miały miejsce na skutek zbytniej przychylności lub nieprzychylności narratora wobec nich – który niezmiennie i w sposób nieunikniony dokonuje się w całej historii, wpływa także na prezentowany szkic życia. Stąd jego niezwykła staranność w zbieraniu faktów. Obecny pisarz jest nieistotnym sługą Śri Ramakryszny. Chociaż zebrane przez niego materiały na temat życia Ramakryszny zostały dobrze wbite w moździerz logiki i bezstronnego osądu Profesora, mimo to on (Max Müller) nie omieszkał dodać, że mogą istnieć możliwe „ślady tego, co nazywam Procesem Dialogicznym” oraz niepohamowane tendencje oddanych uczniów do cudów”, nawet w „jego nielakierowanym opisie swego Mistrza”. I bez wątpienia te kilka ostro–słodkich słów, które Profesor powiedział w odpowiedzi na to, co napisali do niego w swoich pismach niektórzy ludzie z kaznodzieją Brāhmo–Dharmy, wielebnym Pratap Ćandra Mazumdarem na czele, troska o dostrzeżenie „nie pouczającej strony” charakteru Ramakryszny – wymaga głębokiego rozważenia od tych z nas, mieszkańców Bengalu, którzy będąc pełnymi zazdrości z trudem znoszą widok dobra innych.
Życie Śri Ramakryszny jest przedstawione w książce bardzo krótkim i prostym językiem. W tym życiu każde słowo ostrożnego historyka jest niejako ważone, zanim zostanie przelane na papier; te iskry ognia, które tu i ówdzie widać w artykule „Prawdziwy Mahatman”, są tym razem trzymane z największą starannością. Łódź Profesora płynie tutaj pomiędzy Skyllą chrześcijańskich misjonarzy z jednej strony i Charybdą zbuntowanych wyznawców Brahmo z drugiej. Artykuł „Prawdziwy Mahatman” wywołał ze strony obu stron wiele ostrych słów i wiele złośliwości pod adresem Profesora. Z przyjemnością zauważam, że nie ma tu ani próby ripostowania ich, ani przejawu podłości – jako że wyrafinowani pisarze angielscy nie mają zwyczaju oddawać się tego typu rzeczom – lecz z trzeźwym podejściem i dostojnym, wcale nie złośliwym, lecz stanowczym i grzmiącym głosem, godnym wiekowego uczonego, usunął zarzuty stawiane niektórym niezwykłym ideom zgorzkniałego mędrca – wznoszącym się z serca zbyt głębokiego dla zwykłego do objęcia.
A zarzuty rzeczywiście są dla nas zaskakujące. Słyszeliśmy, jak wielki Minister Brahmo Samadź, zmarły czcigodny Āćārja Śri Keshab Ćandra Sen mówił w swój czarujący sposób, że prosty, słodki i potoczny język Śri Ramakryszny tchnął nadludzką czystością; choć w jego przemowie dało się zauważyć kilka słów, które nazywamy obscenicznymi, użycie tych słów, ze względu na jego niezwykłą dziecięcą niewinność i to, że były one doskonale pozbawione najmniejszego tchnienia zmysłowości, zamiast być czymś godnym nagany, służyło raczej celowi upiększenia – a jednak jest to jeden z potężnych zarzutów!
Kolejnym zarzutem postawionym mu jest to, że traktował żonę w sposób barbarzyński z powodu złożenia ślubowania prowadzenia życia Sannjasina! Na to Profesor odpowiedział, że złożył ślub Sannjasy za zgodą swojej żony i że przez lata jego życia na tej ziemi jego żona, mając charakter godny swego męża, serdecznie go przyjęła jako swojego Guru (przewodnika duchowego) i zgodnie z jego instrukcjami spędziła dni w nieskończonej błogości i pokoju, zaangażowana w służbę Bogu jako dozgonna Brahmaćārini. Poza tym pyta: „Czy miłość między mężem i żoną jest naprawdę niemożliwa bez płodzenia dzieci?” „Musimy nauczyć się wierzyć w hinduską uczciwość” – w kwestii tego, że bez żadnego fizycznego związku mąż Brahmaćari może prowadzić życie w krystalicznej czystości, czyniąc w ten sposób swoją żonę Brahmaćarini partnerką w nieśmiertelnej błogości najwyższej duchowej realizacji, Brahmānanda – „bez względu na to, jak słusznie moglibyśmy nie wierzyć w takie sprawy w naszym własnym kraju”. Niech spłynie błogosławieństwo na Profesora za tak wartościowe uwagi! Nawet on, urodzony w obcym narodzie i żyjący w obcym kraju może zrozumieć znaczenie naszej Brahmaćarji jako jedynej drogi do osiągnięcia duchowości i przeczy, że nawet w dzisiejszych czasach nie jest to rzadkie w Indiach, podczas gdy obłudni bohaterowie własnego domu nie widzą w wspólnocie małżeńskiej niczego innego jak tylko cielesną relację! „Jak człowiek myśli w swoim umyśle, tak widzi na zewnątrz”.
Ponownie wysunięty zarzut dotyczy tego, że „nie okazywał wystarczającej odrazy moralnej do prostytutek”. Odpowiedź Profesora jest na to naprawdę bardzo słodka: mówi on, że Ramakryszna w tym oskarżeniu „nie jest całkiem sam wśród założycieli religii!” Ach! Jakże słodkie są te słowa – przypominają prostytutkę Ambāpāli, obiekt boskiej łaski Pana Buddy oraz Samarytankę, która zdobyła łaskę Pana Jezusa Chrystusa.
Jeszcze innym zarzutem jest to, że nie nienawidził tych, którzy byli nieumiarkowani w swoich zwyczajach. Niebo, chroń znak! Nie wolno stąpać nawet po cieniu człowieka, ponieważ wypił łyk lub dwa napoju – czyż nie o to chodzi? Zaiste, potężne oskarżenie! Dlaczego Mahāpurusza nie kopnął i nie przepędził ze wstrętem pijaków, prostytutek, złodziei i wszystkich grzeszników świata? I dlaczego nie mówił z zamkniętymi oczami, przeciągając, na wzór niezmiennego tonu indyjskiego flecisty, ani nie mówił konwencjonalnym językiem, ukrywając swoje myśli! A przede wszystkim koronnym zarzutem jest to, dlaczego nie „żył życiem małżeńskim” przez całe życie!
Jeśli życia nie da się ukształtować według ideału tak dziwnej czystości i dobrych manier, jaki przedstawiają oskarżyciele, Indie są skazane na ruinę. I niech upadnie, jeśli ma się podnieść opierając się na pomocy takich zasad etycznych!
Większą część książki poświęcono zbiorowi powiedzeń, a nie samemu życiu. O tym, że powiedzenia te przyciągnęły uwagę wielu anglojęzycznych czytelników na całym świecie można łatwo wywnioskować z szybkiej sprzedaży tej książki. Powiedzenia, które padają bezpośrednio z jego świętych ust są przesiąknięte najsilniejszą duchową siłą i mocą i dlatego z pewnością wywrą swój boski wpływ w każdej części świata. „Dla dobra wielu, dla szczęścia wielu” rodzą się ludzie o wielkich duszach; ich życie i dzieła wykraczają poza zwyczajny ludzki bieg, a metoda ich nauczania jest równie cudowna.
A my co robimy? Syn biednego bramina, który uświęcił nas swoimi narodzinami, wychował swoją pracą i swoimi nieśmiertelnymi wypowiedziami zwrócił ku nam współczucie pobijającej nas rasy – co my dla niego robimy? Prawda nie zawsze jest przyjemna w odbiorze, jednak są chwile, kiedy trzeba ją wyznać: niektórzy z nas rozumieją, że Jego życie i nauki służą naszej korzyści, ale na tym sprawa się kończy. Nie jesteśmy w stanie nawet podjąć próby wprowadzenia tych wskazań w życie, a tym bardziej poddać całe nasze ciało i duszę ogromnym falom harmonii Dźnāna i Bhakti, które wzniósł Śri Ramakryszna. Tą grę Pana, tym, którzy zrozumieli lub próbują zrozumieć, mówimy im: „Co da samo zrozumienie? Dowód zrozumienia już działa. Czy inni uwierzą wam, jeśli zakończy się to jedynie słownymi wyrazami zapewnienia lub jest przedstawiona jako kwestia osobistej wiary? To praca przemawia za tym co się czuje; przepracuj to co czujesz i pozwól światu zobaczyć”. Wszystkie idee i uczucia wychodzące z pełni serca poznaje się po owocach – praktycznych dziełach.
Ci, którzy myśląc że są bardzo uczeni lekceważą tego niewykształconego, biednego, zwykłego kapłana świątynnego, im to przedstawiamy: „Kraj, w którym jeden niepiśmienny kapłan świątynny, dzięki własnej sile w tak krótkim czasie zdobył czas spowodował, że zwycięstwo starożytnej Sanātana Dharmy waszych przodków odbiło się echem nawet w krainach daleko za morzami – w tym kraju jesteście bohaterami bohaterów, szanowanymi przez wszystkich, potężni, dobrze wychowani, uczeni wśród uczonych – jak bardzo zatem musicie wy być w stanie dokonywać o wiele bardziej niezwykłych, bohaterskich czynów dla dobra waszej własnej ziemi i narodu, jeśli tylko zechcecie, dlatego też Powstańcie, wyjdźcie naprzód, ujawnijcie grę swojej wyższej mocy, zamanifestujcie ją, a my stoimy z ofiarami najgłębszej czci gotowymi aby was wielbić. Jesteśmy ignorantami, biednymi, nieznanymi i nic nie znaczącymi żebrakami, których utrzymanie ogranicza się jedynie do szaty żebraczej, podczas gdy wy jesteście najwyżsi w bogactwach i wpływach, o potężnej mocy, zrodzeni ze szlachetnego pochodzenia, centra wszelkiej wiedzy i nauki! Dlaczego nie powstaniecie? Dlaczego nie przejmiecie inicjatywy? Wskażcie nam drogę, pokażcie nam przykład doskonałego wyrzeczenia się dla dobra świata, a pójdziemy za wami jak niewolnicy!” Z drugiej strony, ci, którzy okazują nieuzasadnione oznaki bezprzyczynowej, zawziętej wrogości wynikającej z absolutnej złośliwości i zazdrości – naturalnej dla niewolniczej rasy – w związku z sukcesem i sławą Śri Ramakryszny i jego imienia – mówimy im: „Drodzy przyjaciele, daremne są te wasze wysiłki! Jeśli ta nieskończona, nieograniczona, religijna fala, która pochłonęła w swoich głębinach same krańce przestrzeni, na której śnieżnobiałym grzbiecie jaśnieje ta boska postać w dostojnym blasku niebiańskiej obecności – jeśli miałaby ona być skutkiem naszych gorliwych wysiłków w pogoni za osobistym imieniem, sławą lub bogactwem, wówczas bez wysiłków waszych lub innych ta fala, posłuszna nieprzekraczalnemu prawu wszechświata, wkrótce umrze w nieskończonym łonie czasu aby już nigdy się nie podnieść! Ale jeśli znowu ta fala, zgodnie z wolą i pod boskim natchnieniem Jedynej Uniwersalnej Matki zacznie zalewać świat powodzią bezinteresownej miłości serca wielkiego człowieka, to, o słaby człowieku, jaką mocą posiadasz, aby udaremnić dalszy rozwój woli Wszechmogącej Matki?”