54 W. 33rd Street, N.Y.,
1 lutego 1895.
Droga Siostro1,
Właśnie otrzymałem Twój piękny list…. No cóż, czasem dobrze jest być zmuszanym do pracy dla samej pracy, nawet do tego stopnia, że nie można cieszyć się jej owocami… Bardzo się cieszę z twojej krytyki i wcale mi nie jest przykro. Któregoś dnia u panny Thursby pokłóciłem się z pewnym prezbiteriańskim dżentelmenem, który jak zwykle był bardzo rozsierdzony, zły i obraźliwy. Jednak później zostałam za to surowo upomniany przez panią Bull za to, że takie rzeczy utrudniają mi pracę. Wygląda więc na to, że takie jest i Twoje zdanie.
Cieszę się, że o tym właśnie piszesz, bo dużo o tym myślałem. Po pierwsze, wcale nie jest mi przykro z powodu tych rzeczy – może to cię zniesmaczy – może. Doskonale wiem, jak dobrze jest, dla światowych perspektyw być słodkim. Robię wszystko, żeby być słodkim, ale kiedy dochodzi do okropnego kompromisu z prawdą w środku, wtedy przestaję. Nie wierzę w pokorę. Wierzę w Samadarśitwa – ten sam stan umysłu w odniesieniu do wszystkich. Obowiązkiem zwykłego człowieka jest przestrzeganie przykazań swojego „Boga”, społeczeństwa; ale dzieci światłości nigdy tego nie robią. To jest wieczne prawo. Człowiek dostosowuje się do otoczenia i opinii społecznej, a wszelkie dobro otrzymuje od społeczeństwa, które jest dawcą wszelkiego dobra dla takiej osoby. Ten drugi jest samotny i przyciąga do siebie społeczeństwo. Człowiek który jest zgodny znajduje ścieżkę usłaną różami; a ten niezgodny – usłaną cierniami. Ale wyznawcy „Vox populi” za chwilę idą na zagładę; dzieci prawdy żyją wiecznie.
Porównam prawdę do żrącej substancji o nieskończonej mocy. Wypala swoją drogę wszędzie tam, gdzie spadnie – na w miękkiej substancji od razu, w twardym granicie powoli, ale wypalić musi. Co jest nakazane, to jest nakazane. Tak bardzo mi przykro, Siostro, że nie potrafię być słodkim i zgodnym wobec każdego czarnego kłamstwa. Ale nie mogę. Cierpiałem z tego powodu przez całe życie. Ale nie mogę. Pisałem i pisałem. Ale nie mogę. W końcu odpuściłem. Pan jest wielki. Nie pozwoli mi stać się hipokrytą. Teraz pozwalam, aby to, co jest wewnątrz wyszło na zewnątrz. Nie znalazłem sposobu, który zadowoliłby wszystkich i nie mogę nie pozostać tym, kim jestem, prawdziwym wobec własnej jaźni. „Młodość i uroda znikają, życie i bogactwo znikają, rozgłos i sława znikają, nawet góry rozsypują się w pył. Znika przyjaźń i miłość. Pozostaje tylko prawda.” Boże Prawdy, bądź Sam moim przewodnikiem! Jestem już za stary, żeby zmienić się w mleko i miód. Niech pozostanę takim, jakim jestem. „Bez strachu – bez kupczenia, nie troszcząc się ani o przyjaciół, ani o wrogów, trzymaj się Prawdy, Sannjāsinie i od tej chwili porzuć ten świat i następny, i wszystko, co ma nadejść – ich przyjemności i ich próżności. Prawda niech będzie twym jedynym przewodnikiem.” Nie pragnę bogactwa, rozgłosu, sławy ani przyjemności, siostro – są one dla mnie prochem. Chciałem pomóc moim braciom. Nie mam taktu by zarabiać pieniądze, błogosław Panie. Jaki jest powód, dla którego mam dostosować się do kaprysów otaczającego mnie świata i nie słuchać wewnętrznego głosu Prawdy? Umysł jest jeszcze słaby, Siostro, czasami mechanicznie chwyta się ziemskiej pomocy. Ale się nie boję. Strach jest największym grzechem, o jakim uczy moja religia.
Ostatnia walka z prezbiteriańskim księdzem i długa późniejsza walka z panią Bull pokazały mi w jasnym świetle, co Manu mówi do Sannjasina: „Żyj sam, idź sam”. Wszelka przyjaźń, wszelka miłość jest jedynie ograniczeniem. Nigdy nie było przyjaźni, zwłaszcza damskiej, która nie byłaby wymagająca. O wielcy mędrcy! Mieliście rację. Nie można służyć Bogu Prawdy, jeśli się na kimś opiera. Bądź spokojna, moja duszo! Bądź samotna! a Bóg jest z tobą. Życie jest niczym! Śmierć to złudzenie! To wszystko nie jest, tylko Bóg jest! Nie bój się, duszo moja! Bądź samotna. Siostro, droga jest długa, czasu mało, zbliża się wieczór. Muszę wkrótce wrócić do domu. Nie mam czasu dokończyć moich manier. Nie mogę znaleźć czasu na dostarczenie wiadomości. Jesteś dobra, jesteś taka miła, zrobię dla ciebie wszystko; i nie gniewaj się, widzę, że wszyscy jesteście tylko dziećmi.
Nie śnij więcej! Och, nie śnij już więcej, duszo moja! Jednym słowem mam do przekazania przesłanie, nie mam czasu być słodkim dla świata, a każda próba słodyczy robi ze mnie hipokrytę. Wolę umrzeć tysiąc razy, niż żyć jak meduza i poddać się wszelkim wymaganiom tego głupiego świata, niezależnie od tego, czy będzie to mój własny kraj, czy obcy kraj. Mylisz się, całkowicie się mylisz jeśli myślisz, że mam pracę, tak jak myśli pani Bull; Nie mam pracy pod słońcem ani poza nim. Mam wiadomość i przekażę ją na swój sposób. Nie będę hinduizował mojego przesłania, nie będę go chrystianizował, ani nie uczynię z niego żadnego „-izowania” na świecie. Uczynię ją tylko moja-izowaną. Wolność, Mukti, jest całą moją religią i wszystko, co próbuje ją ograniczyć, będę unikać w walce lub ucieczce. Tfu! Mam spróbować uspokoić księży!! Siostro, nie odbierz tego źle. Ale jesteście dziećmi, a dzieci muszą się poddać, aby je uczyć. Nie wypiliście jeszcze z tego źródła, które czyni „rozum nierozsądnym, śmiertelnym nieśmiertelnym, ten świat zerem, a z człowieka Boga”. Wyjdź, jeśli możesz, z tej sieci głupoty, którą nazywają tym światem. Wtedy będę cię nazywał naprawdę odważną i wolną. Jeśli nie możesz, kibicuj tym, którzy ośmielają się powalić na ziemię tego fałszywego Boga, społeczeństwo i zdeptać jego całkowitą hipokryzję; jeśli nie możesz ich pocieszyć, módl się, zamilknij, ale nie próbuj ponownie wciągać ich w błoto takimi fałszywymi bzdurami, jak kompromis i bycie miłym i słodkim.
Nienawidzę tego świata, tego snu, tego okropnego koszmaru z jego kościołami i szykanami, jego księgami i nikczemnością, jego pięknymi twarzami i fałszywymi sercami, jego wyjącą prawością na powierzchni i całkowitą pustką pod spodem, a przede wszystkim z jego uświęconym kupczeniem. Co! mierzyć moją duszę według tego, co mówią niewolnicy tego świata? – Tfu! Siostro, nie znasz Sannjasina. „On stoi na głowach Wed!” mówią Wedy, ponieważ jest wolny od kościołów, sekt, religii, proroków, ksiąg i tym podobnych! Misjonarz czy nie, niech wyją i atakują mnie ze wszystkich sił, traktuję ich jak mówi Bhartrihari: „Idź swoimi drogami, Sannjasinie! Niektórzy powiedzą: «Kim jest ten szaleniec?» Inni: „Kim jest ten Ćandāla?” Inni będą wiedzieć, że jesteś mędrcem. Bądź radosny wobec paplaniny światowców.” Ale kiedy zaatakują, wiedz że: „Słoń przechodzący przez rynek jest zawsze atakowany przez przekleństwa, ale on się tym nie przejmuje. Idzie prosto swoją drogą. Tak jest zawsze, gdy pojawia się wielka dusza, wielu będzie za nią szczekać.”2
Mieszkam z Landsbergiem pod adresem 54 W. 33rd Street. Jest on odważną i szlachetną duszą, niech go Pan błogosławi. Czasami chodzę spać do Guernseyów.
Niech Pan błogosławi was wszystkich na wieki wieków – i niech was szybko wyprowadzi z tego wielkiego oszustwa, świata! Obyś nigdy nie dała się oczarować tej starej wiedźmie, światu! Niech Śankara ci pomoże! Niech Umā otworzy przed tobą drzwi prawdy i zabierze wszystkie twoje złudzenia!
Z wyrazami miłości i błogosławieństw,
Wiwekananda.