U.S.A., 6 maja 1895.
Drogi Alasinga,
Dziś rano otrzymałem Twój ostatni list i pierwszy tom Bhāszja Rāmānudźāćarji. Kilka dni temu otrzymałem od Ciebie kolejny list. Otrzymałem także list od pana Mani Ijera. Mam się dobrze i żyję w tym samym starym tempie. Wspomniałeś o wykładach pana Lunda. Nie wiem kim on jest i gdzie jest. Może to ktoś, kto wygłasza wykłady w kościołach; bo gdyby miał duże platformy, słyszelibyśmy o nim. Być może umieszcza je w niektórych gazetach i wysyła do Indii; a misjonarze mogą tym handlować. Cóż, tyle wnioskuję z tonu twoich listów. Nie jest tu sprawą publiczną wzywanie nas do obrony; bo w takim wypadku będę musiał codziennie walczyć z setkami ich tutaj. Bo Indie są teraz w powietrzu, a ortodoksi, w tym dr Barrows i cała reszta, usilnie walczą, aby ugasić pożar. Po drugie, każdy z tych ortodoksyjnych wykładów przeciwko Indiom musiał być pełen obelg pod moim adresem. Gdybyś usłyszał niektóre z obrzydliwych historii, które ortodoksyjni mężczyźni i kobiety wymyślają przeciwko mnie, byłbyś zaskoczony. Czy chcesz powiedzieć, że Sannjāsin powinien bronić się przed brutalnymi i tchórzliwymi atakami tych egoistycznych mężczyzn i kobiet? Mam tu kilku bardzo wpływowych przyjaciół, którzy od czasu do czasu dają im pokwitowanie. Powtórzę jeszcze raz: po co mam marnować energię na obronę Hinduizmu, skoro wszyscy Hindusi idą spać? Co wy tam robicie, trzysta milionów ludzi, zwłaszcza ci, którzy są tak dumni ze swojej nauki itp.? Dlaczego nie podejmiesz walki i nie zostawisz mnie, abym nauczał i głosił? Oto walczę dzień i noc pośród obcych… Jaką pomoc przysyłają Indie? Czy świat kiedykolwiek widział naród o mniejszym patriotyzmie niż Hindusi? Gdybyś mógł wysłać i utrzymać przez kilka lat tuzin dobrze wykształconych, silnych mężczyzn, aby głosili w Europie i Ameryce, wyświadczyłbyś Indiom ogromną przysługę, zarówno moralną, jak i polityczną. Każdy człowiek, który moralnie sympatyzuje z Indiami, staje się przyjacielem politycznym. Wielu ludzi na Zachodzie uważa was za naród półnagich dzikusów i dlatego nadaje się jedynie do bicia w celu ucywilizowania. Jeśli wy, trzysta milionów, przestraszycie się misjonarzy – wy tchórze – i nie odważycie się powiedzieć ani słowa, to co może zrobić jeden człowiek w odległym kraju? Nawet na to co zrobiłem nie zasługujecie.
Dlaczego nie wysyłacie swojej obrony do amerykańskich magazynów? Co was powstrzymuje? Wy raso tchórzy – fizycznych, moralnych i duchowych! Wy zwierzęta zasługujecie na to, aby być traktowanym tak, jak jesteście traktowani, mając przed sobą dwie idee – pożądanie i pieniądze – chcecie popchnąć Sannjasina do życia w ciągłej walce i boicie się „kłód Saheba”, nawet misjonarzy! I wy dokonacie wielkich rzeczy, psiakrew! Dlaczego niektórzy z Was nie napiszą pięknej obrony i nie wyślą jej do wydawnictwa Arena Publishing Company w Bostonie? The Arena to magazyn, który chętnie to opublikuje i być może zapłaci za to ciężkie pieniądze. Póki co to się kończy. Pomyśl o tym, kiedy będziesz kuszony, by wyjść na głupca. Pomyśl, że do tej pory każdy Hindus łotr, który dotychczas przybył na ziemie zachodnie, zbyt często krytykował swoją wiarę i kraj aby zyskać pochwałę lub pieniądze. Wiecie, że nie przyszedłem szukać rozgłosu i sławy; zostało to na mnie wymuszone. Dlaczego mam wrócić do Indii? Kto mi pomoże? … Jesteście dziećmi, paplacie nie wiecie co. Gdzie są ludzie w Madrasie, którzy porzucą świat, aby głosić religię? Światowość i realizacja Boga nie mogą iść w parze. Jestem jedynym człowiekiem, który odważył się bronić swojego kraju i dałem im pomysły, jakich nigdy nie oczekiwali od Hindusa. Wielu jest przeciwko mnie, ale nigdy nie będę takim tchórzem jak wy. W tym kraju są też tysiące moich przyjaciół i setki, które pójdą za mną aż do śmierci; z każdym rokiem będą się one zwiększać, a jeśli będę z nimi żyć i pracować, moje ideały życiowe i religijne zostaną spełnione. Czy rozumiesz?
Niewiele obecnie słyszę o Świątyni Uniwersalnej, która miała zostać zbudowana w Ameryce; mimo to mam silną pozycję w Nowym Jorku, samym centrum amerykańskiego życia, więc moja praca będzie kontynuowana. Zabieram kilku moich uczniów na letnie odosobnienia, aby dokończyli szkolenie w zakresie Jogi oraz Bhakti i Dźnāny, a wtedy będą mogli pomóc w kontynuowaniu pracy. A teraz moi chłopcy, idźcie do pracy.
W ciągu miesiąca będę mógł przesłać trochę pieniędzy na gazetę. Nie żebraj u hinduskich żebraków. Zrobię to wszystko sam, z własnym mózgiem i silną prawą ręką. Nie chcę pomocy żadnego człowieka tutaj ani w Indiach… Nie naciskaj zbyt mocno na Awatāra Ramakrysznę.
Teraz opowiem ci o moim odkryciu. Cała religia zawarta jest w Wedancie, to znaczy w trzech etapach filozofii Wedanty: Dwaicie, Wiśisztādwaicie i Adwaicie; jedno przychodzi po drugim. Są to trzy etapy duchowego wzrostu człowieka. Każdy jest niezbędny. Oto istota religii: Wedanta, zastosowana do różnych zwyczajów etnicznych i wyznań Indii, jest Hinduizmem. Pierwszym etapem, czyli Dwaitą, odnoszącym się do idei grup etnicznych Europy, jest Chrześcijaństwo; w odniesieniu do grup semickich, Muzułmanizm. Adwaita zastosowana w jej formie dostrzegania Jogi, to Buddyzm itp. Tak więc pod pojęciem religia rozumie się Wedantę; zastosowania muszą się różnić w zależności od różnych potrzeb, otoczenia i innych warunków w różnych krajach. Przekonasz się, że chociaż filozofia jest taka sama, Śāktowie, Śiwaici itp. stosują ją każdy do swojego własnego, specjalnego kultu i form. Teraz napisz w swoim dzienniku artykuł po artykule na temat tych trzech systemów, pokazując ich harmonię jako następujących jeden po drugim, jednocześnie całkowicie pomijając formy ceremonialne. To znaczy głoś filozofię, część duchową i pozwól ludziom dopasować ją do własnych form. Chciałbym napisać książkę na ten temat, dlatego potrzebowałem trzech Bhaszja; ale jak dotąd dotarł do mnie tylko jeden tom Ramanudźa (Bhaszja).
Amerykańscy Teozofowie oddzielili się od innych i teraz nienawidzą Indii. Biedactwa! A Sturdy z Anglii, który ostatnio był w Indiach i spotkał mojego brata Śiwanandę, napisał do mnie list chcąc wiedzieć, kiedy pojadę do Anglii. Napisałem do niego miły list. A co z Babu Akszaj Kumar Ghoszem? Nic więcej od niego nie słyszę. Oddawaj misjonarzom i innym to, co im się należy. Zbierz kilku naszych bardzo silnych mężczyzn i napisz ładny, mocny, ale w dobrym tonie artykuł na temat obecnego odrodzenia religijnego w Indiach i wyślij go do jakiegoś amerykańskiego magazynu. Jestem zaznajomiony tylko z jednym lub dwoma z nich. Wiesz, że nie jestem wielkim pisarzem. Nie mam w zwyczaju chodzić od drzwi do drzwi i żebrać. Siedzę cicho i pozwalam rzeczom przychodzić do mnie… Moje dzieci, mógłbym odnieść wielki sukces w organizowaniu się tutaj, gdybym był światowym hipokrytą. Niestety! To tyle, jeśli chodzi o religię; pieniądze i rozgłos = ksiądz, pieniądze i żądza = laik. Mam tu stworzyć nowy porządek ludzkości, która szczerze wierzy w Boga i nie przejmuje się światem. To musi być powolne, bardzo powolne. W międzyczasie ty kontynuuj swoją pracę, a ja będę sterował moją łodzią prosto przed siebie. Czasopismo nie może być nonszalanckie, ale stabilne, spokojne i pełne wysokiego tonu… Zdobądź grupę świetnych, stałych pisarzy… Bądź całkowicie bezinteresowny, bądź stabilny i pracuj dalej. Dokonamy wielkich rzeczy; nie bój się… Jeszcze jedno. Bądź sługą wszystkich i w najmniejszym stopniu nie próbuj rządzić innymi. To wzbudzi zazdrość i wszystko zniszczy… Kontynuuj. Pracowałeś wspaniale. Nie czekajmy na pomoc, poradzimy sobie, chłopcze, bądź samodzielny, wierny i cierpliwy. Nie antagonizuj moich innych przyjaciół, żyj w zgodzie ze wszystkimi. Moja wieczna miłość do wszystkich.
Zawsze Twój z błogosławieństwami,
Wiwekananda.
PS. Nikt nie przyjdzie Ci z pomocą, jeśli przedstawisz się jako lider… Jeśli chcesz odnieść sukces, najpierw zabij ja.