52. Alasinga

Paryż,
9 września 1895.

Drogi Alasinga,

… Dziwię się, że tak poważnie traktujesz bzdury misjonarzy… Jeśli mieszkańcy Indii chcą, żebym ściśle przestrzegał hinduskiej diety, proszę powiedz im, żeby przysłali mi kucharza i pieniądze na jego utrzymanie. Śmieszy mnie to głupie szefowanie bez odrobiny prawdziwej pomocy. Z drugiej strony, jeśli misjonarze powiedzą wam, że kiedykolwiek złamałem dwa wielkie śluby Sannjāsina – czystość i ubóstwo – powiedz im, że są wielkimi kłamcami. Proszę napisać do misjonarza Hume’a, prosząc go kategorycznie, aby napisał, jakie przewinienie widział we mnie, lub podał nazwiska jego informatorów i czy informacja była z pierwszej ręki, czy nie; to rozstrzygnie kwestię i ujawni całą sprawę…

Jeśli chodzi o mnie, pamiętajcie, nie podporządkowuję się niczyjemu dyktatowi. Znam swoją misję życiową i nie ma we mnie szowinizmu; należę w równym stopniu do Indii, jak do świata i nie ma co do tego żadnych bzdur. Pomogłem wam jak tylko mogłem. Teraz musicie sami sobie pomóc. Jaki kraj ma wobec mnie jakieś szczególne roszczenia? Czy jestem niewolnikiem jakiegoś narodu? Nie opowiadajcie już więcej głupich bzdur, wy niewierni ateiści.

Ciężko pracowałem i wysłałem wszystkie pieniądze, jakie zdobyłem, do Kalkuty i Madrasu, a potem, po wykonaniu tego wszystkiego, mam znosić ich głupie dyktaty! Czy nie jest wam wstyd? Co jestem im winien? Czy troszczę się o ich pochwały, czy też boję się ich winy? Jestem wyjątkowym człowiekiem, synu, nawet ty mnie jeszcze nie rozumiesz. Wykonuj swoją pracę; jeśli nie możesz, przestań; ale nie próbuj mi „szefować” swoimi bzdurami. Widzę za sobą Siłę większą niż człowiek, Bóg czy diabeł. Nie potrzebuję niczyjej pomocy. Całe życie pomagałem innym… Nie mogą zebrać kilku rupii aby wspomóc pracę największego człowieka, jakiego kiedykolwiek wydał ich kraj – Ramakryszny Paramahamsy; i opowiadają bzdury i chcą rozkazywać człowiekowi, dla którego nic nie zrobili, karać tego, kto zrobił dla nich wszystko, co mógł! Taki jest niewdzięczny świat!

Czy chcesz powiedzieć, że urodziłem się, by żyć i umrzeć jako jeden z tych kastowych, przesądnych, bezlitosnych, obłudnych i ateistycznych tchórzy, których można spotkać tylko wśród wykształconych Hindusów? Nienawidzę tchórzostwa; nie będę miał nic wspólnego z tchórzami i politycznymi bzdurami. Nie wierzę w żadną politykę. Bóg i prawda to jedyna polityka na świecie, wszystko inne to śmieci.

Jutro jadę do Londynu…

Twój z błogosławieństwem,

Wiwekananda.