(Madras Times, Luty 1897)
Przez ostatnie kilka tygodni hinduska społeczność Madrasu z niecierpliwością oczekiwała przybycia Swami Wiwekanandy, wielkiego hinduskiego mnicha o światowej sławie. W tej chwili jego nazwisko jest na ustach wszystkich. W szkole, na uczelni, w Sądzie Najwyższym, na przystani, na ulicach i bazarach Madrasu można zobaczyć setki dociekliwych duchów pytających, kiedy przybędzie Swami. Duża liczba studentów z prowincji, którzy przybyli na egzaminy uniwersyteckie, przebywa tutaj, oczekując na Swami i zwiększając swoje rachunki za internat pomimo pilnego wezwania rodziców aby natychmiast wrócili do domu. Za kilka dni Swami będzie pośród nas. Z charakteru powitań w innych miejscach tej prezydencji, z poczynionych tutaj przygotowań, z łuków triumfalnych wzniesionych w Zamku Kernan, gdzie „Prorok” ma być zakwaterowany na koszt hinduskiej opinii publicznej, oraz z zainteresowania, jakie w ruchu czołowych hinduskich dżentelmenów tego miasta, takich jak szanowny sędzia Subramanija Ijer, nie ma wątpliwości, że Swami będzie przyjęty z hukiem. To Madras jako pierwszy uznał najwyższe zasługi Swami i wyposażył go w Chicago. Madras będzie miał teraz ponownie zaszczyt gościć niewątpliwie wielkiego człowieka, który tak wiele zrobił dla podniesienia prestiżu swojej ojczyzny. Cztery lata temu kiedy Swami tu przybył był praktycznie nieznaną osobą. W nieznanym bungalowie w St. Thome spędził prawie dwa miesiące, prowadząc rozmowy na tematy religijne oraz ucząc i pouczając wszystkich, którzy chcieli go słuchać. Już wtedy kilku wykształconych młodych mężczyzn o „bystrzejszym spojrzeniu” przewidywało, że jest w tym człowieku coś, „siła”, która wyniesie go ponad wszystkich innych, co w szczególności umożliwi mu bycie przywódcą ludzi. Ci młodzi mężczyźni, którzy wówczas byli pogardzani jako „błądzący entuzjaści” i „marzyciele odrodzenia”, mają teraz największą satysfakcję widząc, jak ich Swami, jak go uwielbiają nazywać, powraca do nich z wielką europejską i amerykańską sławą. Misja Swami jest zasadniczo duchowa. Mocno wierzy, że Indie, ojczyzna duchowości, mają przed sobą wielką przyszłość. Jest pełen optymizmu, że Zachód będzie coraz bardziej doceniał to, co on uważa za wzniosłe prawdy Wedanty. Jego wielką dewizą jest „Pomagaj, a nie walcz”, „Asymilacja, a nie zniszczenie”, „Harmonia i pokój, a nie niezgoda”. Niezależnie od różnicy zdań jaką mogą mieć między sobą wyznawcy innych wyznań, niewielu odważy się zaprzeczyć, że Swami wyświadczył swemu krajowi przysługę otwierając oczy świata zachodniego na „dobro w Hindusach”. Zawsze zostanie zapamiętany jako pierwszy hinduski Sannjāsin, który odważył się przepłynąć morze, aby zanieść na Zachód przesłanie o tym, w co wierzy jako o pokoju religijnym.
Przedstawiciel naszej gazety przeprowadził wywiad ze Swami Wiwekanandą, mając na celu uzyskanie od niego relacji na temat powodzenia jego misji na Zachodzie. Swami bardzo uprzejmie przyjął naszego przedstawiciela i wskazał mu krzesło obok siebie. Swami był ubrany w żółte szaty, był spokojny, pogodny i dostojny i wydawał się skłonny odpowiedzieć na wszelkie pytania, jakie można mu zadać. Przekazaliśmy słowa Swami spisane w skrócie przez naszego przedstawiciela.
„Czy mogę poznać kilka szczegółów na temat Twojego wczesnego życia?” – zapytał nasz przedstawiciel.
Swami odpowiedział: „Już gdy byłem studentem w Kalkucie, miałem temperament religijny. Nawet w tym okresie mojego życia byłem krytyczny, same słowa nie zadowalały mnie. Następnie spotkałem Paramahamsa Ramakrysznę, z którym żyłem przez długi czas i u którego studiowałem. Po śmierci ojca oddałem się podróżom po Indiach i założyłem mały klasztor w Kalkucie. W czasie moich podróży trafiłem do Madrasu, gdzie otrzymałem pomoc od Maharadźa z Mysore i Radźa z Ramnad.”
„Co sprawiło, że Wasza Świątobliwość niósł misję Hinduizmu do krajów zachodnich?”
„Chciałem zdobyć doświadczenie. Moim zdaniem myśl przewodnia naszego narodowego upadku jest taka, że nie mieszamy się z innymi narodami – to jest główna i jedyna przyczyna. Nigdy nie mieliśmy okazji porównać notatek. Byliśmy Kupa–Mandukami (żabami w studni).”
“Dużo podróżowałeś po Zachodzie?”
„Odwiedziłem znaczną część Europy, w tym Niemcy i Francję, ale głównymi ośrodkami mojej pracy były Anglia i Ameryka. Na początku znalazłem się w krytycznej sytuacji z powodu wrogiej postawy przyjętej wobec narodu tego kraju przez tych, którzy przybyli tam z Indii. Wierzę, że naród indyjski jest zdecydowanie najbardziej moralnym i religijnym narodem na całym świecie i byłoby bluźnierstwem porównywać Hindusów z jakimkolwiek innym narodem. Na początku wielu mnie obraziło, sfabrykowali przeciwko mnie ogromne kłamstwa, mówiąc, że jestem oszustem, że mam harem żon i połowę pułku dzieci. Ale doświadczenie z tymi misjonarzami otworzyło mi oczy na to, co są oni w stanie zrobić w imię religii. W Anglii nigdzie nie było misjonarzy. Nikt nie przyszedł, żeby ze mną walczyć. Pan Lund pojechał do Ameryki aby znieważać mnie za moimi plecami, ale ludzie nie chcieli go słuchać. Byłem wśród nich bardzo popularny. Kiedy wróciłem do Anglii, pomyślałem, że ten misjonarz będzie działał przeciwko mnie, ale Prawda go uciszyła. W Anglii status społeczny jest bardziej rygorystyczny niż kasta w Indiach. Wszyscy członkowie Kościoła angielskiego urodzili się jako dżentelmeni, w przeciwieństwie do wielu misjonarzy. Bardzo mi współczuli. Myślę, że około trzydziestu duchownych Kościoła Angielskiego całkowicie zgadza się ze mną we wszystkich punktach dyskusji religijnych. Byłem mile zaskoczony, gdy odkryłem, że angielscy duchowni, choć różnili się ode mnie, nie znieważali mnie za moimi plecami i nie dźgali mnie po ciemku. Istnieje korzyść z kasty i kultury dziedzicznej.”
„Co było miarą Twojego sukcesu na Zachodzie?”
„Wiele osób sympatyzowało ze mną w Ameryce – znacznie więcej niż w Anglii. Obelgi ze strony misjonarzy z niskich kast sprawiły, że moja sprawa odniosła lepszy sukces. Nie miałem pieniędzy, ponieważ mieszkańcy Indii dali mi tylko pieniądze na podróż, które wydałem w bardzo krótkim czasie. Musiałem żyć tak jak tutaj z dobroczynności jednostek. Amerykanie to bardzo gościnny naród. W Ameryce jedna trzecia ludzi to Chrześcijanie, ale reszta nie wyznaje żadnej religii, czyli nie należą do żadnego odłamu religijnego, ale wśród nich można znaleźć osoby najbardziej uduchowione. Myślę, że praca w Anglii jest solidna. Jeśli jutro umrę i nie będę mógł wysłać już więcej Sannjasinów, praca w Anglii będzie nadal kontynuowana. Anglik to bardzo dobry człowiek. Od dzieciństwa uczony jest tłumić w sobie wszystkie uczucia. Jest umysłowo powolny i nie tak szybki jak Francuz czy Amerykanin. Jest niezwykle praktyczny. Naród amerykański jest za młody, żeby zrozumieć wyrzeczenie. Anglia od wieków cieszy się bogactwem i luksusem, a wielu tamtejszych ludzi jest gotowych do wyrzeczeń. Kiedy po raz pierwszy wykładałem w Anglii, miałem małą grupę dwudziestu lub trzydziestu osób, która kontynuowała działalność po moim wyjeździe, a kiedy wróciłem z Ameryki, mogłem zgromadzić tysiąc słuchaczy. W Ameryce mógłbym mieć znacznie więcej ponieważ spędziłem w Ameryce trzy lata, a tylko rok w Anglii. Mam dwóch Sannjasinów – jednego w Anglii i jednego w Ameryce i zamierzam wysyłać Sannjasinów do innych krajów.”
„Anglicy są wspaniałymi pracownikami. Daj im pomysł, a możesz być pewien, że ten pomysł nie przepadnie, pod warunkiem, że go podłapią. Ludzie tutaj porzucili Wedy i cała wasza filozofia jest w kuchni. Religią Indii jest obecnie „niedotykalstwo” – to religia, której Anglicy nigdy nie zaakceptują. Myśli naszych przodków i wspaniałe, życiodajne zasady, które odkryli, będą przyjęte przez każdy naród. Największe autorytety Kościoła Angielskiego powiedziały mi, że wprowadzam Wedantyzm do Biblii. Obecny Hinduizm jest degradacją. Nie ma napisanej dzisiaj książki o filozofii, w której nie poruszono by czegoś z naszego Wedantyzmu – nawet dzieła Herberta Spencera to zawierają. Filozofią tych czasów jest Adwaityzm, wszyscy o nim mówią, tylko w Europie starają się być oryginalni. Z pogardą mówią o Hindusach, ale jednocześnie połykają prawdy podawane przez Hindusów. Profesor Max Müller jest doskonałym Wedantystą i wykonał wspaniałą pracę w Wedantyzmie. Wierzy w reinkarnację.”
„Co zamierzasz zrobić dla regeneracji Indii?”
„Uważam, że wielkim grzechem narodowym jest zaniedbanie mas i jest to jedna z przyczyn naszego upadku. Żadna polityka nie przyda się na nic, dopóki masy w Indiach nie będą ponownie dobrze wykształcone, dobrze odżywione i będą miały opiekę. Płacą za naszą edukację, budują nam świątynie, ale w zamian dostają kopniaki. Są praktycznie naszymi niewolnikami. Jeśli chcemy zregenerować Indie, my musimy dla nich pracować. Chcę na początek założyć dwie centralne instytucje – jedną w Madrasie, drugą w Kalkucie – na kształcenie młodych mężczyzn na kaznodziejów. Mam fundusze na założenie instytucji w Kalkucie. Anglicy znajdą fundusze na mój cel.”
„Wierzę w młodsze pokolenie, nowoczesne pokolenie, z nich wyjdą moi pracownicy. Oni rozwiążą cały problem jak lwy. Sformułowałem tę ideę i poświęciłem jej życie. Jeśli nie uda mi się osiągnąć sukcesu, przyjdzie po mnie ktoś lepszy, aby to dopracować, a ja zadowolę się walką. Jedynym problemem jaki macie jest zapewnienie masom ich praw. Macie najwspanialszą religię, jaką świat kiedykolwiek widział i karmicie masy głupstwami i bzdurami. Macie wiecznie płynącą fontannę i dajecie im wodę z rowu. Wasz absolwent uniwersytetu z Madrasu nie dotknąłby człowieka z niskiej kasty, ale jest gotowy wydobyć od niego pieniądze na swą edukację. Chcę założyć na początek te dwie instytucje kształcące misjonarzy, aby byli zarówno duchowymi, jak i świeckimi instruktorami naszych mas. Rozprzestrzenią się oni od centrum do centrum, aż obejmiemy całe Indie. Wspaniałą rzeczą jest mieć wiarę w siebie, nawet przed wiarą w Boga, ale trudność wydaje się polegać na tym, że z dnia na dzień tą wiarę w siebie tracimy. Oto mój zarzut wobec reformatorów. Ortodoksi mają w sobie więcej wiary i siły, pomimo swojej prymitywności; ale reformatorzy po prostu grają na korzyść Europejczyków i ulegają ich próżności. Nasze masy są bogami w porównaniu z masami innych krajów. To jedyny kraj, w którym bieda nie jest przestępstwem. Są oni przystojni psychicznie i fizycznie; ale my ich nienawidziliśmy i nienawidziliśmy, aż stracili wiarę w siebie. Myślą, że urodzili się niewolnikami. Dajcie im prawa i pozwólcie im bronić swoich praw. To jest chwała cywilizacji amerykańskiej. Porównajcie Irlandczyka z ugiętymi kolanami, na wpół zagłodzonego, z kijem i tobołkiem ubrań, właśnie przybyłego ze statku, z tym, kim jest po kilkumiesięcznym pobycie w Ameryce. Kroczy dumnie i odważnie. Przybył z kraju, w którym był niewolnikiem, do kraju, w którym jest bratem.”
„Wierz, że dusza jest nieśmiertelna, nieskończona i wszechpotężna. Moja koncepcja edukacji to osobisty kontakt z nauczycielem – Gurugriha–Wāsa. Bez osobistego życia nauczyciela nie byłoby edukacji. Weźcie swoje uniwersytety. Co one zrobiły w ciągu pięćdziesięciu lat swojego istnienia. Nie stworzyły ani jednego oryginalnego człowieka. Są jedynie organem egzaminacyjnym. Idea poświęcenia się dla dobra wspólnego nie jest jeszcze rozwinięta w naszym narodzie.”
„Co sądzisz o pani Besant i Teozofii?”
„Pani Besant jest bardzo dobrą kobietą. Wykładałem w jej loży w Londynie. Osobiście niewiele o niej wiem. Jej wiedza na temat naszej religii jest bardzo ograniczona; zbiera tu i ówdzie resztki; nigdy nie miała czasu by przestudiować ją dokładnie. Że jest jedną z najbardziej szczerych kobiet, przyzna jej największy wróg. Uważa się ją za najlepszą mówcę w Anglii. Jest Sannjāsini. Ale nie wierzę w Mahātmów i Kuthumich. Niech porzuci swój związek z Towarzystwem Teozoficznym, stanie na własnych nogach i głosi to, co uważa za słuszne”.
Mówiąc o reformach społecznych, Swami tak się wyraził na temat małżeństw wdów: „Nie widziałem jeszcze narodu, którego los zależałby od liczby mężów, jakie otrzymają ich wdowy”.
Wiedząc, że na dole na rozmowę ze Swami czeka kilka osób, nasz przedstawiciel wycofał się, dziękując Swami za życzliwość, z jaką zgodził się na dziennikarskie tortury.
Można zauważyć, że Swami towarzyszą państwo J. H. Sevier, pan T. G. Harrison, buddyjski dżentelmen z Kolombo i pan J. J. Goodwin. Wygląda na to, że państwo Sevier towarzyszą Swami w zamiarze osiedlenia się w Himalajach, gdzie zamierzają zbudować rezydencję dla zachodnich uczniów Swami, którzy mogą zechcieć zamieszkać w Indiach. Przez dwadzieścia lat państwo Sevier nie wyznawali żadnej konkretnej religii i nie znajdowali satysfakcji w żadnej z głoszonych religii; ale słuchając wykładów Swami, oświadczyli, że znaleźli religię, która zadowoliła ich serce i intelekt. Od tego czasu towarzyszyli Swami przez Szwajcarię, Niemcy i Włochy, a teraz do Indii. Pan Goodwin, dziennikarz z Anglii, został uczniem Swami czternaście miesięcy temu kiedy po raz pierwszy spotkał go w Nowym Jorku. Porzucił dziennikarstwo i poświęcił się towarzyszeniu Swami i stenografii jego wykładów. Jest pod każdym względem prawdziwym „uczniem”, twierdząc, że ma nadzieję pozostać ze Swami aż do swojej śmierci.