Indyjski Jogin w Londynie

(‘The Westminster Gazette’, 23 października 1895)

W ostatnich latach filozofia indyjska była przedmiotem głębokiej i rosnącej fascynacji wielu umysłów, chociaż do chwili obecnej jej przedstawiciele w tym kraju byli całkowicie zachodni w swoich myślach i wykształceniu, w wyniku czego tak naprawdę niewiele wiadomo o głębszych tajemnicach mądrości Wedanty i to tylko przez nielicznych. Niewielu ma odwagę i intuicję, by w ciężkich tłumaczeniach, wykonanych w wielkim interesie filologów, szukać tej wzniosłej wiedzy, którą rzeczywiście ujawniają zdolnemu przedstawicielowi wychowanemu we wszystkich tradycjach Wschodu.

Dlatego z zainteresowaniem i nie bez ciekawości, pisze korespondent, przeprowadziłem wywiad z przedstawicielem całkowicie nowatorskim dla ludzi Zachodu w osobie Swami Wiwekanandy, prawdziwego indyjskiego jogina, który odważnie podjął się odwiedzenia świata zachodniego aby objaśnić tradycyjne nauczanie przekazywane przez ascetów i joginów przez wiele wieków i który w tym celu wygłosił wczoraj wieczorem wykład w Sali Książęcej.

Swami Wiwekananda jest uderzającą postacią w swoim turbanie (lub czarnej czapce w kształcie mitry) i o spokojnych, ale życzliwych rysach.

Na moje pytanie o ewentualne znaczenie jego imienia, Swami powiedział: „W imieniu, pod którym jestem teraz znany (Swami Wiwekananda), pierwsze słowo opisuje Sannjāsina, czyli osobę, która formalnie wyrzeka się świata, a drugi to tytuł który przyjąłem – jak to jest w zwyczaju wśród wszystkich Sannjasinów – po wyrzeczeniu się świata i oznacza on dosłownie „błogość rozróżniania”.”

„A co skłoniło cię do porzucenia zwykłego biegu świata, Swami?” – zapytałem.

„Od dzieciństwa głęboko interesowałem się religią i filozofią” – odpowiedział – „a nasze książki nauczają wyrzeczenia jako najwyższego ideału, do którego może dążyć człowiek. Wystarczyło spotkanie z wielkim Nauczycielem – Paramahamsa Ramakryszną – aby rozpalić we mnie ostateczną determinację aby podążać ścieżką, którą on sam kroczył, ponieważ w nim znalazłem urzeczywistnienie mojego najwyższego ideału.”

„Czy zatem założył on grupę religijną, którą teraz reprezentujesz?”

„Nie” – odpowiedział szybko Swami. „Nie, całe swe życie spędził na przełamywaniu barier sekciarstwa i dogmatów. Nie założył żadnej grupy religijnej. Wręcz przeciwnie. Opowiadał się za absolutną wolnością myśli i dążył do niej. Był wielkim Joginem”.

„Więc nie jesteś powiązany z żadnym społeczeństwem ani sektą w tym kraju? Ani teozofem, ani chrześcijańskim naukowcem, ani żadnym innym?”

„Żadną!” – powiedział Swami wyraźnym i imponującym tonem. (Jego twarz promienieje jak twarz dziecka, jest taka prosta, bezpośrednia i szczera.) „Moje nauczanie jest moją własną interpretacją naszych starożytnych ksiąg w świetle, które rzucił na nie mój Mistrz. Nie roszczę sobie żadnego nadprzyrodzonego autorytetu. Cokolwiek w moim nauczaniu może odwoływać się do najwyższej inteligencji i zostać zaakceptowane przez myślących ludzi, przyjęcie tego będzie moją nagrodą”. „Wszystkie religie” – kontynuował – „mają za cel nauczanie oddania, wiedzy lub Jogi w konkretnej formie. Filozofia Wedanty jest nauką abstrakcyjną która obejmuje wszystkie te metody i to właśnie jest to, czego uczę, pozostawiając każdemu zastosowanie tego w swojej konkretnej formie. Każdemu odwołuję się do jego własnych doświadczeń, a tam, gdzie jest mowa o książkach, te ostatnie są dostępne i każdy może je przestudiować samodzielnie. Przede wszystkim nie nauczam żadnej władzy pochodzącej od ukrytych istot przemawiających za pośrednictwem widzialnych agentów, tak samo jak nie twierdzę, że uczę się z ukrytych ksiąg lub rękopisów. Nie jestem zwolennikiem żadnych stowarzyszeń okultystycznych ani nie wierzę, że z takich ciał może wyniknąć dobro. Prawda stoi na swoim własnym autorytecie, a prawda może ujrzeć światło dzienne.”

„Więc nie proponujesz zakładania żadnego stowarzyszenia, Swami?” Zasugerowałem.

„Żadnego, żadnego stowarzyszenia. Uczę jedynie Jaźni ukrytej w sercu każdej jednostki i wspólnej dla wszystkich. Garść silnych ludzi znających tę Jaźń i żyjących w Jej świetle zrewolucjonizowałoby świat, nawet dzisiaj, jak to miało miejsce wcześniej przez pojedynczych silnych mężczyzn w swoim czasie.”

„Czy właśnie wróciłeś z Indii?” Zapytałem – gdyż Swami sugeruje wschodnie słońca.

„Nie” – odpowiedział. „Reprezentowałem religię hinduską w Parlamencie Religii, który odbył się w Chicago w 1893 roku. Od tego czasu podróżuję i wygłaszam wykłady w Stanach Zjednoczonych. Naród amerykański okazał się najbardziej zainteresowaną publicznością i życzliwymi przyjaciółmi, a moja praca tam tak się zakorzeniła, że wkrótce będę musiał wrócić do tego kraju”.

„A jaki jest twój stosunek do religii Zachodu, Swami?”

„Proponuję filozofię, która może służyć za podstawę dla każdego możliwego systemu religijnego na świecie, a mój stosunek do nich wszystkich jest pełen skrajnej sympatii – moje nauczanie nie jest wrogie niczemu. Kieruję moją uwagę na jednostkę, aby uczynić ją silną, aby nauczyć ją, że sama jest boska i wzywam ludzi aby uświadomili sobie tę wewnętrzną boskość. To jest naprawdę ideał – świadomy lub nieświadomy – każdej religii.”

„A jaki kształt przybiorą Twoje działania w tym kraju?”

„Mam nadzieję zaszczepić poszczególnym osobom nauki, o których wspomniałem i zachęcić ich do wyrażania ich innym na swój własny sposób; niech je modyfikują według własnego uznania; nie nauczam ich jako dogmatów; prawda ostatecznie musi nieuchronnie zwyciężyć.”

„Maszyneria, za pomocą której pracuję, jest w rękach jednego lub dwóch przyjaciół. 22 października zorganizowali dla mnie wygłoszenie przemówienia do brytyjskiej publiczności w Princes’ Hall na Piccadilly o godzinie 20:30. Wydarzenie jest reklamowane. Temat będzie kluczem do mojej filozofii – „Wiedza o Jaźni”. Potem jestem gotowy wziąć udział w każdym kursie, który się pojawi – uczestniczyć w spotkaniach w salonach ludzi lub gdzie indziej, odpowiadać na listy lub rozmawiać osobiście. W epoce najemników ośmielę się zauważyć, że żadna z moich działalności nie jest podejmowana dla nagrody pieniężnej.”

Następnie pożegnałem się z jednym z najbardziej oryginalnych ludzi, jakich miałem zaszczyt poznać.