Historia Chłopca Gopala

„O matko! Tak bardzo boję się chodzić do szkoły sam przez las; inni chłopcy mają służącą lub kogoś, kto przyprowadza ich do szkoły lub zabiera do domu. Dlaczego ja nie mogę mieć nikogo, kto by mnie zaprowadził do domu?” – tak powiedział Gopala, mały brahmiński chłopca do swojej matki pewnego zimowego popołudnia, kiedy przygotowywał się do szkoły. Zajęcia szkolne odbywały się rano i po południu. Było już ciemno, gdy po południu zamknięto szkołę, a ścieżka wiodła przez las.

Matka Gopala była wdową. Jego ojciec, który żył tak jak powinien żyć Brahmin – nie troszcząc się o dobra tego świata, studiując i nauczając, oddając cześć i pomagając innym w oddawaniu czci Bogu – zmarł, gdy Gopala był dzieckiem. I biedna wdowa całkowicie wycofała się od trosk świata – nawet od tej niewielkiej ilości, jaką kiedykolwiek posiadała – jej dusza była całkowicie oddana Bogu i cierpliwie czekała poprzez modlitwy, posty i dyscyplinę na wielkiego wybawiciela – śmierć, aby spotkać się w innym życiu z tym, który był wiecznym towarzyszem jej radości i smutków, jej partnerem w dobru i złu w niemającym początku łańcuchu żyć. Mieszkała w swoim małym domku. Małe pole ryżowe, które jej mąż otrzymał jako święty dar dla nauki, zapewniło jej wystarczającą ilość ryżu; a kawałek ziemi otaczający jej domek, z kępami bambusów, kilkoma palmami kokosowymi, kilkoma mango i liczi, przy pomocy życzliwych wieśniaków, wydawał wystarczającą ilość warzyw przez cały rok. Poza tym codziennie godzinami ciężko pracowała przy kołowrotku.

Wstawała na długo zanim różowy świt dotknął kępek główek palm, na długo zanim ptaki zaczęły śpiewać w gniazdach, a siedząc na łóżku – na macie na ziemi przykrytej kocem – powtarzała święte imiona świętych kobiet z przeszłości, pozdrawiały starożytnych mędrców, recytowały święte imiona Nārājana, Schronienia ludzkości, miłosiernego Śiwy, Tārā, Matki Zbawiciela; a przede wszystkim modliła się (ona) do Tego, którego najbardziej kochało jej serce, Kryszny, który przybrał postać Gopala, pasterza, aby nauczał i zbawiał ludzkość i cieszyła się, że każdego dnia była bliżej tego, który poszedł naprzód a wraz z nim o jeden dzień bliżej do Niego, Pasterza.

Przed wschodem słońca wykąpała się w sąsiednim strumieniu, modląc się, aby dzięki łasce Kryszny jej umysł został oczyszczony tak samo, jak jej ciało przez wodę. Następnie wkładała świeżo wypraną, bielszą bawełnianą szatę, zbierała trochę kwiatów, nacierała kawałkiem drzewa sandałowego okrągły kamień z odrobiną wody aby uzyskać pachnącą pastę, zbierała kilka słodko pachnących liści Tulasi i udawała się do małego pokoju w domku, oddzielnego do celów kultu. W tym pokoju trzymała swojego Małego Pasterza na małym drewnianym tronie pod małym jedwabnym baldachimem; na małej aksamitnej poduszce, prawie pokrytej kwiatami, umieszczono brązowy wizerunek Kryszny jako dziecka. Serce jego matki mogło zostać zaspokojone jedynie poprzez poczęcie Boga jako swego dziecka. Wiele, wiele razy jej uczony mąż rozmawiał z nią o Tym, o którym nauczają Wedy, o tym, co jest bezkształtne, nieskończone i bezosobowe. Słuchała z całą uwagą i wniosek był zawsze ten sam – to, co jest napisane w Wedach musi być prawdą; ale, o! to było tak ogromne, tak odległe, a ona była tylko słabą, nieświadomą kobietą; a potem było też napisane: „W jakiejkolwiek formie Mnie ktoś szuka, w tej formie dotrę do niego, gdyż cała ludzkość podąża jedynie drogami, które dla niej wyznaczyłem” – i to wystarczyło. Nie chciała wiedzieć nic więcej. I tam była – całe oddanie, wiara i miłość, do jakich zdolne było jej serce, było tam w Krysznie, Małym Pasterzu, i całe to serce splecione było wokół widzialnego Pasterza, tego małego posągu z brązu. Potem znowu usłyszała: „Służ Mi tak, jakbyś służyła istocie z krwi i kości, z miłością i czystością, a ja to wszystko przyjmę”. Służyła więc jak swego mistrzowi, ukochanemu nauczycielowi, a przede wszystkim jak służyła swemu najukochańszemu, jedynemu dziecku, swemu synowi.

Wykąpała się więc i ubrała obraz, spaliła przed nim kadzidło i złożyła ofiarę? – och, jakże ona była biedna! – ale ze łzami w oczach przypomniała sobie, jak jej mąż czytał z ksiąg: „Przyjmuję z radością nawet liście i kwiaty, owoce i wodę, wszystko, co ofiarowuje się z miłością”, a ona ofiarowała: „Ty, dla którego kwitnie świat kwiatów, przyjmij kilka moich pospolitych kwiatów. Ty, który karmisz wszechświat, przyjmij moje nędzne ofiary z owoców. Jestem słaba, ja nie wiem, nie wiem, jak się do Ciebie zbliżyć, jak oddawać Ci cześć, mój Boże, mój Pasterzu, moje dziecko, niech moje uwielbienie będzie czyste, moja miłość do Ciebie bezinteresowna, a jeśli w uwielbieniu jest jakaś cnota, niech będzie ona Twoja, obdarz mnie tylko miłością, miłością, która nigdy o nic nie prosi, „nigdy nie szuka niczego innego, jak tylko miłości”. Być może żebrak podczas porannej rozmowy śpiewał na podwórku:

Twojej wiedzy, człowieku! nie cenię,
To Twojej miłości się boję;
To twoja miłość wstrząsa Moim tronem,
Doprowadza Boga do ludzkich łez.

Z miłości oto Pan wszystkich,
Bezkształtny, zawsze wolny,
Jest zmuszony do przyjęcia ludzkiej postaci
Aby bawić się i żyć z tobą.

Cóż za wyuczenie, ci z gajów Wryndā,
Pasterze, kiedykolwiek mieli?
Jaką naukę miały dziewczyny, które doiły krowy?
Kochali i Mnie kupili.

Następnie w Boskości matka-serce odnalazła swego ziemskiego syna Gopala (dosł. pasterz), nazwanego na cześć Boskiego Pasterza. A dusza, poruszająca się niemal mechanicznie wśród swego ziemskiego otoczenia, która jakby nieustannie unosiła się w niebiańskim eterze, gotowa do oderwania się od kontaktu z rzeczami materialnymi, znalazła swoje ziemskie zakotwiczenie w jej dziecku. To była jedyna rzecz, która jej pozostała, na której mogła zgromadzić wszystkie swoje ziemskie radości i miłość. Czyż jej ruchy, myśli, przyjemności i samo życie nie były dla tego maleństwa, które przywiązywało ją do życia?

Przez lata z całą matczyną troską czuwała nad codziennym rozwojem tego dziecka; a teraz, gdy był już na tyle dorosły, że mógł chodzić do szkoły, jakże ciężko pracowała miesiącami, aby zdobyć potrzebne artykuły dla młodego uczonego!

Jednak artykułów pierwszej potrzeby było niewiele. W krainie, gdzie ludzie z zadowoleniem spędzają życie ślęcząc nad książkami w świetle błotnej lampy z uncją oliwy, w której znajduje się cienki bawełniany knot – a jedynym ich meblem jest mata z trzciny – podstawowe potrzeby studenta są niewielkie. A jednak były i takie, które kosztowały biedną matkę wiele dni ciężkiej pracy.

Jak całymi dniami trudziła się przy swoim kole, żeby kupić Gopala nowe bawełniane dhoti i kawałek bawełnianego ćadar, podszewkę i górną część nakrycia, małą matę, na której Gopala miał kłaść wiązkę liści palmowych do pisania i swoje trzcinowe pióra, i którą miał nosić zwiniętą pod pachą, aby służyła mu za siedzenie w szkole, oraz kałamarz. I jaka była dla niej radość, gdy w dzień dobrej wróżby Gopal próbował napisać swoje pierwsze listy, wiedzieć może tylko serce matki, serca biednej matki!

Ale dzisiaj w jej umyśle pojawił się mroczny cień. Gopala boi się iść sam przez las. Nigdy wcześniej nie czuła tak gorzkiego wdowieństwa, samotności i ubóstwa. Przez chwilę było ciemno, ale przypomniała sobie, co słyszała o wiecznej obietnicy: „Ci, którzy na Mnie polegają, porzucając wszelkie inne myśli, tym Ja Sam niosę wszystko, co jest konieczne”. A ona należała do tych dusz, które potrafiły wierzyć.

Matka otarła więc łzy i powiedziała dziecku, że nie musi się bać. Bo w tych lasach mieszkał inny jej syn pasący bydło, zwany także Gopala; a jeśli kiedykolwiek bałby się przez nie przechodzić, wystarczyło, że zawołał brata Gopala!

To dziecko było synem tej matki i on uwierzył.

Tego dnia, wracając ze szkoły przez las, Gopala przestraszył się i zawołał swojego brata Gopala, pasterza: „Bracie pasterzu, jesteś tutaj? Matka powiedziała, że jesteś i mam cię zawołać: Boję się być sam.” I odezwał się głos zza drzew: „Nie bój się, bracie, jestem tutaj; idź do domu bez strachu”.

I tak codziennie chłopiec wołał, a głos odpowiadał. Matka usłyszała o tym ze zdziwieniem i miłością; i poleciła swojemu dziecku, aby następnym razem poprosiło brata lasu, aby się pokazał.

Następnego dnia chłopiec, przechodząc przez las, odwiedził brata. Głos dobiegł jak zwykle, ale chłopiec poprosił brata w lesie, aby mu się pokazał. Głos odpowiedział: „Dziś jestem zajęty, bracie i nie mogę przyjść”. Ale chłopiec nalegał i z cienia drzew wyszedł leśny pasterz, chłopiec ubrany w strój pasterski, z małą koroną na głowie, w której znajdowały się pawie pióra i z pasterskim fletem w dłoniach.

I byli tacy szczęśliwi: godzinami bawili się razem w lesie, wspinając się na drzewa, zbierając owoce i kwiaty – Gopala wdowy i Gopala z lasu, aż było już prawie późno do szkoły. Wtedy Gopala wdowy poszedł do szkoły z niechęcią w sercu i prawie zapomniał o wszystkich lekcjach, a jego umysł pragnął wrócić do lasu i bawić się z bratem.

Miesiące mijały w ten sposób. Biedna matka słyszała o tym dzień po dniu i w radości Bożego miłosierdzia zapomniała o swoim wdowieństwie, o swoim ubóstwie i tysiąckrotnie błogosławiła jej nędzę.

Potem następowały pewne ceremonie religijne, które nauczyciel musiał odprawić na cześć swoich przodków. Ci wiejscy nauczyciele, którzy samotnie opiekują się grupą chłopców i nie otrzymują od nich żadnych stałych honorariów, muszą w dużej mierze polegać na prezentach, gdy wymaga tego okazja.

Każdy uczeń wniósł swoją część w postaci towarów lub pieniędzy. A Gopala, sierota, syn wdowy! – pozostali chłopcy uśmiechali się do niego z pogardliwym uśmiechem, gdy opowiadali o prezentach, które przynosili.

Tej nocy serce Gopala było ciężkie i poprosił matkę o jakiś prezent dla nauczyciela, ale biedna matka nie miała nic.

Jednak ona postanowiła zrobić to samo, co robiła przez całe swoje życie, polegać na Pasterzu i powiedziała swojemu synowi, aby poprosił swojego brata Gopala w lasach o jakiś prezent dla nauczyciela.

Następnego dnia, po tym jak Gopala jak zwykle spotkał się z chłopcem-pasterzem w lesie i po kilku wspólnych zabawach, Gopala opowiedział swemu bratu z lasu o smutku, jaki czuwał w swej głowie i błagał go, aby dał mu coś, co mógłby podarować swojemu nauczycielowi.

„Bracie Gopala” – powiedział pasterz – „jestem tylko pasterzem, jak widzisz i nie mam pieniędzy, ale weź ten garnek śmietanki jak od biednego pasterza i podaruj go swemu nauczycielowi”.

Gopala, całkiem zadowolony, że ma teraz coś do przekazania swojemu nauczycielowi, tym bardziej, że był to prezent od jego brata z lasu, pospieszył do domu nauczyciela i z gorącym sercem stanął za tłumem chłopców przekazujących prezenty do nauczyciela. Przynieśli liczne i różnorodne prezenty i nikt nie pomyślał nawet o obecności sieroty.

Zaniedbanie było dość przygnębiające; łzy stanęły w oczach Gopala, gdy nagłym zrządzeniem losu nauczyciel zwrócił na niego uwagę. Wziął mały dzbanek ze śmietanką z ręki Gopala i wlał śmietankę do dużego naczynia, kiedy ku jego zdumieniu garnek ponownie się napełnił! Znowu przelał zawartość do większego naczynia, znowu było pełne; i tak to trwało, a mały garnek napełniał się szybciej, niż ten mógł go opróżnić.

Potem wszystkich ogarnęło zdumienie; a nauczyciel wziął biedną sierotę na ręce i zapytał o garnek śmietanki.

Gopala opowiedział swojemu nauczycielowi wszystko o swoim bracie pasterzu w lesie, jak odpowiedział na jego wołanie, jak się z nim bawił i jak w końcu dał mu garnek śmietanki.

Nauczyciel poprosił Gopala, aby zabrał go do lasu i pokazał mu swojego leśnego brata, a Gopala był bardzo zadowolony, że mógł zabrać tam swojego nauczyciela.

Chłopiec wezwał brata, aby się pojawił, ale nawet tego dnia nie było słychać głosu. Dzwonił raz po raz. Brak odpowiedzi. I wtedy chłopiec w lesie błagał brata, aby przemówił, gdyż w przeciwnym razie nauczyciel mógłby pomyśleć, że nie mówi prawdy. Wtedy odezwał się głos jakby z dużej odległości:

„Gopala, twoja miłość i wiara sprowadziły mnie do ciebie, ale powiedz swojemu nauczycielowi, że będzie musiał jeszcze długo poczekać”.