121. Mary

RAMNAD,
30 stycznia 1897.

MOJA KOCHANA MARY,

Rzeczy toczą się dla mnie najciekawiej. Od Kolombo na Cejlonie, gdzie wylądowałem, do Ramnad, najbardziej wysuniętego na południe punktu kontynentu indyjskiego gdzie właśnie jestem jako gość Radźa z Ramnad, moja podróż była ogromną procesją – tłumy ludzi, iluminacje, przemówienia, itd., itp. W miejscu mojego lądowania buduje się pomnik wysoki na czterdzieści stóp. Radźa Ramnad przedstawił swoje przemówienie do „Jego Świątobliwości” w ogromnej, pięknie zdobionej szkatułce z litego złota. Madras i Kalkuta są na palcach oczekiwań, jakby cały naród powstawał, by mnie uhonorować. Widzisz więc, Mary, jestem u szczytu swego przeznaczenia, a jednak umysł zwraca się w stronę ciszy i spokoju do dni, które spędziliśmy w Chicago, do odpoczynku, pokoju i miłości; dlatego właśnie teraz piszę i niech to Was wszystkich zastanie w zdrowiu i pokoju! Napisałem list do moich ludzi z Londynu, aby życzliwie przyjąć doktora Barrowsa. Zgotowano mu wielkie przyjęcie, ale to nie moja wina, że nie mógł tam zrobić wrażenia. Mieszkańcy Kalkuty to ludzie o twardych głowach! Teraz jak słyszę, Barrows ma o mnie wysoką opinię! Taki jest świat.

Z całą miłością do matki, ojca i was wszystkich,

Pozostaję, twój serdecznie,

WIWEKANANDA.