54 W. 33rd Street, NOWY JORK, 25 kwietnia 1895.
DROGA PANI BULL,
Przedwczoraj otrzymałem miły list od panny Farmer, zawierający czek na sto dolarów za wykłady w Barbar House. Przyjeżdża ona do Nowego Jorku w najbliższą sobotę. Oczywiście powiem jej, żeby umieściła moje nazwisko w swoich okólnikach; co więcej, nie mogę teraz pojechać do Greenacre; Zaaranżowałem wyjazd na Tysiąc Wysp, gdziekolwiek to będzie. Jest tam domek należący do panny Dutcher, jednej z moich uczennic i kilku z nas będzie tam odpoczywać, mieć spokój i odosobnienie. Chcę wyprodukować kilku „Joginów” z materiałów z zajęć, a ruchliwa farma, taka jak Greenacre jest na to ostatnim miejscem, podczas gdy to drugie miejsce jest całkiem na uboczu i żaden z ciekawskich nie odważy się tam pójść.
Bardzo się cieszę, że panna Hamlin spisała nazwiska 130 osób, które przychodzą na zajęcia Dźnana–Jogi. Na środowe zajęcia Jogi przychodzi jeszcze 50 osób, a na poniedziałkowe zajęcia około 50 osób. Pan Landsberg miał wszystkie nazwiska; i tak czy inaczej przyjdą, z imionami czy bez imion…. Jeśli nie, przyjdą inni i tak będzie dalej – niech będzie pochwalony Pan.
Zapisywanie nazwisk i wysyłanie ogłoszeń to bez wątpienia duże zadanie i jestem im obojgu bardzo wdzięczny za to, że to dla mnie zrobili. Jestem jednak całkowicie przekonany, że poleganie na innych jest z mojej strony lenistwem, a zatem niemoralnością, a z lenistwa zawsze wychodzi zło. Więc odtąd będę to wszystko robił sam…
Jednakże z radością przyjmę którąkolwiek z „właściwych osób” panny Hamlin, lecz niestety, jak dotąd nie pojawiła się ani jedna taka osoba. Obowiązkiem nauczyciela jest zawsze odwracać „właściwy rodzaj” od najbardziej „nieprawych” osób. W końcu chociaż jestem bardzo, bardzo wdzięczny młodej damie, pannie Hamlin, za wielką nadzieję i zachętę jaką dała aby przedstawić mnie „właściwym nowojorczykom” oraz za praktyczną pomoc, jaką mi udzieliła, myślę, że lepiej będzie jeśli wykonam moją małą pracę własnymi rękami…
Cieszę się tylko, że masz tak dobrą opinię o pannie Hamlin. Ja na przykład cieszę się, że jej pomożesz, bo ona tego potrzebuje. Ale matko, dzięki łasce Ramakryszny mój instynkt niemal nieomylnie „ocenia” ludzką twarz, gdy tylko ją zobaczę i rezultat jest taki: możesz zrobić, co ci się podoba, poza moimi sprawami, nawet nie będę szemrać; bardzo chętnie skorzystam z rady panny Farmer, pomimo duchów i zjaw. Za strachami widzę serce ogromnej miłości, przykryte jedynie cienką warstwą godnej pochwały ambicji – nawet ona zniknie za kilka lat. Nawet ja pozwolę Landsbergowi od czasu do czasu „zamałpić” w moich sprawach; ale tutaj stawiam kropkę. Pomoc innych osób niż te mnie przeraża. To wszystko, co mogę powiedzieć. Nie tylko za pomoc, jaką mi udzieliłaś, ale także dzięki instynktowi (lub, jak to nazywam, natchnieniu mojego Mistrza), uważam Cię za moją matkę i zawsze będę przestrzegać wszelkich rad, jakie możesz dla mnie mieć – ale tylko osobiście. Kiedy wybierzesz medium, będę błagał o pozwolenie na dokonanie mojego wyboru. To wszystko.
Niniejszym przesyłam list angielskiego dżentelmena. Zrobiłem kilka notatek na marginesie, aby wyjaśnić hinduskie słowa.
Twój posłuszny syn,
WIWEKANANDA.