Moja Gra Jest Skończona

(Napisane wiosną 1895 w Nowym Jorku)

Zawsze wznoszący się, zawsze opadający z falami czasu,
nadal tocząc się, idę
Od ulotnej sceny do sceny efemerycznej,
z przypływami i odpływami prądów życia.
Och! Mam dość tej niekończącej się siły;
te przedstawienia już się nie podobają.
To ciągłe biegnięcie, by  nigdy nie osiągnąć,
ani nawet odległego przebłysku brzegu!
Od życia do życia czekam u bram,
niestety, nie otwierają się.
Przyćmione są moje oczy daremnymi próbami
by złapać jeden promień długo poszukiwany.
Na wysokim, wąskim moście małego życia
Stoję i widzę poniżej
Walczący, płaczący, śmiejący się tłum.
Po co? Nikt nie może wiedzieć.
Przed bramami tamtych drzwi stoją, marszcząc brwi,
i mówiąc: „Nie ma dalszej drogi,
To jest granica; nie kuś Losu,
znoś to najlepiej jak potrafisz;
Idź, zmieszaj się z nimi i wypij z tego kielicha
i bądź tak samo szalony jak oni.
Kto ośmiela się wiedzieć wpada jedynie w smutek;
przestań więc i wraz z nimi zostań.”
Niestety dla mnie. Nie mogę odpocząć.
Ta unosząca się bańka, ziemia –
Jej pusta forma, jej pusta nazwa,
jej puste śmierć i narodziny –
Dla mnie są niczym. Jak tęsknię
aby wydostać się poza skorupę
Imienia i formy! Ach! otwórz bramy;
dla mnie otworzyć się muszą.
Otwórz bramy światłości, o Matko, dla mnie, Twojego zmęczonego syna.
Tęsknię, och, pragnę by wrócić do domu!
Mamo, moja sztuka jest skończona.
Wysłałaś mnie w ciemność, abym się bawił,
i nosił straszliwą maskę;
Potem nadzieja odeszła, przyszedł terror,
i zabawa stała się zadaniem.
Miotany tam i z powrotem, z fali na falę
w tym wrzącym, wzburzonym morzu
Silnych namiętności i głębokich smutków
smutek jest i radość będzie,
Gdzie życie jest żyjącą śmiercią, niestety! a śmierć –
kto wie, ale jest to
Kolejny początek, kolejna runda tego starego koła
smutku i błogości?
Gdzie dzieci śnią jasne, złote sny,
za wcześnie, żeby znaleźć w nich kurz,
I spojrzeć wstecz, by zobaczyć dawno utraconą nadzieję
i życie będące masą rdzy!
Za późno, wiek wiedzy zyskuje materiał;
odchodząc od koła, już nas nie ma
Kiedy świeże, młode życia wkładają swoje siły
do koła, które w ten sposób jedzie dalej
Z dnia na dzień i z roku na rok.
To tylko zabawka złudzeń,
Fałszywa nadzieja jej silnikiem; pragnienie, piastą;
jego szprychy to smutek i radość.
Dryfuję i nie wiem dokąd.
Ratuj mnie od tego ognia!
Ratuj mnie, miłosierna Matko,
od unoszenia się w pragnieniu!
Nie zwracaj ku mnie Twego okropnego oblicza,
To więcej, niż mogę znieść.
Bądź dla mnie miłosierna i dobra,
powstrzymaj się od łajania moich win.
Zabierz mnie, Matko, na te brzegi
gdzie na zawsze ustają spory;
Poza wszelkimi smutkami, poza łzami,
poza ziemską błogością;
Którego chwały ani słońce, ani księżyc,
ani gwiazdy, które jasno migoczą,
Ani błyskawica nie mogą wyrazić.
Odbijają jedynie tego światło.
Niech nigdy więcej zwodnicze sny
nie zakrywają przede mną Twego oblicza.
Moja gra się skończyła, o Matko,
zerwij moje łańcuchy i uczyń mnie wolnym!