(Tłumaczone z bengalskiego)
[Miejsce: Math, Belur. Rok: 1902.]
Po powrocie ze wschodniego Bengalu Swamidźi pozostał w Math i wiódł proste, dziecięce życie. Co roku niektórzy robotnicy Santal pracowali w Math. Swamidźi żartował i śmiał się z nimi i uwielbiał słuchać ich opowieści o pomyślności i nieszczęściu. Pewnego dnia kilku znanych panów z Kalkuty odwiedziło Swamidźi w szkole Math. Tego dnia Swamidźi rozpoczął tak ciepłą rozmowę z Santalami, że kiedy został poinformowany o przybyciu tych panów, powiedział: „Nie będę mógł teraz jechać. Jestem zadowolony z tych mężczyzn”. Naprawdę tego dnia Swamidźi nie opuścił biednych Santalów, aby spotkać się z tymi gośćmi.
Jeden z Santalów miał na imię Keśta. Swamidźi bardzo kochał Keśta. Ilekroć Swamidźi przychodził z nimi porozmawiać, Keśta zwykł mówić do Swamidźi: „O mój Swamidźi, nie przychodź do nas, kiedy pracujemy, bo podczas rozmowy z tobą nasza praca zostaje przerwana, a nadzorujący Swami nas potem upomina”. Swamidźi był wzruszony tymi słowami i mówił: „Nie, nie, on nic nie powie; opowiedz mi trochę o swojej części kraju” – tymi słowami przedstawiał temat ich doczesnych spraw.
Któregoś dnia Swamidźi zapytał Keśta: „No cóż, czy pewnego dnia będziesz tu jadł?” Keśta powiedział: „Nie bierzemy jedzenia, którego dotknąłeś; jeśli dodasz soli do naszego jedzenia i je zjemy, stracimy naszą kastę”. Swamidźi powiedział: „Dlaczego powinieneś brać sól? Przygotujemy dla ciebie curry bez soli, czy wtedy je weźmiesz?” Keśta zgodził się. Następnie na polecenie Swamidźi przygotowano dla Santalów chleb, curry, słodycze, twaróg itp. i kazał im usiąść przed nim do jedzenia. Podczas jedzenia Keśta zapytał: „Skąd masz coś takiego? Nigdy czegoś takiego nie próbowaliśmy”. Nakarmiwszy ich obficie, Swamidźi powiedział: „Jesteście Nārājanami, objawionym Bogiem; dzisiaj ofiarowałem pożywienie Narajanie”. Służbę „Daridra Narajana” – Bogu w ubogich – o której mówił Swamidźi, on sam wykonał pewnego dnia takiego jak ten.
Po posiłku Santalowie poszli odpocząć, a Swamidźi, zwracając się do ucznia, powiedział: „Uznałem ich za prawdziwe ucieleśnienie Boga – takiej prostoty, takiej szczerej, prostodusznej miłości, jakiej nie widziałem nigdzie indziej”. Następnie, zwracając się do Sannjāsinów Math, powiedział: „Spójrzcie, jacy są prości. Czy możecie choć trochę złagodzić ich niedolę? W przeciwnym razie jaki pożytek z noszenia szaty Gerua? Poświęcenie wszystkiego dla dobra innych jest prawdziwą Sannjasą. Nigdy w życiu nie cieszyli się niczym dobrym. Czasami mam ochotę sprzedać Math i wszystko, a pieniądze przekazać biednym i pozbawionym środków do życia. Niestety, mieszkańcy tego kraju nie mogą zdobyć nic do jedzenia więc jak możemy mieć serce, aby podnosić jedzenie do naszych ust. Kiedy byłem w krajach zachodnich modliłem się do Boskiej Matki: „Ludzie tutaj śpią na kwietnych łożach, jedzą wszelkiego rodzaju przysmaki i czym jeszcze się nie cieszą, podczas gdy ludzie w naszym kraju umierają z głodu. Matko, czyż nie będzie dla nich drogi! Jednym z celów mojego wyjazdu na Zachód, aby głosić religię, było sprawdzenie, czy uda mi się znaleźć jakiś sposób na wyżywienie mieszkańców tego kraju.
„Widząc, jak biedni ludzie w naszym kraju głodują, nachodzi mnie pragnienie obalenia wszelkiego ceremonialnego kultu i nauki i chodzenia od wioski do wioski zbierając pieniądze od bogatych, przekonując ich siłą charakteru i Sadhaną, i aby spędzić całe życie w służbie ubogim.
„Niestety! Nikt nie myśli o biednych tej ziemi. To oni stanowią kręgosłup kraju, którzy swoją pracą produkują żywność – ci biedni ludzie, zamiatacze i robotnicy, którzy jeśli na jeden dzień przestaną pracować, wywołają panikę w społeczeństwie miasta. Ale nie ma nikogo, kto by im współczuł, nikogo, kto by ich pocieszył w ich nieszczęściu. Tylko spójrzcie, z braku współczucia ze strony Hindusów, tysiące Pariasów w Madrasie nawracają się na Chrześcijaństwo. Nie myślcie, że dzieje się tak po prostu z powodu odrobiny głodu; czynią tak, bo nie dostają od nas współczucia. Dzień i noc wołamy do nich: „Nie dotykajcie nas! Nie dotykajcie nas!” Czy w tym kraju jest jakieś współczucie lub życzliwość serca? Tylko klasa „niedotykalskich”; wyrzućcie takie zwyczaje! Czasami czuję potrzebę przełamania barier „nie dotykania”, aby pójść od razu i zawołać: „Przyjdźcie wszyscy, którzy jesteście biedni, nieszczęśliwi, w nędzy i uciskani” i zebrać ich wszystkich razem w imię Śri Ramakryszny. Jeśli nie powstaną, Matka się nie przebudzi. Nie moglibyśmy zapewnić im żywności i ubrania – cóż w takim razie zrobiliśmy? Niestety, oni nic nie wiedzą o światowości i dlatego nawet dzień i noc pracując nie mogą zapewnić sobie pożywienia i odzieży. Otwórzmy im oczy. Widzę jasno światło dzienne, że we wszystkich, w nich i we mnie jest jeden Brahman – jedna Śakti mieszka we wszystkich. Jedyna różnica polega na manifestacji. Jeśli krew nie krąży po całym ciele, czy jakikolwiek kraj kiedykolwiek powstał? Jeśli jedna kończyna jest sparaliżowana, to nawet z pozostałymi kończynami w całości niewiele można zrobić z tym ciałem – wiedz to na pewno”.
Uczeń: Panie, istnieje taka różnorodność religii i idei wśród mieszkańców tego kraju, że trudno jest zaprowadzić między nimi harmonię.
Swamidźi (w gniewie): Jeśli uważasz, że jakakolwiek praca jest trudna, nie przychodź tutaj. Dzięki łasce Bożej wszystkie ścieżki stają się łatwe. Twoja praca polega na służeniu biednym i nieszczęśliwym, bez względu na kastę czy kolor skóry i nie musisz myśleć o rezultatach. Twoim obowiązkiem jest dalej pracować, a wtedy wszystko samo się ułoży. Moją metodą pracy jest konstruowanie, a nie burzenie. Przeczytaj historię świata, a przekonasz się, że w pewnym okresie istnienia kraju centralną postacią była wielka dusza. Ożywieni jego pomysłami setki ludzi uczyniło dobro dla świata. Wszyscy jesteście inteligentnymi chłopcami i przychodzicie tu od dłuższego czasu. Powiedz, co zrobiłeś? Czy nie można oddać jednego życia w służbie innym? W następnym życiu możesz czytać Wedantę i inne filozofie. Oddaj to życie w służbie innym, a będę wiedział, że Twoje przybycie tutaj nie poszło na marne.
Wypowiadając te słowa, Swamidźi siedział cicho, pogrążony w głębokich myślach. Po pewnym czasie dodał: „Po tak wielu wyrzeczeniach zrozumiałem to jako rzeczywistą prawdę – Bóg jest obecny w każdej Dźiwie; nie ma innego Boga poza nim. «Kto służy Dźiwie, rzeczywiście służy Bogu.»” Po krótkiej pauzie Swamidźi, zwracając się do ucznia, powiedział: „To, co ci dzisiaj powiedziałem, zapisz w swoim sercu. Pilnuj, żebyś tego nie zapomniał.”