CHICAGO,
2 października 1893.
SZANOWNY ADHJAPAKDŹI (prof. John Henry Wright),
Nie wiem, co myślisz o moim długim milczeniu. Po pierwsze, przybyłem na Kongres o jedenastej godzinie i zupełnie nieprzygotowany; i to mnie bardzo, bardzo zajęło przez jakiś czas. Po drugie, prawie codziennie przemawiałem na Kongresie i nie miałem czasu na pisanie; i na koniec, co najważniejsze – mój dobry przyjacielu, zawdzięczam ci tak wiele, że pisanie do ciebie w pośpiechu listów służbowych byłoby obrazą dla twojej ahetuka (bezinteresownej) przyjaźni. Kongres już się zakończył.
Drogi bracie, tak bardzo bałem się stanąć przed tym wielkim zgromadzeniem wspaniałych mówców i myślicieli z całego świata i przemawiać; ale Pan dał mi siłę i niemal codziennie bohatersko (?) stawiałem czoła podium i publiczności. Jeśli dobrze postąpiłem, On dał mi do tego siłę; jeśli poniosłem sromotną porażkę – wiedziałem o tym wcześniej – bo jestem beznadziejnym ignorantem.
Twój przyjaciel, profesor Bradley, był dla mnie bardzo miły i zawsze mnie wspierał. I och! wszyscy są tu dla mnie tak mili, że jestem niczym – że to przekracza moją siłę wyrażania się. Chwała Temu na wysokościach, w którego oczach biedny ignorant mnich z Indii jest tym samym, co uczeni duchowni tej potężnej krainy. I jak Pan pomaga mi każdego dnia mojego życia, bracie – czasami pragnę życia miliona milionów wieków, aby służyć Mu poprzez pracę, ubrany w łachmany i karmiony jałmużną.
Och, jak bardzo chciałem, żebyś był tutaj i mógł zobaczyć niektórych z naszych słodkich przyjaciół z Indii – buddyjskiego Dharmapalę o czułym sercu, mówcę Mazoomdara – i zdać sobie sprawę, że w tych odległych i biednych Indiach są serca, które biją z sympatii dla was, urodzonych i wychowanych w tym potężnym i wielkim kraju.
Moje wieczne wyrazy szacunku dla twojej świętej żony; a waszym słodkim dzieciom moją wieczną miłość i błogosławieństwa.
Pułkownik Higginson, człowiek bardzo otwarty, powiedział mi, że twoja córka napisała w mojej sprawie do jego córki; i był dla mnie bardzo sympatyczny. Jutro jadę do Evanston i mam nadzieję spotkać się tam z profesorem Bradleyem.
Niech On czyni nas wszystkich coraz bardziej czystymi i świętymi, abyśmy mogli prowadzić doskonałe życie duchowe jeszcze przed porzuceniem tego ziemskiego ciała.
WIWEKANANDA.
[Dalszy ciąg listu znajduje się na osobnej kartce papieru:]
Teraz pogodzę się z moim życiem tutaj. Przez całe życie przyjmowałem każdą okoliczność jako pochodzącą od Niego i spokojnie się do niej dostosowywałem. Na początku w Ameryce byłem prawie pokonany. Bałem się, że będę musiał porzucić zwyczajowy sposób bycia prowadzonym przez Pana i zająć się sobą – a co to była za okropna psota i niewdzięczność. Teraz wyraźnie widzę, że Ten, który prowadził mnie po ośnieżonych szczytach Himalajów i płonących równinach Indii, jest tutaj, aby mi pomóc i mnie poprowadzić. Chwała Jemu na wysokościach. Więc spokojnie powróciłem do moich starych nawyków. Ktoś daje mi schronienie i pożywienie, ktoś przychodzi i prosi, abym mówił o Nim i wiem, że On ich posyła, a moim obowiązkiem jest być posłusznym. A potem zaspokoi moje potrzeby i spełni się Jego wola!
„Temu, kto spoczywa we Mnie i porzuca wszelkie inne dążenie do samostanowienia i zmagania niosę mu wszystko, czego potrzebuje” (Gita).
Tak jest w Azji. Tak jest w Europie. Tak jest w Ameryce. Tak jest na pustyniach Indii. Tak jest w pośpiechu biznesowym w Ameryce. Bo czyż Go tu także nie ma? A jeśli tego nie zrobi, uznam za oczywiste, że On chce, abym odłożył te trzy minuty gliny – i mam nadzieję, że z radością je odłożę.
Możemy się spotkać lub nie, bracie. On wie. Jesteś wielki, uczony i święty. Nie ośmielę się głosić tobie ani twojej żonie; ale waszym dzieciom cytuję te fragmenty Wed –
„Cztery Wedy, nauki ścisłe, języki, filozofia i wszystkie inne nauki są jedynie ozdobą. Prawdziwa nauka, prawdziwa wiedza to ta, która pozwala nam dotrzeć do Tego, który jest niezmienny w Swojej miłości”.
„Jak realny, jak namacalny, jak widoczny jest Ten, przez którego skóra dotyka, oczy widzą, a świat zyskuje swoją rzeczywistość!”
„Słysząc Go, nic nie pozostaje do usłyszenia,
Widząc Go, nic nie pozostaje do zobaczenia,
Osiągając Go nie pozostaje już nic do osiągnięcia.”
„On jest okiem naszych oczu, uchem naszych uszu, duszą naszych dusz”.
On jest bliżej was, moi drodzy, niż nawet wasz ojciec i matka. Jesteście niewinni i czyści jak kwiaty. Pozostańcie tak, a On wam się objawi. Drogi Austinie, kiedy się bawisz, bawi się z tobą inny towarzysz zabaw, który kocha cię bardziej niż ktokolwiek inny; i och, On jest taki pełen zabawy. Zawsze się bawi – czasem wielkimi piłkami, które nazywamy słońcem i ziemią, czasem małymi dziećmi takimi jak ty, śmieje się i bawi z tobą. Jakże zabawnie byłoby Go zobaczyć i bawić się z Nim! Mój drogi, pomyśl o tym.
Drogi Adhjapakdźi, właśnie się przeprowadzam. Jak tylko przyjeżdżam do Chicago, zawsze odwiedzam państwo Lyons, jedną z najszlachetniejszych par, jakie tu widziałem. Jeśli byłbyś na tyle miły, aby do mnie napisać, uprzejmie zaadresuj list na adres pana Johna B. Lyona, 262 Michigan Ave., Chicago.
„Ten, kto uchwyci tego Jednego w tym świecie wielu – jedynego stałego istnienia w świecie ulotnych cieni – jedynego życia w świecie śmierci – ten sam przekracza to morze nieszczęścia i walki. Nikt inny, nikt inny” (Wedy).
„Ten, który jest Brahmanem Wedantystów, Iśwarą Naijājików, Puruszą Sankhjów, przyczyną Mimāmsaków, prawem Buddystów, absolutnym zerem Ateistów i miłością nieskończoną dla tych, którzy kochają, niech nas zabierze wszystkich pod Jego miłosierną ochroną”: Udajanāćārja – wielki filozof szkoły Njāja, czyli dualistycznej. I to jest błogosławieństwo wypowiedziane na samym początku jego wspaniałej książki Kusumāndźali (Garść kwiatów), w której próbuje on wykazać istnienie osobowego stwórcy i moralnego władcy nieskończonej miłości niezależnie od objawienia.
Twój zawsze wdzięczny przyjaciel,
WIWEKANANDA.