44. Sturdy

C/O F. H. LEGGETT,
21 WEST THIRTY-FOURTH STREET
NOWY JORK
Listopad 1899.

MOJ DROGI STURDY,

To nie jest obrona mojego postępowania. Słowa nie są w stanie zatrzeć zła, które uczyniłem, ani żaden cenzor nie może powstrzymać dobrych uczynków, jeśli takie istnieją.

Przez ostatnie kilka miesięcy słyszałem tak wiele o luksusach, którymi dane mi było cieszyć się od ludzi Zachodu – luksusach, z których korzystałem ja sam hipokryta, choć przez cały czas głosiłem wyrzeczenie: luksusy, z których korzystanie było wielką przeszkodą na mojej drodze, przynajmniej w Anglii. Prawie zahipnotyzowałem się wiarą, że była przynajmniej mała oaza na ponurej pustyni mojego życia, mała plamka światła w jednym życiu pełnym nędzy i mroku; jedna chwila relaksu w życiu pełnym ciężkiej pracy i cięższych przekleństw – nawet ta oaza, to miejsce, ta chwila była tylko chwilą przyjemności zmysłowej!!

Cieszyłem się, błogosławiłem sto razy dziennie tych, którzy pomogli mi ją zdobyć, kiedy oto twój ostatni list przychodzi jak grzmot i sen znika. Zaczynam nie wierzyć w twoją krytykę – nie mam już wiary w całą tę rozmowę o luksusach i przyjemnościach oraz innych wizjach, które przywołuje pamięć. To stwierdzam. Mam nadzieję, że prześlesz to znajomym, jeśli uznasz to za stosowne i poprawisz mnie, gdzie się mylę.

Pamiętam Twoje mieszkanie w Reading, gdzie trzy razy dziennie karmiono mnie gotowaną kapustą i ziemniakami, gotowanym ryżem i gotowaną soczewicą,  z twoją żoną przeklinającą sos przez cały czas. Nie przypominam sobie, żebyś dawał mi do palenia cygaro – za szylinga czy (tańsze) za pensy. Nie pamiętam też, żebym narzekał na jedzenie lub na nieustanne przekleństwa twojej żony, chociaż żyłem jak złodziej, cały czas trzęsąc się ze strachu i każdego dnia pracując dla ciebie.

Następne wspomnienie dotyczy domu przy St. George’s Road – ty i panna Müller na czele. Mój biedny brat był tam chory i panna Müller go wywiozła. Tam też nie pamiętam, żebym miał jakieś luksusy, jeśli chodzi o jedzenie, picie, łóżko, czy nawet przydzielony mi pokój.

Następny był dom panny Müller. Chociaż była dla mnie bardzo miła, żywiłem się orzechami i owocami. Następne wspomnienie dotyczy czarnej dziury w Londynie, gdzie musiałem pracować prawie dzień i noc i często gotować posiłki dla pięciu lub sześciu, a przez większość nocy o kęsie chleba z masłem.

Pamiętam, że pani Sturdy dała mi obiad i nocleg u siebie, a następnego dnia krytykowała czarnego dzikusa – takiego brudnego i dymiącego w całym domu.

Z wyjątkiem kapitana i pani Sevier nie pamiętam ani jednego kawałka szmaty wielkości chusteczki, który dostałem z Anglii. Z drugiej strony nieustanne obciążenie mojego ciała i umysłu w Anglii jest przyczyną załamania się mojego zdrowia. To wszystko, co mi daliście, Anglicy, zapracowując mnie na śmierć; i teraz jestem przeklęty za luksusy, w jakich żyłem!! Kto z Was dał mi płaszcz? Kto dał cygaro? Kto kawałek ryby lub mięsa? Kto z was ośmieli się powiedzieć, że prosiłem was o jedzenie, picie, palenie, ubranie lub pieniądze? Zapytaj, Sturdy, zapytaj na litość boską, zapytaj swoich przyjaciół, a najpierw zapytaj swojego „Boga wewnątrz, który nigdy nie śpi”.

Dałeś mi pieniądze za moją pracę. Jest tam każdy grosz. Na twoich oczach odesłałem mojego brata, być może na śmierć; i nie dałbym mu ani grosza z pieniędzy, które nie były moją prywatną własnością.

Z drugiej strony pamiętam kapitana i panią Sevier z Anglii, którzy mnie ubierali, kiedy było mi zimno, opiekowali się mną lepiej, niż zrobiłaby to moja własna matka, znosząc ze mną moją słabość i moje próby; i mają dla mnie same błogosławieństwa. I ta pani Sevier, ponieważ nie dbała o zaszczyty, ma dziś kult tysięcy; a kiedy umrze, miliony będą ją pamiętać jako jedną z wielkich dobrodziejek biednych Hindusów. I nigdy nie przeklinali mnie za moje luksusy, chociaż są gotowi dać mi luksusy, jeśli potrzebuję lub chcę.

Nie muszę opowiadać o pani Bull, pannie MacLeod, państwie Leggett. Znasz ich miłość i dobroć wobec mnie; a pani Bull i panna MacLeod były w naszym kraju, przeprowadziły się i mieszkały z nami jak żaden cudzoziemiec, znosząc to wszystko i nigdy też nie przeklinały mnie ani moich luksusów; będą bardzo zadowoleni, jeśli zechcę dobrze zjeść i palić cygara za dolary. A tam Leggettsowie i Bullowie to byli ludzie, których chleb kosztował mnie papierosy i kilka razy płacił czynsz, podczas gdy ja zabijałem się dla waszych ludzi, kiedy wy wykorzystywaliście mnie za brudną dziurę i głód i rezerwując całe to oskarżenie luksusu.

„Chmury jesienne robią wielki hałas, ale nie przynoszą deszczu;
Chmury pory deszczowej bez słowa zalewają ziemię.”

Zobacz Sturdy, ci, którzy pomogli lub nadal pomagają, nie mają krytyki, żadnych przekleństw: tylko tacy, którzy nic nie robią, którzy przychodzą tylko dla własnych egoistycznych pobudek, tacy przeklinają, tacy krytykują. Taka bezwartościowa, bezduszna, samolubna i śmieciowa krytyka jest największym błogosławieństwem, jakie może mnie spotkać. Niczego tak bardzo nie pragnę w życiu, jak znaleźć się o wiele mil od tych skrajnie samolubnych egoistów.

Mówiąc o luksusach! Weź tych krytyków jednego po drugim – oni wszyscy są ciałem, cali są ciałem i nigdzie nie ma ducha. Dzięki Bogu, prędzej czy później wychodzą w swoich prawdziwych barwach. A ty radzisz mi, abym kierował swoim postępowaniem, swoją pracą, zgodnie z pragnieniami takich bezdusznych, samolubnych osób, a ty jesteś na skraju wytrzymałości, bo ja tego nie robię!

Jeśli chodzi o moich Gurubhai (braci-uczniów), nie robią oni nic poza tym, na co nalegam aby robili. Jeśli gdziekolwiek okazali jakikolwiek egoizm, to dlatego, że im rozkazałem, a nie z powodu tego, co sami by zrobili.

Czy chciałbyś, żeby twoje dzieci zostały umieszczone w tej ciemnej dziurze, którą dla mnie przygotowałeś w Londynie, zmuszane do pracy na śmierć i prawie przez cały czas głodując? Czy pani Sturdy by się to spodobało? Oni są Sannjāsinami, co oznacza, że żaden Sannjāsin nie powinien niepotrzebnie marnować swojego życia ani narażać się na niepotrzebne trudności.

Znosząc te wszystkie trudności na Zachodzie, jedynie łamaliśmy zasady Sannjasy. Oni są moimi braćmi, moimi dziećmi. Nie chcę, żeby przeze mnie umierali w norach. Nie chcę, wbrew wszystkiemu, co dobre i prawdziwe, nie chcę, żeby głodowali, pracowali i byli przeklęci za cały swój ból.

I jeszcze słowo. Będę bardzo szczęśliwy, jeśli wskażesz mi miejsce, w którym głosiłem torturowanie ciała. Jeśli chodzi o Śāstry (pisma święte), będę bardzo szczęśliwy, jeśli Śāstri (Pandit) ośmieli się przeciwstawić nam zasady życia ustanowione dla Sannjasinów i Paramahamsów.

Cóż, Sturdy, boli mnie serce. Rozumiem to wszystko. Wiem, w czym się znajdujesz – jesteś w szponach ludzi, którzy chcą cię wykorzystać. Nie mam na myśli twojej żony. Jest zbyt prosta, żeby być niebezpieczna. Ale, mój biedny chłopcze, masz zapach ciała – trochę pieniędzy – a w pobliżu są sępy. Takie jest życie.

Dużo powiedziałeś o starożytnych Indiach. Indie wciąż żyją, Sturdy, nie umarły i te żyjące Indie nawet dzisiaj mają odwagę głosić swoje przesłanie bez strachu lub przychylności bogatych, bez obawy przed niczyją opinią, czy to w kraju, gdzie jej nogi są w łańcuchach, czy prosto w twarz tych, którzy trzymają koniec łańcucha, jej władców. Te Indie wciąż żyją, Sturdy, Indie nieśmiertelnej miłości, wiecznej wierności, niezmienne, nie tylko w obyczajach i zwyczajach, ale także w miłości, w wierze, w przyjaźni. A ja, najmniejsze z dzieci Indii, kocham Cię, Sturdy, indyjską miłością i każdego dnia oddałbym tysiąc ciał, aby pomóc Ci wyjść z tego złudzenia.

Zawsze twój,

WIWEKANANDA.