(Tłumaczone z bengalskiego)
Om Namo Nārājanāja1 Swāmi. – Wymów ostatnią sylabę drugiego słowa wysokim tonem, bracie, na modłę Hryszikeś. Jesteśmy na statku od siedmiu dni i codziennie myślę, żeby napisać ci coś o naszym trybie życia, a także o wielu materiałach, które mi przesłałeś, ale na przeszkodzie stoi charakterystyczny letarg Bengalczyka, który uniemożliwia wszystko. Na pierwszym miejscu jest bezczynność; codziennie myślę o napisaniu – jak to się nazywa – pamiętnika, ale potem, z powodu różnych zajęć, zostaje on przełożony na niekończące się „jutro” i nie postępuje ani o milimetr. Po drugie, w ogóle nie pamiętam dat itp.; musisz wyświadczyć mi przysługę i sam je zapełnić. A poza tym, jeśli będziesz bardzo hojny, możesz pomyśleć, że podobnie jak wielki wielbiciel Hanuman, nie mogę pamiętać dat i innych drobnostek – z powodu obecności Pana w sercu. Ale rzeczywista prawda jest taka, że jest to spowodowane moją głupotą i lenistwem. Co za bezsens! Jakie może być porównanie pomiędzy „dynastią słoneczną”2 – przepraszam – pomiędzy Hanumanem z jego całym sercem oddanym Śri Rāmie, koronie Dynastii Słonecznej, i mną, najniższego z najniższych! Ale potem jednym susem przekroczył ocean rozciągający się na sto Jodźana, podczas gdy my przekraczamy go zamknięci w drewnianym domu, że tak powiem, rozbijani z jednej i drugiej strony i jakoś utrzymując się na nogach za pomocą słupów i filarów. Ale jest jeden punkt przewagi po naszej stronie, ponieważ po dotarciu do Lankā miał on błogosławiony widok Rākszasów i Rākszasic, podczas gdy my płyniemy z nimi w towarzystwie. W czasie kolacji błyski stu noży i brzęk stu widelców przeraziły brata T__ (Turijanandę) do szaleństwa. Co jakiś czas zaczynał, żeby sąsiadka o kasztanowych włosach i szarych, kocich oczach przez nieuwagę nie wbiła mu noża w ciało, tym bardziej, że jest dość smukły i gruby. Pytam, czy Hanuman miał chorobę morską podczas przeprawy przez morze? Czy starożytne księgi mówią coś na ten temat? Wszyscy jesteście oczytanymi ludźmi, biegłymi w Ramajanie i innych pismach świętych, więc możecie rozstrzygnąć tę kwestię. Jednak nasze współczesne władze milczą w tej kwestii. Być może nie; ale fakt, że wszedł w czyjeś szczęki, budzi wątpliwości. Brat T__ jest również zdania, że gdy dziób statku nagle podnosi się w stronę nieba, jakby naradzając się z królem bogów, a zaraz potem zanurza się na dnie oceanu, jakby chciał przebić króla Wali, rezydującego w zaświatach – czuje wtedy, że połykają go czyjeś straszne i szeroko rozwarte szczęki.
Przepraszam, powierzyłeś swoją pracę miłemu człowiekowi! Jestem ci winien opis siedmiodniowej podróży morskiej, pełen poezji i zainteresowania, napisany eleganckim, retorycznym stylem, ale zamiast tego mówię na chybił trafił. Ale faktem jest, że skoro przez całe życie starałem się zjeść orzech Brahmana po wyrzuceniu skorupy Maji, jak teraz nagle zdobędę moc doceniania piękna natury? Przez całe życie podróżowałem po całych Indiach, „od Waranasi do Kaszmiru, a stamtąd do Khorasan i Gudźarat (Tulsidās)”. Ile wzgórz i rzek, gór i źródeł, dolin i kotlin, ile przepasanych chmurami szczytów pokrytych wiecznym śniegiem i ilu oceanów wzburzonych, ryczących i pieniących się, nie widziałem, nie słyszałem i nie przekroczyłem! Ale siedzenie na obskurnym drewnianym łóżku w ciemnym pokoju na parterze, wymagające w dzień zapalania lampy, ze ścianami ubarwionymi plamą przeżutych liści betel i hałaśliwymi od pisku i łaskotania szczurów i kretów i jaszczurek, przy głównej ulicy, rozbrzmiewającej stukotem dorożek i tramwajów, przyćmionej tumanami kurzu – w tak poetyckim otoczeniu obrazy Himalajów, oceanów, łąk, pustyń itp., które stworzył ten poeta Śjamaćaran, zaciągając się znajomą fajką wodną, z taką realistyczną precyzją rysował ku chwale Bengalczyków – próżno próbować ich naśladować! Śjamaćaran w dzieciństwie wybrał się dla odmiany do górskiej części kraju, gdzie woda tak pobudza funkcje trawienne, że jeśli wypijesz jej szklankę nawet po bardzo obfitym posiłku, każdy jego kawałek zostanie strawiony i poczujesz, że znowu jesteś głodny. To tutaj intuicyjny geniusz Śjamaćarana dostrzegł wzniosłe i piękne aspekty natury. Ale jest jedna mucha w garnku – mówią, że peregrynacje Śjamaćarana sięgały aż do Burdwan (w Bengalu) i nie dalej!
Ale na Twoją gorącą prośbę, a także aby udowodnić, że i ja nie jestem całkowicie pozbawiony instynktu poetyckiego, biorę się za to zadanie z imieniem Boga, a Ty także bądź całą uwagą.
Żaden statek zazwyczaj nie opuszcza portu w nocy – szczególnie z portu handlowego, takiego jak Kalkuta, i na rzece, takiej jak Hooghly lub Ganga. Dopóki statek nie dopłynie do morza, za jego stery odpowiada sternik, który pełni rolę kapitana i to on wydaje rozkazy. Jego obowiązki kończą się albo pilotowaniem statku do morza, albo, jeśli jest to statek wpływający, od ujścia morza do portu. W stronę ujścia Hooghly czyhają dwa wielkie niebezpieczeństwa – po pierwsze, ławice James i Mary w pobliżu Budge-Budge, a po drugie, piaszczysta ławica w pobliżu wejścia do Diamond Harbour. Tylko podczas przypływu i w ciągu dnia sternik może bardzo ostrożnie sterować swoim statkiem i w żadnym innym stanie; w rezultacie wydostanie się z Hooghly zajęło nam dwa dni.
Czy pamiętasz Gangę w Hryszikeś? Ta przejrzysta, niebieskawa woda – w której można policzyć płetwy ryb pięć metrów pod powierzchnią – ta cudownie słodka, lodowato zimna „czarująca woda Gangi (z hymnu Walmiki)” i ten cudowny dźwięk „Hara, Hara” płynącej wody i echo „Hara, Hara” dochodzące z sąsiednich górskich wodospadów? Czy pamiętasz życie w lesie, żebranie Mādhukari (co oznacza zbieranie od drzwi do drzwi, w małych kawałkach) o jałmużnę, jedzenie na małych skalnych wyspach w korycie Gangesu, obfite picie tej wody dłońmi i nieustraszone wędrowanie ryb dookoła w poszukiwaniu okruchów chleba? Pamiętasz tę miłość do wody Gangesu, tę chwałę Gangi, dotyk jej wody, który sprawia, że umysł staje się beznamiętny, tę Gangę przepływającą przez Himalaje, przez Śrinagar, Tehri, Uttarkasi i Gangotri – niektórzy z was widzieli nawet źródło z Gangi! Ale jest pewna niezapomniana fascynacja naszą Gangą w Kalkucie, błotnistą i białawą – jakby od kontaktu z ciałem Śiwy – i niosącą na łonie wielką liczbę statków. Czy to tylko patriotyzm, czy wrażenia z dzieciństwa? – Kto wie? Cóż za wspaniała relacja łączy matkę Gangę z Hindusami? Czy to tylko przesąd? Może. Spędzają życie z imieniem Ganga na ustach, umierają zanurzeni w wodach Gangi, ludzie z odległych miejsc zabierają ze sobą wodę Gangesu, przechowują ją starannie w miedzianych naczyniach i popijają jej krople w święta i na specjalne okazje. Królowie i książęta trzymają ją w słojach i po znacznych kosztach biorą wodę z Gangotri, aby wylać ją na głowę Śiwy w Rameśwaram! Hindusi odwiedzają zagraniczne kraje – Rangun, Jawę, Hongkong, Madagaskar, Suez, Aden, Maltę – i zabierają ze sobą wodę Gangesu i Gitę.
Gitā i święte wody Gangi stanowią Hinduizm Hindusów. Ostatnim razem, gdy jechałem na Zachód, też zabrałem ze sobą trochę tego napoju w obawie, że może być potrzebny, a gdy tylko nadarzyła się okazja, wypijałem jej kilka kropel. I za każdym razem, gdy piłem, pośród strumienia ludzkości, pośród zgiełku cywilizacji, w tym pośpiechu szalonych kroków milionów mężczyzn i kobiet na Zachodzie, umysł natychmiast uspokajał się i jakby nieruchomiał. Ten strumień ludzi, ta intensywna działalność Zachodu, to starcie i konkurencja na każdym kroku, te siedziby luksusu i niebiańskiego bogactwa – Paryż, Londyn, Nowy Jork, Berlin, Rzym – wszystko znikało i zwykłem słyszeć ten cudowny dźwięk „Hara, Hara”, widzieć ten samotny las na zboczach Himalajów i czuć szemrzącą niebiańską rzekę przepływającą przez serce, mózg i każdą tętnicę ciała i grzmiącą: „Hara, Hara, Hara!”
Widzę, że tym razem ty także wysłałeś Matkę Gangę do Madrasu. Ale, drogi bracie, w jakim dziwnym naczyniu umieściłeś Matkę! Brat T__ jest brahminem od dzieciństwa i wygląda „jak płonący ogień siłą swojej duchowości (Kumārasambhawam Kālidāsa)”. Dawniej jako Brahmin zwykł być pozdrawiany jako „Namo Brahmané”, a teraz jest to – och, co za wzniosłość! – „Namo Nārājanāja”, ponieważ jest Sannjāsinem. I być może z tego powodu Matka będąca pod jego opieką opuściła swoje miejsce w Kamandalu Brahmy i została zmuszona do wejścia do słoika! Tak czy inaczej, wstając późno w nocy z łóżka, stwierdziłem, że Matka widocznie nie mogła znieść przebywania w tym niewygodnym naczyniu i próbowała siłą się z niego wydostać. Pomyślałem, że to najbardziej niebezpieczne, bo gdyby Matka zdecydowała się odtworzyć tutaj poprzednie sceny ze swojego życia, takie jak przebicie Himalajów, zmycie wielkiego słonia Airāwata i zburzenie chaty mędrca Dźahnu, byłoby to straszna sprawa. Ofiarowałem Matce wiele modlitw i mówiłem do niej różnymi błagalnymi zwrotami: „Matko, poczekaj trochę, dotrzemy jutro do Madrasu, a tam będziesz mogła robić, co chcesz. Jest tam wiele osób o bardziej gruboskórnych głowach niż słonie – większość z nich z chatami jak Dźahnu – podczas gdy te na wpół ogolone, lśniące głowy z obfitymi kępkami włosów są prawie z kamienia, w porównaniu z którym nawet Himalaje byłyby miękkie jak masło. Możesz je łamać, ile chcesz! A teraz modlę się, poczekaj trochę.” Ale wszystkie moje prośby były daremne. Matka ich nie słuchała. Wtedy wpadłem na pewien plan i powiedziałem do niej: „Matko, spójrz na tych służących w turbanach, w kurtkach, chodzących tam i z powrotem po statku, to są Muzułmanie, prawdziwi, jedzący wołowinę Muzułmanie i ci, których widzisz poruszających się po statku zamiatają, sprzątają pokoje itp., to prawdziwi padlinożercy, uczniowie Lāl Beg; a jeśli mnie nie posłuchasz, zawołam ich i poproszę, aby cię dotknęli! Jeśli to nawet nie wystarczy, aby cię uciszyć, po prostu wyślę cię do domu twojego ojca; widzisz tam ten pokój, jeśli tam zostaniesz zamknięta, wrócisz do swojego pierwotnego stanu w Himalajach, wtedy cały twój niepokój ucichnie i pozostaniesz zamrożona w bryłę lodu.” To ją uciszyło. Tak jest wszędzie, nie tylko w przypadku bogów, ale także wśród ludzi – kiedykolwiek zdobywają wielbiciela, uzyskują nad nim nienależną przewagę.
Widzisz, jak znowu odszedłem od tematu i mówię na chybił trafił. Powiedziałem już na początku, że takie rzeczy nie są w moim stylu, ale jeśli ze mną wytrzymasz, spróbuję jeszcze raz.
We własnym narodzie jest pewne piękno, którego nie można znaleźć nigdzie indziej. Nawet mieszkańcy Raju nie mogą dorównać pod względem piękna naszym braciom i siostrom, synom i córkom, niezależnie od tego, jak bardzo byliby nieokrzesani. Ale jeśli nawet wędrując po Raju i widząc tamtejszych ludzi, stwierdzisz, że twoi ludzie wychodzą naprawdę piękni, to nie ma granic dla twojego zachwytu. Szczególne piękno kryje się także w naszym Bengalu, pokrytym niekończącymi się zielonymi połaciami trawy i niosącymi w formie girlandy tysiące rzek i strumieni. Trochę tego piękna można znaleźć w Malabar, a także w Kaszmirze. Czy w wodzie nie ma piękna? Kiedy wszędzie jest woda, a po liściach arum spływają ulewne deszcze, a kępy orzechów kokosowych i palm daktylowych pochylają lekko głowy pod tą ulewą, a dookoła słychać nieustanne rechotanie żab – czyż w takiej scenie nie ma piękna? A piękna brzegów naszej Gangi nie można docenić, jeśli nie wraca się z obcych krajów i nie wpływa się do rzeki u jej ujścia w Diamond Harbour. To błękitne, błękitne niebo, zawierające w swym łonie czarne chmury, a pod nimi białawe chmury ze złotymi frędzlami, pod którymi kępy orzechów kokosowych i palm daktylowych kręcą czubatymi głowami jak tysiąc ćowry,3 a pod nimi znów jest skupisko jasnych, głębokich, żółtawych, lekko ciemnych i innych odmian zieleni zmieszanych razem – są to drzewa mango, liczi, jeżyny i dynie, z obfitością liści i listowia, które całkowicie zakrywają pień, gałęzie i gałązki – podczas gdy blisko obok kępy bambusów miotane są na wietrze, a u podnóża wszystkiego leży ta trawa, przed której miękką i błyszczącą powierzchnią dywany Jarkandy, Persji i Turkistanu są prawie niczym – jak okiem sięgnąć ta zielona, zielona trawa, wyglądająca równo, jakby ktoś ją przystrzygł i przyciął i rozciągała się aż do brzegu rzeki – aż do brzegów, gdzie zanurzyły się łagodne fale Gangi i w zabawie napierają na nie, ziemia jest otoczona zieloną trawą, a tuż poniżej znajduje się święta woda Gangesu. A jeśli spojrzysz od horyzontu aż po zenit, zauważysz w jednej linii taką grę różnorodnych barw, taką mnogość odcieni tego samego koloru, jakiej nie widziałeś nigdzie indziej. Mówię, czy kiedykolwiek doświadczyliście fascynacji kolorami – tego rodzaju fascynacji, która sprawia, że ćmy umierają w płomieniach, a pszczoły umierają z głodu w więzieniu kwiatów? Mówię ci jedno – jeśli chcesz cieszyć się pięknem scenerii Gangesu, ciesz się nim do woli już teraz, bo już wkrótce cały jego wygląd ulegnie zmianie. W rękach handlarzy wyłudzających pieniądze wszystko zniknie. W miejsce tej zielonej trawy zostaną wybudowane cegielnie i wykopane doły pod cegielnie. Tam, gdzie teraz maleńkie falki Gangi bawią się trawą, tam będą zacumowane wyładowane jutą płaskie i te łodzie towarowe; i te różnorodne kolory orzechów kokosowych i palm, mango i liczi, błękit nieba, piękno chmur – tego będzie wam później zupełnie brakować; a zamiast tego znajdziesz otaczający dym węgla i stojące niczym duchy pośród tego dymu, na wpół wyraźne kominy fabryk!
Teraz nasz statek dopłynął do morza. Opis, który przeczytałeś w Raghuwamśam Kalidasy, opisujący wybrzeże „niebieskiego morza z lasami palmowymi i innymi drzewami” oraz „wyglądającego jak smukły rdzawy brzeg na oponie żelaznego koła” itp. – wcale nie jest taki dokładny i wierny. Przy całym szacunku dla wielkiego poety jestem przekonany, że nigdy w życiu nie widział on ani oceanu, ani Himalajów.4
Tutaj jest mieszanie się białych i czarnych wód, nieco przypominające zbieg Gangesu i Jamuny w Allahabadzie. Chociaż Mukti (wyzwolenie) może być rzadkie w większości miejsc, z pewnością występuje w „Hardwar, Allahabadzie i u ujściu Gangi”. Ale mówią, że to nie jest prawdziwe ujście rzeki. Jednakże pozwolę sobie w tym miejscu pozdrowić Pana, gdyż „On ma wszędzie swoje oczy, głowę i twarz (Gita, 13.13.)”.
Jak pięknie! Jak okiem sięgnąć, ciemnoniebieskie wody morza wznoszą się w spienione fale i tańczą rytmicznie do wiatru. Za nami leżą święte wody Gangesu, wybielone popiołem ciała Śiwy, jak czytamy w opisie: „Splątane loki Śiwy wybielone pianą Gangi (hymn Śankaraćarji.)”. Woda w Gangesie jest stosunkowo spokojna. Przed nami linia podziału wód. Tam kończy się biała woda. Teraz zaczynają się błękitne wody oceanu – przed, za i dookoła jest tylko błękitna, błękitna woda, która nieustannie rozbija się falami. Morze ma niebieskie włosy, jego ciało ma niebieską cerę i jego szata również jest niebieska. Czytamy w Puranach, że miliony Asurów ukryły się pod oceanem ze strachu przed bogami. Dziś nadeszła ich szansa, dziś Neptun jest ich sojusznikiem, a Aeolus stoi za nimi. Z okropnymi rykami i grzmiącymi okrzykami tańczą dziś straszliwy taniec wojenny na powierzchni oceanu, a spienione fale są ich ponurym śmiechem! Pośród tego zamieszania jest nasz statek, a na jego pokładzie, stąpając po pokładzie majestatycznymi krokami, mężczyźni i kobiety tego narodu, który rządzi światem otoczonym morzem, ubrani w urocze stroje, z cerą przypominającą promienie księżyca – wyglądający jak uosobienie samodzielności i pewności siebie, a rasom czarnym jawią się jako obrazy dumy i wyniosłości. W górze grzmot zachmurzonego monsunowego nieba, ze wszystkich stron taniec i ryk spienionych fal i ryk potężnych silników naszego statku, niwelujący potęgę morza – był to wielki zlepek dźwięków, których słuchałem zadziwiony, jak na wpół przytomny, gdy nagle, zagłuszając wszystkie te dźwięki, do moich uszu dobiegła głęboka i dźwięczna muzyka zmieszanych głosów męskich i żeńskich śpiewających chórem hymn narodowy „Rule Britannia, Britannia rządzi falami!” Zaskoczony rozejrzałem się i stwierdziłem, że statek mocno się kołysał, a brat T__, trzymając głowę rękami, walczył z atakiem choroby morskiej.
W drugiej klasie jest dwóch młodych Bengalczyków wyjeżdżających na studia na Zachód, których stan jest gorszy. Jeden z nich wygląda na tak przestraszonego, że byłby bardzo szczęśliwy mogąc pobiec prosto do domu, gdyby pozwolono mu wylądować. Ci dwaj chłopcy i my jesteśmy jedynymi Hindusami na statku – przedstawicielami współczesnych Indii. W ciągu dwóch dni, gdy statek przebywał w Gangesie, brat T__, zgodnie z tajnymi instrukcjami redaktora Udbodhan, zwykł mnie bardzo namawiać, abym szybko dokończył artykuł o „Współczesnych Indiach”. Ja również znalazłem dzisiaj okazję i zapytałem go: „Bracie, jak myślisz, jaki jest stan współczesnych Indii?” A on, rzucając spojrzenie na drugą klasę, a drugie na siebie, powiedział z westchnieniem: „Bardzo smutne, staje się bardzo pomieszane!”
Powodem, dla którego tak dużą wagę przywiązuje się do odnogi Gangi Hooghly, zamiast do większej, Padmā, jest według wielu fakt, że Hooghly była pierwotnym i głównym biegiem rzeki, a później rzeka zmieniła swój bieg i stworzył ujście przy Padmie. Podobnie obecne „Nullah Tolleya” reprezentuje starożytny bieg Gangi i jest znane jako „di-Ganga”. Kupiec żeglarski, bohater dzieła Kawikankana, udaje się tym kanałem w podróż na Cejlon. Dawniej Ganga była żeglowna dla dużych statków aż do Triweni. Starożytny port Saptagrām znajdował się niedaleko Triweni Ghat, nad rzeką Saraswati. Od najdawniejszych czasów Saptagram był głównym portem handlu zagranicznego Bengalu. Stopniowo ujście Saraswati zostało zamulone. W roku 1539 zamuliło się tak bardzo, że portugalscy osadnicy musieli zająć miejsce w dalszej części Gangesu, aby móc wypłynąć na niego swoimi statkami. Miejsce to rozwinęło się później w słynne miasto Hooghly. Od początku XVI wieku zarówno kupcy indyjscy, jak i zagraniczni odczuwali duży niepokój w związku z zamuleniem Gangi. Ale co z tego? Umiejętności inżynieryjne człowieka okazały się dotychczas nieskuteczne w walce ze stopniowym zamulaniem koryta rzeki, które trwa do dnia dzisiejszego. W 1666 roku francuski misjonarz pisze, że Ganga w pobliżu Suti została wówczas całkowicie zamulona. Holwell, znany z Czarnej Dziury, w drodze do Murszidabad był zmuszony skorzystać z małych wiejskich łódek ze względu na płytkość rzeki w Santipur. W 1797 roku kapitan Colebrook pisze, że latem łodzie wiejskie nie mogły pływać po rzekach Hooghly i Dźalangi. W latach 1822-1884 Hooghly była zamknięta dla całego ruchu łodziowego. Przez dwadzieścia cztery lata w tym okresie woda miała zaledwie dwie lub trzy stopy głębokości. W XVII wieku Holendrzy założyli osadę handlową w Ćinsura, milę poniżej Hooghly. Francuzi, którzy przybyli jeszcze później, założyli swoją osadę w Ćandernagore, jeszcze dalej w dół rzeki. W 1723 roku niemiecka firma Ostenda otworzyła fabrykę w Bankipore, pięć mil poniżej Ćandernagore, po drugiej stronie rzeki. W 1616 roku Duńczycy założyli fabrykę w Serampore, osiem mil poniżej Ćandernagore, a następnie Anglicy założyli miasto Kalkuta, położone dalej w dół rzeki. Żadne z powyższych miejsc nie jest obecnie dostępne dla statków, jedynie Kalkuta jest obecnie otwarta. Ale wszyscy boją się o jej przyszłość.
Jest jeden ciekawy powód, dla którego w Gangesie aż do poziomu Santipur pozostaje tak dużo wody, nawet latem. Kiedy przepływ wód powierzchniowych ustanie, duże ilości wody przesączającej się przez podłoże przedostają się do rzeki. Dno Gangi nawet teraz znajduje się znacznie poniżej poziomu lądu po obu stronach. Jeśli poziom koryta rzeki będzie stopniowo się podnosił w wyniku osiadania świeżej gleby, wtedy zaczną się kłopoty. Mówi się też o innym niebezpieczeństwie. Nawet w pobliżu Kalkuty, wskutek trzęsień ziemi lub innych przyczyn, rzeka czasami wysychała tak bardzo, że można było przez nią przejść. Mówi się, że taki stan rzeczy miał miejsce w roku 1770. Inna relacja podaje, że w czwartek 9 października 1734 roku, podczas odpływu w południe, rzeka całkowicie wyschła. Gdyby stało się to nieco później, podczas niepomyślnej ostatniej części dnia, pozostawię wam wyciągnięcie wniosków. Być może wtedy rzeka nie wróciłaby już do swojego koryta.
Jak dotąd, jeśli chodzi o górną część Hooghly; teraz w odniesieniu do części poniżej Kalkuty. Wielkimi niebezpieczeństwami, na które należy stawić czoła w tej części, są Ławice James i Mary. Dawniej rzeka Damodar uchodziła do Gangi trzydzieści mil nad Kalkutą, lecz obecnie, w wyniku osobliwych przemian czasu, ujście znajduje się ponad trzydzieści jeden mil na południe od niej. Około sześciu mil poniżej tego punktu Rupnarajan wlewa swoje wody do Gangesu. Faktem jest, że te dwa dopływy w szczęśliwym połączeniu wpadają do Gangi – ale jak pozbyć się tej ogromnej ilości błota? W rezultacie w korycie rzeki tworzą się duże łachy piasku, które stale zmieniają swoje położenie i czasami mają dość luźną, a czasami zwartą masę, powodując niekończący się strach. Prowadzone są dzienne i nocne sondowania głębokości rzeki, których pominięcie przez kilka dni przez nieostrożność oznaczałoby zniszczenie statków. Gdy tylko statek się z nimi zderzy, albo się wywróci, albo natychmiast zostanie przez nie pochłonięty! Odnotowano nawet przypadki, że w ciągu pół godziny od uderzenia dużego trójmasztowego statku w jeden z tych mielizn, cały statek zniknął w piasku, pozostawiając widoczny jedynie wierzchołek masztów. Te mielizny można słusznie uznać za ujście rzeki Damodar-Rupnarajan.5 Damodar nie jest teraz zadowolony z wiosek Santhal i połyka statki, parowce itp. jako sos dla urozmaicenia. W 1877 roku statek o nazwie „County of Sterling” z ładunkiem 1444 ton pszenicy z Kalkuty uderzył w jedną z tych straszliwych mielizn, a po ośmiu minutach nie pozostał po nim żaden ślad. W 1874 roku ten sam los w ciągu dwóch minut spotkał parowiec przewożący 2400 ton ładunku. Błogosławione niech będą Twoje usta, o Matko Gango! Pozdrawiam cię, że pozwoliłaś nam wyjść bez szwanku. Brat T__ mówi: „Panie, należy ofiarować Matce kozę w zamian za jej dobroć”. Odpowiedziałem: „Dokładnie tak, bracie, ale po co ofiarować tylko jeden dzień, a nie codziennie!” Następnego dnia brat T__ powrócił do tematu, ale ja milczałem. Następnego dnia w porze obiadowej wskazałem mu, w jakim stopniu postępuje ofiarowanie kóz. Brat wydawał się dość zdziwiony i zapytał: „Co masz na myśli? Tylko ty jesz”. Potem z wielkim trudem musiałem mu wyjaśnić, jak mówiono, że młodzieniec z Kalkuty odwiedził kiedyś dom swojego teścia w odległej wiosce daleko od Gangesu. Tam w porze kolacji zastał ludzi czekających z bębnami itp., a jego teściowa nalegała, aby przed zasiadaniem do kolacji wypił trochę mleka. Zięć uznał, że może to lokalny zwyczaj, którego lepiej będzie przestrzegać; ale gdy tylko wypił łyk mleka, dookoła zaczęły grać bębny, a teściowa ze łzami radości położyła mu rękę na głowie i pobłogosławiła go, mówiąc: „Synu mój, masz naprawdę wywiązałeś się dzisiaj z obowiązków syna; spójrz, masz w żołądku wodę z Gangi, bo mieszkasz na jej brzegach, a w mleku była sproszkowana kość twojego zmarłego teścia; dzięki twojemu czynowi jego kości dotarły do Gangi, a jego duch uzyskał wszystkie zasługi.” A więc był tu człowiek z Kalkuty, a na pokładzie statku było mnóstwo przetworów mięsnych i za każdym razem, gdy ktoś je jadł, ofiarowywano je matce Ganga. Zatem nie musi się tym wcale martwić. Brat T__ ma tak poważne usposobienie, że trudno było odkryć, jakie wrażenie wywarł na nim ten wykład.
Cóż za cudowna rzecz, statek! Morze, które z brzegu wygląda tak strasznie, w którego sercu niebo zdaje się schylać i spotykać, z którego łona słońce powoli wschodzi i w którym znowu tonie i którego najmniejszy grymas sprawia, że serce drży – to morze zostało zamienione statkami w autostradę, najtańszą ze wszystkich tras. Kto wynalazł statek? Nikt konkretny. To znaczy, jak wszystkie maszyny niezbędne człowiekowi – bez których nie mogą się obejść ani przez chwilę, a przez połączenie i dostosowanie, z których zbudowano wszelkiego rodzaju zakłady fabryczne – również i statek jest wynikiem wspólnej pracy. Weźmy na przykład koła; jakże są absolutnie niezbędne! Od skrzypiącego wozu zaprzężonego w woły po wóz Dźagannatha, od kołowrotka po zdumiewające maszyny w fabrykach – wszędzie koło ma zastosowanie. Kto wynalazł koło? Nikt konkretnie, czyli wszyscy razem. Człowiek prymitywny zwykł ścinać drzewa toporami, toczyć duże pnie po pochyłych płaszczyznach; stopniowo przycinano je do kształtu pełnych kół i stopniowo modne stały się nawy i szprychy współczesnego koła. Kto wie, ile milionów lat zajęło osiągnięcie tego? Ale w Indiach wszystkie kolejne etapy doskonalenia są zachowane. Niezależnie od tego, jak bardzo można je ulepszyć lub przekształcić, zawsze znajdą się ludzie, którzy zajmą niższe stopnie ewolucji, w wyniku czego cała seria zostanie zachowana. Najpierw uformowano instrument muzyczny ze sznurka przymocowanego do kawałka bambusa. Stopniowo zaczęto grać na smyczku z końskiego włosia i powstały pierwsze skrzypce; potem przechodził różne transformacje, z różnymi rodzajami strun i wnętrzności, a smyczek również przybierał różne formy i nazwy, aż w końcu powstała wysoce wykończona gitara, sarang itp. Ale mimo to, czy mahometańscy dorożkarze nawet teraz, z wytartym łukiem z końskiego włosia, nie grają na prymitywnym instrumencie wykonanym z bambusowej rury przymocowanej do glinianego garnka i nie śpiewają historii o Majwar Kahar tkającym swoją sieć rybacką? Jedź do prowincji centralnych, a zobaczysz, że nawet teraz po drogach toczą się solidne koła – chociaż świadczy to o tępym intelekcie ludzi, szczególnie w dzisiejszych czasach gumowych opon.
W bardzo starożytnych czasach, to znaczy w złotym wieku, kiedy zwyczajni ludzie byli tak szczerzy i prawdomówni, że nawet nie zakrywali ciała w obawie przed hipokryzją – żeby wygląd zewnętrzny nie różnił się od wewnętrznego – nie zawierali małżeństw, aby mogliby nabawić się egoizmu i odrzucając wszelkie idee rozróżnienia między meum i tuum, zawsze zwykli patrzeć na własność innych „jak na zwykłe grudki ziemi” w oparciu o pałki, kamienie itp.6 – w tych błogosławionych czasach, do pływania po wodzie, konstruowano czółna, tratwy i tak dalej, paląc wnętrze drzewa lub łącząc ze sobą kilka kłód drzew. Czy nie widziałeś katamaranów wzdłuż wybrzeża od Orisy do Kolombo? I musiałeś zauważyć, jak daleko w morze mogą zapłynąć tratwy. Tam masz podstawy budowy statków.
I ten statek żeglarzy ze Wschodniego Bengalu, wsiadając na który należy wezwać pięciu świętych patronów rzeki dla swojego bezpieczeństwa; wasza łódź domowa obsługiwana przez żeglarzy z Ćittagong, która nawet podczas lekkiej burzy sprawia, że sternicy deklarują niezdolność do kontrolowania steru, a wszyscy pasażerowie proszeni są o przyjęcie schronienia w imionach swoich bogów jako ostateczności; ta wielka łódź krajowa z parą fantastycznych mosiężnych oczu na dziobie, wiosłowana przez wioślarzy w pozycji stojącej; tej łodzi z podróży kupca Śrimanty,7 czyli łódź Gangasagar – ładnie zadaszona na górze, z podłogą z rozłupanych bambusów i mieszcząca w ładowni rzędy słojów wypełnionych wodą z Gangesu (która jest cudownie chłodna, przepraszam, odwiedzasz Gangasagar podczas ostrej zimy, a mroźny północny wiatr odstrasza ochotę na chłodzące napoje); i tę małą łódkę, która codziennie zabiera bengalskich Babu do ich biur i przywozi z powrotem do domu, a nadzorowana jest przez przewoźnika z Bally, bardzo doświadczonego i bardzo sprytnego – gdy tylko dostrzeże chmurę tak daleko jak Konnagar, natychmiast zabezpiecza on łódź! – przechodzą teraz w ręce silnych mężczyzn z Dźaunpur mówiących osobliwym dialektem, którym wasz Mahant Maharadź dla zabawy kazał złapać czaplę – którą żartobliwie nazwał „Bakāsur”,8 co ich zaskoczyło beznadziejnie i wyjąkali: „Prosimy, panie, skąd mamy wziąć tego demona? Jest to dla nas zagadką”; potem ta nieporęczna, wolno poruszająca się łódź (towarowa), zwana po bengalsku „Gādhā (osioł)”, która nigdy nie płynie prosto, ale zawsze na boki; i ten duży gatunek łodzi, jak szkuner, mający od jednego do trzech masztów, który importuje ładunki orzechów kokosowych, daktyli i suszonych ryb z Cejlonu, Malediwów czy Arabii; – te i wiele innych, których nie sposób wymienić, reprezentują dalszy rozwój w konstrukcji okrętów.
Sterowanie statkiem za pomocą żagli to wspaniałe odkrycie. Niezależnie od kierunku, w którym wieje wiatr, dzięki sprytnemu manewrowaniu żaglami statek z pewnością dotrze do celu. Ale potrzebuje więcej czasu, gdy wiatr jest przeciwny. Żaglowiec to najpiękniejszy widok, a z daleka wygląda jak wieloskrzydły wspaniały ptak schodzący z nieba. Żagle nie pozwalają jednak statkowi sterować na wprost i jeśli wiatr jest nieco przeciwny, musi obrać kurs zygzakowaty. Kiedy jednak panuje idealna cisza, statek jest bezradny i musi opuścić żagle i stać w miejscu. W regionach równikowych często zdarza się to nawet teraz. Obecnie żaglowce również zawierają bardzo mało drewna i są w większości wykonane z żelaza. O wiele trudniej jest być kapitanem lub marynarzem żaglowca niż na parowcu, a dobrym kapitanem na żaglowcu nie można być bez doświadczenia. Znać na każdym kroku kierunek wiatru i mieć się na baczności przed niebezpiecznymi miejscami, które znajdują się daleko przed nami – te dwie kwalifikacje są niezastąpione na żaglowcu, bardziej niż na parowcu. Parowiec jest w dużej mierze pod kontrolą człowieka – silniki można zatrzymać w jednej chwili. Można go skierować do przodu, do tyłu, na boki lub w dowolnym kierunku w bardzo krótkim czasie, ale żaglowiec jest zdany na łaskę wiatru. Zanim będzie można opuścić żagle lub obrócić ster, statek może uderzyć w brzeg, wpłynąć na skałę podwodną lub zderzyć się z innym statkiem. Obecnie żaglowce bardzo rzadko przewożą pasażerów, z wyjątkiem tragarzy. Zwykle przewożą ładunki, ale także gorsze rzeczy, takie jak sól itp. Małe żaglowce, takie jak szkuner, zajmują się handlem przybrzeżnym. Żaglowców nie stać na wynajęcie parowców do holowania ich wzdłuż Kanału Sueskiego i wydanie tysięcy rupii jako myta, aby w ciągu sześciu miesięcy mogły dopłynąć do Anglii, okrążając Afrykę.
Ze względu na te wszystkie wady żaglowców, działania wojenne na morzu były w przeszłości ryzykowne. Niewielka zmiana kierunku wiatru lub prądu oceanicznego decydowała o losie bitwy. Co więcej statki te, wykonane z drewna, często ulegały pożarom, które trzeba było gasić. Ich konstrukcja również była innego typu; jeden koniec był płaski i bardzo wysoki, z pięcioma lub sześcioma pokładami. Na najwyższym pokładzie, na tym końcu znajdowała się drewniana weranda, przed którą znajdował się pokój i biuro dowódcy, a po obu stronach kabiny oficerskie. Potem była duża otwarta przestrzeń, na jej drugim końcu znajdowało się kilka kabin. Dolne pokłady również miały podobne zadaszone sale, jedna pod drugą. Na najniższym pokładzie lub w ładowni znajdowały się jadalnie i sypialnie marynarzy itp. Po obu stronach każdego pokładu znajdowały się armaty, których lufy wystawały przez rzędy otworów w ścianach statków; a po obu stronach znajdowały się stosy kul armatnich (i worków z prochem w czasie wojny). Wszystkie pokłady tych starożytnych okrętów wojennych miały bardzo niskie dachy i podczas poruszania się trzeba było pochylać głowę. Następnie zabezpieczenie żołnierzy piechoty morskiej na potrzeby działań wojennych było kłopotliwe. Rząd wydał stały rozkaz werbowania ludzi siłą lub podstępem, gdziekolwiek się znajdowali. Synowie zostali brutalnie odebrani matkom, a mężowie żonom. Kiedy już zmuszono ich do wejścia na statek (czego być może ci biedacy nigdy w życiu nie zrobili), kazano im natychmiast wspiąć się na maszty! A jeśli ze strachu nie wykonali polecenia, byli biczowani. Niektórzy również ginęli w wyniku tej ciężkiej próby. To bogaci i wpływowi ludzie w kraju stworzyli te prawa, to oni przywłaszczyli sobie korzyści płynące z handlu, plądrowania lub podboju różnych krajów, a biedni ludzie mieli po prostu przelać krew i poświęcić swoje życie – jak to miało miejsce w całej historii świata! Teraz tych praw już nie ma, a nazwa Pressgang nie wywołuje już dreszczy w sercach chłopów i biedoty. Teraz jest to wolontariat, ale wielu młodocianych przestępców zamiast wtrącać do więzienia, szkoli się na marynarzy na okrętach wojennych.
Siła pary zrewolucjonizowała to wszystko, a żagle są obecnie niemal zbędną ozdobą statków. Są one teraz w bardzo niewielkim stopniu zależne od wiatrów, a ryzyko ze strony wichur i tym podobnych jest znacznie mniejsze. Statki muszą teraz tylko uważać, aby nie uderzyć w podwodne skały. A dzisiejsze okręty wojenne są zupełnie inne od tych z przeszłości. Po pierwsze, wcale nie wyglądają jak statki, ale raczej jak pływające żelazne fortece o różnych wymiarach. Liczba armat również została znacznie zmniejszona, ale w porównaniu z nowoczesnymi działami wieżowymi, te z przeszłości były dziecinnie proste. A jak szybkie są te okręty! Najmniejsze z nich to łodzie torpedowe; te, które są nieco większe, służą do przejmowania wrogich statków handlowych, a te większe są potężnymi narzędziami do rzeczywistej walki morskiej.
Podczas wojny domowej w Stanach Zjednoczonych partia Unionistów przymocowała rzędy żelaznych szyn do zewnętrznych ścian drewnianego statku, aby je zakryć. Uderzające w nie kule armatnie wroga zostały odparte, nie wyrządzając żadnej szkody statkowi. Następnie z reguły burty statku zaczęto pokrywać żelazem, aby wrogie kule nie mogły przedostać się przez drewno. Działo statku również zaczęło się udoskonalać – konstruowano coraz większe armaty, a prace związane z ich przemieszczaniem, ładowaniem i strzelaniem zaczęto wykonywać maszynowo, a nie ręcznie. Armatę, której nawet pięciuset ludzi nie jest w stanie poruszyć ani na cal, można teraz obrócić w pionie lub poziomie, załadować i wystrzelić za pomocą małego chłopca naciskającego przycisk, a wszystko to w ciągu sekundy! W miarę jak żelazna ściana statków zaczęła zyskiwać na grubości, zaczęto produkować także armaty o sile grzmotu. W dzisiejszych czasach okręt wojenny jest fortecą o ścianach ze stali, a działa są prawie jak sama Śmierć. Wystarczy jeden strzał, aby rozbić największy statek na kawałki. Ale ta „żelazna komnata dla nowożeńców” – o której ojcu Nakindara (w popularnej bengalskiej opowieści) nawet się nie śniło, a która zamiast stać na szczycie „wzgórza Sātāli” porusza się tańcem na siedemdziesięciu tysiącach fal przypominających góry, nawet ona śmiertelnie boi się torped! Torpeda to rura w kształcie cygara, która wystrzelona w kierunku obiektu przemieszcza się pod wodą jak ryba. Następnie w momencie uderzenia w obiekt zawarte w niej wysoce wybuchowe materiały eksplodują ze strasznym hałasem, a statek, pod którym to następuje, zostaje zredukowany do pierwotnego stanu, czyli częściowo na kawałki żelaza i drewna, a częściowo na dym i ogień! I nie widać żadnych śladów po ludziach, którzy zostali złapani w wyniku eksplozji torpedy – ta odrobina, która została znaleziona, jest prawie w stanie mielonego mięsa! Od czasu wynalezienia tych torped wojny morskie nie mogą trwać długo. Jedna lub dwie walki i następuje wielkie zwycięstwo lub całkowita porażka. Jednakże masowe straty ludzi obu stron w bitwie morskiej, o których ludzie mieli pojęcie przed wprowadzeniem tych okrętów wojennych, zostały w dużym stopniu zafałszowane przez fakty.
Jeśli część salwy kul wystrzelonych podczas walki polowej z dział i karabinów każdej wrogiej armii na przeciwnika trafi w cel, wówczas obie rywalizujące armie zostaną wybite w ciągu dwóch minut. Podobnie, gdyby tylko jeden z pięciuset strzałów wystrzelonych z pancernika w akcji trafi w cel, po obu stronach nie pozostałby żaden ślad. Ale cudem jest to, że w miarę jak poprawia się jakość broni palnej i karabinów, w miarę jak te drugie stają się lżejsze, a karabiny w ich lufach stają się cieńsze, w miarę zwiększania się zasięgu, mnożenia urządzeń do ładowania i zwiększania szybkostrzelności – tym bardziej wydają się chybiać celu! Uzbrojeni w staromodny muszkiet o niezwykle długiej lufie – który podczas strzelania musi być oparty na dwunożnym drewnianym stojaku i zapalany poprzez podpalenie i dmuchanie w niego – Barakhdźajowie i Afridi mogą strzelać z nieomylną precyzją, podczas gdy nowoczesny, wyszkolony żołnierz, wyposażony we współczesne karabiny maszynowe wystrzeliwuje 150 strzałów na minutę i służy to jedynie do podgrzania atmosfery! Maszyny w małych proporcjach są dobre, ale ich nadmiar zabija inicjatywę człowieka i czyni z niego martwą maszynę. Mężczyźni w fabrykach wykonują tę samą monotonną pracę, dzień po dniu, noc po nocy, rok po roku, a każda grupa mężczyzn wykonuje jedną specjalną pracę – na przykład kształtowanie główek szpilek, łączenie końców nici lub poruszanie się z krosnem do tyłu lub do przodu – przez całe życie. A rezultatem jest, że utrata tej wyjątkowej pracy oznacza dla nich śmierć – nie znajdują innego środka do życia i głodują. Wykonując rutynową pracę jak maszyna, człowiek staje się maszyną pozbawioną życia. Z tego powodu ktoś, kto przez całe życie pełni funkcję nauczyciela lub urzędnika, kończy zrobieniem z siebie ogromnego głupca.
Forma statków handlowych i pasażerskich jest innego rodzaju. Chociaż niektóre statki handlowe są tak skonstruowane, że w czasie wojny można je z łatwością wyposażyć w kilka dział i ścigać nieuzbrojone wrogie statki handlowe, za co otrzymują wynagrodzenie od swoich rządów, to jednak generalnie różnią się one znacznie od okrętów wojennych. Są to obecnie głównie statki parowe i na ogół tak duże i drogie, że rzadko są własnością osób prywatnych, ale firm. Wśród firm przewożących dla handlu indyjskiego i europejskiego najstarszą i najbogatszą jest firma P. & O., następnie firma B.I.S.N. i jest wiele innych. Wśród obcych narodowości najbardziej znane są Messageries Maritimes (francuska), austriacka Lloyd, niemiecka Lloyd i Rubattino Company (włoska). Spośród nich statki pasażerskie firmy P. & O. są powszechnie uważane za najbezpieczniejsze i najszybsze. A organizacja jedzenia w Messageries Maritimes jest doskonała.
Kiedy tym razem wyjeżdżaliśmy do Europy, dwie ostatnie firmy zaprzestały rezerwacji „rodzimych” pasażerów w obawie przed dżumą. Istnieje również prawo rządu indyjskiego, które stanowi, że żaden „rodowity” Hindus nie może wyjechać za granicę bez zaświadczenia z Urzędu ds. Emigracji, aby upewnić się, że nikt go nie namawia do wyjazdu za granicę w celu sprzedania go jako niewolnika lub wykorzystania go jako tragarza, ale że wyjeżdża z własnej woli. Należy okazać ten pisemny dokument, zanim zabiorą go na statek. Prawo to tak długo milczało wobec wyjazdów indyjskiej szlachty do obcych krajów. Teraz ze względu na epidemię dżumy zostało ono wznowione, aby Rząd mógł być poinformowany o każdym „tubylczym” wyjeździe. Cóż, w naszym kraju dużo słyszy się o jednych ludziach należących do szlachty, a o innych do niższych klas. Jednak w oczach rządu wszyscy są „tubylcami” bez wyjątku. Maharadźowie, Radźowie, Brahmini, Kszatrijowie, Waiśjowie, Śudrowie – wszyscy należą do jednej i tej samej klasy – „tubylców”. Prawo i test odnoszący się do tragarzy ma zastosowanie do wszystkich „tubylców” bez różnicy. Dzięki tobie, o Rządzie Angielski, dzięki Twojej łasce przynajmniej przez chwilę czuję się jednością z całym gronem „tubylców”. Jest to tym bardziej mile widziane, ponieważ to moje ciało, pochodzące z rodziny Kājastha, stało się celem ataków wielu grup. Obecnie słyszymy z ust ludzi wszystkich kast w Indiach, że wszyscy są pełnokrwistymi Aryjczykami – tyle, że istnieje między nimi różnica zdań co do dokładnego odsetka krwi aryjskiej w ich żyłach, niektórzy twierdzą, że mają pełną miarę tego, podczas gdy inni mogą mieć o jedną uncję mniej lub więcej – to wszystko. Ale wszyscy są zgodni co do tego, że wszystkie ich kasty przewyższają Kajastha! Mówi się także, że oni i rasa angielska należą do tego samego gatunku – że są dla siebie kuzynami-Niemcami i że nie są „tubylcami”. A oni przybyli do tego kraju z powodów humanitarnych, podobnie jak Anglicy. I że takie złe zwyczaje jak małżeństwa dzieci, poligamia, kult obrazów, sutti, system zenana i tak dalej, nie mają miejsca w ich religii – ale zostały one wprowadzone przez przodków Kajasthów i ludzi im podobnych. Ich religia również jest tego samego wzorca co religia angielska! A ich przodkowie wyglądali zupełnie jak Anglicy, tylko życie pod tropikalnym słońcem Indii sprawiło, że stali się czarni! A teraz wystąp ze swoimi pretensjami, jeśli się odważysz! „Wszyscy jesteście tubylcami” – mówi rząd. Wśród tej masy czerni nie można wyróżnić odcienia głębszego ani jaśniejszego. Rząd mówi: „Oni wszyscy są tubylcami”. Nie ma już sensu ubierać się na modę angielską. Wasze europejskie kapelusze itp. na niewiele wam się odtąd przydadzą. Jeśli zrzucisz całą winę na Hindusów i spróbujesz bratać się z Anglikami, czeka cię w ten sposób większa, a nie mniejsza ilość szturchańców i ciosów. Błogosławieństwa dla Ciebie, Rządzie Angielski! Stałeś się już ulubionym dzieckiem Fortuny; niech twój dobrobyt wzrasta coraz bardziej! Znów będziemy szczęśliwi mogąc założyć przepaskę na biodra i Dhoti – rodzimy strój. Dzięki waszej łasce będziemy nadal podróżować z jednego krańca kraju na drugi, z gołą głową i bosymi stopami i z całego serca będziemy jeść nasze zwyczajowe pożywienie, czyli ryż i dal, palcami, dokładnie na modę indyjską. Błogosławcie Pana! Niemal daliśmy się nabrać na anglo-indyjską modę i daliśmy się zwieść jej urokowi. Słyszeliśmy, jak mówiono, że gdy tylko porzucimy nasz rodzimy strój, rodzimą religię, rodzime maniery i zwyczaje, Anglicy wezmą nas na swoje ramiona i będą z nas traktować jak gwiazdy. I już mieliśmy to zrobić, gdy rozległ się cios bicza Anglika i stukot brytyjskich butów – i natychmiast ludzi ogarnęła panika i odwrócili się, żegnając angielskie obyczaje, chętni wyznać swe „tubylcze” narodziny.
„Angielskie style z takim trudem przez nas kopiowane,
Z mózgów naszych przez brytyjskie buty zostały wydeptane!”
Błogosławiony rząd angielski! Niech ich tron będzie mocny, a ich rządy trwałe. A ta mała tendencja, która we mnie pozostała do podążania drogą europejską, zniknęła dzięki Amerykanom. Bardzo niepokoiła mnie zarośnięta broda, ale gdy tylko zajrzałem do salonu fryzjerskiego, ktoś krzyknął: „To nie jest miejsce dla tak nędznie wyglądających ludzi jak ty”. Pomyślałem, że może ten mężczyzna, widząc mnie tak osobliwie ubranego w turban i płaszcz Gerua, był do mnie uprzedzony. Powinienem więc iść i kupić angielski płaszcz i kapelusz. Już miałem to zrobić, gdy na szczęście spotkałem amerykańskiego pana, który mi wyjaśnił, że znacznie lepiej jest, gdy jestem ubrany w mój płaszcz Gerua, bo teraz panowie nie będą mi mieli za złe, ale jeśli ubiorę się po europejsku, wszyscy mnie przegonią. Spotkałem się z takim samym traktowaniem w jednym czy dwóch innych salonach. Następnie zacząłem praktykować golenie własnymi rękami. Któregoś razu płonąłem z głodu, poszedłem do restauracji i poprosiłem o konkretną rzecz, na co mężczyzna odpowiedział: „Nie mamy tego w magazynie”. „Czemu, to jest tam.” „No cóż, mój dobry człowieku, mówiąc prostym językiem, oznacza to, że nie ma tu miejsca, w którym mógłbyś usiąść i zjeść posiłek”. „A dlaczego?” „Bo nikt nie będzie jadł z tobą przy jednym stole, gdyż zostanie wykluczony”. Potem Ameryka zaczęła mi się podobać, trochę jak mój własny, kastowy kraj. Precz z tymi różnicami w kolorze białym i czarnym oraz z tą subtelnością dotyczącą proporcji krwi aryjskiej wśród „tubylców”! Jakże niezręcznie jest, gdy niewolnicy nadmiernie dbają o rodowód! Był Dom (człowiek z kasty zamiataczy), który zwykł mawiać: „Nigdzie na świecie nie znajdziesz kasty wyższej od naszej. Musisz wiedzieć, że jesteśmy Dom-m-m!” Ale czy widzisz w tym śmieszność? Ekscesy związane z różnicami kastowymi występują najczęściej wśród ludów najmniej szanowanych wśród ludzkości.
Parowce są na ogół znacznie większe niż żaglowce. Parowce pływające po Atlantyku są tylko o połowę mniejsze od „Golcondy”.9 Statek, na którym przepłynąłem Pacyfik z Japonii, również był bardzo duży. W centrum największych statków znajdują się przedziały pierwszej klasy z otwartą przestrzenią po obu stronach; potem pojawia się druga klasa, której po obu stronach towarzyszy „sterownia”. Na jednym końcu znajdują się kwatery marynarzy i służby. Sterownie odpowiada trzeciej klasie, w której podróżują jako pasażerowie bardzo biedni ludzie, jak na przykład ci, którzy emigrują do Ameryki, Australii itp. Pokoje dla nich są bardzo małe, a jedzenie serwowane jest nie na stołach, ale z ręki do ręki. Statki kursujące między Anglią a Indiami nie mają sterowni, zabierają jednak pasażerów na pokład. Otwarta przestrzeń pomiędzy klasami pierwszą i drugą wykorzystywana jest przez nich do siedzenia lub spania. Nie zauważyłem jednak ani jednego pasażera pokładowego udającego się w długą podróż. Dopiero w 1893 roku, w drodze do Chin, spotkałem kilku Chińczyków udających się jako pasażerowie pokładowi z Bombaju do Hongkongu.
Podczas sztormowej pogody pasażerowie pokładowi odczuwają duże niedogodności, również w pewnym stopniu w portach, kiedy ładunek jest rozładowywany. Z wyjątkiem pokładu huraganowego, który znajduje się na samej górze, na wszystkich pozostałych pokładach znajduje się kwadratowy otwór, przez który ładuje się i rozładowuje ładunek, co czasami sprawia pasażerom pokładu pewne kłopoty. Poza tym bardzo przyjemnie jest nocą na pokładzie od Kalkuty do Suezu, a latem także w Europie. Kiedy pasażerowie pierwszej i drugiej klasy mają się roztopić w umeblowanych przedziałach z powodu nadmiernego upału, pokład jest w porównaniu z tym niemal rajem. Druga klasa na statkach tego typu jest bardzo niewygodna. Jedynie na statkach nowo powstałej niemieckiej kompanii Lloyd, kursujących pomiędzy Bergen w Niemczech i Australii, warunki drugiej klasy są doskonałe; kabiny są nawet na pokładzie huraganowym, a wyżywienie jest prawie porównywalne z tym, jakie oferuje pierwsza klasa na „Golcondzie”. Linia ta dotyka po drodze Kolombo.
Na „Golcondzie” znajdują się tylko dwie kabiny na pokładzie huraganowym, po jednej z każdej strony; jedna jest dla lekarza, a druga została przydzielona nam. Jednak z powodu nadmiernego upału musieliśmy schronić się na dolnym pokładzie, gdyż nasza kabina znajdowała się tuż nad maszynownią statku. Chociaż statek jest wykonany z żelaza, kabiny pasażerskie są wykonane z drewna. Wzdłuż górnej i dolnej części drewnianych ścian znajduje się wiele otworów, umożliwiających swobodny przepływ powietrza. Ściany pomalowane są farbą w kolorze kości słoniowej, która kosztuje prawie 25 funtów za pokój. Na podłodze leży mały dywan, a do jednej ze ścian przymocowane są dwie ramy przypominające nieco żelazne łóżka bez nóg, jedno nad drugim. Podobnie na przeciwległej ścianie. Naprzeciwko wejścia znajduje się umywalka, nad którą znajduje się lustro, dwie butelki i dwa kubki na wodę pitną. Do boków każdego łóżka przymocowana jest siatka w mosiężnych ramach, którą można przymocować do ściany i ponownie opuścić. Pasażerowie umieszczają w niej zegarek i inne ważne rzeczy osobiste przed udaniem się na spoczynek. Poniżej dolnego łóżka znajduje się miejsce na przechowywanie kufrów i toreb. Aranżacje drugiej klasy utrzymane są na podobnym planie, jedynie przestrzeń jest węższa, a meble gorszej jakości. Branża spedycyjna jest niemal monopolem Anglików. Dlatego też na statkach zbudowanych przez inne narody, wyżywienie i regulacja czasu muszą być dokonywane na wzór angielski, aby dostosować się do dużej liczby angielskich pasażerów na nich. Istnieją ogromne różnice między Anglią, Francją, Niemcami i Rosją, jeśli chodzi o żywność i czas. Podobnie jak w naszym kraju, istnieją ogromne różnice między Bengalem, północnymi Indiami, krajem Mahratta i Gudźarat. Ale na statkach te różnice są bardzo słabo widoczne, bo tam, dzięki większości pasażerów anglojęzycznych, wszystko jest kształtowane na modłę angielską.
Kapitan jest najwyższą władzą na statku. Dawniej Kapitan rządził na statku na pełnym morzu, karząc przestępców, wieszając piratów i tak dalej. Teraz nie posuwa się tak daleko, ale na pokładzie statku jego słowo jest prawem. Pod nim stoi czterech oficerów (w języku indyjskim malimów). Potem przychodzi czterech lub pięciu inżynierów, główny inżynier ma równą rangę z oficerem i otrzymuje jedzenie pierwszej klasy. Jest też czterech lub pięciu sterników (sukani, w języku indyjskim), którzy na zmianę trzymają ster – to także Europejczycy. Pozostali, czyli służba, marynarze i górnicy, to wszyscy Hindusi i wszyscy są Muzułmanami; hinduskich marynarzy widziałem tylko po stronie Bombaju, na statkach P.&O. Służba i marynarze pochodzą z Kalkuty, podczas gdy węglarze pochodzą z Bengalu Wschodniego; kucharze również są katolickimi Chrześcijanami ze wschodniego Bengalu. Oprócz tego jest czterech zamiataczy, których zadaniem jest usuwanie brudnej wody z pomieszczeń, przygotowywanie kąpieli oraz utrzymywanie latryn itp. w czystości i porządku. Słudzy i laskarzy muzułmańscy nie spożywają jedzenia przygotowanego przez Chrześcijan; poza tym na statku codziennie pojawiają się przetwory z szynki lub boczku. Ale udaje im się zapewnić sobie jakąś prywatność. Nie mają nic przeciwko przyjmowaniu chleba przygotowanego w kuchni okrętowej, a słudzy z Kalkuty, którzy otrzymali „nowe światło” cywilizacji, nie przestrzegają żadnych ograniczeń w sprawach żywnościowych. Są trzy mesy dla ludzi, jedna dla służby, jedna dla marynarzy i jedna dla węglarzy. Firma zapewnia do każdej mesy kucharza i służącego; w każdej mesie jest wydzielone miejsce do gotowania. Kilku hinduskich pasażerów płynęło z Kalkuty do Kolombo i zwykli gotować w jednej z tych kuchni, gdy służba kończyła pracę. Służba sama czerpie wodę pitną. Na każdym pokładzie dwie pompy są przymocowane do ściany, po jednej z każdej strony; jedna przeznaczona jest na słodką, a druga na słoną wodę, i stamtąd Muzułmanie czerpią słodką wodę na własny użytek. Hindusi, którzy nie mają nic przeciwko pobieraniu wody z rur, mogą z łatwością udać się tymi statkami do Anglii i gdzie indziej, przestrzegając całej swojej ortodoksji w sprawach jedzenia i picia. Mogą mieć kuchnię i wodę pitną wolną od jakiegokolwiek dotyku, a nawet wody do mycia nie musi dotykać nikt inny; wszelkiego rodzaju żywność, taka jak ryż, rośliny strączkowe, warzywa, ryby, mięso, mleko i ghee, są dostępne na statku, zwłaszcza na tych statkach, na których zatrudnia się głównie Hindusów, którym codziennie dostarcza się ryż, rośliny strączkowe, rzodkiew, kapustę i ziemniaki itp. Jedyną rzeczą niezbędną są pieniądze. Mając pieniądze, możesz działać wszędzie sam, zachowując pełną ortodoksję.
Ci bengalscy służący są obecnie zatrudnieni na prawie wszystkich statkach pływających między Kalkutą a Europą. Stopniowo tworzą klasę sami w sobie. Tworzą również kilka terminów żeglarskich; na przykład kapitan nazywany jest bariwallah (właściciel); oficer malim; maszt „dôl”; żagiel sarh; obniżyć aria; podnosić habiś (dźwigać) itp.
Laskarowie (marynarze indyjscy) i węglarze mają przywódcę zwanego serang, pod którym znajduje się dwóch lub trzech tindal, a pod nimi znajdują się laskarowie i węglarze.
Głową khansama czyli „chłopców”, jest kamerdyner, nad którym stoi europejski steward. Laskarowie myją i oczyszczają statek, rzucają lub zwijają kable, ustawiają lub podnoszą łodzie, wciągają lub zwijają żagle (choć to ostatnie jest rzadkim zjawiskiem na statkach parowych) i wykonują podobny rodzaj pracy. Serang i Tindal zawsze są w ruchu obserwując ich i pomagając w ich pracy. Węglarze podtrzymują ogień w maszynowni; ich obowiązkiem jest walka z ogniem dniem i nocą oraz utrzymywanie silników w czystości i porządku. Utrzymanie tego wspaniałego silnika i wszystkich jego części w czystości i porządku nie jest łatwym zadaniem. Serang i jego asystent (lub „Brat” w żargonie laskarów) pochodzą z Kalkuty i mówią po bengalsku; wyglądają na dżentelmenów i potrafią czytać i pisać, czego nauczyli się w szkole; mówią też w miarę po angielsku. Serang ma trzynastoletniego syna, który jest sługą Kapitana i czeka u jego drzwi jako ordynans. Widząc tych bengalskich laskarów, węglarzy, służbę i chłopców przy pracy, uczucie rozpaczy w stosunku do moich rodaków znacznie osłabło. Jak powoli rozwijają swoją męskość, mają silną budowę ciała – jak nieustraszeni, a jednocześnie posłuszni! Ta krępująca i pochlebcza postawa, typowa dla „tubylców”, której nawet zamiatacze nie posiadają – co za przemiana!
Indyjscy laskarowie wykonują świetną robotę bez szemrania i zarabiają jedną czwartą pensji europejskiego marynarza. Przyniosło to niezadowolenie wśród wielu mieszkańców Anglii, zwłaszcza że wielu Europejczyków traci w ten sposób możliwość zarobku. Czasami sieją oni ferment. Nie mając nic innego do powiedzenia przeciwko laskarom – laskarzy są bowiem w pracy mądrzejsi od Europejczyków – narzekają tylko, że podczas złej pogody, gdy statek jest w niebezpieczeństwie, tracą całą odwagę. Mój Boże! W rzeczywistych okolicznościach to zniesławienie okazuje się bezpodstawne. W chwilach zagrożenia europejscy marynarze swobodnie upijają się ze strachu, stając się głupimi i bezużytecznymi. Indyjscy marynarze nigdy w życiu nie wypili ani kropli alkoholu i jak dotąd żaden z nich nie okazał tchórzostwa w czasach wielkiego zagrożenia. Czy indyjski żołnierz okazuje tchórzostwo na polu bitwy? Nie, ale muszą mieć przywódców. Mój angielski przyjaciel, generał Strong, był w Indiach podczas Buntu Sepojów. Opowiadał o tym wiele historii. Któregoś dnia w trakcie rozmowy zapytałem go, jak to się stało, że sepojowie, którzy mieli do dyspozycji dość broni, amunicji i prowiantu, a jednocześnie będąc wyszkolonymi weteranami, ponieśli taką porażkę. Odpowiedział, że ich przywódcy zamiast posuwać się naprzód, jedynie z bezpiecznego miejsca z tyłu krzyczeli: „Walczcie dalej, odważni chłopcy” i tak dalej; ale jeśli dowódca nie pójdzie dalej i nie stanie w obliczu śmierci, szeregowi żołnierze nigdy nie będą walczyć z sercem. W każdym oddziale jest tak samo. „Kapitan musi poświęcić głowę” – mówią. Jeśli potrafisz oddać życie dla jakiejś sprawy, dopiero wtedy możesz być przywódcą. Ale wszyscy chcemy być liderami bez konieczności ponoszenia niezbędnych poświęceń. Wynik jest zerowy – nikt nas nie słucha!
Bez względu na to, jak bardzo będziecie chwalić się swoim pochodzeniem od aryjskich przodków i dzień i noc wyśpiewywać chwałę starożytnych Indii i jakkolwiek dumnie będziecie dumni ze swoich narodzin, wy, wyższe klasy Indii, czy sądzicie, że żyjecie? Jesteście tylko mumiami, które mają dziesięć tysięcy lat! To właśnie wśród tych, którymi wasi przodkowie pogardzali jako „chodzącą padliną”, można znaleźć w Indiach odrobinę żywotności; i to wy jesteście prawdziwymi „chodzącymi trupami”. Wasze domy, wasze meble wyglądają jak okazy muzealne, są tak martwe i przestarzałe; a nawet naoczny świadek waszych manier i zwyczajów, waszych ruchów i trybu życia, jest skłonny sądzić, że słucha opowieści babci! Kiedy nawet po osobistej znajomości z wami wraca się do domu, wydaje się, że odwiedziło się obrazy w galerii sztuki! W tym świecie Maji jesteście prawdziwymi iluzjami, tajemnicą, prawdziwym mirażem na pustyni, wy, wyższe klasy Indii! Reprezentujecie czas przeszły ze wszystkimi jego odmianami pomieszanymi w jedno. Ten, który nadal was widzi, jest niczym innym jak koszmarem wywołanym niestrawnością. Jesteś pustką, niematerialnymi bytami przyszłości. Mieszkańcy krainy snów, dlaczego dłużej się włóczycie? Jesteście bezcielesnymi i bezkrwawymi szkieletami martwych ciał Minionych Indii, dlaczego szybko nie zamienicie się w pył i nie znikniecie w powietrzu? Tak, na waszych kościstych palcach znajdują się bezcenne pierścienie z klejnotami, cenne dla waszych przodków, a w objęciach twoich śmierdzących zwłok zachowało się wiele starożytnych skrzyń ze skarbami. Do tej pory nie mieliście okazji ich przekazać. Teraz, pod rządami brytyjskimi, w czasach bezpłatnej edukacji i oświecenia, przekażcie je swoim spadkobiercom, zróbcie to tak szybko, jak tylko możecie. Łączycie się z pustką i znikacie, a na waszym miejscu niech powstaną Nowe Indie. Niech powstanie – z chaty chłopa, trzymającego pług; z chat rybaka, szewca i zamiatacza. Niech wyskoczy ze sklepu spożywczego, spod pieca sprzedawcy placków. Niech pochodzi z fabryki, z targów i z targowisk. Niech wyjdzie z gajów i lasów, ze wzgórz i gór. Ci zwykli ludzie cierpieli ucisk przez tysiące lat – znosili to bez szemrania i dzięki temu zyskali wspaniały hart ducha. Cierpieli wieczną nędzę, która dodała im niezachwianej żywotności. Żywiąc się garścią zboża mogą wstrząsnąć światem; dajcie im tylko pół kawałka chleba, a cały świat nie będzie wystarczająco duży, aby pomieścić ich energię; są obdarzeni niewyczerpaną żywotnością Raktabidźa.10 A poza tym mają cudowną siłę, która wynika z czystego i moralnego życia, czego nie można znaleźć nigdzie indziej na świecie. Taki spokój, takie zadowolenie, taką miłość, taką moc cichej i nieustannej pracy i taką manifestację lwiej siły w chwilach działania – gdzie indziej można to znaleźć! Szkielety przeszłości, tam, przed wami, są wasi następcy, przyszłe Indie. Rzućcie między nie te swoje skrzynie ze skarbami i te wysadzane klejnotami pierścienie tak szybko, jak to możliwe; a wy rozpłyńcie się w powietrzu i niech was więcej nie będzie widać – tylko miejcie uszy otwarte. Gdy tylko znikniecie, usłyszycie inauguracyjny krzyk renesansowych Indii, rozbrzmiewający głosem miliona grzmotów i rozbrzmiewający w całym wszechświecie: „Wah Guru Ki Fateh” – zwycięstwo Guru!
Nasz statek znajduje się teraz w Zatoce Bengalskiej, która według doniesień jest bardzo głęboka. Ta niewielka część, która była płytka, została zamulona przez Gangę, która rozdrobniła Himalaje i zalała prowincje północno-zachodnie (Uttar Pradeś). Ten region aluwialny to nasz Bengal. Nic nie wskazuje na to, aby Bengal sięgał dalej poza Sunderbany. Niektórzy twierdzą, że Sunderbany były dawniej siedzibą wielu wiosek i miasteczek i były regionem na wzniesieniu. Ale wielu nie przyznaje się do tego teraz. Jednak Sunderbany i północna część Zatoki Bengalskiej były sceną wielu wydarzeń historycznych. Były tam spotkania portugalskich piratów; król Arakanu wielokrotnie podejmował próby zajęcia tego regionu i tutaj także przedstawiciel cesarza Mogołów starał się ze wszystkich sił ukarać portugalskich piratów na czele z Gonzalezem; i często było to miejsce wielu walk pomiędzy Chrześcijanami, Mogulami, Mogami i Bengalczykami.
Zatoka Bengalska jest z natury nierówna, a na dodatek jest pora monsunowa, więc nasz statek ciężko się kołysze. Ale to dopiero początek i nie wiadomo, co będzie dalej, gdy płyniemy do Madrasu. Większa część południowych Indii należy obecnie do prezydencji Madrasu. Co kryje się w samym kawałku ziemi? Nawet pustynia zamienia się w niebo, gdy trafia pod opiekę szczęśliwego właściciela. Nieznana drobna wioska Madras, dawniej zwana Ćinnapattanam lub Madraspattanam, została sprzedana przez Radźa Ćandragiri kompanii kupców. Następnie Anglicy mieli swój główny handel na Jawie, a Bantam było centrum angielskiego handlu azjatyckiego. Madras i inne angielskie osady handlowe w Indiach znajdowały się pod kontrolą Bantam. Gdzie jest teraz to Bantam? I jaki rozwój dokonał Madras! Nie jest całą prawdą stwierdzenie, że szczęście sprzyja przedsiębiorczemu; za nimi musi kryć się siła pochodząca od Boskiej Matki. Ale przyznaję też, że to przedsiębiorczym ludziom Matka dodaje siły.
Madras przypomina typową prowincję południowych Indii; chociaż nawet w Dźagannath Ghat w Kalkucie można rzucić okiem na południe, widząc Brahmina z Orissa z jego krótko ogoloną głową i kępkami włosów, z różnie pomalowanym czołem i w zawiniętych pantoflach, do których mogą wejść tylko palce u nóg; ten nos podrażniony tabaką i ten zwyczaj pokrywania ciał swoich dzieci odciskami pasty sandałowej. Brahmin z Gudźarat, kruczoczarny Brahmin z Maharasztry i wyjątkowo jasny Brahmin z kwadratową głową o kocich oczach z Konkan – choć wszyscy ubierają się w ten sam sposób i wszyscy są znani jako Dekkanie, to jednak typowego południowego Brahmina można znaleźć w Madrasie. To czoło pokryte rozległym znakiem kastowym odłamu Ramanudźa – które dla niewtajemniczonych nie wygląda wcale wzniośle (i którego imitacja – znak kastowy sekty Ramanandy w północnych Indiach – jest wychwalana wieloma żartobliwymi rymami – i co całkowicie rzuca cień na panujący w Bengalu wśród przywódców sekty wisznuitów zwyczaj straszliwego piętna na całym ciele); ta mowa Telugu, Tamil i Malajalam, z której nie zrozumiesz ani jednej sylaby, nawet jeśli będziesz ją słyszeć przez sześć lat i w której występuje gra wszystkich możliwych odmian dźwięków „ja” i „d”; to jedzenie ryżu z „zupą dal z czarnego pieprzu” – której każdy kęs wywołuje dreszcz w sercu (tak ostry i tak kwaśny!); to dodawanie liści margosa, owsa itp. dla smaku, spożywanie „ryżu z twarogiem” itp., kąpiel z olejem sezamowym wcieranym w ciało i smażenie ryb na tym samym oleju – bez tego jak można sobie wyobrazić kraj południowy?
Ponownie, na Południu Hinduizm żyje w czasach rządów mahometańskich, a nawet przez jakiś czas przed nimi. To właśnie na Południu narodził się Śankaraćarja, wśród tej kasty, która nosi kępkę z przodu głowy i je żywność przygotowaną na oleju kokosowym: był to kraj, który zrodził Ramanudźa; był to także miejsce narodzin Madhwa Muni. Tylko im współczesny Hinduizm zawdzięcza swoją wierność. Waisznawowie z grupy Ćaitanja stanowią jedynie następców grupy Madhwa; religijni reformatorzy Północy, tacy jak Kabir, Dadu, Nanak i Ramsanehi, wszyscy są echem Śankaraćarji; tam znajdziesz uczniów Ramanudźa okupujących Ajodhję i inne miejsca. Ci Brahmini z Południa nie uznają Brahminów z Północy za prawdziwych Brahminów, ani nie przyjmują ich jako uczniów, a nawet do niedawna nie przyjmowali ich do Sannjasy. Mieszkańcy Madrasu nawet teraz zajmują główne siedziby religii. To właśnie na południu mieszkańcy północnych Indii ukrywali się wśród drzew i lasów, oddając swoje skarby, bóstwa domowe, żony i dzieci triumfalnemu okrzykowi bojowemu mahometańskich najeźdźców – zwierzchnictwo króla Widjānagara zostało ugruntowane jak nigdy dotąd. Na Południu ponownie narodził się wspaniały Sājanāćārja – którego siła ramion, pokonując Muzułmanów, utrzymała króla Bukkę na tronie, którego mądre rady zapewniły stabilność królestwu Widjānagara, którego polityka państwowa zapewniła trwały pokój i dobrobyt w Dekan, którego nadludzki geniusz i niezwykła pracowitość stworzyły komentarze do całych Wed – i produktem którego wspaniałego poświęcenia, wyrzeczenia i badań był traktat o Wedancie zatytułowany Panćadaśi – ten Sannjasin Widjāranja Muni lub Sajana11 urodził się na tej ziemi. Prezydencja Madrasu jest siedliskiem rasy tamilskiej, której cywilizacja była najstarsza i której gałąź, zwana Sumerami, w bardzo starożytnych czasach rozprzestrzeniła ogromną cywilizację nad brzegami Eufratu; której astrologia, wiedza religijna, moralność, obrzędy itp. stworzyły podstawy cywilizacji asyryjskiej i babilońskiej; i której mitologia była źródłem Biblii chrześcijańskiej. Inna gałąź tych Tamilów rozprzestrzeniła się od wybrzeża Malabaru i dała początek wspaniałej cywilizacji egipskiej, a Aryjczycy również są pod wieloma względami dłużnikami tej rasy. Ich kolosalne świątynie na południu głoszą triumf odłamów religijnych Wira Śaiwa i Wira Waisznawa. Wielka religia Waisznawa w Indiach również wywodzi się od tamilskiego pariasa – Śathakopa – „który był handlarzem wachlarzami, ale przez cały czas był Joginem”. A tamilscy Alwarowie, czyli bhaktowie, nadal cieszą się szacunkiem całej grupy Waisznawa. Nawet teraz studiowanie systemów Wedanty: Dwaita, Wiśisztādwaita i Adwaita jest kultywowane w południowych Indiach bardziej niż gdziekolwiek indziej. Nawet teraz pragnienie religii jest tu silniejsze niż gdziekolwiek indziej.
W nocy 24 czerwca nasz statek dotarł do Madrasu. Wstając rano z łóżka, stwierdziłem, że znaleźliśmy się w zamkniętej przestrzeni portu w Madrasie. W porcie woda była spokojna, ale na zewnątrz ryczały potężne fale, które od czasu do czasu uderzając w ścianę portu, wzbijały się w powietrze na wysokość piętnastu lub dwudziestu stóp i rozbijały masę piany. Z przodu znajdowała się dobrze znana ulica Strand Road w Madrasie. Dwóch europejskich inspektorów policji, Dźamadar z Madrasu i kilkunastu policjantów weszło na pokład naszego statku i z wielką uprzejmością powiedzieli mi, że „tubylcom” nie wolno lądować na brzegu, ale Europejczykom tak. „Tubylec”, kimkolwiek był, miał tak brudne nawyki, że istniało wszelkie ryzyko, że będzie roznosił zarazki; ale mieszkańcy Madrasu poprosili dla mnie o specjalne pozwolenie, które mogli uzyskać. Stopniowo przyjaciele Madrasu zaczęli w małych grupach zbliżać się do naszego statku na łodziach. Ponieważ wszelki kontakt był surowo zabroniony, mogliśmy rozmawiać tylko ze statku, zachowując odstęp. Na łodziach znalazłem wszystkich moich przyjaciół – Alasingę, Biligiri, Narasimaćary, Dr. Nandźunda Rao, Kidi i innych. Zaczęły napływać kosze pełne mango, bananów, orzechów kokosowych, gotowanego ryżu i twarogu oraz mnóstwo słodkich i solonych przysmaków itp. Stopniowo tłum gęstniał – wszędzie mężczyźni, kobiety i dzieci na łódkach. Zobaczyłem także pana Chamiera, mojego angielskiego przyjaciela, który przyjechał do Madrasu jako adwokat. Ramakrysznananda i Nirbhajananda odbyli kilka podróży w pobliże statku. Nalegali, żeby spędzić cały dzień na łodzi w palącym słońcu i musiałem zaprotestować aby zrezygnowali z tego pomysłu. A gdy wieść o tym, że nie pozwolono mi wylądować dotarła za granicę, tłum łodzi zaczął się jeszcze bardziej zwiększać. Ja też zacząłem odczuwać zmęczenie od zbyt długiego opierania się o poręcz. Następnie pożegnałem się z przyjaciółmi z Madrasu i wszedłem do mojej kabiny. Alasinga nie miał okazji konsultować się ze mną w sprawie Brahmawadina i pracy w Madrasie; więc miał zamiar towarzyszyć mi do Kolombo. Statek opuścił port wieczorem, gdy usłyszałem potężny krzyk i zaglądając przez okno kabiny, stwierdziłem, że około tysiąca mężczyzn, kobiet i dzieci z Madrasu, którzy siedzieli na ścianach portu, wydało ten pożegnalny okrzyk, gdy statek wyruszył. Przy radosnej okazji mieszkańcy Madrasu również, podobnie jak Bengalczycy, wydają osobliwy dźwięk językiem znany jako Hulu.
Podróż z Madrasu na Cejlon zajęła nam cztery dni. To wznoszenie się i falowanie fal, które zaczęło się od ujścia Gangi, zaczęło się nasilać w miarę zbliżania się, a po opuszczeniu Madrasu wzrosło jeszcze bardziej. Statek zaczął się mocno kołysać, a pasażerowie poczuli straszliwą chorobę morską, podobnie jak dwaj bengalscy chłopcy. Jeden z nich był pewien, że umrze, więc z wielkim trudem musieliśmy go pocieszać, zapewniając, że nie ma się czego bać, bo jest to dość powszechne doświadczenie i nikt nigdy z tego powodu nie umierał. Druga klasa znowu znajdowała się tuż nad śrubą statku. Dwóch bengalskich chłopaków, będących tubylcami, umieszczono w chatce przypominającej czarną dziurę, do której nie miało dostępu ani powietrze, ani światło. Chłopcy nie mogli więc pozostać w pokoju, a na pokładzie było okropne kołysanie. I znowu, gdy dziób statku opadł w zagłębienie fali, a rufa podniosła się do góry, śruba wysunęła się z wody i nadal kręciła się w powietrzu, powodując ogromne wstrząsy całego statku. A druga klasa zatrzęsła się, jak szczur schwytany i potrząsany przez kota.
Była to jednak pora monsunowa. Im bardziej statek będzie płynął na zachód, tym większej wichurze i wiatrowi będzie musiał stawić czoła. Mieszkańcy Madrasu dali mnóstwo owoców, z których większą część oraz słodycze, ryż i twaróg itp. dałem chłopcom. Alasinga pospiesznie kupił bilet i wszedł na statek boso. Mówi, że od czasu do czasu nosi buty. Sposoby i maniery różnią się w różnych krajach. W Europie kobiety wstydzą się pokazywać stopy, ale nie czują się delikatniejsze w eksponowaniu połowy biustu. W naszym kraju głowa musi być zakryta wszelkimi środkami, niezależnie od tego, czy reszta ciała jest dobrze zakryta, czy nie. Alasinga, wydawca Brahmawadina będący brahminem z Mysore z odłamu Ramanudźa, mający słabość do Rasam (ostrej i kwaśnej zupy dal) z ogoloną głową i czołem pokrytym znakami kastowymi grupy Tengale, przywiózł ze sobą z wielką starannością, jako zabezpieczenie na podróż, dwie małe tobołki, w jednym z nich znajduje się smażony spłaszczony ryż, a w drugim prażony ryż i smażony groszek! Jego pomysł jest taki, aby żywić się tym podczas podróży na Cejlon, aby jego kasta mogła pozostać nienaruszona. Alasinga był już raz na Cejlonie, za co ludzie z jego kasty próbowali wpędzić go w kłopoty, ale bezskutecznie. Jest to zbawienna cecha indyjskiego systemu kastowego – jeśli członkowie danej kasty nie sprzeciwiają się temu, nikt inny nie ma prawa powiedzieć nic przeciwko niemu. A jeśli chodzi o kasty w południowych Indiach – niektóre składają się w sumie z pięciuset dusz, inne nawet ze stu, a co najwyżej z tysiąca, a ich granica jest tak ograniczona, że z braku innej prawdopodobnej narzeczonej poślubia się córkę własnej siostry! Kiedy w Mysore po raz pierwszy wprowadzono kolej, Brahmini, którzy przyszli z daleka, aby zobaczyć pociągi, zostali pozbawieni kasty! Jednak rzadko można spotkać na tym świecie ludzi takich jak nasz Alasinga – tak bezinteresownych, tak pracowitych i oddanych swojemu Guru, a taki posłuszny uczeń jest rzeczywiście bardzo rzadki na ziemi. Z urodzenia Hindus z południa, z ogoloną głową tak, że pośrodku pozostała kępka, bosy i ubrany w dhoti, dostał się do pierwszej klasy; od czasu do czasu przechadzał się po pokładzie i kiedy był głodny, żuł trochę prażonego ryżu i groszku! Służba na statku zazwyczaj bierze wszystkich Indian z południa za Ćetti (kupców) i twierdzi, że mają dużo pieniędzy, ale nie wydadzą ani odrobiny na ubranie ani jedzenie! Ale służący są zdania, że w naszym towarzystwie czystość Alasingi jako Brahmina zostaje skażona. I to prawda – Hindusi z Południa tracą wiele ze swoich rygorów kastowych poprzez kontakt z nami.
Alasinga nie miał choroby morskiej. Brat T__ miał na początku trochę kłopotów, ale teraz wszystko jest w porządku. I tak te cztery dni minęły na miłych rozmowach i plotkach. Przed nami Kolombo. Tutaj mamy Sinhal – Lankę. Śri Ramaćandra przedostał się na Lankę budując most i podbił Rawanę, jej króla. Cóż, widziałem most, a także w pałacu Setupati Maharadźa z Ramnad, kamienną płytę, na której Bhagawan Ramaćandra po raz pierwszy umieścił swojego przodka jako Setupati. Ale buddyjscy Cejlończycy żyjący w tych wyrafinowanych czasach nie przyznają się do tego. Mówią, że w ich kraju nie ma nawet tradycji, która by na to wskazywała. Ale jakie znaczenie ma ich zaprzeczanie? Czy nasze autorytety ze „starych ksiąg” nie są wystarczające? Z drugiej strony nazywają swój kraj Sinhal i nie chcą nazywać Lanka (w języku bengalskim oznacza to także „chili”) – a jak powinni? Nie ma pikanterii ani w ich słowach, ani w ich pracy, ani w ich naturze, ani w ich wyglądzie! W sukniach, ze splecionymi włosami i do tego wielkim grzebieniem – całkiem kobiecy wygląd! Ponownie mają szczupłe, krótkie i delikatne kobiece ciała. To są potomkowie Rawany i Kumbhakarny! Ani trochę! Tradycja mówi, że oni wyemigrowali z Bengalu – i dobrze się stało. Ten nowy typ ludzi, którzy pojawiają się w Bengalu – ubrani jak kobiety, mówiący z miękkim i delikatnym akcentem, chodzący nieśmiałym, chwiejnym krokiem, nie potrafiący spojrzeć nikomu w twarz i od urodzenia oddani pisaniu wierszy miłosnych i cierpieniu męki rozłąki z ukochaną – cóż, dlaczego nie pojadą na Cejlon, gdzie znajdą swoich towarzyszy! Czy rząd śpi? Któregoś dnia wywołali wielką awanturę, próbując schwytać kilka osób w Puri. Przecież w samej metropolii jest wiele rzeczy, które warto złapać i spakować!
Był bardzo niegrzeczny książę bengalski, imieniem Widźaja Sinha, który pokłócił się ze swoim ojcem i zebrawszy kilku takich jak on, wypłynął statkiem i ostatecznie dotarł na wyspę Cejlon. Kraj ten był wówczas zamieszkiwany przez rdzenne plemię, którego potomkowie są obecnie znani jako Beduini. Tubylczy król przyjął go bardzo serdecznie i oddał mu córkę za żonę. Tam pozostał spokojnie przez jakiś czas, gdy pewnej nocy, spiskując z żoną i kilkoma towarzyszami, zaskoczył króla i jego szlachtę i zmasakrował ich. Następnie Widźaja Sinha wstąpił na tron Cejlonu. Ale na tym jego niegodziwość się nie skończyła. Po pewnym czasie zmęczył się swoją rdzenną królową i ściągnął z Indii więcej mężczyzn i więcej dziewcząt, po czym sam poślubił dziewczynę o imieniu Anurādhā, porzucając swoją pierwszą aborygeńską żonę. Następnie zaczął tępiać całą rasę natywnych ludzi, z których prawie wszyscy zostali zabici, pozostawiając jedynie niewielką resztkę, którą wciąż można spotkać w lasach i dżunglach. W ten sposób Lankę zaczęto nazywać Sinhal i stała się przede wszystkim kolonią bengalskich zbójów!
Z biegiem czasu, pod rządami cesarza Aśoki, jego syn Mahinda i jego córka Sanghamittā, którzy złożyli ślub Sannjasy, przybyli na wyspę Cejlon jako misjonarze religijni. Dotarli tam i stwierdzili, że ludzie stali się dość barbarzyńscy i poświęcając całe swoje życie, sprowadzili ich z powrotem do cywilizacji tak daleko, jak to było możliwe; sformułowali dla nich dobre prawa moralne i nawrócili ich na Buddyzm. Wkrótce Cejlończycy stali się bardzo zagorzałymi Buddystami i zbudowali wielkie miasto w centrum wyspy, które nazwali Anuradhapuram. Widok pozostałości tego miasta do dziś wprawia w osłupienie – ogromne stupy i zrujnowane kamienne budynki ciągnące się kilometrami stoją do dziś; a duża jego część jest porośnięta dżunglą, która nie została jeszcze wykarczowana. Ogoleni mnisi i mniszki, z misą żebraczą w dłoniach i ubrani w żółte szaty, rozeszli się po całym Cejlonie. Miejscami wznoszono kolosalne świątynie, w których znajdowała się ogromna postać Buddhy w medytacji, Buddhy głoszącego Prawo i Buddhy w pozycji półleżącej – wchodzącego w Nirwanę. A Cejlończycy przez psotę malowali na ścianach świątyń rzekomy stan rzeczy w czyśćcu – niektórzy są miażdżeni przez duchy, inni piłowani, inni paleni, inni smażeni na gorącym oleju, a jeszcze inni obdzierani ze skóry – w ogóle okropne widowisko! Kto mógł wiedzieć, że w tej religii, która głosi, że „niekrzywdzenie jest najwyższą cnotą”, będzie miejsce na takie rzeczy! Podobnie jest w Chinach, podobnie jest w Japonii. Choć w teorii głoszą, że nie należy zabijać, przewidują szereg kar mrożących krew w żyłach. Pewnego razu złodziej włamał się do domu człowieka, który nie zabijał. Chłopcy z domu złapali złodzieja i mocno go pobili. Mistrz, słysząc wielką awanturę, wyszedł na górny balkon i po zasięgnięciu informacji krzyknął: „Przestańcie bić, chłopcy. Nie bijcie go. Brak obrażeń jest najwyższą cnotą”. Bractwo młodszych nie-zabójców przestało bić i zapytało mistrza, co mają zrobić ze złodziejem. Mistrz rozkazał: „Wsadźcie go do worka i wrzućcie do wody”. Złodziej, bardzo zobowiązany za tę humanitarną dyspensację, ze złożonymi rękami powiedział: „Och! Jak wielkie jest współczucie mistrza!” Słyszałem, że Buddyści byli bardzo spokojnymi ludźmi i równie tolerancyjnymi wobec wszystkich religii. Buddyjscy kaznodzieje przybywają do Kalkuty i obrażają nas wybornymi epitetami, chociaż okazujemy im wystarczający szacunek. Pewnego razu głosiłem w Anuradhapuram wśród Hindusów – nie Buddystów – i to na otwartym majdanie, a nie na niczyjej posesji – kiedy cały zastęp buddyjskich mnichów i świeckich, mężczyzn i kobiet, wyszedł, zaczął uderzać w bębny i talerze i urządził okropną awanturę. Wykład trzeba było oczywiście przerwać, gdyż istniało bezpośrednie ryzyko rozlewu krwi. Z wielkim trudem musiałem przekonać Hindusów, że my w każdym razie możemy poćwiczyć trochę niekrzywdzenia, skoro oni tego nie praktykowali. Potem sprawa zakończyła się spokojnie.
Stopniowo tamilscy Hindusi z północy zaczęli powoli migrować na Cejlon. Buddyści, znajdując się w niesprzyjających okolicznościach, opuścili swoją stolicę, aby założyć stację na wzgórzu zwaną Kandy, którą także Tamilijczycy w krótkim czasie wyrwali im i osadzili na tronie hinduskiego króla. Potem przybyły hordy Europejczyków – Hiszpanów, Portugalczyków i Holendrów. Wreszcie Anglicy zostali królami. Rodzina królewska z Kandy została wysłana do Tandźore, gdzie żyją z emerytury i Mulagutanni Rasam.
Na północnym Cejlonie przeważają Hindusi, podczas gdy w południowej części przeważają Buddyści i hybrydowi Europejczycy różnych typów. Główną siedzibą Buddystów jest Kolombo, obecna stolica, a Hinduistów Dźaffna. Ograniczenia kastowe są tu znacznie mniejsze niż w Indiach; Buddyści mają kilka w sprawach małżeńskich, ale żadnego w sprawach żywności, w tym względzie Hindusi przestrzegają pewnych ograniczeń. Wszyscy rzeźnicy na Cejlonie byli dawniej Buddystami; obecnie liczba ta maleje z powodu odrodzenia Buddyzmu. Większość Buddystów zmienia obecnie swoje zanglicyzowane tytuły na rodzime. Wszystkie kasty hinduskie połączyły się i utworzyły jedną kastę hinduską, w której, podobnie jak pendźabscy Dźatowie, można poślubić dziewczynę dowolnej kasty – nawet Europejkę. Syn wchodzi do świątyni, stawia na czole święty trójliniowy znak, wypowiada „Śiwa, Śiwa” i zostaje Hindusem. Mąż może być Hindusem, a żona Chrześcijanką. Chrześcijanka pociera czoło świętym popiołem, wypowiada „Namah Pārwatipatajé” (pozdrowienie dla Śiwy) i od razu zostaje Hinduską. To właśnie spowodowało, że misjonarze chrześcijańscy tak się na was złościli. Od czasu waszego przybycia na Cejlon wielu Chrześcijan, posypując głowę świętym popiołem i powtarzając „Pozdrowienie Śiwie”, przeszło na Hinduizm i wróciło do swojej kasty. Dominującymi religiami są tutaj Adwaitawāda i Wira-Śaiwawada. Zamiast słowa „Hindu” należy powiedzieć „Śiwa”. Taniec religijny i Sankirtana, które Śri Ćaitanja wprowadził do Bengalu, mają swoje korzenie na Południu, wśród rasy tamilskiej. Tamil z Cejlonu jest czystym Tamilem, a religia Cejlonu jest równie czystą religią tamilską. Ten ekstatyczny śpiew stu tysięcy mężczyzn i ich śpiewanie nabożnych hymnów dla Śiwy, dźwięk tysiąca Mridang (rodzaj indyjskiego bębna) z metalicznym dźwiękiem wielkich cymbałów i szalony taniec tych pokrytych popiołem, wysportowanych Tamilów o czerwonych oczach, z grubymi różańcami z korali Rudrāksza na szyi, wyglądających zupełnie jak wielki wielbiciel, Hanuman – nie możesz mieć o tym pojęcia, jeśli osobiście nie zobaczysz tego zjawiska.
Nasi przyjaciele z Kolombo zdobyli pozwolenie na nasze lądowanie, więc wylądowaliśmy i spotkaliśmy się tam z naszymi przyjaciółmi. Sir Coomara Swami jest najważniejszą osobą wśród Hindusów: jego żona jest Angielką, a jego syn jest bosy i nosi święty popiół na czole. Pan Arunaćalam i inni przyjaciele przyszli się ze mną spotkać. Po długim czasie zjadłem Mulagutanni i królewskiego orzecha kokosowego. Wsadzili do mojej chaty trochę zielonych orzechów kokosowych. Poznałem panią Higgins i odwiedziłem jej szkołę z internatem dla dziewcząt buddyjskich. Odwiedziłem także klasztor i szkołę naszej starej znajomej, hrabiny Canovara. Dom hrabiny jest bardziej przestronny i umeblowany niż dom pani Higgins. Hrabina zainwestowała własne pieniądze, a pani Higgins zebrała je żebrząc. Sama hrabina nosi chustę Gerua na wzór bengalskiego sari. Zauważyłem, że Buddyści z Cejlonu bardzo upodobali sobie tę modę. Zauważyłem wóz za wozem kobiet, wszystkie ubrane w to samo bengalskie sari.
Głównym miejscem pielgrzymek Buddystów jest Dalada Maligawa, czyli świątynia zęba w Kandy, w której znajduje się ząb Pana Buddy. Cejlończycy mówią, że początkowo znajdował się on w świątyni Dźagannath w Puri, a po wielu perypetiach dotarł do Cejlonu, gdzie również było z tym niemało kłopotów. Teraz leży bezpiecznie. Cejlończycy prowadzili o sobie dobre zapisy historyczne, a nie takie jak nasze – jedynie historie o kogutach i bykach. Pisma buddyjskie również są tu dobrze zachowane w starożytnym dialekcie Magadhi. Stąd religia buddyjska rozprzestrzeniła się na Birmę, Syjam i inne kraje. Buddyści z Cejlonu uznają Śākjamuni wspomnianego w ich pismach świętych i starają się przestrzegać jego wskazań. Nie czczą Śiwy, podobnie jak mieszkańcy Nepalu, Sikkimu, Bhutanu, Ladaku, Chin i Japonii i nie znają kultu mistycznych Mantr takich bogiń jak Tārā Dewi i tak dalej. Wierzą jednak w opętanie przez duchy i tym podobne rzeczy. Buddyści podzielili się obecnie na dwie szkoły, północną i południową; szkoła północna nazywa siebie Mahājāna, a szkoła południowa, obejmująca cejlońską, birmańską, syjamską itd., Hinajāna. Gałąź Mahājāna czci Buddę jedynie z imienia; ich prawdziwy kult dotyczy Tara Dewi i Awalokiteśwary (które Japończycy, Chińczycy i Koreańczycy nazywają Wanjin); i istnieje wiele zastosowań różnych tajemniczych rytuałów i mantr. Tybetańczycy są prawdziwymi demonami Śiwy. Wszyscy czczą hinduskich bogów, grają na Damaru (tabor w kształcie klepsydry), trzymają ludzkie czaszki, dmuchają w rogi z kości zmarłych mnichów, bardzo lubią wino i mięso i zawsze wypędzają złe duchy a choroby leczą za pomocą mistycznych zaklęć. W Chinach i Japonii na ścianach wszystkich świątyń zaobserwowałem różne jednosylabowe mantry pisane dużymi, złoconymi literami, które tak bardzo zbliżają się do bengalskich znaków, że łatwo można dostrzec podobieństwo.
Alasinga wrócił do Madrasu z Kolombo i my także weszliśmy na pokład naszego statku z prezentami w postaci kilku cytryn z sadu Kūmara Swami, kilku królewskich orzechów kokosowych i dwóch butelek syropu itp. (Bóg Kārtikeja ma różne imiona, np. jak Subrahmanja, Kamāra Swāmi itd. Na Południu kult tego boga jest bardzo modny; nazywają Kartikeja inkarnacją świętej formuły „Om”).
Statek opuścił Kolombo rankiem 25 czerwca. Teraz musimy napotkać pełne warunki monsunowe. Im bardziej nasz statek posuwa się do przodu, tym bardziej wzmaga się burza i tym głośniej wyje wiatr – pada nieustanny deszcz i ogarnia ciemność; ogromne fale uderzają o pokład statku z tak strasznym hałasem, że nie sposób pozostać na pokładzie. Stół w jadalni został podzielony na małe kwadraty za pomocą drewnianych przegród, ustawionych wzdłuż i wszerz, zwanych skrzypcami, z których wyskakują artykuły spożywcze. Statek skrzypi, jakby miał się rozbić na kawałki. Kapitan mówi: „Cóż, tegoroczny monsun wydaje się wyjątkowo ostry”. Kapitan to bardzo ciekawa osoba, spędził on wiele lat na Morzu Chińskim i Oceanie Indyjskim; bardzo zabawny facet, bardzo sprytny w opowiadaniu historii o kogutach i bykach. Opowiada liczne historie o piratach – o tym, jak chińscy tragarze zabijali oficerów statku, plądrowali cały statek i uciekali – i inne podobne. I nie ma nic innego do roboty, bo przy tak ciężkim bujaniu nie ma mowy o czytaniu i pisaniu. Niezwykle trudno jest usiąść w kabinie; okno zostało zamknięte w obawie przed przedostawaniem się fal. Któregoś dnia brat T__ trzymał je lekko uchylone i fala wdarła się do środka i zalała całą kabinę! I kto może opisać falowanie i rzucanie na pokładzie! Musisz pamiętać, że w takich warunkach praca na rzecz twojego Udbodhan w pewnym stopniu postępuje.
Na naszym statku jest dwóch pasażerów – chrześcijańskich misjonarzy, z których jeden jest Amerykaninem z rodziną – bardzo dobrym człowiekiem o imieniu Bogesh. Jest żonaty od siedmiu lat, a jego dzieci jest pół tuzina. Służący nazywają to szczególną łaską Bożą – choć być może dzieci mają odmienne zdanie. Rozkładając na pokładzie obskurne łóżko, pani Bogesh każe na nim położyć wszystkie dzieci i odchodzi. Brudzą się i tarzają po pokładzie, głośno płacząc. Pasażerowie na pokładzie są zawsze zdenerwowani i nie mogą chodzić po pokładzie, aby nie nadepnąć na któreś z dzieci Bogesha. Kładąc najmłodsze dziecko w kwadratowym koszu z wysokimi bokami, państwo Bogesh siedzą w kącie przez cztery godziny, skuleni razem. Trudno jest docenić waszą europejską cywilizację. Jeśli płuczemy usta lub zęby w miejscu publicznym – mówią, że to barbarzyństwo, takie rzeczy należy robić na osobności. No dobrze, ale zadaję sobie to pytanie, czy nie jest przyzwoitością unikać również w miejscach publicznych takich zachowań jak to, o którym mowa powyżej. A ty gonisz za tą cywilizacją! Jednakże nie można zrozumieć, co dobry Protestantyzm zrobił z Europą Północną, jeśli nie zobaczy się duchowieństwa protestanckiego. Jeśli więc umrze sto milionów Anglików i przeżyją tylko pastorowie, za dwadzieścia lat urośnie kolejnych sto milionów!
Z powodu kołysania się statku większość pasażerów cierpi na bóle głowy. Ojcu towarzyszy mała dziewczynka o imieniu Tootle; straciła matkę. Nasza Niwedita została mamą Tootle i dzieci Bogesha. Tootle wychowała się w Mysore ze swoim ojcem, który jest plantatorem. Zapytałem ją: „Tootle, jak się masz?” Odpowiedziała: „Ten bungalow nie jest dobry i bardzo się przewraca, przez co robi mi się niedobrze”. Dla niej każdy dom jest bungalowem. Jedno chorowite dziecko Bogesha szczególnie cierpi z powodu braku opieki; biedactwo cały dzień tarza się po drewnianym pokładzie. Stary Kapitan od czasu do czasu wychodzi ze swojej kabiny, karmi go łyżką zupy i wskazując na swoje smukłe nogi, mówi: „Co za chorowite dziecko – jakie żałośnie zaniedbane!”
Wielu pragnie wiecznego szczęścia. Ale gdyby szczęście było wieczne, nieszczęście również byłoby wieczne, pomyśl tylko o tym. Czy w takim razie moglibyśmy kiedykolwiek dotrzeć do Adenu! Na szczęście ani szczęście, ani nieszczęście nie są wieczne; dlatego pomimo przedłużenia naszej sześciodniowej podróży do czternastu dni i straszliwego wichru i deszczu dzień i noc, w końcu dotarliśmy do Adenu. Im bardziej oddalaliśmy się od Kolombo, tym bardziej wzmagały się burze i deszcze, niebo zamieniało się w jezioro, a wiatr i fale stawały się coraz silniejsze; i prawie niemożliwe było, aby statek płynął dalej, stawiając czoła takiemu wiatrowi i falom, a jego prędkość spadła o połowę. W pobliżu wyspy Sokotra monsun był najgorszy. Kapitan zauważył, że był to środek monsunu i jeśli uda nam się go minąć, powinniśmy stopniowo dotrzeć do spokojniejszych wód. I tak zrobiliśmy. I ten koszmar również się skończył.
Wieczorem 8-go dotarliśmy do Adenu. Nikt, biały czy czarny, nie może wylądować, ani też żaden ładunek nie może zostać wpuszczony na statek. A nie ma tu zbyt wielu rzeczy wartych zobaczenia. Są tylko jałowe połacie piasku, trochę przypominające Radźputanę i bezdrzewne, pozbawione zieleni wzgórza. Pomiędzy wzgórzami znajdują się forty, a na szczycie znajdują się koszary żołnierzy. Z przodu znajdują się hotele i sklepy ułożone w kształcie półksiężyca, które można dostrzec na statku. Wiele statków stoi na kotwicy. Przybył jeden Anglik i jeden niemiecki okręt wojenny; reszta to statki towarowe lub pasażerskie. Odwiedziłem to miasto ostatnim razem. Za wzgórzami znajdują się rodzime koszary i bazar. Kilka mil stąd w zboczach wzgórz wykopane są duże doły, w których gromadzi się woda deszczowa. Dawniej było to jedyne źródło wody. Teraz za pomocą aparatu destylują wodę morską i uzyskują dobrą, świeżą wodę, która jednak jest bardzo droga. Aden jest jak indyjskie miasto – z dużym odsetkiem indyjskiej ludności cywilnej i wojskowej. Jest wielu perskich sklepikarzy i kupców Sindhi. Aden to bardzo starożytne miejsce – cesarz rzymski Konstancjusz wysłał tu grupę misjonarzy, aby głosili Chrześcijaństwo. Następnie Arabowie powstali i zabili tych Chrześcijan, po czym cesarz rzymski poprosił króla Abisynii – od dawna kraju chrześcijańskiego – o ukaranie ich. Król Abisyński wysłał armię i surowo ukarał Arabów z Adenu. Następnie Aden przeszedł w ręce królów perskich Samanidi. Uważa się, że to oni pierwsi wykopali te jaskinie w celu gromadzenia się wody. Następnie, po powstaniu Islamu, Aden przeszedł w ręce Arabów. Po pewnym czasie portugalski generał podjął bezskuteczne próby zajęcia tego miejsca. Następnie sułtan Turcji uczynił to miejsce bazą morską w celu wypędzenia Portugalczyków z Oceanu Indyjskiego.
Ponownie przeszedł w posiadanie sąsiedniego władcy arabskiego. Później kupili je Anglicy i zbudowali obecne miasto. Teraz okręty wojenne wszystkich potężnych narodów krążą po całym świecie i każdy chce mieć głos w każdym problemie, który pojawia się w jakiejkolwiek jego części. Każdy naród chce chronić swoją supremację, interesy polityczne i handel. Dlatego od czasu do czasu potrzebują węgla. Ponieważ w czasie wojny nie byłoby możliwe zaopatrzenie się w węgiel od wrogiego kraju, każde mocarstwo chce mieć własną stację węglową. Najlepsze miejsca zajęli już Anglicy; Francuzi przyszli po kolejne najlepsze; a po nich inne mocarstwa europejskie zabezpieczyły i zabezpieczają sobie miejsca albo siłą, albo poprzez zakup, albo w drodze przyjacielskiej współpracy. Kanał Sueski stanowi obecnie połączenie Europy z Azją i znajduje się pod kontrolą Francuzów. W rezultacie Anglicy umocnili swoją pozycję w Adenie, a także inne mocarstwa stworzyły dla siebie bazę wzdłuż Morza Czerwonego. Czasami ta wściekłość na ziemię przynosi katastrofalne skutki. Włochy, zdeptane przez siedem wieków obcymi stopami, po ogromnych trudnościach stanęły na nogi. Ale natychmiast po zrobieniu tego zaczęły dużo myśleć o sobie i stały się ambitne w zakresie obcych podbojów. W Europie żaden naród nie może przejąć kawałka ziemi należącej do innego; gdyż wszystkie mocarstwa zjednoczą się, by zmiażdżyć uzurpatora. Również w Azji wielkie mocarstwa – Anglicy, Rosjanie, Francuzi i Holendrzy – pozostawiły niewiele miejsca niezamieszkanym. Teraz pozostało tylko kilka kawałków Afryki i tam Włochy skierowały swą uwagę. Najpierw próbowały w Afryce Północnej, gdzie spotkały się ze sprzeciwem Francuzów i zrezygnowały. Następnie Anglicy dali im kawałek ziemi nad Morzem Czerwonym, mając ukryty cel, aby z tego centrum Włochy mogły wchłonąć terytorium Abisynii. Włochy również przybyły z armią. Ale król abisyński Manalik tak ich pobił, że Włochom trudno było się uratować uciekając z Afryki. Poza tym, ponieważ Chrześcijaństwo rosyjskie i abisyńskie są, jak się twierdzi, bardzo podobne, car rosyjski jest w głębi kraju sojusznikiem Abisyńczyków.
Cóż, nasz statek przepływa teraz przez Morze Czerwone. Misjonarz powiedział: „To jest Morze Czerwone, które żydowski przywódca Mojżesz przeszedł pieszo ze swoimi zwolennikami. A armia, którą egipski król faraon wysłał aby ich schwytać, utonęła w morzu, a koła ich rydwanów bojowych utknęły w błocie” – jak Karna w historii Mahabharata. Powiedział dalej, że można to teraz udowodnić współczesnymi dowodami naukowymi. Obecnie w każdym kraju panuje moda na wspieranie cudów religii za pomocą argumentacji naukowej. Mój przyjacielu, jeśli te zjawiska były wynikiem sił naturalnych, gdzie w takim razie jest miejsce na ich interwencję, twojego boga „Jawe”? Wielki dylemat! – Jeśli sprzeciwiają się nauce, to te cuda to zwykłe mity, a wasza religia jest fałszywa. I nawet jeśli są one potwierdzone przez naukę, chwała waszego boga jest zbędna i są one takie same jak inne zjawiska naturalne. Na to pastor Bogesh odpowiedział: „Nie znam wszystkich zagadnień z tym związanych, po prostu wierzę”. To jest w porządku – można to tolerować. Ale jest też grupa ludzi, którzy bardzo wyraźnie krytykują poglądy innych i przedstawiają argumenty przeciwko nim, ale gdy dotyczą ich samych, mówią po prostu: „Ja tylko wierzę, mój umysł poświadcza ich prawdziwość”. Są po prostu nie do zniesienia. Uff! Jaką wagę ma ich intelekt? Absolutnie żadną! Bardzo szybko przyczepiają etykietkę przekonaniom religijnym innych określając ich jako przesądnych, szczególnie tym, którzy zostali potępieni przez Europejczyków, podczas gdy w swoim własnym przypadku wymyślają fantastyczne koncepcje Boga i nie mają już żadnych emocji z ich powodu.
Statek stale płynie na północ. Granice tego Morza Czerwonego były wielkim ośrodkiem starożytnej cywilizacji. Tam po drugiej stronie są pustynie Arabii, a po tej – Egipt. To jest ten starożytny Egipt. Tysiące lat temu ci Egipcjanie, zaczynając od Punt (prawdopodobnie Malabar), przekroczyli Morze Czerwone i stale rozszerzali swoje królestwo, aż dotarli do Egiptu. Wspaniała była ekspansja ich potęgi, terytorium i cywilizacji. Ich uczniami byli Grecy. Do dziś zachowały się wspaniałe mauzolea ich królów, piramidy z postaciami Sfinksa, a nawet ich zwłoki. Tutaj żyły starożytne ludy egipskie, z kręconymi włosami i kolczykami w uszach oraz noszące śnieżnobiałe dhoti, bez jednego końca podwiniętego z tyłu. To Egipt – pamiętny etap, w którym swoją rolę odegrali Hyksosi, faraonowie, cesarze perscy, Aleksander Wielki i Ptolemeusze, a także zdobywcy rzymscy i arabscy. Tak wiele wieków temu pozostawili swoją historię wypisaną ze szczegółami hieroglifami na papirusie, na kamiennych płytach i na ściankach glinianych naczyń.
To kraina, w której czczono Izydę i gdzie kwitł Horus. Według starożytnych Egipcjan, kiedy człowiek umiera, jego subtelne ciało porusza się wokół; lecz jakakolwiek szkoda wyrządzona martwemu ciału wpływa na ciało subtelne, a zniszczenie pierwszego oznacza całkowite unicestwienie drugiego. Dlatego tak wiele wysiłku wkładali w zabezpieczanie zwłok. Stąd piramidy królów i cesarzy. Jakie urządzenia, ile pracy – niestety, wszystko na marne! Zwabieni skarbami rabusie wkopali się w piramidy i penetrując tajemnice labiryntów, ukradli ciała królewskie. Nie teraz – było to dzieło samych starożytnych Egipcjan. Jakieś pięć czy sześć wieków temu tym wysuszonym mumiom, żydowscy i arabscy lekarze przypisywali wielkie właściwości lecznicze i przepisywali je pacjentom w całej Europie. Być może do dziś jest to prawdziwa metoda leczenia „Mumia” Unaniego i Hakimi!
Cesarz Aśoka wysyłał kaznodziejów do tego Egiptu za panowania dynastii Ptolemeuszów. Zwykli głosić religię, leczyć choroby, odżywiać się roślinami, prowadzić życie w celibacie i pozyskiwać uczniów Sannjāsinów. Założyli wiele sekt – Terapeutów, Esseńczyków, Manichejczyków i tym podobnych; z tego wyrosło współczesne Chrześcijaństwo. To właśnie Egipt stał się za panowania Ptolemeuszy kolebką wszelkiej nauki. Oto było to miasto Aleksandria, słynące na całym świecie ze swojego uniwersytetu, biblioteki i literatów – ta Aleksandria, która wpadając w ręce niepiśmiennych, bigoteryjnych i wulgarnych Chrześcijan, uległa zniszczeniu, a jej biblioteka została spalona na popiół a nauka podeptana! W końcu Chrześcijanie zabili służącą Hypatię, poddali jej zwłoki najróżniejszym obrzydliwym zniewagom i ciągnęli je po ulicach, aż usunięto każdy kawałek mięsa z kości!
A na południu leżą pustynie Arabii – matki bohaterów. Czy widziałeś kiedyś Araba Beduina w płaszczu i dużej chustce zawiązanej na głowie pęczkiem wełnianych sznurków? – Tego chodu, tej pozycji stojącej i tego spojrzenia nie znajdziesz w żadnym innym kraju. Od stóp do głów emanuje wolność otwartego, nieskrępowanego pustynnego powietrza – oto Arab. Kiedy fanatyzm Chrześcijan i barbarzyństwo Gotów zgasiły starożytną cywilizację grecką i rzymską, kiedy Persja próbowała ukryć swój wewnętrzny rozkład nakładając na niego warstwa po warstwie płatki złota, kiedy w Indiach zaszło słońce świetności Pataliputry i Udźdźain, pozostawiając kilku niepiśmiennych, tyrańskich królów, aby nimi rządzili i zepsucie okropnych wulgaryzmów i ropiejący kult pożądania – kiedy taki był stan świata, ta nieistotna, na wpół brutalna rasa arabska rozprzestrzeniła się jak błyskawica nad jego powierzchnią.
Widać tam parowiec płynący z Mekki z ładunkiem pielgrzymów; oto Turek w stroju europejskim, Egipcjanin w stroju półeuropejskim, Syryjczyk Mussalman w stroju irańskim i prawdziwy Arab w ubraniu sięgającym do kolan. Przed czasami Mahometa zwyczajem było okrążanie świątyni Kabba w stanie nagości; od jego czasów musieli owinąć się materiałem. Z tego powodu nasi Muzułmanie rozluźniają sznurki swoich spodni i pozwalają, aby ich ubranie zwisało do stóp. Dawno minęły te czasy dla Arabów. Ciągły napływ krwi Kaffirów, Sidi i Abisyńczyków zmienił ich budowę ciała, energię i wszystko – Arab pustyni został całkowicie pozbawiony swojej dawnej świetności. Ci, którzy mieszkają na północy, są pokojowymi obywatelami państwa tureckiego. Ale chrześcijańscy poddani sułtana nienawidzą Turków i kochają Arabów. Mówią, że Arabowie są podatni na edukację, są dżentelmenami i nie są tak kłopotliwi, podczas gdy prawdziwi Turcy bardzo uciskają Chrześcijan.
Chociaż na pustyni jest bardzo gorąco, ten upał nie jest wyniszczający. Nie ma dalszych kłopotów, jeśli zakryjesz swoje ciało i zwrócisz się przeciw niemu. Suche gorąco nie tylko nie osłabia, wręcz przeciwnie, ma wyraźny efekt tonizujący. Ilustracją tego są mieszkańcy Radźputany, Arabii i Afryki. W niektórych dzielnicach Marwaru ludzie, bydło, konie i wszyscy są silni i wielkiego wzrostu. Z radością patrzę na Arabów i Sidi. Tam, gdzie jest gorąco jak w Bengalu, ciało jest bardzo osłabione i każde zwierzę jest słabe.
Już sama nazwa Morze Czerwone wywołuje przerażenie w sercach pasażerów – jest tam tak potwornie gorąco, zwłaszcza latem, jak teraz. Wszyscy siedzą na pokładzie i opowiadają historię jakiegoś strasznego wypadku. Kapitan przebił ich wszystkich. Mówi, że kilka dni temu chiński okręt wojenny przepływał przez Morze Czerwone, a jego kapitan i ośmiu marynarzy, którzy pracowali w maszynowni, zmarło z powodu upału.
Zaprawdę, ci, którzy pracują w maszynowni muszą najpierw stać w ognistym dole, a potem panuje straszny upał Morza Czerwonego. Czasami szaleją, pędzą na pokład, zanurzają się w morzu i toną; lub czasami umierają z powodu gorąca w samej maszynowni.
Te historie wystarczyły, aby niemal wytrącić nas z równowagi. Ale na szczęście nie doświadczyliśmy aż tak dużego upału. Wiatr, zamiast być wiatrem południowym, w dalszym ciągu wiał z północy i był to chłodny wiatr znad Morza Śródziemnego.
14 lipca parowiec przepłynął Morze Czerwone i dotarł do Suezu. Przed nami Kanał Sueski. Parowiec ma ładunek dla Suezu. Cóż, Egipt nawiedziła teraz zaraza i być może my także niesiemy jej zarazki. Istnieje zatem ryzyko zarażenia po obu stronach. W porównaniu z podjętymi tutaj środkami ostrożności przeciwko wzajemnym kontaktom, cóż, te stosowane w naszym kraju są niczym. Towary muszą zostać wyładowane, ale tragarzowi Suezu nie wolno dotykać statku. Oznaczało to sporo dodatkowych kłopotów dla marynarzy statku. Muszą służyć jako kulisi, podnosić ładunek za pomocą dźwigów i zrzucać go bez dotykania na sueskie łodzie, które przewożą go na brzeg. Agent Kompanii zbliżył się do statku na małej łodzi, ale nie pozwolono mu wejść na pokład. Z szalupy rozmawia z Kapitanem znajdującym się na jego statku. Trzeba wiedzieć, że to nie Indie, gdzie biały człowiek jest poza przepisami zarazy i w ogóle – tu jest początek Europy. Podjęto wszystkie te środki ostrożności, aby plaga przenoszona przez szczury nie znalazła wejścia do tego nieba. Okres inkubacji zarazków dżumy wynosi dziesięć dni; stąd dziesięciodniowa kwarantanna. Jednak ten okres już minął, więc katastrofa została dla nas zażegnana. Ale jeśli dotkniemy choćby jednego Egipcjanina, będziemy poddani kwarantannie jeszcze przez dziesięć dni. W takim przypadku żaden pasażer nie wyląduje ani w Neapolu, ani w Marsylii. Dlatego też wszelkiego rodzaju prace wykonujemy na odległość, bez kontaktu. W rezultacie rozładunek ładunku w tym powolnym procesie zajmie im cały dzień. Statek może z łatwością przepłynąć Kanał nocą, jeśli będzie wyposażony w reflektor; ale jeśli to ma zostać wdrożone, Suezi będą musieli dotknąć statku – i znów będzie dziesięć dni kwarantanny. Dlatego nie może wypływać w nocy i musimy pozostać w tym sueskim porcie przez dwadzieścia cztery godziny! Jest to bardzo piękny naturalny port, otoczony niemal z trzech stron piaszczystymi kopcami i pagórkami, a woda jest również bardzo głęboka. Pływają w niej niezliczone ilości ryb i rekinów. Nigdzie indziej na świecie rekinów nie ma w takiej ilości jak w tym porcie oraz w porcie Sydney w Australii – są one gotowe połknąć człowieka przy najmniejszej okazji! Nikt nie odważy się zejść do wody. Ludzie także walczą z wężami i rekinami i nigdy nie przepuszczają okazji, aby je zabić.
Rano, jeszcze przed śniadaniem, dowiedzieliśmy się, że za statkiem pływają duże rekiny. Nigdy wcześniej nie miałem okazji widzieć rekinów na żywo – kiedy tu byłem ostatni raz, statek zawijał do Suezu tylko na bardzo krótki czas i to też niedaleko miasta. Gdy tylko usłyszeliśmy o rekinach, pospieszyliśmy na miejsce. Druga klasa znajdowała się na rufie statku, a z jej pokładu tłumy mężczyzn, kobiet i dzieci wychylały się przez relingi, aby zobaczyć rekiny. Jednak gdy pojawiliśmy się na miejscu, nasi przyjaciele, rekiny, trochę się odsunęli, co bardzo zepsuło nam ducha. Zauważyliśmy jednak, że w wodzie pływały ławice pewnego rodzaju ryb z dziobowatymi głowami i było tam mnóstwo gatunków bardzo małych ryb. Od czasu do czasu duża ryba, bardzo przypominająca hilsę,[Tenualosa ilisha] przemykała tu i tam jak strzała. Pomyślałem, że może to młody rekin, ale po zbadaniu stwierdziłem, że tak nie jest. Ryba nazywała się bonito. Oczywiście czytałem o niej wcześniej i czytałem również, że przywieziono ją do Bengalu z Malediwów w postaci suszonej ryby na dużych łodziach. Donoszono również, że jej mięso było czerwone i bardzo smaczne. Teraz byliśmy zadowoleni, widząc jej energię i szybkość. Taka wielka ryba przemykała po wodzie niczym strzała i w tej szklistej wodzie morskiej można było dostrzec każdy ruch jej ciała. W ten sposób przez dwadzieścia minut po pół godziny obserwowaliśmy obwody bonito i niespokojne ruchy maleńkich ryb. Pół godziny – trzy kwadranse – byliśmy już prawie zmęczeni, gdy ktoś oznajmił – jest. Około tuzina osób krzyknęło: „Zbliża się!” Rzucając okiem, odkryłem, że w pewnej odległości, sześć lub siedem cali pod powierzchnią wody, zbliżała się do nas ogromna czarna rzecz. Stopniowo rzecz zbliżała się coraz bardziej. Widoczna była ogromna płaska głowa; teraz jej ruchy były masywne, nie było w nim nic z przemykania bonito. Ale kiedy odwrócił głowę, zawiązało się wielkie koło. Gigantyczna ryba; nadchodzi uroczystym krokiem, a przed nim znajduje się jedna lub dwie małe rybki, a na jego grzbiecie i po całym ciele bawi się kilka maleńkich ryb. Niektóre z nich trzymają się mocno jego karku. Jest twoim rekinem wśród świty i zwolenników. Ryby, które go poprzedzają, nazywane są rybami pilotującymi. Ich obowiązkiem jest pokazanie rekinowi jego ofiary i być może zostaną obdarzone resztkami jego posiłku. Kiedy jednak patrzy się na straszliwe, rozwarte szczęki rekina, można wątpić, czy pod tym względem odniosły sukces. Ryby, które poruszają się wokół rekina i wspinają się na jego grzbiet, to „przyssawki”. Wokół ich klatki piersiowej znajduje się płaska, okrągła część o wymiarach prawie cztery na dwa cale, która jest pokryta bruzdami i rowkami, jak gumowe podeszwy wielu angielskich butów. Tą część ryba nakłada na ciało rekina i przykleja się do niego; dzięki temu wyglądają, jakby unosiły się na ciele i grzbiecie rekina. Żywią się one robakami itp. rosnącymi na ciele rekina. Rekin musi zawsze mieć swój orszak składający się z tych dwóch klas ryb. I nigdy ich nie krzywdzi, uważając ich być może za swoich naśladowców i towarzyszy. Jedną z tych ryb złowiono na mały haczyk i żyłkę. Ktoś lekko docisnął podeszwę swego buta do jej ciała, a kiedy podniósł stopę, okazało się, że ona również do niej przylegała. W ten sam sposób przykleja się do ciała rekina.
Pasażerowie drugiej klasy są bardzo podekscytowani. Jeden z nich jest wojskowym i jego entuzjazm nie zna granic. Przeszukując statek, natknęli się na straszny hak – przewyższający te, których używa się w Bengalu do odzyskiwania zbiorników na wodę, które przypadkowo wpadły do studni. Do tego przywiązali ciasno około dwóch funtów mięsa mocnym sznurem i przywiązali do niego mocny kabel. Około sześciu stóp od niego przymocowano duży kawałek drewna, który pełnił funkcję pływaka. Następnie hak z pływakiem wrzucono do wody. Od chwili naszego przybycia łódź policyjna czuwa pod statkiem, aby nie doszło do kontaktu między nami a ludźmi na lądzie. Na tej łodzi wygodnie spało dwóch mężczyzn, co napawało ich pogardą w oczach pasażerów. W tym momencie okazali się świetnymi przyjaciółmi. Zbudzony strasznymi krzykami nasz przyjaciel Arab przetarł oczy i wstał. Przygotowywał się do podciągnięcia sukni, wyobrażając sobie, że szykują się jakieś kłopoty, kiedy zrozumiał, że tak głośne krzyki to nic innego jak prośba do niego, aby usunął belkę, która miała służyć jako pływak do łapania rekina wraz z hakiem na niewielką odległość. Potem odetchnął z ulgą i uśmiechając się od ucha do ucha udało mu się za pomocą tyczki przepchnąć pływak na pewną odległość. Podczas gdy my z zapałem stanęliśmy na palcach, wychylając się przez balustradę i z niepokojem czekaliśmy na rekina – „niespokojnymi oczami obserwując jego przybycie”;12 i jak zawsze w przypadku tych, na których ktoś może czekać w napięciu, spotkał nas podobny los – innymi słowy, „Ukochany się nie pojawił”. Ale wszystkie nieszczęścia mają swój koniec i nagle, około stu metrów od statku, nad powierzchnią wody pojawiło się coś w kształcie skórzanej torby na wodę, ale znacznie większe i natychmiast rozległ się krzyk: „Tam jest rekin!” „Cisza chłopcy i dziewczęta! – rekin może uciec”. – „Hej tam ludzie, dlaczego nie zdejmiecie na chwilę białych kapeluszy? – Rekin może się spłoszyć”. – Gdy takie krzyki dochodziły już do uszu, rekin, mieszkaniec słonego morza, podbiegł jak łódź pod plandeką, by oddać sprawiedliwość kawałkowi wieprzowiny przyczepionemu do haczyka. Jeszcze siedem lub osiem stóp i szczęki rekina dotknęłyby przynęty. Ale ten masywny ogon poruszył się trochę i prosty kurs zmienił się w zakręt. Niestety, rekin uciekł! Znów ogon lekko się poruszył, a gigantyczne ciało odwróciło się w stronę haka. Znów pędzi dalej – tam, rozdziawiony, zaraz rzuci się na przynętę! Znów przeklęty ogon się poruszył, a rekin przeniósł swoje ciało na odległość. Znów robi okrążenie i znowu się rozdziawia; zobaczcie, włożył przynętę w szczęki, tam przechyla się na bok; tak, połknął przynętę – ciągnijcie, ciągnijcie, czterdzieści lub pięćdziesiąt osób ciągnijcie razem, ciągnijcie z całych sił! Jaką ogromną siłę ma ryba, jakie wysiłki podejmuje, jak szeroko się rozgląda! Ciągnijcie, ciągnijcie! Już ma wypłynąć na powierzchnię, tam obraca się w wodzie i znowu przewraca się na bok, ciągnijcie, ciągnijcie! Niestety, wyplątał się z przynęty! Rekin uciekł. Doprawdy, wy wszyscy jesteście wybrednymi ludźmi! Nie mogliście się doczekać, żeby dać mu trochę czasu na połknięcie przynęty! I wyliście na tyle niecierpliwi, że pociągnęliście, gdy tylko przewrócił się na bok! Nie ma jednak co płakać nad rozlanym mlekiem. Rekin pozbył się haczyka i popłynął dalej. Nie mamy informacji, czy dał pilotowi dobrą lekcję, ale faktem jest, że rekin był wolny. I był podobny do tygrysa, miał czarne paski na ciele jak tygrys. Jednak „Tygrys”, chcąc ominąć niebezpieczne sąsiedztwo haka, zniknął wraz ze swoją świtą pilotów i przyssawek.
Ale nie ma co porzucać nadziei, gdyż tuż obok wycofującego się „Tygrysa” nadchodzi kolejny, ogromny, płaskogłowy stwór! Niestety, rekiny nie mają języka! W przeciwnym razie „Tygrys” z pewnością wyjawiłby przybyszowi swoją tajemnicę i w ten sposób go ostrzegł. Z pewnością powiedziałby: „Witam, przyjacielu, uważaj, zbliża się tam nowe stworzenie, którego mięso jest bardzo smaczne i pikantne, ale jakie twarde ma kości! Cóż, urodziłem się i wychowałem jako rekin przez te wiele lat i pożarłem mnóstwo zwierząt – żywych, martwych i na wpół martwych, i napełniłem swój żołądek mnóstwem kości, cegieł, kamieni i drewna, ale w porównaniu z tymi kośćmi są jak masło, powiadam ci, co się stało z moimi zębami i szczękami.” A przy tym z pewnością pokazałby przybyszowi te rozwarte szczęki, sięgające niemal do połowy jego ciała. I ten drugi, z charakterystycznym doświadczeniem dojrzałości, przepisałby mu jeden z takich niezawodnych środków morskich, jak żółć jednej ryby, śledziona drugiej, schładzający rosół z ostryg i tak dalej. Ponieważ jednak nic takiego nie miało miejsca, musimy stwierdzić, że albo rekiny niestety nie mają języka, albo mogą go mieć, ale pod wodą nie da się rozmawiać; dlatego dopóki nie zostaną odkryte jakieś litery pasujące do rekinów, nie da się używać tego języka. A może było tak, że „Tygrys” za bardzo mieszając się z człowiekiem, wchłonął też trochę ludzkiego usposobienia i dlatego zamiast wyjawić prawdę, zapytał z uśmiechem „Płaskogłowego”, czy wszystko u niego w porządku i pożegnał go: „Czyż sam jeden mam dać się oszukać?”
Następnie w bengalskim wierszu jest tak: „Najpierw Bhagiratha dmucha w swoją konchę, potem nadchodzi Ganga, zadzierając tył” itd. No cóż, oczywiście nie słychać żadnego dmuchania w muszlę, ale najpierw leci ryba pilotująca, a za nią nadchodzi „ Płaskogłowy”, poruszając swoim masywnym ciałem, podczas gdy wokół niego tańczą przyssawki. Ach, kto może się oprzeć tak kuszącej przynęcie? Powierzchnia morza na obszarze pięciu jardów ze wszystkich stron jest błyszcząca warstwą tłuszczu i zadaniem „Płaskogłowego” jest określenie, jak daleko rozprzestrzenił się jego zapach. Poza tym, co to za spektakl! Biały, czerwony i żółty – wszystko w jednym miejscu! Była to prawdziwa angielska wieprzowina, zawiązana na wielkim czarnym haku, falująca pod wodą niezwykle kusząco!
Uciszcie się teraz wszyscy, nie ruszajcie się i uważajcie, żeby nie działać zbyt pochopnie. Uważajcie jednak, aby trzymać się blisko kabla. Tam podchodzi do haczyka, ogląda przynętę i wkłada ją do szczęk! Pozwólcie mu to zrobić. Cicho – teraz przewrócił się na bok – spójrzcie, połyka to w całości, cisza – dajcie mu czas, aby to zrobił. Potem, gdy „Płaskogłowy” odwrócił się na bok, spokojnie połknął przynętę i miał już odejść, natychmiast poczuł przyciąganie z tyłu! „Płaskogłowy” zdziwiony szarpnął głową i chciał wyrzucić przynętę, ale to pogorszyło sprawę! Hak przeszył go i z góry mężczyźni, młodzi i starzy, zaczęli gwałtownie ciągnąć za linę. Spójrzcie, głowa rekina jest nad wodą – ciągnijcie, bracia, ciągnijcie! Tam około połowa ciała rekina znajduje się nad wodą! Och, jakie szczęki! Wygląda na to, że to tylko szczęki i gardło! Ciągnijcie! Ach, cały jest ponad wodą. Hak wbił mu się w szczękę na wskroś – ciągnijcie! Poczekajcie poczekajcie! – Halo, ty przewoźniku arabskiej policji, zawiążesz mu sznurek wokół ogona? – Jest tak ogromnym potworem, że trudno go inaczej wyciągnąć. Uważaj, bracie, cios tym ogonem wystarczy, aby złamać nogę konia! Ciągnijcie – Och, jak bardzo ciężki! Dobry Boże, co my tu mamy! Rzeczywiście, co zwisa spod brzucha rekina? Czy to nie są wnętrzności! Zmusił je do tego jego własny ciężar! W porządku, odetnijcie je i pozwólcie im wpaść do morza, dzięki czemu będzie lżejszy. Trzymajcie się, bracia! O, to jest źródło krwi! Nie, nie ma sensu ratować ubrań. Pociągnijcie, jest prawie w zasięgu ręki. Teraz połóżcie go na pokładzie; uważaj, bracie, bądź bardzo ostrożny, jeśli kogokolwiek zaatakuje, odgryzie całe ramię! I uważaj na ten ogon! Teraz poluzuj linę – łup! Panie! Ale wielki rekin! I z jakim łomotem wpadł na pokład statku! No cóż, nie można być zbyt ostrożnym – uderzcie tą belką w jego głowę – halo, panie wojskowy, jesteś żołnierzem, jesteś do tego odpowiedni. – „No właśnie”. Pasażer wojskowy, z ciałem i ubraniem zbryzganym krwią, podniósł belkę i zaczął zadawać silne ciosy w głowę rekina. A kobiety krzyczały dalej: „O rany! Jakie to okrutne! Nie zabijajcie go!” i tak dalej, ale nigdy nie przestawały oglądać tego spektaklu. Niech ta makabryczna scena zakończy się tutaj. Jak rozpruto brzuch rekina, jak potoczył się potok krwi, jak potwór trząsł się i poruszał przez długi czas, nawet po wyjęciu mu wnętrzności i serca i poćwiartowaniu ciała, jak z jego żołądka wydobywał się stos kości, skóra, mięso, drewno itp. – dajmy spokój tym wszystkim tematom. Dość powiedzieć, że tego dnia mój posiłek był prawie zepsuty – wszystko śmierdziało tym rekinem.
Ten Kanał Sueski to triumf inżynierii kanałowej. Został wykopany przez francuskiego inżyniera Ferdinanda de Lessepsa. Połączenia Morza Śródziemnego z Morzem Czerwonym znacznie ułatwiło handel między Europą a Indiami.
Ze wszystkich przyczyn, które od czasów starożytnych wpływały na obecny stan cywilizacji ludzkiej, handel w Indiach jest być może najważniejszy. Od niepamiętnych czasów Indie biły wszystkie inne kraje pod względem żyzności i przemysłu. Jeszcze sto lat temu całe światowe zapotrzebowanie na sukno bawełniane, bawełnę, jutę, indygo, gumilakę, ryż, diamenty i perły itp. pochodziło z Indii. Co więcej, żaden inny kraj nie był w stanie wyprodukować tak doskonałych tkanin jedwabnych i wełnianych, jak kincob itp., jak Indie. Ponownie Indie były krainą różnorodnych przypraw, takich jak goździki, kardamon, pieprz, gałka muszkatołowa i muszkatołowiec. Naturalnie zatem od najdawniejszych czasów każdy kraj, który w danej epoce stał się cywilizowany, był zależny od Indii w zakresie tych towarów. Handel ten odbywał się dawniej dwoma głównymi szlakami – jeden wiódł lądem przez Afganistan i Persję, drugi drogą morską – przez Morze Czerwone. Po podboju Persji Aleksander Wielki wysłał generała imieniem Niarchus, aby zbadał szlak morski, przebiegający obok ujścia Indusu, przez ocean i Morze Czerwone. Większość ludzi nie ma pojęcia, w jakim stopniu bogactwo starożytnych krajów, takich jak Babilon, Persja, Grecja i Rzym, było zależne od indyjskiego handlu. Po upadku Rzymu głównymi zachodnimi targowiskami indyjskiego handlu stały się Bagdad na terytorium muzułmańskim oraz Wenecja i Genua we Włoszech. A kiedy Turcy stali się panami Cesarstwa Rzymskiego i zamknęli przed Włochami szlak handlowy do Indii, wówczas Krzysztof Kolumb, Hiszpan lub Genueńczyk, próbował zbadać nową drogę do Indii przez Atlantyk, co zaowocowało odkryciem kontynentu amerykańskiego. Nawet po dotarciu do Ameryki Kolumb nie mógł pozbyć się złudzenia, że to Indie. Dlatego też aborygeni Ameryki są do dziś określani mianem Indian. W Wedach znajdujemy obydwie nazwy Indusu, „Sindhu” i „Indu”. Persowie przekształcili je w „Hindus”, a Grecy w „Indus”, skąd wywodzimy słowa „Indie” i „Indiański”. Wraz z powstaniem Islamu słowo „Hndu” uległo degradacji i oznaczało „ciemnoskórego człowieka”, tak jak ma to miejsce obecnie w przypadku słowa „tubylec”.
Portugalczycy w międzyczasie odkryli nową drogę do Indii, okrążając Afrykę. Los Indii uśmiechnął się do Portugalii – potem przyszła kolej na Francuzów, Holendrów, Duńczyków i Anglików. Handel indyjski, dochody Indii i wszystko to jest teraz w posiadaniu Anglików; dlatego właśnie są teraz najważniejszymi ze wszystkich narodów. Ale teraz produkty indyjskie są uprawiane w krajach takich jak Ameryka i gdzie indziej nawet lepiej niż w Indiach, przez co straciły one coś ze swojego prestiżu. Do tego Europejczycy nie chcą się przyznać. To, że Indie, Indie „tubylców”, są głównym środkiem i zasobami ich bogactwa i cywilizacji, jest faktem, do którego nie chcą się przyznać, a nawet zrozumieć. My także nie możemy przestać im o tym przypominać.
Po prostu rozważ tę kwestię w swoim umyśle. Te pozbawione opieki niższe klasy Indii – chłopi, tkacze i cała reszta, podbite przez cudzoziemców i pogardzane przez własny naród – to oni od niepamiętnych czasów pracują po cichu, nie dostając nawet wynagrodzenia za swoją pracę! Ale jakie wielkie zmiany dokonują się powoli na całym świecie, zgodnie z prawami natury! Kraje, cywilizacje i panowania przechodzą rewolucje. Wy, klasy robotnicze Indii, w wyniku waszej cichej, ciągłej pracy Babilon, Persja, Aleksandria, Grecja, Rzym, Wenecja, Genua, Bagdad, Samarkanda, Hiszpania, Portugalia, Francja, Dania, Holandia i Anglia sukcesywnie osiągnęły panowanie i wyniosłość! A wy? – No cóż, kogo to obchodzi, żeby o was myśleć! Mój drogi Swami, twoi przodkowie napisali kilka dzieł filozoficznych, napisali kilkanaście eposów lub zbudowali kilka świątyń – to wszystko, a ty rozdzierasz niebo triumfalnymi okrzykami; podczas gdy ci, których krew serca przyczyniła się do całego postępu, jaki dokonał się na świecie – cóż, komu zależy na ich chwaleniu? Zdobywający świat bohaterowie duchowości, wojny i poezji są w oczach wszystkich i otrzymali hołd od ludzkości. Ale tam, gdzie nikt nie patrzy, nikt nie daje słowa zachęty, gdzie wszyscy nienawidzą – że żyjąc w takich okolicznościach i okazując bezgraniczną cierpliwość, nieskończoną miłość i nieustraszoną praktyczność, nasz proletariat dniem i nocą wypełnia swój obowiązek w swoich domach, bez najmniejszego szmeru – cóż, czy nie ma w tym bohaterstwa? Wielu okazuje się bohaterami, gdy mają do wykonania jakieś wielkie zadanie. Nawet tchórz łatwo oddaje życie, a najbardziej samolubny człowiek zachowuje się bezinteresownie, gdy jest mnóstwo ludzi, którzy mogą go pocieszyć; ale doprawdy błogosławiony jest ten, kto przejawia tę samą bezinteresowność i oddanie obowiązkom w najmniejszych czynach, niezauważonych przez wszystkich – a to wy faktycznie to robicie, wy, zawsze deptane klasy robotnicze w Indiach! Kłaniam się wam.
Ten Kanał Sueski również należy do odległej starożytności. Za panowania faraonów w Egipcie wiele lagun było połączonych ze sobą kanałem, tworząc kanał łączący oba morza. Również za panowania Cesarstwa Rzymskiego w Egipcie od czasu do czasu podejmowano próby utrzymania tego kanału otwartego. Następnie muzułmański generał Amru, po podboju Egiptu, wykopał piasek i zmienił jego pewne cechy, tak że uległ on niemal przekształceniu.
Potem nikt już nie zwracał na to większej uwagi. Obecny kanał został wykopany przez Kedywa Ismaila z Egiptu, wicekróla sułtana Turcji, zgodnie z radą Francuzów i głównie przez stolicę Francji. Trudność z tym kanałem polega na tym, że biegnąc przez pustynię, za każdym razem zasypuje się piaskiem. Może przez niego przepłynąć tylko jeden duży statek handlowy i mówi się, że bardzo duże okręty wojenne lub kupieckie nigdy przez niego nie przepłyną. Obecnie, aby zapobiec zderzaniu się statków wpływających i wypływających, cały kanał podzielono na kilka odcinków, a na obu końcach każdego odcinka znajdują się otwarte przestrzenie, na tyle szerokie, dwa lub trzy statki mogą zakotwiczyć razem. Siedziba główna znajduje się przy wejściu do Morza Śródziemnego, a stacje znajdują się w każdej części, podobnie jak stacje kolejowe. Gdy tylko statek wpłynie na kanał, wiadomości są stale przesyłane do tego Biura Głównego, gdzie przesyłane są telegraficznie raporty o tym, ile statków wpływa, a ile wypływa, wraz z ich pozycją w określonych momentach i zaznaczane są na dużej mapie. Aby zapobiec konfrontacji jednego statku z drugim, żaden statek nie może opuścić żadnej stacji bez zezwolenia.
Kanał Sueski jest w rękach Francuzów. Chociaż większość akcji Canal Company jest obecnie własnością Anglików, to jednak na mocy porozumienia politycznego całe kierownictwo spoczywa w rękach Francuzów.
Teraz nadchodzi Morze Śródziemne. Nie ma bardziej zapadającego w pamięć regionu poza Indiami. Oznacza koniec Azji, Afryki i starożytnej cywilizacji. Tu kończy się jeden rodzaj manier, obyczajów i sposobów życia, a zaczyna inny typ cech i temperamentu, jedzenia i ubioru, zwyczajów i nawyków – wkraczamy do Europy. Nie tylko to, ale także tutaj znajduje się wielkie centrum tej historycznej mieszaniny kolorów, ras, cywilizacji, kultury i zwyczajów, która rozciągająca się na przestrzeni wielu wieków doprowadziła do narodzin współczesnej cywilizacji. Ta religia, kultura, cywilizacja i niezwykłe zdolności, które dziś okrążyły świat, narodziły się tutaj, w regionach otaczających Morze Śródziemne. Tam, na południu, znajduje się bardzo, bardzo starożytny Egipt, miejsce narodzin rzeźby – przepełnione bogactwem i żywnością; na wschodzie znajduje się Azja Mniejsza, starożytna arena cywilizacji fenickiej, filistyńskiej, żydowskiej, walecznej babilońskiej, asyryjskiej i perskiej; a na północy kraina, na której w starożytności kwitli Grecy – cuda świata.
Cóż, Swami, masz dość krajów, rzek, gór i mórz – teraz posłuchaj trochę historii starożytnej. Najwspanialsze są te kroniki dawnych czasów; nie są fikcją ale prawda – prawdziwą historią rodzaju ludzkiego. Te starożytne kraje zostały niemal na zawsze pogrzebane w zapomnieniu – ta odrobina, którą ludzie o nich wiedzieli, składała się prawie wyłącznie z osobliwie fikcyjnych dzieł starożytnych greckich historyków lub cudownych opisów mitologii żydowskiej zwanej Biblią. Obecnie inskrypcje na starożytnych kamieniach, budynkach, pomieszczeniach i płytkach oraz analiza językowa pozwalają na płynną narrację o historii tych krajów. To opowiadanie dopiero się rozpoczęło, ale już teraz odsłoniło najwspanialsze historie i kto wie, co jeszcze przyniesie w przyszłości? Wielcy uczeni wszystkich krajów dzień i noc głowią się nad fragmentem napisu naskalnego, pękniętym naczyniem, budynkiem lub ceramiką i odkrywają opowieści o dawnych czasach, pogrążonych w zapomnieniu.
Kiedy przywódca muzułmański Osman zajął Konstantynopol, a sztandar Islamu zaczął triumfalnie trzepotać nad całą Europą Wschodnią, wówczas księgi oraz ta nauka i kultura starożytnych Greków, które były ukrywane wraz z ich bezsilnymi potomkami, rozprzestrzeniły się po Europie Zachodniej po wycofujących się Grekach. Choć przez długi czas podlegali panowaniu rzymskiemu, Grecy byli nauczycielami Rzymian w zakresie nauki i kultury. Do tego stopnia, że dzięki przyjęciu przez Greków chrześcijaństwa i napisaniu chrześcijańskiej Biblii w języku greckim Chrześcijaństwo zawładnęło całym Cesarstwem Rzymskim. Ale starożytni Grecy, których nazywamy Jawanami i którzy byli pierwszymi nauczycielami cywilizacji europejskiej, osiągnęli apogeum swojej kultury na długo przed Chrześcijanami. Odkąd zostali Chrześcijanami, cała ich nauka i kultura wygasły. Ale tak jak pewna część kultury ich przodków jest nadal zachowana w domach hinduskich, tak samo było z chrześcijańskimi Grekami; książki te rozeszły się po całej Europie. To właśnie dało pierwszy impuls cywilizacji wśród narodów angielskich, niemieckich, francuskich i innych. Panowała moda na naukę języka greckiego i sztuki greckiej. Przede wszystkim pochłonęli wszystko, co było w tych księgach. Następnie, gdy ich własna inteligencja zaczęła się rozjaśniać i nauka zaczęła się rozwijać, rozpoczęli badania dotyczące daty, autora, tematu i autentyczności itp. tych książek. Nie było żadnych ograniczeń w wyrażaniu swobodnych opinii na temat wszystkich ksiąg niechrześcijańskich Greków, z wyjątkiem pism chrześcijańskich, w wyniku czego pojawiła się nowa nauka – krytyka zewnętrzna i wewnętrzna.
Załóżmy na przykład, że jest napisane w księdze, że takie a takie wydarzenie miało miejsce w takim a takim dniu. Ale czy rzecz należy uznać za autentyczną tylko dlatego, że komuś spodobało się napisać coś o tym w książce? Było w ludziach zwyczajem, zwłaszcza w tamtych czasach, pisanie wielu rzeczy z wyobraźni; ponadto mieli bardzo skąpą wiedzę o przyrodzie, a nawet o tej ziemi, na której żyjemy. Wszystko to budziło poważne wątpliwości co do autentyczności tematyki książki. Załóżmy na przykład, że grecki historyk napisał, że w takim a takim dniu w Indiach żył król imieniem Ćandragupta. Jeżeli obecnie także księgi indyjskie wspominają o tym królu pod tą konkretną datą, to z pewnością jest to w dużym stopniu udowodnione. Jeśli odnalezionych zostanie kilka monet z czasów panowania Ćandragupty lub budynek z jego czasów, w którym znajdują się wzmianki o nim, wówczas prawdziwość sprawy zostanie potwierdzona.
Załóżmy, że inna księga odnotowuje określone wydarzenie jako mające miejsce za panowania Aleksandra Wielkiego, ale znajduje się w niej wzmianka o jednym lub dwóch cesarzach rzymskich w taki sposób, że nie można ich traktować jako wstawek – wtedy okazuje się, że księga ta nie należy do czasów Aleksandra.
Albo znowu język. Każdy język z biegiem czasu ulega pewnym zmianom, a autorzy mają także swój własny, specyficzny styl. Jeżeli w jakiejś książce nagle zostanie wprowadzony opis niezwiązany z tematem i utrzymany w stylu zupełnie odmiennym od autora, łatwo będzie go podejrzewać jako wstawkę. W ten sposób odkryto nową naukę polegającą na ustalaniu prawdy o książce poprzez wątpienie, sprawdzanie i dowodzenie na różne sposoby.
Co więcej, współczesna nauka zaczęła w szybkim tempie rzucać nowe światło na sprawy ze wszystkich stron, w wyniku czego nie można było wierzyć żadnej książce zawierającej wzmianki o wydarzeniach nadprzyrodzonych.
Ukoronowaniem wszystkiego było przedostanie się fali Sanskrytu do Europy i rozszyfrowanie starożytnych inskrypcji lapidarnych znalezionych w Indiach, na brzegach Eufratu i w Egipcie, a także odkrycie świątyń itp., ukrytych dla wieków pod ziemią lub na zboczach wzgórz oraz prawidłowe odczytanie ich historii.
Powiedziałem już, że ta nowa nauka badawcza całkowicie odróżnia Biblię i księgi Nowego Testamentu. Teraz nie ma już tortur Inkwizycji, jest jedynie strach przed społeczną hańbą; pomijając to, wielu uczonych poddało również te księgi rygorystycznej analizie. Miejmy nadzieję, że gdy bezlitośnie siekają na kawałki pisma hinduskie i inne, z czasem wykażą tę samą odwagę moralną także wobec pism żydowskich i chrześcijańskich. Podam ilustrację wyjaśniającą, dlaczego to mówię. Maspero, wielki uczony i cieszący się dobrą reputacją autor zajmujący się egiptologią, napisał obszerną historię Egipcjan i Babilończyków zatytułowaną Histoire Ancienne Orientale. Kilka lat temu przeczytałem angielskie tłumaczenie książki autorstwa angielskiego archeologa. Tym razem, gdy zapytałem bibliotekarza Muzeum Brytyjskiego o pewne książki o Egipcie i Babilonie, wspomniałem o książce Maspero. A kiedy dowiedział się, że mam ze sobą angielskie tłumaczenie tej książki, powiedział, że to nie wystarczy, bo tłumacz był raczej bigoteryjnym Chrześcijaninem i gdziekolwiek badania Maspero w jakikolwiek sposób uderzały w Chrześcijaństwo, jemu (tłumaczowi) udało się przekręcać i torturować te fragmenty! Polecił mi przeczytać książkę w oryginale francuskim. Czytając, stwierdziłem, że jest dokładnie tak, jak powiedział – rzeczywiście straszny problem! Wiesz bardzo dobrze jak dziwną rzeczą jest bigoteria religijna; tworzy mieszaninę prawdy i nieprawdy. Od tego czasu moja wiara w tłumaczenia tych prac badawczych została mocno zachwiana.
Rozwinęła się kolejna nowa nauka – etnologia, czyli klasyfikacja ludzi na podstawie badania ich koloru, włosów, budowy ciała, kształtu głowy, języka i tak dalej.
Niemcy, choć mistrzowie wszystkich nauk, są szczególnie ekspertami w Sanskrycie i starożytnej kulturze asyryjskiej; Benfey i inni niemieccy uczeni są tego ilustracją. Francuzi są biegli w egiptologii – uczeni tacy jak Maspero są Francuzami. Holendrzy słyną z analiz religii żydowskiej i starożytnych religii chrześcijańskich – pisarze tacy jak Kuenen osiągnęli światową sławę. Anglicy inaugurują wiele nauk, a potem je porzucają.
Pozwól, że przedstawię teraz kilka opinii tych uczonych. Jeśli nie podobają ci się ich poglądy, możesz z nimi walczyć; ale modlę się, nie zrzucaj winy na mnie. Według Hindusów, Żydów, starożytnych Babilończyków, Egipcjan i innych starożytnych ras cała ludzkość pochodzi od tych samych pierwotnych rodziców. Ludzie już w to nie bardzo wierzą.
Czy widziałeś kiedyś Kafirów o pokręconych w loki włosach, mających płaskie nosy, grube wargi i cofnięte czoła? A czy widziałeś Santalów, Andamańczyków i Bhilów o mniej więcej tych samych rysach, ale niższym wzroście i mniej kręconych włosach? Pierwsza klasa nazywa się Murzyni; oni żyją w Afryce. Druga klasa nazywa się Negritos (mali Murzyni); w starożytności zamieszkiwali oni pewne części Arabii, części brzegów Eufratu, południową część Persji, całe Indie, Andamany i inne wyspy, aż do Australii. W dzisiejszych czasach można ich spotkać w niektórych lasach i dżunglach Indii, na Andamanach i w Australii.
Czy widziałeś Lepczów, Bhutiów i Chińczyków – białych lub żółtych i z prostymi czarnymi włosami? Mają ciemne oczy – ale ustawione tak, aby tworzyły kąt – skąpą brodę i wąsy, płaską twarz i bardzo wydatne kości policzkowe. Czy widziałeś Nepalczyków, Birmańczyków, Syjamczyków, Malajów i Japończyków? Mają ten sam kształt, ale mają niższy wzrost.
Dwa gatunki tego typu nazywane są Mongołami i Mongoloidami (mali Mongołowie). Mongołowie zajęli obecnie większą część Azji. To oni, podzieleni na wiele gałęzi, takich jak Mongołowie, Kałmucy, Hunowie, Chińczycy, Tatarzy, Turcy, Mandżurowie, Kirgizi itd., prowadzą koczowniczy tryb życia, niosąc namioty i pasąc owce, kozy, bydło i konie oraz gdy tylko nadarzy się okazja, pędzą jak chmara szarańczy i wytrącają z równowagi świat. Wyjątkiem są sami Chińczycy i Tybetańczycy. Znani są również pod nazwą Turańczycy. To Turan, którego można znaleźć w popularnym zdaniu „Iran i Turan”.
Rasa o ciemnym kolorze skóry, ale z prostymi włosami, prostym nosem i prostymi ciemnymi oczami, zamieszkująca starożytny Egipt i starożytną Babilonię, a obecnie zamieszkująca całe Indie, zwłaszcza południową część; w Europie także w rzadkich miejscach można znaleźć ich ślady. Tworzą jedną rasę i noszą techniczną nazwę Drawidianie.
Inna rasa ma kolor biały, oczy proste, ale uszy i nosy zakrzywione i grube ku końcowi, cofnięte czoła i grube wargi – jak na przykład mieszkańcy północnej Arabii, współcześni Żydzi i starożytni Babilończycy, Asyryjczycy, Fenicjanie, itp.; ich języki również mają wspólny mianownik; nazywa się ich rasą semicką.
A ci, którzy mówią językiem pokrewnym Sanskrytowi, którzy mają proste nosy, usta i oczy, białą cerę, czarne lub brązowe włosy, ciemne lub niebieskie oczy, nazywani są Aryjczykami.
Wszystkie współczesne rasy powstały z mieszaniny tych ras. Kraj, w którym dominuje jedna lub druga z tych ras, ma także swój język i fizjonomię w większości podobną do tej konkretnej rasy.
Na Zachodzie nie jest ogólnie przyjętą teorią, że ciepły kraj powoduje ciemną karnację, a zimny wiejski biały karnację. Wielu jest zdania, że istniejące odcienie pomiędzy czernią i bielą powstały w wyniku fuzji ras.
Według uczonych najstarsze są cywilizacje Egiptu i starożytnej Babilonii. W tych krajach można spotkać domy i pozostałości budynków datowane na 6000 lat p.n.e. lub nawet wcześniej. W Indiach najstarsze budynki, jakie udało się odkryć, pochodzą co najwyżej z czasów Ćandragupty; to znaczy dopiero 300 r. p.n.e. Domy o większej starożytności nie zostały jeszcze odkryte. (Starożytne pozostałości w Harappa, Mohendźo-daro itp., w dolinie Indusu w północno-zachodnich Indiach, które dowodzą istnienia zaawansowanej cywilizacji miejskiej w Indiach datowanej na ponad 3000 lat p.n.e., nie zostały odkopane przed 1922 rokiem. – Wyd.) Ale istnieją książki itp. o znacznie wcześniejszej dacie, których nie można znaleźć w żadnym innym kraju. Pandit Bal Gangadhar Tilak przedstawił dowody wskazujące, że Wedy Hindusów istniały w obecnej formie co najmniej pięć tysięcy lat przed erą chrześcijańską.
Granice tego Morza Śródziemnego były miejscem narodzin cywilizacji europejskiej, która obecnie podbiła świat. Na tych wybrzeżach rasy semickie, takie jak Egipcjanie, Babilończycy, Fenicjanie i Żydzi, oraz rasy aryjskie, takie jak Persowie, Grecy i Rzymianie, połączyły się ze sobą, tworząc nowoczesną cywilizację europejską.
W Egipcie odkryto dużą kamienną płytę z inskrypcjami, zwaną Kamieniem z Rosetty. Na tym znajdują się inskrypcje hieroglifami, pod którymi znajduje się inny rodzaj pisma, a pod nimi wszystkie napisy przypominające znaki greckie. Pewien uczony przypuszczał, że te trzy zestawy inskrypcji przedstawiają to samo i odszyfrował te starożytne egipskie inskrypcje za pomocą znaków koptyjskich – Koptowie to rasa chrześcijańska, która nadal zamieszkuje Egipt i jest znana jako potomkowie starożytnych Egipcjan. Podobnie stopniowo odszyfrowywano także znaki klinowe wyryte na cegłach i płytkach Babilończyków. W międzyczasie odkryto, że pewne indyjskie inskrypcje zapisane literami w kształcie pługa pochodzą z czasów cesarza Aśoki. W Indiach nie odkryto żadnych wcześniejszych inskrypcji niż te.13 Hieroglify wypisane na różnego rodzaju świątyniach, kolumnach i sarkofagach w całym Egipcie są stopniowo odszyfrowywane, dzięki czemu egipska starożytność staje się bardziej przejrzysta.
Egipcjanie weszli do Egiptu z południowego kraju zwanego Punt, za morzem. Niektórzy mówią, że Punt to współczesny Malabar, a Egipcjanie i Drawidianie należą do tej samej rasy. Ich pierwszy król nazywał się Menes, a ich starożytna religia również przypomina w niektórych częściach nasze mitologiczne opowieści. Bóg Śibu został uosobiony przez boginię Nui; później przybył inny bóg Szu i siłą usunął Nui. Ciało Nui stało się niebem, a jej dwie ręce i dwie nogi stały się czterema filarami tego nieba. A Śibu stał się ziemią. Ozyrys i Izyda, syn i córka Nui, są głównymi bogami i boginiami Egiptu, a ich syn Horus jest obiektem powszechnego kultu. Te trzy osoby były kiedyś czczone w grupie. Izyda ponownie jest czczona pod postacią krowy.
Podobnie jak Nil na ziemi, tak i na niebie jest drugi Nil, którego ziemski Nil jest tylko częścią. Według Egipcjan Słońce krąży po Ziemi łodzią; od czasu do czasu pożera go wąż zwany Ahi, po czym następuje zaćmienie. Księżyc jest okresowo atakowany przez dzika i rozrywany na kawałki, po czym jego powrót do zdrowia zajmuje piętnaście dni. Bóstwa Egiptu to niektóre z twarzą szakala, inne z twarzą jastrzębia, inne z twarzą krowy i tak dalej.
Równocześnie nad brzegami Eufratu powstała inna cywilizacja. Baal, Moloch, Istarte i Damuzi byli tu głównymi bóstwami. Istarte zakochała się w pasterzu imieniem Damuzi. Dzik zabił tego ostatniego i Istarte udała się do Hadesu, pod ziemię, w poszukiwaniu go. Tam została poddana różnym torturom przez straszliwą boginię Alat. W końcu Istarte oświadczyła, że nie wróci już na ziemię, jeśli nie odzyska Damuziego. To była wielka trudność; była boginią impulsów seksualnych i jeśli nie wróci, ani mężczyźni, ani zwierzęta, ani warzywa nie będą się rozmnażać. Następnie bogowie zawarli kompromis, że co roku Damuzi miał przebywać w Hadesie przez cztery miesiące, a pozostałe osiem miesięcy mieszkać na ziemi. Potem Istarte powróciła, nadeszła wiosna i nastąpiły dobre żniwa.
Zatem Damuzi ponownie jest znany pod imieniem Adunoi lub Adonis! Religia wszystkich ras semickich, z niewielkimi różnicami, była prawie taka sama. Babilończycy, Żydzi, Fenicjanie i późniejsi Arabowie używali tej samej formy kultu. Prawie każdego boga nazywano Molochem – słowo, które do dziś przetrwało w języku bengalskim jako Mālik (władca), Mulluk (królestwo) i tak dalej – lub Baal; ale oczywiście były drobne różnice. Według niektórych bóg zwany Alat zmienił się później w Allah Arabów.
Kult tych bogów obejmował także pewne straszne i obrzydliwe obrzędy. Przed Molochem i Baalem palono żywcem dzieci. W świątyni Istarte główną cechą było naturalne i nienaturalne zaspokajanie pożądania.
Historia rasy żydowskiej jest znacznie nowsza niż historia Babilonu. Według uczonych Pismo Święte zwane Biblią powstało około 500 r. p.n.e. do kilku lat po epoce chrześcijańskiej. Wiele fragmentów Biblii, które na ogół uważa się za pochodzące z wcześniejszego okresu, pochodzi ze znacznie późniejszego okresu. Główne tematy Biblii dotyczą Babilończyków. Kosmologia babilońska i opis potopu zostały w wielu częściach w całości włączone do Biblii. Poza tym za panowania cesarzy perskich w Azji Mniejszej wiele perskich doktryn znalazło akceptację wśród Żydów. Według Starego Testamentu ten świat jest wszystkim; nie ma duszy ani życia pozagrobowego. W Nowym Testamencie jest wzmianka o doktrynach Parsów o życiu pozagrobowym i zmartwychwstaniu, podczas gdy teoria Szatana należy wyłącznie do Parsów.
Główną cechą religii żydowskiej jest kult Jawe-Molocha. Ale to imię nie należy do języka żydowskiego; według niektórych jest to słowo egipskie. Ale nikt nie wie, skąd ono się wzięło. W Biblii znajdują się opisy mówiące, że Izraelici żyli zamknięci w Egipcie przez długi czas, lecz obecnie jest to rzadko akceptowane, a patriarchowie tacy jak Abraham, Izaak i Józef okazują się jedynie alegoriami.
Żydzi nie wymawiali imienia „Jawe”, zamiast którego zwykli mówić „Adunoi”. Kiedy Żydzi podzielili się na dwie gałęzie, Izrael i Efraim, w obu krajach zbudowano dwie główne świątynie. W świątyni zbudowanej przez Izraelitów w Jerozolimie w skrzyni (arce) przechowywany był wizerunek Jawe, przedstawiający złączoną postać męską i żeńską, a przy drzwiach znajdowała się wielka falliczna kolumna. W Efraimie Jawe był czczony w postaci pokrytego złotem Byka.
W obu miejscowościach istniał zwyczaj wrzucania żywego najstarszego syna w płomienie przed bogiem i w obu świątyniach mieszkała grupa kobiet, w obrębie których prowadziły najbardziej niemoralne życie, a ich zarobki były wykorzystywane na wydatki świątynne.
Z biegiem czasu pojawiła się wśród Żydów klasa ludzi, którzy zwykli przywoływać obecność bóstw w swojej osobie za pomocą muzyki lub tańca. Nazywano ich prorokami. Wielu z nich poprzez kontakt z Persami sprzeciwiała się kultowi obrazów, składaniu ofiar z synów, niemoralności, prostytucji i tym podobnym praktykom. Stopniowo obrzezanie zajęło miejsce składania ofiar z ludzi; a prostytucja, kult obrazów itp. stopniowo zanikły. Z biegiem czasu spośród tych proroków wyrosło Chrześcijaństwo.
Istnieje wielki spór co do tego, czy kiedykolwiek narodził się człowiek o imieniu Jezus. Spośród czterech ksiąg Nowego Testamentu Księga św. Jana została przez niektórych odrzucona jako fałszywa. Co do pozostałych trzech, werdykt jest taki, że zostały one skopiowane z jakiejś starożytnej księgi; i to również długo po dacie przypisywanej Jezusowi Chrystusowi.
Co więcej, mniej więcej w czasie, gdy według wierzeń Jezus narodził się wśród samych Żydów, urodziło się dwóch historyków, Józef Flawiusz i Filon. Wspomnieli nawet o drobnych sektach wśród Żydów, ale nie wspomnieli ani o Jezusie, ani o Chrześcijanach ani o tym, że rzymski sędzia skazał go na śmierć na krzyżu. Książka Józefa Flawiusza zawierała na ten temat jedno zdanie, które obecnie okazało się być wstawką. Rzymianie panowali wówczas nad Żydami, a Grecy nauczali wszelkich nauk i sztuk. Wszyscy napisali wiele rzeczy o Żydach, ale nie wspomnieli ani o Jezusie, ani o Chrześcijanach.
Inną trudnością jest to, że powiedzenia, przykazania i doktryny głoszone w Nowym Testamencie istniały już wśród Żydów przed erą chrześcijańską, pochodziły z różnych stron i były głoszone przez rabinów, takich jak Hillel i inni. Tak mówią uczeni; nie mogą jednak, w trosce o swoją reputację, wydawać od razu proroczych werdyktów na temat własnej religii, jak to mają w zwyczaju robić w odniesieniu do obcych religii. Dlatego postępują powoli. To się nazywa Wyższą Krytyką.
W ten sposób zachodni uczeni badają religie, zwyczaje, rasy itp. różnych i odległych krajów. Ale nie mamy nic takiego w języku bengalskim! Jak to możliwe? Jeśli człowiek po dziesięciu latach ciężkiej pracy przetłumaczy taką książkę, to z czego sam będzie się utrzymywał i skąd weźmie środki na wydanie swojej książki?
Po pierwsze nasz kraj jest bardzo biedny, a po drugie praktycznie nie ma kultywacji nauki. Czy nadejdzie dla naszego kraju taki dzień, w którym będziemy uprawiać różne rodzaje sztuk i nauk? – „Ta, której łaska czyni niemych mówiącymi, a chromych zdolnych do wspinania się na góry” – Ona, Boska Matka, tylko wie!
Statek dopłynął do Neapolu – dopłynęliśmy do Włoch. Stolicą Włoch jest Rzym – Rzym, stolica tego starożytnego, najpotężniejszego Cesarstwa Rzymskiego, którego polityka, nauka wojskowa, sztuka kolonizacji i podboje zagraniczne są do dziś wzorem dla całego świata!
Po opuszczeniu Neapolu statek zawinął do Marsylii, a stamtąd prosto do Londynu.
Słyszałeś już sporo o Europie – co jedzą, jak się ubierają, jakie mają maniery i zwyczaje itd. – więc nie muszę o tym pisać. Ale o cywilizacji europejskiej, jej pochodzeniu, stosunku do nas i zakresie, w jakim powinniśmy ją przyjąć – na ten temat będę miał wiele do powiedzenia w przyszłości. To ciało nie ma względu na osoby, drogi bracie, więc spróbuję o nich porozmawiać innym razem. Albo jaki jest pożytek? No cóż, kto do cholery może konkurować z nami (zwłaszcza Bengalczykami) w zakresie rozmów i dyskusji? Jeśli możesz, pokaż to w akcji. Niech głosi twoja praca, a język niech odpocznie. Ale przy okazji wspomnę o jednej rzeczy, a mianowicie. że Europa zaczęła się rozwijać od dnia, w którym nauka i władza zaczęły napływać do biednych klas niższych. Mnóstwo cierpiących biednych ludzi z innych krajów, wyrzuconych jak śmieci, znajduje dom i schronienie w Ameryce i to jest kręgosłup Ameryki! Nie ma większego znaczenia czy bogaci ludzie i uczeni cię słuchają, rozumieją, chwalą lub ganią – to tylko ozdoby, dekoracje kraju! – Jego życiem są miliony biednych ludzi z niższych klas. Liczby się nie liczą, ani bogactwo, ani bieda; garstka ludzi może wywrócić świat z zawiasów, pod warunkiem, że będą zjednoczeni w myślach, słowach i czynach – nigdy nie zapominaj o tym przekonaniu. Im więcej opozycji, tym lepiej. Czy rzeka nabiera prędkości, jeśli nie ma oporu? Im rzecz nowsza i lepsza, tym z większym sprzeciwem spotka się na początku. To sprzeciw jest zapowiedzią sukcesu. Tam, gdzie nie ma sprzeciwu, nie ma też sukcesu. Do widzenia!
Przypisy:
- „Pozdrowienia dla Pana”; zwykła forma zwracania się do Sannjāsina. Wspomnienia z jego drugiej podróży na Zachód były adresowane do Swami Trigunatitanandy, redaktora Udbodhana i stąd ta forma zwracania się. ↩︎
- Swamidźi nawiązuje tutaj do słynnego wersu Kālidāsy z Raghuwamśam: „O różnicy między majestatyczną dynastią słoneczną a moim biednym intelektem!” ↩︎
- Miotełka do odganiania much zrobiona z włosów pochodzących z ogona jaka. ↩︎
- Swamidźi zmienił później zdanie w odniesieniu do ostatniej części, tj. znajomości Kalidasy z Himalajami. ↩︎
- W słowach Damodar-Rupnarajan znajduje się gra słów, która nie tylko sugeruje dwie rzeki, ale także oznacza „Narayana jako Damodara, czyli połykanie wszystkiego (Damodara-rupa-Narajana).” ↩︎
- Swamidźi ironicznie opisuje nagiego prymitywnego człowieka, któremu małżeństwo było nieznane i który nie miał szacunku dla osoby i majątku. ↩︎
- Według Kawikankana, Śrimanta przepłynął Zatokę Bengalską po prostu wiosłując i był bliski utonięcia, ponieważ jego łódź została złapana w anteny ławicy homarów i prawie się wywróciła! Również wziął on muszlę za maleńką rybę i tak dalej. ↩︎
- Demon w kształcie wielkiej czapli, o której mowa w Bhagawata. ↩︎
- Parowiec B.I.S.N., którym Swami Wiwekananda po raz drugi udał się na Zachód. ↩︎
- Demon w Durgā-Saptaśati, którego każda kropla krwi spadająca na ziemię rodziła kolejnego demona takiego jak on. ↩︎
- Według niektórych Sajana, komentator Wed, był bratem Widjāranja Muni. ↩︎
- Za Dźajadewą słynnym sanskryckim poetą z Bengalu. ↩︎
- Obecnie wiadomo, że pismo z doliny Indusu jest współczesne sumeryjskiemu i egipskiemu. – wyd. ↩︎