156. Mary

Do Panny Mary Hale
PASADENA,
20 lutego 1900.

MOJA KOCHANA MARY,

Twój list zawierający smutną wiadomość o śmierci pana Hale dotarł do mnie wczoraj. Przykro mi, bo pomimo klasztornego treningu serce żyje; a pan Hale był też jedną z najlepszych dusz, jakie spotkałem w życiu. Oczywiście jest ci przykro, jesteś nieszczęśliwa, podobnie jak Matka Kościół, Harriet i cała reszta, zwłaszcza że jest to pierwszy smutek tego rodzaju, jaki spotkałaś, prawda? Wiele straciłem, wiele wycierpiałem, a najbardziej osobliwą przyczyną cierpienia, gdy ktoś odchodzi, jest poczucie, że nie byłem wystarczająco dobry dla tej osoby. Kiedy umarł mój ojciec, odczuwałem ból przez wiele miesięcy, a ja byłem tak nieposłuszny. Byłaś bardzo obowiązkowa; jeśli czujesz coś takiego, jest to tylko forma smutku.

Obawiam się, że właśnie teraz życie zaczyna się dla Ciebie, Mary, na dobre. Możemy czytać książki, słuchać wykładów i rozmawiać, ale doświadczenie jest jedynym nauczycielem, jedynym, który otwiera oczy. Najlepszym, jaki jest. Uczymy się poprzez uśmiech i łzy. Nie wiemy dlaczego, ale widzimy, że tak jest; i to wystarczy. Oczywiście Matka Kościół czerpie pociechę ze swojej religii. Chciałbym, żebyśmy wszyscy mogli śnić niezakłócone, dobre sny.

Przez całe życie miałaś schronienie. Cały czas byłem w blasku, płonąłem i dyszałem. Teraz na chwilę dostrzegłaś drugą stronę. Moje życie składa się z takich ciągłych ciosów i sto razy gorszych z powodu biedy, zdrady i mojej własnej głupoty! Pesymizm! Zrozumiesz to, jak to przychodzi. No cóż, co mam ci powiedzieć, Mary? Znasz wszystkie rozmowy; tylko to mówię i jest to prawdą – gdyby można było zamienić się smutkami i gdybym miał pogodny umysł, zamieniłbym się i wziął Twój smutek zawsze i wszędzie. Matka wie najlepiej.

Twój zawsze wierny brat,

WIWEKANANDA.