176. Joe

Do Panny Josephine MacLeod
ALAMEDA, KALIFORNIA,
20 kwietnia 1900.

MOJA DROGA JOE,

Otrzymałem dzisiaj Twoją notatkę. Napisałem ci list wczoraj, ale skierowałem do Anglii, myśląc, że tam będziesz.

Przekazałem twoją wiadomość pani Betts. Tak mi przykro, że z A__wyszła ta mała kłótnia. Dostałem także jego list, który wysłałaś. Ma rację, jeśli mówi: „Swami napisał do mnie: «Pan Leggett nie jest zainteresowany Wedantą i nie będzie już więcej pomagał. Stań na własnych nogach»”. Było tak, jak ty i pani Leggett chcieliście, żebym napisał do niego z Los Angeles o Nowym Jorku – w odpowiedzi na jego pytanie, co zrobić, aby zdobyć fundusze.

Cóż, sprawy przybiorą swój własny kształt, ale wydaje się, że w umyśle pani Bull i w twojej głowie istnieje pewne przekonanie, że powinienem coś zrobić. Ale po pierwsze, nic nie wiem o trudnościach. Nikt z Was nie napisał mi nic o tym o co chodzi, a ja nie czytam w myślach. Po prostu napisałaś mi ogólną koncepcję, że A__ chce mieć wszystko w swoich rękach. Co mogę z tego zrozumieć? Jakie są trudności? Jeśli chodzi o różnice, nie mam zielonego pojęcia, co do dokładnej daty Dnia Zagłady! A jednak w listach pani Bull i w twoich listach widać sporo irytacji! Czasami te sprawy się komplikują, wbrew nam samym. Niech nabiorą kształtu.

Zgodnie z życzeniem pani Bull wykonałem i wysłałem testament panu Leggettowi.

Mam się dobrze, czasem dobrze, czasem źle. Nie mogę powiedzieć ze swoim sumieniem, że w najmniejszym stopniu skorzystałem na pani Milton. Była dla mnie dobra, jestem jej bardzo wdzięczny. Moja miłość do niej. Mam nadzieję, że przyniesie korzyść innym.

Za napisanie tego do pani Bull dostałem czterostronicowe kazanie o tym, jak powinienem być wdzięczny i dziękczynny, itd., itd. Wszystko to jest, oczywiście, wynikiem tej sprawy z A__! Sturdy i pani Johnson zaniepokoili się Margot i rzucili się na mnie. Teraz A__ przeszkadza pani Bull i oczywiście to ja muszę ponieść tego ciężar. Takie jest życie!

Ty i pani Leggett chciałyście, żebym napisał, żeby był wolny i niezależny i że pan Leggett nie zamierza im pomóc. Napisałem to – co teraz mogę zrobić? Jeśli John lub Jack nie będą ci posłuszni, czy zostanę za to powieszony? Co wiem o tym Towarzystwie Wedanty? Czy to ja rozpocząłem? Czy miałem w tym jakiś udział? Z drugiej strony nikt nie raczy napisać mi nic na temat tej sprawy! Cóż, ten świat to świetna zabawa.

Cieszę się, że pani Leggett szybko wraca do zdrowia. W każdej chwili modlę się o jej całkowite wyzdrowienie. W poniedziałek wyruszam do Chicago. Miła pani dała mi przepustkę do Nowego Jorku do wykorzystania w ciągu trzech miesięcy. Matka się mną zaopiekuje. Nie zamierza mnie teraz uwięzić, po tym jak strzegła mnie przez całe życie.

Zawsze z wdzięcznością,

WIWEKANANDA.