177. Mary

Do Panny Mary Hale
23 kwietnia 1900.

MOJA KOCHANA MARY,

Powinienem był wyruszyć dzisiaj, ale okoliczności tak się złożyły, że nie mogę oprzeć się pokusie, aby przed wyjazdem rozbić obóz pod ogromnymi sekwojami Kalifornii. Dlatego odkładam to na trzy lub cztery dni. Znowu, po nieustannej pracy, potrzebuję odetchnąć Bożym powietrzem, zanim wyruszę w tę łamiącą kości podróż trwającą cztery dni.

Margot w swoim liście upiera się, że muszę dotrzymać słowa i za piętnaście dni przyjechać do ciotki Marii. Będzie ono dotrzymane – tylko za dwadzieścia, a nie piętnaście dni. W ten sposób unikam paskudnej śnieżycy, która ostatnio miała miejsce w Chicago i dostaję też trochę sił.

Wygląda na to, że Margot jest wielką zwolenniczką cioci Marii, a inni ludzie oprócz mnie mają siostrzenice, kuzynki i ciotki.

Jutro ruszam do lasu. Fiu! Napełnię płuca ozonem zanim dotrę do Chicago. W międzyczasie przechowuj dla mnie moją pocztę jeśli przychodzi do Chicago i nie wysyłaj jej tutaj, grzeczna dziewczynko.

Skończyłem pracę. Moi przyjaciele twierdzą, że tylko kilka dni odpoczynku – trzy lub cztery – zanim staniemy twarzą w twarz z koleją.

Mam darmowy bilet ważny przez trzy miesiące stąd do Nowego Jorku; żadnych kosztów z wyjątkiem wagonu sypialnego; więc widzisz, za darmo, za darmo!

Z poważaniem,

WIWEKANANDA.