(Tłumaczone z bengalskiego)
Do Swami Turijanandy
6 PLACE DES ETATS UNIS,
DA FOREST P.O., SANTA CLARA CO.,
PARYŻ, FRANCJA,
1 września 1900.
MOJ KOCHANY HARI,
Wszystkiego dowiedziałem się z Twojego listu. Wcześniej przeczuwałem pewne kłopoty pomiędzy pełnoprawnym Wedantystą a Domem Prawdy – ktoś tak napisał. Takie rzeczy się zdarzają; mądrość polega na kontynuowaniu pracy poprzez sprytne utrzymywanie wszystkich w dobrym nastroju.
Od jakiegoś czasu żyję incognito. Zostanę z Francuzami, żeby podszkolić się w ich języku. Jestem nieco wolny od zmartwień; to znaczy podpisałem umowę powierniczą i inne rzeczy i wysłałem je do Kalkuty. Nie zastrzegłem sobie żadnych praw ani własności. Posiadacie teraz wszystko i dzięki łasce Mistrza wykonacie całe dzieło.
Nie mam już ochoty zabijać się objazdami. Na razie mam ochotę gdzieś się osiedlić i spędzać czas wśród książek. W pewnym stopniu opanowałem język francuski; ale jeśli zostanę wśród Francuzów przez miesiąc lub dwa, będę mógł dobrze prowadzić rozmowę. Jeśli ktoś potrafi dostatecznie opanować ten język i niemiecki, może praktycznie dobrze zapoznać się z nauką europejską. Mieszkańcy Francji są zwykłymi intelektualistami, gonią za sprawami tego świata i mocno wierzą, że Bóg i dusze są przesądami; bardzo niechętnie rozmawiają na takie tematy. To prawdziwie materialistyczny kraj! Pozwól mi zobaczyć, co zrobi ten Pan. Ale ten kraj stoi na czele kultury zachodniej, a Paryż jest stolicą tej kultury.
Bracie, uwolnij mnie od wszelkiej pracy związanej z głoszeniem. Jestem teraz z dala od tego wszystkiego, poradzicie sobie sami. Jestem głęboko przekonany, że Matka wykona przez was wszystkich pracę stokrotnie bardziej niż przeze mnie.
Wiele dni temu otrzymałem list od Kali. Musiał już dotrzeć do Nowego Jorku. Panna Waldo od czasu do czasu przysyła wiadomości.
Utrzymuję się czasem dobrze, a czasem źle. Ostatnio ponownie poddaję się masażowi pani Milton, która mówi: „Już wyzdrowiałeś!” Tyle widzę – niezależnie od wzdęć, nie odczuwam trudności w poruszaniu się, chodzeniu, a nawet wspinaniu się. Rano wykonuję energiczne ćwiczenia, a następnie kąpię się w zimnej wodzie.
Wczoraj poszedłem zobaczyć dom pana, u którego będę mieszkał. Jest biednym uczonym, ma pokój zawalony książkami i mieszka w mieszkaniu na piątym piętrze. A że w tym kraju nie ma wind, tak jak w Ameryce, trzeba się wspinać do góry i w dół. Ale już nie jest to dla mnie problemem.
Wokół domu znajduje się piękny park publiczny. Ten pan nie mówi po angielsku; to kolejny powód mojego wyjazdu. Z konieczności będę musiał mówić po francusku. To wszystko jest wolą Matki. Ona wie najlepiej, co chce zrobić. Ona nigdy się nie odzywa, „tylko utrzymuje milczenie”. Ale tyle zauważam, że od jakiegoś miesiąca intensywnie medytuję i powtarzam imię Pana.
Proszę, przekaż moją miłość pannie Boocke, pannie Bell, pani Aspinel, pannie Beckham, panu George’owi, doktorowi Loganowi i innym przyjaciołom i przyjmij ją sam. Pozdrawiam także wszystkich w Los Angeles.
Twój,
WIWEKANANDA.