33. Diwandźi Saheb

CHICAGO,
15 listopada 1894(3?).

SZANOWNY DIWANDŹI SAHEB (Śri Haridas Wiharidas Desai),

Otrzymałem tutaj twoją uprzejmą wiadomość. To bardzo miłe, że nawet tutaj o mnie pamiętasz, nie spotkałem twonjego Narajana Hemćandra. Wydaje mi się, że nie ma go w Ameryce. Widziałem wiele dziwnych widoków i wspaniałych rzeczy. Cieszę się, że jest duża szansa na Twój przyjazd do Europy. Korzystaj z tego w jakikolwiek sposób. Fakt naszej izolacji od wszystkich innych narodów świata jest przyczyną naszej degeneracji i jedynym lekarstwem jest powrót do nurtu reszty świata. Ruch jest oznaką życia. Ameryka to wielki kraj. To raj dla biednych i kobiet. W kraju prawie nie ma biednych i nigdzie indziej na świecie kobiety nie są tak wolne, tak wykształcone, tak kulturalne. Są wszystkim w społeczeństwie.

To wielka lekcja. Sannjasin nie utracił ani odrobiny swojego Sannjāsinizmu, nawet ze swojego sposobu życia. A w tym najbardziej gościnnym kraju każdy dom jest dla mnie otwarty. Czy Pan, który mnie prowadzi w Indiach, nie poprowadziłby mnie tutaj? I On to zrobił.

Być może nie rozumiesz dlaczego Sannjāsin miałby przebywać w Ameryce, ale było to konieczne. Ponieważ jedynym powodem, dla którego musisz być uznany przez świat, jest twoja religia, a dobre okazy naszych religijnych ludzi muszą być wysyłane za granicę, aby dać innym narodom pojęcie, że Indie nie umarły.

Niektórzy przedstawiciele muszą wyjechać z Indii i udać się do wszystkich narodów ziemi, aby przynajmniej pokazać, że nie jesteście dzikusami. Być może w waszym indyjskim domu nie odczuwacie takiej konieczności, ale wierz mi, wiele od tego zależy w przypadku waszego narodu. A Sannjasin, który nie ma pojęcia o czynieniu dobra swoim bliźnim, jest dzikusem, a nie Sannjasinem.

Nie jestem ani zwiedzaczem, ani próżnym podróżnikiem; ale zobaczysz, jeśli dożyjesz i błogosław mnie przez całe życie.

Przemówienia pana Dwiwedi były za duże dla Parlamentu i trzeba je było skrócić.

Przemawiałem w Parlamencie Religii, a z jakim skutkiem, mogę to zacytować z kilku gazet i czasopism, które są pod ręką. Nie muszę być zarozumiały, ale z całą pewnością muszę ci powiedzieć, ze względu na twoją miłość, że żaden Hindus nie zrobił takiego wrażenia w Ameryce, a jeśli moje przybycie nic nie dało, to uczyniło ono tyle, że Amerykanie przekonali się, że Indie nawet dzisiaj wydają ludzi, u których stóp nawet najbardziej cywilizowane narody mogą uczyć się lekcji religii i moralności. Czy nie sądzisz, że to wystarczy, aby powiedzieć, że naród hinduski wysyła tu swoich Sannjāsinów? Szczegóły usłyszysz od Wirćanda Gandhi.

Te cytaty są z dzienników: „Pomimo elokwencji wielu krótkich przemówień, nikt nie wyraził tak dobrze ducha Parlamentu (religii) i jego ograniczeń jak hinduski mnich. Przepisuję jego przemówienie w całości, ale mogę jedynie sugerować jego wpływ na publiczność, gdyż jest on mówcą z Boskiego prawa, a jego silna, inteligentna twarz w malowniczej scenerii żółci i pomarańczy była niewiele mniej interesująca niż te poważne słowa i bogata rytmiczna wypowiedź, którą im wygłosił. (Tutaj przemówienie jest cytowane in extenso.) New York Critique.

„Głosił kazania w klubach i kościołach, dopóki jego wiara nie stała nam się znana… Jego kultura, elokwencja i fascynująca osobowość dały nam nowe wyobrażenie o cywilizacji hinduskiej… Jego piękna, inteligentna twarz i jego głęboki, muzyczny głos, przekonujący od razu na swoją korzyść. Mówi bez zapisków, przedstawiając swoje fakty i wnioski z największą kunsztem i najbardziej przekonującą szczerością, często wznosząc się do bogatej, inspirującej wymowy.” (Tamże)

„Wiwekananda jest niewątpliwie największą postacią w Parlamencie Religii. Po jego wysłuchaniu poczuliśmy, jak głupio jest wysyłać misjonarzy do tego uczonego narodu”. Herald (największa gazeta tutaj).

Przestaję cytować więcej, żebyś nie pomyślał, że jestem zarozumiały; ale było to konieczne dla was, którzy staliście się prawie żabami w studni i nie chcieliście widzieć co dzieje się ze światem gdzie indziej. Nie mam na myśli Ciebie osobiście, mój szlachetny przyjacielu, ale nasz naród w ogóle.

Jestem tu taki sam jak w Indiach, tylko tutaj, w tym wysoce kulturalnym kraju, panuje uznanie i współczucie, o jakim nasi ignoranci i głupcy nawet nie śnią. Tam nasi ludzie żałują nam, mnichom okruszka chleba, tutaj są gotowi zapłacić tysiąc rupii za wykład i na zawsze pozostać wdzięcznymi za instrukcje.

Ci obcy ludzie doceniają mnie bardziej niż kiedykolwiek byłem doceniany w Indiach. Mogę, jeśli chcę, przeżyć tu całe życie w największym luksusie; ale jestem Sannjāsinem i „Indio, mimo wszystkich twoich wad nadal cię kocham”. Wracam więc po kilku miesiącach i dalej sieję nasiona religii i postępu z miasta do miasta, tak jak robiłem to tak długo, chociaż wśród ludzi, którzy nie wiedzą, czym jest uznanie i wdzięczność.

Wstydzę się własnego narodu, gdy porównuję jego żebraczą, samolubną, niedoceniającą, ignorancką niewdzięczność z pomocą, gościnnością, współczuciem i szacunkiem, jakie Amerykanie okazali mi, przedstawicielowi obcej religii. Dlatego wyjedź z kraju, zobacz innych i porównaj.

Czy po tych cytatach myślisz, że warto było wysłać Sannjāsina do Ameryki?

Proszę nie publikuj tego. Nienawidzę rozgłosu w taki sam sposób, w jaki nienawidziłem go w Indiach.

Wykonuję dzieło Pana i dokądkolwiek On prowadzi, idę za nim. „मूकं करोति वाचालं itd.– Ten, który czyni niemego mówiącym i sprawia, że kulawego przechodzi przez górę”, ten mi pomoże. Nie zależy mi na pomocy człowieka. On jest gotowy pomóc mi w Indiach, w Ameryce, na biegunie północnym, jeśli uzna to za stosowne. Jeśli On tego nie zrobi, nikt inny nie będzie mi w stanie pomóc. Chwała Panu na wieki wieków.

Twój z błogosławieństwami,

WIWEKANANDA.