86. Joe

Do panny Josephine MacLeod
GREY COAT GARDENS,
WESTMINSTER,
POŁUDNIOWO-ZACHODNI LONDYN,
3 grudnia 1896.

Droga Joe,

Bardzo, bardzo dziękuję, droga Joe Joe, za miłe zaproszenie; ale Drogi Bóg tak zarządził, a mianowicie mam wyruszyć do Indii 16-go z Kapitanem, panią Sevier i panem Goodwinem. Sevierowie i ja płyniemy parowcem do Neapolu. A ponieważ w Rzymie będą cztery dni, zajrzę, żeby pożegnać się z Albertą.

W tej chwili panuje tu zamieszanie; duża sala, w której prowadzone są zajęcia, pod adresem 39 Victoria, jest pełna, a przybywa jeszcze więcej osób.

Cóż, stary dobry kraj teraz mnie wzywa; muszę jechać. Do widzenia więc wszystkim projektom związanym z wizytą w Rosji tego kwietnia.

Załatwię trochę spraw w Indiach i znowu wyruszam do zawsze pięknych Stanów Zjednoczonych, Anglii itp.

Bardzo miło z twojej strony, że wysłałaś list do Mabel – naprawdę dobra wiadomość. Tylko trochę mi szkoda biednego Foxa. Jednak Mabel mu uciekła; tak jest lepiej.

Nie napisałaś nic o tym, jak sytuacja wygląda w Nowym Jorku. Mam nadzieję, że będzie tam wszystko w porządku. Biedny Cola! Czy jest teraz w stanie zarabiać na życie?

Przybycie Goodwina było bardzo trafne, ponieważ uwieczniło tutejsze wykłady, które są publikowane w formie periodycznej. Abonentów jest już wystarczająco dużo, żeby pokryć wydatki.

W przyszłym tygodniu trzy wykłady i moja praca w Londynie na ten sezon dobiegła końca. Oczywiście wszyscy tutaj uważają, że głupio jest rezygnować z tego właśnie teraz, gdy trwa „boom”, ale Drogi Pan mówi: „Wyrusz od Starych Indii”. Więc słucham.

Kadzidłu, Matce, Holisterowi i wszystkim innym, moja wieczna miłość i błogosławieństwa i z tak samo dla Ciebie,

Twój zawsze szczerze,

WIWEKANANDA.