LIST Z CHICAGO
(Nowe Odkrycia, tom 1, s. 162-63.)
[New York Critic, 11 listopada 1893]
.. Był to rezultat Parlamentu Religii, który otworzył nam oczy na fakt, że filozofia starożytnych wyznań zawiera wiele piękna dla współczesnych. Kiedy już raz to sobie wyraźnie uświadomiliśmy, nasze zainteresowanie ich przedstawicielami wzrosło i z charakterystycznym zapałem wyruszyliśmy w pogoń za wiedzą. Najłatwiejszym sposobem uzyskania jej po zamknięciu parlamentu były przemówienia i wykłady Suamiego Wiwekanandy, który nadal przebywa w tym mieście. Jego pierwotnym celem przyjazdu do tego kraju było zainteresowanie Amerykanów zakładaniem nowych gałęzi przemysłu wśród Hindusów, ale na razie porzucił to, ponieważ stwierdził, że skoro „Amerykanie są najbardziej miłosiernym narodem na świecie”, każdy człowiek mający jakiś cel przychodzi tu po pomoc w jego realizacji. Zapytany o względną sytuację biednych tutaj i w Indiach, odpowiedział, że nasi biedni byliby tam książętami i że oprowadzono go po najgorszej dzielnicy miasta tylko po to, by stwierdzić, że z punktu widzenia jego wiedzy była ona wygodna i nawet przyjemna.
Jako Brahmin wśród Brahminów, Wiwekananda porzucił swój stopień, aby wstąpić do bractwa mnichów, gdzie dobrowolnie zrzeka się wszelkiej dumy kastowej. A jednak nosi na sobie piętno rasy. Jego kultura, elokwencja i fascynująca osobowość dały nam nowe pojęcie o cywilizacji hinduskiej. Jest interesującą postacią, jego piękna, inteligentna, ruchliwa twarz w żółtej oprawie i głęboki, melodyjny głos od razu przemawiają na jego korzyść. (Swami zacytował ten fragment w swoim liście do Śri Haridasa Wiharidasa Desai, napisanym 15 listopada 1893 (Patrz Kompletne Dzieła, Tom 8)). Nic więc dziwnego, że zajęły się nim kluby literackie, głosił i wykładał w kościołach, aż życie Buddhy i doktryny jego wiary zostały przez nas bliżej poznane. Wypowiada się bez notatek, przedstawiając fakty i wnioski z największym kunsztem, z najbardziej przekonującą szczerością; i czasami wznosi się do bogatej, inspirującej wymowy. Choć najwyraźniej był uczony i wykształcony jak najwybitniejszy Jezuita, miał także coś jezuickiego w charakterze swego umysłu; choć drobne sarkazmy wrzucane do jego przemówień są ostre jak rapier, są one tak delikatne, że wielu jego słuchaczy może je pominąć. Niemniej jednak jego uprzejmość jest niezawodna, gdyż te pchnięcia nigdy nie są skierowane bezpośrednio przeciwko naszym zwyczajom, aby były niegrzeczne. Obecnie zadowala się oświecaniem nas w zakresie swojej religii i słów jej filozofów. Nie może się doczekać czasu, kiedy wyjdziemy poza bałwochwalstwo – obecnie konieczne jego zdaniem dla klas ignorantów – a nawet poza kult, do poznania obecności Boga w przyrodzie, do boskości i odpowiedzialności człowieka. „Wypracuj własne zbawienie” – mówi za umierającym Buddhą; „Nie mogę ci pomóc. Żaden człowiek nie może ci pomóc. Pomóż sobie sam”.