Rozdział IV – W Drodze do Katgodam

11 CZERWCA.

W sobotę rano opuściliśmy Almorę. Dotarcie do Kathgodam zajęło nam dwa i pół dnia….

Gdzieś po drodze, w pobliżu dziwnego starego młyna wodnego i opuszczonej kuźni, Swami opowiedział Dhira Mata legendę, która mówiła o tym zboczu wzgórza nawiedzonym przez rasę widm podobnych do centaurów oraz o znanym mu doświadczeniu, dzięki któremu po raz pierwszy zobaczył tam formy, a dopiero potem usłyszał ludową opowieść.

Róż już nie było, ale kwitnął kwiat, który rozpadł się pod dotknięciem, a on zwrócił na to uwagę ze względu na bogactwo skojarzeń z poezją indyjską.

12 CZERWCA.

W niedzielne popołudnie odpoczęliśmy w pobliżu równin w czymś, co uznaliśmy za hotel na uboczu nad jeziorem i wodospadem, i tam przetłumaczył nam modlitwę Rudra:

Od nierzeczywistego prowadź nas do Rzeczywistego.
Od ciemności prowadź nas do Światła.
Od śmierci prowadź nas do Nieśmiertelności.
Dotrzyj do nas poprzez nas samych.
I zawsze chroń nas – O Ty Straszliwy! –
Przed niewiedzą, dzięki Twenu słodkiemu, współczującemu obliczu.

Długo wahał się nad czwartym wersem, zastanawiając się, czy przełożyć go na „Obejmij nas w sercu naszego serca”. Ale w końcu przedstawił nam swoje zakłopotanie, mówiąc nieśmiało: „Prawdziwe znaczenie jest takie: Dotrzyj do nas poprzez i przez nas samych”. Najwyraźniej obawiał się, że to zdanie, ze swoją niezwykłą intensywnością, może nie mieć sensu w języku angielskim…. Zrozumiałam, że bardziej dosłowne tłumaczenie brzmiałoby: „O Ty, który objawiasz się tylko Sobie, objaw Siebie także nam!” Obecnie uważam jego tłumaczenie za szybki i bezpośredni zapis samego doświadczenia samadhi. Wydziera jakby żywe serce z Sanskrytu i przedstawia je ponownie w formie angielskiej.

Rzeczywiście było to popołudnie tłumaczeń i przekazał nam fragmenty wielkiego błogosławieństwa po żałobie, które jest jednym z najpiękniejszych hinduskich sakramentów:

Błogie wiatry są dla nas słodkie.
Morza obsypują nas błogością.
Niech plony na naszych polach przyniosą nam błogość.
Niech rośliny i zioła przyniosą nam błogość.
Niech bydło da nam błogość.
O Ojcze w Niebie, bądź dla nas błogi!
Nawet twój ziemski proch jest pełen błogości.

A potem głos cichnie w medytację:

To wszystko jest błogością – całą błogością – całą błogością.

I znowu mieliśmy piosenkę Suradasy, którą Swami usłyszał od dziewczyny naucz w Khetri:

O Panie, nie patrz na moje złe cechy!
Twoje imię, o Panie, to Jednakowo-Wzroczność.
Uczyń z nas obu tego samego Brahmana!…

Czy to tego samego czy innego dnia opowiedział nam o starym Sannjāsinie z Benares, który widział go zirytowanego stadem małp i w obawie, że może się odwrócić i uciec, krzyknął: „Zawsze stawiaj czoła brutalowi!”?

Te podróże były zachwycające. Zawsze żałowaliśmy, że dotarliśmy do celu. W tym czasie przebycie koleją Terai – tego pasa malarycznego kraju, na którym, jak nam przypomniał, narodził się Buddha, zajęło nam całe popołudnie.

Gdy schodziliśmy górskimi drogami, spotkaliśmy grupy mieszkańców wsi, którzy uciekali w góry ze swoimi rodzinami i całym dobytkiem, aby umknąć gorączce, która miała ich nękać wraz z deszczami. A teraz w pociągu można było obserwować stopniową zmianę roślinności, a przyjemność Mistrza, większa niż jakiegokolwiek posiadacza, polegała na pokazywaniu nam dzikich pawi, tu i ówdzie słonia lub stada wielbłądów….