Rozdział VI – Dolina Kaszmiru

OSOBY: Swami Wiwekananda oraz grupa Europejczyków i uczniów, wśród których była Dhira Mata, „Niezłomna Matka”; ta, która miała na imię Dźaja; oraz Niwedita.
MIEJSCE: Rzeka Dźhelum – Baramulla do Srinagar.
CZAS: 20 czerwca do 22 czerwca.

„Mówi się, że sam Pan jest wagą po stronie szczęśliwców!” zawołał Swami z radością, wracając do naszego pokoju w bungalowie Dak i siadając z parasolem na kolanach. Ponieważ nie zabrał ze sobą osoby towarzyszącej, musiał sam wykonywać wszystkie zwykłe, męskie obowiązki, a potem wyruszył, aby wynająć Dunga [łodzie mieszkalne] i zrobić, co było konieczne. Ale natychmiast nawiązał kontakt z człowiekiem, który usłyszawszy jego nazwisko, wziął całą sprawę na siebie i odesłał go z powrotem bez odpowiedzialności.

Więc podobał nam się ten dzień. Wypiliśmy herbatę kaszmirską z samowara i zjedliśmy dżem wiejski, a około czwartej weszliśmy w posiadanie flotylli Dunga, w liczbie trzech, na której wkrótce wyruszyliśmy do Srinagar. Jednakże pierwszego wieczoru zacumowaliśmy przy ogrodzie przyjaciela Swami….

Następnego dnia znaleźliśmy się w pięknej dolinie otoczonej śnieżnymi górami. Jest to znane jako Dolina Kaszmiru, ale być może można je dokładniej opisać jako Dolinę Srinagar….

Pierwszego ranka, spacerując po polach, natknęliśmy się na rozłożyste drzewo ćennaar stojące pośrodku szerokiego pastwiska. Naprawdę wyglądało ono tak, jakby przejście przez nie mogło schronić przysłowiowe dwadzieścia krów! Swami wpadł w architektoniczne wizje, jak można by je urządzić jako miejsce zamieszkania pustelnika. W dziupli tego żywego drzewa rzeczywiście mogła zostać zbudowana mała chatka. A potem mówił o medytacji, która miała na celu poświęcenie każdego ćennaar, jaki kiedykolwiek mieliśmy zobaczyć.

Skręciliśmy z nim na sąsiednie gospodarstwo. Tam zastaliśmy siedzącą pod drzewem wyjątkowo przystojną starszą kobietę. Nosiła karmazynową koronę i biały welon kaszmirskiej żony i siedziała przędząc wełnę, a wokół niej pomagały jej dwie synowe i ich dzieci. Swami odwiedził tę farmę już raz poprzedniej jesieni i od tamtej pory często mówił o wierze i dumie tej właśnie kobiety. Błagał o wodę, którą natychmiast mu dała. Następnie, zanim poszedł, zapytał ją cicho: „A jaka jest twoja religia, matko?” „Dziękuję Bogu, proszę pana!” – zawołał stary głos pełen dumy i triumfu. „Dzięki łasce Pana jestem Muzułmanką!” Cała rodzina przyjęła go teraz jak starego przyjaciela i była gotowa okazywać wszelką uprzejmość przyjaciołom, których przyprowadził.

Podróż do Srinagar trwała od dwóch do trzech dni i pewnego wieczoru, gdy szliśmy po polach przed kolacją, jedna z osób, która widziała Kalighat, poskarżyła się Mistrzowi, że porzuciła tam uczucia, które ją zirytowały. „Dlaczego całują ziemię przed obrazem?” wykrzyknęła. Swami wskazał na uprawę Til – którą uważał za pierwotną odmianę angielskiego kopru – i nazwał ją „najstarszym oleistym nasionem Aryjczyków”. Ale na to pytanie wypuścił z rąk mały, niebieski kwiatek, a w jego głosie zapadła wielka cisza, gdy zatrzymał się i powiedział: „Czy to nie to samo całować ziemię przed tym posągiem, co całować ziemię przed tymi górami?”

Nasz mistrz obiecał, że przed końcem lata zabierze nas na odosobnienia i nauczy medytować…. Zdecydowano, że najpierw powinniśmy zobaczyć kraj, a potem pójść w odosobnienie.

Pierwszego wieczoru w Srinagar zjedliśmy kolację z kilkoma bengalskimi urzędnikami i w trakcie rozmowy jeden z zachodnich gości utrzymywał, że historia każdego narodu ilustruje i rozwija pewne ideały, których naród tego narodu powinien trzymać się wiernie. Bardzo ciekawiło mnie, jak obecni Hindusi sprzeciwiali się temu. Dla nich była to najwyraźniej niewola, której umysł ludzki nie mógł się trwale poddać. Rzeczywiście, w swoim buncie przeciwko kajdanom doktryny zdawali się nie być w stanie oddać sprawiedliwości samej idei. W końcu Swami interweniował. „Myślę, że musicie przyznać”, powiedział, „że ostateczna jednostka ma charakter psychologiczny. Jest ona znacznie trwalsza niż geograficzna”. A potem opowiedział o znanych nam wszystkim przykładach, z których jedna był najbardziej typową „Chrześcijanką” jaką kiedykolwiek widział, a mimo to była to Bengalka, oraz o innej, urodzonej na Zachodzie, która była „ lepszym Hindusem niż on sam”. I czyż nie był to przecież idealny stan rzeczy, że każda urodziła się w innym kraju, aby szerzyć dany ideał tak dalece, jak to możliwe?