MIEJSCE: Srinagar.
CZAS: 22 czerwca do 15 lipca 1898.
Rankami nadal, jak poprzednio, prowadziliśmy długie rozmowy – czasami dotyczyły różnych okresów religijnych, przez które przeszedł Kaszmir, lub o moralności Buddyzmu, historii kultu Śiwy, a może pozycji Srinagar pod rządami Kaniszka.
Któregoś razu rozmawiał z jednym z nas o Buddyzmie i nagle powiedział: „Faktem jest, że Buddyzm w czasach Aśoki próbował dokonać czegoś, na co świat aż do teraz nie był gotowy!” Nawiązał do federalizacji religii. Był to wspaniały obraz religijnego imperializmu Aśoki, rozbijanego raz po raz przez kolejne fale Chrześcijaństwa i Muzułmanizmu, z których każde rościło sobie wyłączne prawa do sumienia ludzkości i w końcu wydawał się mieć możliwość w odległym czasie, dzisiaj!
Innym razem mowa była o Genghisie, czyli Czyngis-Chanie, zdobywcy z Azji Środkowej. „Słyszy się, jak ludzie mówią o nim jako o wulgarnym agresorze” – zawołał z pasją – „ale to nieprawda! Te wielkie dusze nigdy nie są chciwe ani wulgarne! Natchnęła go myśl o jedności i chciał zjednoczyć swój świat. Tak, Napoleon został odlany w tej samej formie. I drugi, Aleksander. Tylko te trzy, a może jedna dusza objawiająca się w trzech różnych podbojach! A potem zaczął mówić o tej jednej duszy, o której, jak sądził, wielokrotnie pojawiała się w religii, naładowana boskim impulsem, aby doprowadzić do jedności człowieka w Bogu.
W tym czasie wszyscy myśleliśmy o przeniesieniu Prabuddha Bharaty z Madrasu do nowo utworzonego Aśramu w Majawati. Swami zawsze darzył tą gazetę szczególną miłością, na co wskazywała piękna nazwa, którą jej nadał. Zawsze też pragnął sam założyć własne organizacje. Wartość czasopisma dla edukacji współczesnych Indii była dla niego całkowicie oczywista i czuł, że przesłanie i sposób myślenia jego mistrza należy szerzyć w ten sposób, a także przez głoszenie i pracę. Dzień po dniu marzył więc o przyszłości swoich pism, o pracy w różnych ośrodkach. Dzień po dniu mówił o nadchodzącym pierwszym numerze pod nowym redakcją Swami Swarupanandy. I pewnego popołudnia, gdy siedzieliśmy razem, przyniósł nam kartkę, na której napisał, że „próbował napisać list, ale poszło w tą stronę!”… [Zobacz „Do przebudzonych Indii”, Kompletne Dzieła Tom 4]
26 CZERWCA.
Mistrz pragnął opuścić nas wszystkich i udać się samotnie w jakieś ciche miejsce. Ale my, nie wiedząc o tym, nalegaliśmy, aby towarzyszyć mu do Kolorowych Źródeł, zwanych „Kszir Bhawāni”, czyli „Mlekiem Matki”. Mówiono, że był to pierwszy raz, kiedy Chrześcijanin lub Muzułmanin się tam dostał i nigdy nie będziemy wystarczająco wdzięczni za ten przebłysk jaki mieliśmy, ponieważ potem stało się to dla nas najświętszym ze wszystkich imion….
29 CZERWCA.
Innego dnia poszliśmy spokojnie sami i odwiedziliśmy Takt-i-Suleiman, małą, bardzo masywną świątynię zbudowaną na szczycie niewielkiej góry o wysokości dwóch lub trzech tysięcy stóp. Było spokojnie i pięknie, a słynne Pływające Ogrody widać było pod nami z odległości wielu kilometrów. Takt-i-Suleiman był jedną ze wspaniałych ilustracji argumentacji Swami, gdy podejmował on temat hinduskiej miłości do natury, przejawiającej się w wyborze miejsc na świątynie i pomniki architektury. Tak jak oświadczył w Londynie, że święci mieszkają na szczytach wzgórz, aby cieszyć się krajobrazami, tak teraz wskazał – podając jeden przykład po drugim – że nasi Hindusi zawsze poświęcali miejsca o szczególnym pięknie i znaczeniu, czyniąc je tam ich ołtarzami kultu. I nie można zaprzeczyć, że mały ta mała świątynia Takt, wieńcząca wzgórze dominujące nad całą doliną, była tego przykładem.
Przychodzi mi na myśl wiele uroczych fragmentów tamtych dni, jak:
Dlatego Tulasi, staraj się żyć ze
wszystkimi, bo kto wie, gdzie i w jakim stroju,
Sam Pan może przyjść do ciebie?
W tym wszystkim kryje się jeden Bóg, Oprawca
wszystkich, Przebudzający wszystkich, Zbiornik
wszelkiego istnienia, Ten, który jest pozbawiony wszystkich
cech.
Tam nie świeci słońce ani księżyc,
ani gwiazdy.
Istnieje opowieść o tym, jak Rāwanie doradzono, aby przyjął postać Ramy, aby oszukał Sitę. Odpowiedział: „Czy nie myślałem o tym? Ale aby przyjąć postać człowieka, musisz o nim medytować, a Rama jest Samym Panem, więc kiedy medytuję o nim, nawet pozycja Brahmy staje się zwykłą słomką. Jak w takim razie mógłbym pomyśleć o kobiecie?”
„I tak” – skomentował Swami – „nawet w najpospolitszym lub najbardziej przestępczym życiu zdarzają się takie przebłyski”. Tak było zawsze. Nieustannie interpretował życie ludzkie jako wyraz Boga, nigdy nie kładąc nacisku na okropność czy niegodziwość czynu czy charakteru.
„W tej, która dla reszty świata jest ciemną nocą, tam budzi się człowiek opanowania. To, co jest życiem dla reszty świata, jest dla niego snem”.
Mówiąc pewnego dnia o Tomaszu à Kempis i o tym, jak on sam zwykł wędrować jako Sannjāsin z Gitą i Imitacją jako całą swoją biblioteką, przypomniało mu się jedno słowo, nierozerwalnie kojarzone z imieniem zachodniego mnicha :
Milczcie! wy, nauczyciele świata, i milczcie!
wy, prorocy! Tylko Ty mów, o Panie, do duszy mojej!
Ponownie:
Miękki kwiat Śirīsza może utrzymać ciężar
brzęczącej pszczoły, ale nie ptaków –
Więc Umā, nie idź i nie rób Tapasjā!
Przyjdź, Uma, przyjdź! rozkoszy i ideale mojej duszy!
Usiądź, Matko, na lotosie mojego serca,
I pozwól mi długo, długo na ciebie patrzeć.
Od urodzenia patrzę,
Matko, na Twoją twarz –
Wiem, że cierpisz, jakie kłopoty,
i ból?
Usiądź zatem, Błogosławiona,
na lotosie mojego serca,
I zamieszkaj tam na zawsze.
Od czasu do czasu odbywały się długie rozmowy na temat Gity – „tego cudownego poematu, w którym nie było ani jednej nuty słabości czy niemęskości”. Któregoś dnia powiedział, że absurdem jest narzekanie, że wiedza nie została przekazana kobietom ani Śudrom. Cała istota Upaniszad zawarta była bowiem w Gicie. Bez tego rzeczywiście trudno byłoby je zrozumieć; a kobiety i wszystkie kasty mogły czytać Mahabharatę.
4 LIPCA.
Z wielką radością i w tajemnicy Swami i jego jedyna uczennica spoza Ameryki przygotowywali się do obchodów 4 lipca. Podczas jego przesłuchania wyrażono ubolewanie, że nie mamy amerykańskiej flagi, za pomocą której moglibyśmy powitać pozostałych członków towarzystwa na śniadaniu z okazji ich narodowego święta; a trzeciego popołudnia przyprowadził w wielkim podekscytowaniu Pandita Durzeja [brahmińskiego krawca], wyjaśniając, że ten człowiek chętnie by flagę odwzorował, gdyby powiedziano mu jak to zrobić. Obawiam się, że gwiazdy i paski były bardzo prymitywnie przedstawione na kawałku bawełny przybitym gałązkami wiecznie zielonych roślin do mesy będącej na dziobie statku kiedy Amerykanki weszły na pokład na wczesną herbatę w Dzień Niepodległości! Jednak Swami odłożył podróż, aby być obecnym na tym małym festiwalu i sam nadesłał wiersz na przemowę, który teraz odczytano na głos w ramach powitania…. [Zobacz „Do czwartego lipca”, Kompletne Dzieła 5]
5 LIPCA.
Tego wieczoru ktoś zadał mu ból, licząc pestki wiśni pozostawione na jej talerzu, aby zobaczyć, kiedy wyjdzie za mąż. Jakimś cudem potraktował tę zabawę na poważnie i następnego ranka przyszedł przepełniony pasją do idealnego wyrzeczenia.
6 LIPCA.
„Te cienie domu i małżeństwa od czasu do czasu przychodzą mi do głowy!” – zawołał z tym czułym pragnieniem zjednoczenia się z grzesznikiem, które tak często okazywał. Jednak przy tej okazji starał się głosić życie religijne za oceanem pogardy dla tych, którzy wychwalali domownika. „Czy tak łatwo”, wykrzyknął, „być Dźanaką? Zasiadać na tronie zupełnie bez przywiązania? Nie troszcząc się o bogactwo i sławę, o żonę i dziecko? Jeden po drugim na Zachodzie mówili mi, że już to osiągnęli. Ale mogłem tylko odpowiedzieć: „Taki wielcy ludzie nie rodzą się w Indiach”!”
A potem odwracał się w drugą stronę.
„Nigdy nie zapomnij” – powiedział do jednego ze swoich słuchaczy – „powiedz sobie i nauczaj swoje dzieci: taka różnica jak między świetlikiem a płonącym słońcem, między nieskończonym oceanem a małym stawem, między ziarnkiem gorczycy i górą Meru, taka jest różnica między gospodarzem a Sannjāsinem!”
„Wszystko jest przepełnione strachem: samo wyrzeczenie jest nieustraszone”.
„Błogosławieni nawet oszukańczy Sādhu i ci, którzy nie dotrzymali swoich ślubów, ponieważ także dali świadectwo ideału i w ten sposób w pewnym stopniu są przyczyną sukcesu innych!”
„Nigdy, nigdy nie zapominajmy o naszym ideale!”
W takich chwilach utożsamiał się całkowicie z myślą, którą starał się ukazać i w tym samym sensie, w jakim prawo natury można uznać za okrutne lub aroganckie, jego wykład mógłby mieć te cechy. Siedząc i słuchając, czuliśmy, że jesteśmy postawieni twarzą w twarz z tym, co niewidzialne i absolutne.
Wszystko to miało miejsce po powrocie do Srinagaru z prawdziwych obchodów 4 Lipca, którymi była wizyta nad jeziorem Dahl….
O dziewiątej wieczorem w następną niedzielę, 10 lipca, pierwsze dwie [Dhira Mata i Dźaja] wróciły nieoczekiwanie i obecnie z wielu różnych źródeł uzyskaliśmy wiadomość, że Mistrz udał się do Amarnath trasą przez Sonamarg i miał wrócić inną drogą. Wyruszył bez środków do życia, ale to nie mogło niepokoić jego przyjaciół w ojczystym hinduskim państwie….
15 LIPCA.
Po co wyruszaliśmy? W piątek właśnie jechaliśmy w dół rzeki i była już prawie piąta po południu, kiedy służący rozpoznali w oddali kilku ich przyjaciół i przyniesiono wiadomość, że łódź Swami płynie w naszym kierunku.
Godzinę później był już u nas i opowiadał, jak miło było wrócić. Lato było niezwykle gorące i niektóre lodowce ustąpiły, przez co trasa Sonamarg do Amarnath stała się niedostępna. Fakt ten spowodował jego powrót. Ale od tego momentu datuje się pierwszy z trzech wielkich przypływów radości i zrozumienia, które widzieliśmy w nim podczas naszych miesięcy w Kaszmirze. To było prawie tak, jakbyśmy mogli sami sprawdzić prawdziwość tego powiedzenia jego Guru: „Rzeczywiście istnieje pewna niewiedza. Umieściła ją tam moja Święta Matka, aby jej dzieło mogło zostać wykonane. Ale jest ona tylko jak cienka zasłona z bibuły, w każdej chwili może zostać rozdarta”.