OSOBY: Swami Wiwekananda oraz grupa Europejczyków i uczniów, wśród których była Dhira Mata, „Niezłomna Matka”; ta, który miał na imię Dźaja; oraz Niwedita.
MIEJSCE: Kaszmir – Srinagar.
CZAS: 9 sierpnia do 13 sierpnia 1898.
9 SIERPNIA.
W tym czasie Mistrz ciągle mówił o opuszczeniu nas. A kiedy natrafiam na wpis: „Czysta jest rzeka, która płynie, czysty jest mnich, który wędruje”, dokładnie wiem, co to znaczy – żarliwy krzyk: „Zawsze jest mi o wiele lepiej, gdy muszę znosić trudy i żebrać o chleb”, tęsknotę za wolnością i dotykiem zwykłych ludzi, obrazem siebie samego, który przemierza pieszo długą drogę po kraju i spotyka się z nami ponownie w Baramulla w drodze do domu.
Rodzina żeglarzy, z którą przyjaźnił się przez dwa sezony, opuściła nas dzisiaj. Potem odnosił się do całego zdarzenia, o ich połączniu z nim jako dowód na to, że nawet miłosierdzie i cierpliwość mogą posunąć się za daleko.
10 SIERPNIA.
Był wieczór i wszyscy poszliśmy złożyć wizytę. Wracając, zawołał swoją uczennicę Niweditę, aby szła z nim przez pola. Jego rozmowa dotyczyła całej pracy i jego zamiarów z nią związanych. Mówił o inkluzywności swojej koncepcji kraju i jego religii; o tym, jak się wyróżniał, gdyż kierował się wyłącznie pragnieniem uczynienia Hinduizmu aktywną, agresywną i misyjną wiarą; o „nie dotykaniu” jako jedynej rzeczy, którą odrzucił. Następnie z głębią przeczucia mówił o gigantycznej duchowości wielu najbardziej ortodoksyjnych wyznawców. Indie pragnęły praktyczności, ale nie mogły w tym celu rezygnować ze starego życia medytacyjnego. Ideałem było „być głębokim jak ocean i szerokim jak niebo” – powiedział Śri Ramakryszna. Ale to głębokie życie wewnętrzne w duszy zamkniętej w ortodoksji jest wynikiem przypadkowego, a nie istotnego związku. „A jeśli ustawimy się właśnie tutaj, świat będzie w porządku, bo czyż nie wszyscy jesteśmy jednością? Ramakryszna Paramahamsa żył do głębi swojej istoty, jednak na planie zewnętrznym był doskonale aktywny i zdolny”.
A potem odnośnie tej krytycznej kwestii kultu własnego mistrza: „Moim życiem kieruje entuzjazm tej wielkiej osobowości, ale inni sami zdecydują, na ile jest to w ich przypadku prawdą. Inspiracja nie jest filtrowana do świata przez jednego człowieka”.
11 SIERPNIA.
Tego dnia Swami miał okazję zganić członka tej grupy za praktykowanie chiromancji. Powiedział, że było to coś, czego wszyscy pragnęli, a jednak całe Indie pogardzały i nienawidziły. Tak, powiedział w odpowiedzi na małą specjalną prośbę, dotyczącą nawet czytania znaków, którą potępił. „Prawdę mówiąc, nawet wasze wcielenie uważałbym za bardziej uczciwe, gdyby on i jego uczniowie nie dokonywali cudów. Buddha pozbawiła ze to godności duchownej mnicha”. Później, mówiąc o przedmiocie, na który teraz skierował swoją uwagę, mówił z przerażeniem, że pokaz najmniejszego z nich z pewnością wywoła straszną reakcję.
12 i 13 SIERPNIA.
Swami przyjął teraz bramińskiego kucharza. Bardzo wzruszające były argumenty Amarnath Sādhu przeciwko jego chęci pozwolenia nawet Muzułmaninowi na gotowanie dla siebie. „Przynajmniej nie w krainie Sikhów, Swamidźi” – powiedzieli, a on w końcu się zgodził. Ale na razie czcił swoje małe, muzułmańskie dziecko na łodzi jako Umā. Jej całe pojęcie miłości opierało się na służbie, a w dniu, w którym opuścił Kaszmir, ona, maleńka, chciała sama nieść mu tacę z jabłkami przez całą drogę do tongi (łodzi). Nigdy o niej nie zapomniał, chociaż wtedy wydawał się zupełnie obojętny. W samym Kaszmirze lubił wspominać czas, kiedy zobaczyła niebieski kwiat na ścieżce holowniczej, usiadła przed nim i uderzała go w tę i tamtą stronę, „była sama z tym kwiatem przez dwadzieścia minut”.
Nad brzegiem rzeki znajdował się kawałek ziemi, na którym rosły trzy ćennaary, ku któremu w tym czasie zwracały się nasze myśli ze szczególną miłością. Ponieważ Mahārādźā pragnął przekazać go Swamidźi i wszyscy wyobrażaliśmy sobie to jako przyszłe centrum pracy – pracy, która powinna urzeczywistniać wspaniałą ideę „przez ludzi, dla ludzi, jako radość dla pracowników i dla tych, którym miano służyć”. Biorąc pod uwagę indyjskie zdanie na temat gospodarstwa pobłogosławionego przez kobiety, zasugerowano, abyśmy poszli i zaanektowali to miejsce, biwakując tam przez jakiś czas. Co więcej, jedna osoba z naszej grupy osobiście życzyła sobie szczególnej ciszy w tym czasie. Zdecydowano więc, że powinniśmy ustanowić jak gdyby „kobiecą Math”, zanim Maharadźa zażąda ziemi, aby przekazać ją Swami. A było to możliwe, ponieważ miejsce to było jednym z mniejszych miejsc biwakowych, z których korzystali Europejczycy.