Do Pani Ole Bull
LYMES, WOODSIDE
WIMBLEDON, ANGLIA
6 sierpnia 1899
MOJA DROGA MAMO,
Otrzymałem Twój list skierowany do Sturdy. Jestem bardzo wdzięczny za miłe słowa. Jeśli chodzi o mnie, to nie wiem, co mam dalej robić, ani w ogóle czy coś robić. Na pokładzie parowca było wszystko w porządku, ale po wylądowaniu znowu źle się czuję. Jeśli chodzi o zmartwienia psychiczne, ostatnio było ich sporo. Ciotka, którą spotkałaś, miała głęboko ułożony plan, aby mnie oszukać, i ona i jej ludzie zdołali sprzedać mi dom za 6000 rupii, czyli 400 funtów a ja kupiłem go mojej matce w dobrej wierze. Wtedy nie dali mi aktu własności, mając nadzieję, że nie stanę przed sądem za wstyd wynikający z przejmowania przymusowego posiadania jako Sannjāsin.
Nie sądzę, że wydałem choćby jedną rupię z tego, co ty i inni daliście mi na tę pracę. Kapitan Sevier dał mi 8000 rupii z wyraźną chęcią pomocy mojej mamie. Wygląda na to, że te pieniądze [również] przepadły. Poza tym nic nie wydano na moją rodzinę ani nawet na moje osobiste wydatki – moje jedzenie itp. opłacał Radźa Khetri, a ponad połowa tej kwoty co miesiąc trafiała do Math. Tylko jeśli Brahmananda wyda trochę na pozew [przeciwko ciotce], bo nie wolno mnie w ten sposób okradać – jeśli to zrobi, i tak to naprawię, jeśli dożyję.
Pieniądze, które zdobyłem w Europie i Ameryce dzięki samotnym wykładom, wydaję tak, jak mi się podoba; ale każdy cent, który dostałem na tę pracę, został rozliczony i jest uwzględniony w Math, a cała sprawa powinna być jasna jak słońce, jeśli Brahmananda nigdy mnie nie oszukał. Nie wierzę, że kiedykolwiek mnie oszukał. Dostałem w Aden list od Saradanandy, że przygotowują rachunek. Jeszcze żadnego nie otrzymałem.
Nie mam jeszcze planów i nie mam zamiaru ich robić. Nie chcę też pracować. Niech Matka znajdzie innych pracowników. Mam już wystarczająco dużo swoich obowiązków.
Zawsze twój oddany syn,
WIWEKANANDA