Do Siostry Christine
MATH, PO BELUR, HOWRAH,
25 listopada 1901.
DROGA CHRISTINE,
Wygląda na to, że butelka toniku na nerwy nie pomogła ci zbyt wiele, a twoje zapewnienia wręcz przeciwnie. To musiał być ciekawy błąd. Musiałem mieć wtedy gorączkę, astmę lub coś innego. Wciąż tysiąc, tysiąc przeprosin. To było moje pierwsze i będzie ostatnie wykroczenie. Twój list, który poszedł do panny [Josephine] MacLeod, jeszcze nie wrócił. Być może panna MacLeod zabiera ze sobą list, ponieważ sama przyjeżdża do Indii z Japonii w towarzystwie swoich konwertytów z Japonii (oczywiście płci męskiej, ponieważ jest misjonarką).
No cóż, tak bardzo chciałbym, żeby wszystko tak się ułożyło, żebym mógł Cię jeszcze raz zobaczyć. Matka wie. Swoją drogą, prawe oko strasznie mi szwankuje. Niewiele z przez nie widzę. Przez jakiś czas będzie mi trudno czytać i pisać; a ponieważ z każdym dniem jest coraz gorzej, moi ludzie namawiają mnie, abym udał się do Kalkuty i zasięgnął porady lekarza. Wyruszę wkrótce, jak tylko wyzdrowieję z dokuczliwego przeziębienia.
Bardzo się cieszę, że Abhedananda tak cię zachwycił; tylko ja myślałem, że jeden Hindus jest dobry na całe życie.
Biedna panna Joe [panna Josephine MacLeod] – więc pozostaje ignorantką co do prawdziwej przyczyny mojej nieobecności w Japonii! Nie musisz się najmniej niepokoić – nie dzieje się żadna krzywda; a gdyby tak było, Joe, a zwłaszcza pani [Ole] Bull, uznają za swój życiowy obowiązek zaprzyjaźnienie się z tymi, których kocham.
Wypróbuję twój tonik, kiedy dotrze; a za darem, modlę się, niech podąży nadawczynie, na pewno [słowa wycięte]… jest bardziej stymulujący i leczący niż martwe lekarstwa.
Z całą miłością,
WIWEKANANDA.