Do Pani G. W. Hale
HOTEL BELLEVUE
BEACON STREET, BOSTON
13 września 1894
DROGA MAMO
Twoja bardzo miła wiadomość przyszła właśnie teraz. Od kilku dni zmagam się z przeziębieniem i gorączką. Teraz mam się dobrze. Cieszę się, że wszystkie dokumenty dotarły do ciebie bezpiecznie. Wycinki z gazet są z panią Bagley; tylko kopia została wysłana do Ciebie. Swoją drogą, pani Bagley staje się zazdrosna, jeśli ci wszystko odsyłam. To sprawa pomiędzy tobą a mną. Indian Mirror jest u profesora Wrighta1 i on ci je prześle. Nie ma jeszcze żadnych wieści na temat fonografu. Poczekaj jeszcze tydzień i wtedy zapytamy. Jeśli zobaczysz list ze znaczkiem Khetri, to z pewnością nadejdą wieści. Nie palę ani jednej trzeciej tyle, co kiedyś, gdy wieczna skrzynka Ojca Papieża była gotowa i otwarta dniem i nocą. Do Haridasbhai należy zwracać się wyłącznie per „Śri”. Na kopercie powinno być napisane Dewan Bahadoor, bo taki jest tytuł. Być może do tego czasu dotarła do ciebie notatka od Maharadźy z Mysore.
Zostanę jeszcze kilka dni w Bostonie i okolicach. Księga bankowa jest w banku. Nie wyjęliśmy jej, ale książeczka czekowa jest ze mną. Zamierzam napisać moje przemyślenia na temat religii; w tym nie ma miejsca dla misjonarzy. Jesienią mam zamiar wykładać w Nowym Jorku, ale bardziej podoba mi się nauczanie małych kółek, a w Bostonie będzie tego pod dostatkiem.
Dywany, które chciałem, zostaną wysłane z Indii; i będą pochodzić z Pendźabu, gdzie powstają najlepsze dywany.
Dostałam piękny list od Siostry Marii. (Mary Hale.)
Narasimha musiał już mieć pieniądze lub przejazd, a jego ludzie zadbali o to, aby wysłać go w podróż z miejsca na miejsce przez biuro Thomasa Cooka. Myślę, że już go nie ma.
Nie sądzę, że Pan pozwoli, aby jego sługa nadymał się próżnością, gdy zyskał uznanie swoich rodaków. Cieszę się, że mnie doceniają – nie ze względu na mnie, ale dlatego, bo jestem głęboko przekonany, że człowieka nigdy nie poprawia się przez znieważanie, lecz przez pochwałę i tak samo jest z narodami. Pomyśl ile obelg wyrzucono zupełnie niepotrzebnie na głowę mojego oddanego, biednego kraju i po co? Nigdy nie skrzywdzili Chrześcijan, ich religii ani ich kaznodziejów. Zawsze byli przyjaźni dla wszystkich. Widzisz więc, Matko, każde dobre słowo, które mówi do nich obcy naród, ma ogromną moc ku dobremu w Indiach. Amerykańskie uznanie dla mojej skromnej pracy tutaj naprawdę przyniosło im wiele korzyści. Wyślij dobre słowo, dobrą myśl – przynajmniej do uciskanych, oczernianych, biednych milionów Indii, zamiast znęcać się nad nimi dzień i noc. O to proszę każdy naród. Pomóż im, jeśli możesz; jeśli nie możesz, przynajmniej przestańcie im urągać.
Nie widziałem nic niewłaściwego w kąpieliskach nad brzegiem morza, w niektórych jedynie próżność: w tych, które wchodziły do wody w gorsetach, to wszystko.
Nie mam jeszcze żadnego egzemplarza Inter-Ocean (główna gazeta z Chicago).
Z miłością do Ojca Papieża, dzieci i do Ciebie, pozostaję
Twój posłuszny syn,
WIWEKANANDA
Przypisy:
- Dr. John Henry Wright, profesor klasyki greckiej na Uniwersytecie Harvarda. ↩︎