Parlament Religii Świata

W poniedziałek, 11 września 1893 roku Parlament Religii z należytą powagą rozpoczął swe obrady. To wielkie zgromadzenie było dodatkiem do Światowej Wystawy Kolumbijskiej, zorganizowanej z okazji czterechsetlecia odkrycia Ameryki przez Krzysztofa Kolumba. Jednym z głównych celów ekspozycji było rozpowszechnianie wiedzy o postępie i oświeceniu, przyniesionych światu przez Zachodnich uczonych, a zwłaszcza dzięki fizyce i technologii; ale ponieważ religia jest istotnym czynnikiem w kulturze ludzkiej, postanowiono zorganizować Parlament Religii w połączeniu z Ekspozycją.

Dr Barrows, w swojej Historii Parlamentu Religii, pisze: Ponieważ wiara w Boską Moc, co do której ludzie wierzą, że są jej winni służbę i kult, jest jak słońce, życiodajna i przynosząca owoce moc w intelektualnym i moralnym rozwoju człowieka; ponieważ religia znajduje się na tyłach literatury hinduistycznej z jej wspaniałymi i mistycznymi zjawiskami; w europejskiej sztuce, czy to w postaci greckich posągów, czy gotyckich katedr; oraz w wolności amerykańskiej i niedawnych powstaniach ludzi w imię sprawiedliwości społecznej; i ponieważ jest to jasne jak światło, że religia Chrystusowa doprowadziła do wielu głównych i najszlachetniejszych rozwojów naszej współczesnej cywilizacji, nie wydaje się, że religia, bardziej niż edukacja, sztuka, czy elektryczność, powinna być wykluczona z Wystawy Kolumbijskiej.

Jest bardzo prawdopodobne, że niektórzy bardziej entuzjastyczni chrześcijańscy teologowie będący wśród promotorów Parlamentu sądzili, że Parlament da im szansę na udowodnienie wyższości chrześcijaństwa, wyznawanego przez zdecydowaną większość ludzi postępowego Zachodu, nad innymi religiami świata. Znacznie później Swami Wiwekananda powiedział, będąc w żartobliwym nastroju, że sama Boska Matka zażyczyła sobie Parlamentu po to, aby dać mu szansę przedstawienia Wiecznej Religii Hindusów całemu światu i że ta scena była przygotowana po to, by mógł odegrać tą ważną rolę, a wszystko inne było dodatkiem. Słuszność tego komentarza może być doceniona dziś, sześć dekad po tym wielkim zdarzeniu z faktu, że w czasie gdy wszystko inne o czym mówiono i dyskutowano w Parlamencie zostało zapomniane, to co wygłosił Swami Wiwekananda jest ciągle doceniane w Ameryce, a ruch zapoczątkowany przez niego zdobył i wciąż zdobywa serca Amerykanów. „Jedna z głównych zalet” – cytując słowa czcigodnego Merwina–Marie Snella, prezydenta Sekcji Naukowej Parlamentu – „tkwiła w wielkiej lekcji, której został nauczony świat chrześcijański, a szczególnie mieszkańcy Stanów Zjednoczonych, a mianowicie, że są inne religie bardziej czcigodne od chrześcijaństwa, które przewyższają je pod względem filozoficznej głębi, duchowej intensywności, pod względem niezależnej, żywotnej myśli i szerokości i szczerości ludzkiej sympatii, podczas gdy nie ustępują chrześcijaństwu nawet o włos pod względem etycznego piękna i sprawności”.

O 10 rano Parlament rozpoczął obrady. Wszystkie formy zorganizowanych religii, jakie były wyznawane wśród miliarda dwustu milionów ludzi, były tam reprezentowane. Wśród niechrześcijańskich grup można było dostrzec reprezentantów Hinduizmu, Dżainizmu, Buddyzmu, Konfucjanizmu, Szintoizmu, Islamu i Mazdaizmu.

Przestronna sala i ogromna galeria sztuki w Pałacu były wypełnione siedmioma tysiącami ludzi – mężczyznami i kobietami reprezentującymi kulturę Stanów Zjednoczonych. Oficjalni delegaci szli w wielkiej procesji do platformy, a w środku w szkarłatnej szacie siedział kardynał Gibbons, najwyższy kapłan Kościoła Rzymskokatolickiego w zachodniej hemisferze. Zajmował przewodnie miejsce i otwarł spotkanie modlitwą. Po jego lewej stronie zgrupowali się delegaci Wschodu – Pratap Chandra Mazoomdar z organizacji Brahmo Samadź z Kalkuty oraz Nagarkar z Bombaju; Dharmapala reprezentujący Buddystów z Cejlonu; Gandhi reprezentujący Dźajnów; Chakravarti i Annie Besant z Towarzystwa Teozoficznego. Z nimi siedział Swami Wiwekananda, który nie reprezentował żadnej szczególnej sekty lecz Uniwersalną Religię Wed i który przemawiał, jak to będzie można zauważyć, w imieniu religijnych aspiracji całej ludzkości. W ślicznej szacie, z dużym żółtym turbanem, brązową cerą i pięknymi ozdobami stał widoczny na platformie i przyciągał uwagę każdego. W numerycznym porządku Swami był trzydziestym pierwszym mówcą.

Delegaci wstawali, jeden za drugim i odczytywali przygotowane wcześniej przemówienia, a hinduski sannjasin był całkowicie nieprzygotowany. Nigdy wcześniej nie przemawiał do takiego zgromadzenia. Gdy poproszono go o przemówienie był całkowicie stremowany i poprosił sekretarza o przesunięcie przemówienia na chwilę później. Wiele razy przesuwał swe przemówienie. Jak przyznał później: „Oczywiście, moje serce było pełne emocji a mój język prawie uschnął. Byłem tak zdenerwowany, że nie zaryzykowałem przemowy w porannej sesji”.

Wreszcie podszedł do mównicy i dr Barrows go przedstawił. Czcząc Saraswati, Boginię Mądrości, zwrócił się do słuchaczy słowami „Bracia i Siostry Ameryki”. Natychmiast, tysiące ludzi podniosło się z krzeseł i zaczęło bić mu brawo. Byli oni głęboko poruszeni widząc wreszcie kogoś, kto odrzucił formalne słowa i przemówił do nich z naturalnym i szczerym, braterskim ciepłem.

Trwało to przynajmniej dwie minuty, zanim zgiełk ustał i Swami zaczął swą przemowę od podziękowania najmłodszemu z narodów w imieniu najstarszego bractwa zakonnego na świecie, wedyjskiego zakonu sannjasinów. Myślą przewodnią jego przemowy była powszechna tolerancja i akceptacja. Opowiedział słuchaczom jak Indie, już od zamierzchłych czasów dawały schronienie religijnym uchodźcom z innych krajów – na przykład Izraelitom i Zoroastrianom – i zacytował z pism świętych dwa akapity ujawniające hinduskiego ducha tolerancji:

“Tak jak różne strumienie biorą swe początki w różnych miejscach, wszystkie łączą swe wody w morzu, tak też, o Boże, różne ścieżki które podejmują ludzie na podstawie różnych tendencji, choć różnorakimi się zdają, zakręconymi lub prostymi, wszystkie prowadzą do Ciebie.”

„Ktokolwiek przychodzi do mnie, poprzez jakąkolwiek formę, dosięgnę go. Wszyscy ludzie zmagają się na różnych ścieżkach, które na końcu prowadzą do Mnie.”

Na końcu błagał o szybkie zakończenie sekciarstwa, bigoterii i fanatyzmu.

Odpowiedzią był ogłuszający aplauz. Wyglądało to tak, jakby wszyscy słuchacze czekali cierpliwie na wygłoszenie tego orędzia religijnej harmonii. Żydowski intelektualista wspomniał autorowi tej biografii lata później, że po wysłuchaniu Wiwekanandy uświadomił sobie po raz pierwszy, że jego własna religia – Judaizm była prawdziwa i że Swami wygłosił swe słowa nie tylko w imieniu swej własnej religii, ale wszystkich religii świata. Podczas gdy wszyscy delegaci przemawiali za swymi własnymi ideałami lub swymi własnymi sektami, Swami przemówił o Bogu, który jako ostateczny cel wszystkich religii jest ich najprawdziwszą esencją. Tej prawdy nauczył się u stóp Śri Ramakryszny, który nieustannie nauczał czerpiąc z własnego doświadczenia, że wszystkie religie są tylko wieloma różnymi ścieżkami prowadzącymi do osiągnięcia tego samego celu. Swami dał odpowiedź na tęsknotę teraźniejszego świata, by znieść bariery kasty, koloru skóry i wiary, aby połączyć wszystkich ludzi w jedną ludzkość. Ani jedno słowo potępienia żadnej wiary, niezależnie jak niedojrzałej czy irracjonalnej nie padło z jego ust. Nie wierzył w to, że ta lub tamta religia była bardziej prawdziwa w tym lub innym względzie; dla niego wszystkie religie były równie dobrymi ścieżkami, by poprowadzić swych szczerych wyznawców do tego samego celu doskonałości. Lata wcześniej, młody Narendra pełen neofickiej gorliwości, w obecności swojego Mistrza potępił pewną podejrzaną sektę zaangażowaną w niemoralne praktyki w imię religii i Ramakryszna skarcił go łagodnie mówiąc: „Czemu krytykujesz tych ludzi? Ich droga kiedyś także doprowadzi ich do Boga. Jest wiele drzwi, przez które można wejść do pałacu. Sprzątacz wchodzi do środka tylnymi drzwiami. Ty nie musisz ich używać”.

Jakże prorocze okazały się słowa mistrza, że jego Naren pewnego dnia wstrząśnie światem! Pani S.K. Blodgett, która później została gospodynią Swami w Los Angeles, powiedziała o swych odczuciach z obrad Parlamentu: „Byłam na obradach Parlamentu Religii Świata w Chicago w 1893 roku. Gdy ten młody człowiek podniósł się i powiedział: „Amerykańscy Bracia i Siostry” siedem tysięcy ludzi podniosło się z miejsc w podzięce za coś czego sami nie wiedzieli. Gdy było już po wszystkim zobaczyłam mnóstwo kobiet przedzierających się przez ławki, starających się dostać w jego pobliże i powiedziałam sama do siebie: „Mój chłopcze, jeśli przetrwasz tą rzeźnię, to w istocie jesteś Bogiem”.

Swami Wiwekananda przemawiał w Parlamencie wiele razy. Jego niezwykły wykład był jak rozprawa o Hinduizmie, w której omawiał hinduską metafizykę, psychologię i teologię. Boskość duszy, jedność istnienia, niedualność Boga i harmonia religii były powracającymi tematami jego przekazu. Nauczał, że ostatecznym celem człowieka jest stanie się boskim poprzez urzeczywistnienie Boskości i że ludzie są dziećmi „Nieśmiertelnej Błogości”.

W ostatniej sesji Parlamentu Swami Wiwekananda powiedział na podsumowanie swego przemówienia:

„Chrześcijanin nie ma stać się Hinduistą czy Buddystą, ani też Hinduista czy Buddysta stawać się Chrześcijaninem. Ale każdy musi przyswoić sobie ducha innych zachowując przy tym własną indywidualność i wzrastając zgodnie z własnymi prawami wzrostu. Jeśli Parlament Religii Świata pokazał cokolwiek światu, to jest to: udowodnił światu, że świętość, czystość i dobroczynność nie są wyłączną własnością żadnego pojedynczego kościoła na świecie oraz że każdy system religijny stworzył mężczyzn i kobiety o najbardziej wzniosłych charakterach. W świetle tego dowodu, jeśli ktoś śni o wyłącznym przetrwaniu własnej religii i zniszczeniu innych wierzeń, temu współczuję z głębi swego serca i mówię mu, że pod sztandarem każdej religii, pomimo oporu, będzie wkrótce napisane: „Pomoc a nie Walka”, „Asymilacja a nie Destrukcja”, „Harmonia i Pokój a nie Konflikt”“.

Parlament Religii Świata dał Swami Wiwekanandzie długo oczekiwaną możliwość pokazania Zachodowi wiecznych i uniwersalnych prawd jego ariańskich przodków. I on dorósł do tej okazji. Gdy stał na podwyższeniu by dać swoje orędzie, stworzył połączenie pomiędzy dwiema wielkimi szkołami myśli, dwoma ideałami, które formowały kulturę ludzkości. Zdecydowana większość audytorium przed nim przedstawiała wyłącznie umysłowość Okcydentu, młodą, uważną, niezmordowaną, dociekliwą, strasznie szczerą, dobrze zdyscyplinowaną, beztroską wobec fizycznego wszechświata lecz sceptyczną wobec głębi świata pozazmysłowego i nieskorą do akceptacji prawd duchowych bez racjonalnych dowodów. A za nim znajdował się starożytny świat Indii ze swymi zróżnicowanymi odkryciami religijnymi i filozoficznymi, ze swymi świętymi i prorokami, którzy badali Rzeczywistość poprzez samokontrolę i kontemplację Wiecznych Prawd. Edukacja Wiwekanandy, jego wychowanie, doświadczenia osobiste i kontakt z Boskim Posłańcem nowoczesnych Indii znakomicie przygotowały go do reprezentowania obydwóch ideałów oraz do usunięcia ich pozornego konfliktu.

Dla Wiwekanandy religia Hindusów oparta na naukach Wed wydawała się właściwa, by stworzyć potrzebną syntezę. Poprzez Wedy nie rozumiał żadnej szczególnej księgi zawierającej słowa proroka lub nauk ponadzmysłowego autorytetu lecz zebrane skarby praw duchowych odkrytych przez różnych indyjskich widzących w różnych czasach. Tak jak prawo grawitacji istniało przed jego odkryciem i będzie funkcjonować nawet gdyby ludzkość o nim zapomniała, tak prawa które rządzą duchowym światem istnieją niezależnie od naszej wiedzy na ich temat. Moralne, etyczne i duchowe relacje pomiędzy duszami, pomiędzy pojedynczymi duchami i Ojcem wszystkich duchów istniały zanim je odkryto i pozostaną nawet gdy je zapomnimy. Odnośnie uniwersalnego charakteru Hinduizmu Swami powiedział: „Od wysokich duchowych lotów filozofii Wedanty, wobec których ostatnie odkrycia nauki wydają się echem, do bardziej przyziemnych idei wielbienia bóstw z różnorodną mitologią, agnostycyzmem Buddystów i ateizmem Dźajnów, wszystkie z nich mają miejsce w religii hinduskiej.”

Młody, nieznany nikomu mnich indyjski został przemieniony w jedną noc w niezwykłą osobistość świata religii. Z przeciętności wspiął się do sławy. Jego portrety naturalnej wielkości były rozwieszone na ulicach Chicago z podpisem pod spodem: „Mnich Wiwekananda” i wielu przechodniów zatrzymywało się by ze schyloną głową oddać cześć.

Dr J.H. Barrows, członek Komitetu Organizacyjnego Parlamentu Religii Świata powiedział: „Swami Wiwekananda wywarł cudowny wpływ na swych słuchaczy”, zaś pan Merwin–Marie Snell powiedział bardziej entuzjastycznie: „Jak dotąd najważniejszym i najbardziej reprezentatywnym przedstawicielem Hinduizmu był Swami Wiwekananda, który, co nie ulega wątpliwości, był również najpopularniejszym i najbardziej wpływowym człowiekiem w Parlamencie… Przyjęto go z większym entuzjazmem niż jakiegokolwiek innego mówcę, chrześcijańskiego lub pogańskiego. Ludzie tłoczyli się wokół niego gdziekolwiek poszedł i zasłuchiwali się z rozentuzjazmowaniem w każde jego słowo. Najbardziej konserwatywni z chrześcijańskich ortodoksów mówili o nim: „W rzeczy samej jest on księciem pośród ludzi”.”

Gazety opublikowały jego przemówienia i były one czytane z gorącym zainteresowaniem w całym kraju. New York Herald napisał: „Jest on bez wątpienia największą osobistością w Parlamencie Religii Świata, Po wysłuchaniu go czujemy jak głupią rzeczą jest wysyłanie misjonarzy do tego wyedukowanego narodu”. Boston Evening Post napisał: „Jest on wielkim ulubieńcem w Parlamencie ze względu na majestat swych uczuć a także ze względu na swój wygląd. Kiedy tylko wchodzi na scenę, dostaje oklaski; a tą wyraźną akceptację tysięcy osób przyjmuje w duchu dziecięcej satysfakcji, bez śladu zarozumiałości… W Parlamencie Religii trzymali Wiwekanandę na sam koniec programu, aby ludzie zostawali do ostatniej sesji… Cztery tysiące fanów w Sali Kolumba siedziało uśmiechniętych i wyczekujących, czekając godzinę lub dwie, by posłuchać Wiwekanandy przez piętnaście minut. Przewodniczący znał starą zasadę zachowania najlepszego na sam koniec.”

Jedną z niesamowitych cech Amerykanów jest odkrywanie wielkości ukrytej w innych ludziach. Ameryka odkryła Wiwekanandę i uczyniła z niego podarunek dla Indii i dla świata.

Reportaże z Parlamentu Religii Świata ukazały się w indyjskich czasopismach i prasie codziennej. Obrona hinduskiej wiary przez Swami Wiwekanandę napełniła dumą serca wieśniaków od Kolombo po Almorę, od Kalkuty aż po Bombaj. Jego bracia mnisi z klasztoru w Bangalore nie byli pewni tożsamości Wiwekanandy. List od Swami sześć miesięcy po Parlamencie usunął jednak wszelkie wątpliwości i jakże bardzo poczuli się oni dumni z osiągnięcia swego ukochanego Narena!

Jak jednak sam Wiwekananda zareagował na ten triumf, który był spełnieniem jego długo pieszczonego pragnienia? Wiedział, że jego samotne życie mnicha w ciągłym połączeniu z Bogiem dobiegło końca; nie mógł dłużej żyć w cieniu ze swymi marzeniami i wizjami. Zamiast zagłębiać się w spokoju i odosobnieniu, został rzucony w wir publicznej kariery z jej nieprzerwaną wrzawą i wymaganiami jakie stawiała. Gdy wrócił do hotelu pierwszej nocy po swym pierwszym wystąpieniu na Parlamencie, zapłakał jak dziecko.

Po przekazaniu swego pierwszego przesłania w Parlamencie, Swami przestał cierpieć z powodu materialnych braków. Drzwi do zamożnych zostały przed nim szeroko otwarte. Ich hojna gościnność sprawiała, że czuł się chory w swym sercu pamiętając o przytłaczającej biedzie jego własnego narodu. Pewnej nocy jego udręka stała się tak intensywna, że przeturlał się po podłodze, jęcząc: „O Matko, cóż mi po nazwisku i sławie, gdy moja ojczyzna tonie w skrajnej nędzy? Do jakiej smutnej przełęczy doszliśmy my, biedni Hindusi, kiedy miliony ludzi umierają z powodu braku garści ryżu, a tutaj wydają miliony rupii na swoją osobistą wygodę! Kto podniesie masy Indii? Kto da im chleb? Pokaż mi, o Matko, jak mogę im pomóc.” Przemawiając w czasie jednej sesji Parlamentu, Swami powiedział, że to, czego Indie potrzebują, to nie religia, tylko chleb. Teraz zaczął studiować amerykańskie życie w różnych jego aspektach, a zwłaszcza tajemnice wysokiego standardu życia kraju i przekazywał swoim uczniom w Indiach swoje poglądy na temat promowania materialnego dobrobytu Indii.

Swami Wiwekananda został zaproszony przez biuro wykładów do zwiedzenia Stanów Zjednoczonych i przyjął ofertę. Chciał pieniędzy, aby uwolnić się od zależności wobec swoich bogatych przyjaciół, a także wspomóc różne swoje projekty filantropijne i religijne w Indiach. Ponadto, myślał, że poprzez biuro wykładów może skutecznie przekazywać swoje idee na całym kontynencie amerykańskim, a tym samym usuwać z umysłów błędne wyobrażenia dotyczące religii i społeczeństwa hinduskiego. Wkrótce był zaangażowany w trąbę powietrzną obejmującą większe miasta Wschodu i Bliskiego Wschodu (Stanów Zjednoczonych). Ludzie nazywali go „cyklonicznym Hindusem”. Odwiedził między innymi Iowa City, Des Moines, Memphis, Indianapolis, Minneapolis, Detroit, Buffalo, Hartford, Boston, Cambridge, Nowy Jork, Baltimore i Waszyngton. Czując głębokie przywiązanie do członków rodziny Hale, założył swoją kwaterę główną z George W. Hale w Chicago. Ale jego ścieżka nie była zawsze usłana płatkami róż. Wiwekananda był otwartym człowiekiem. Ilekroć odnajdywał w społeczeństwie amerykańskim oznaki brutalności, nieludzkości, małostkowości, arogancji i niewiedzy dotyczące kultur innych niż jego własne, bezlitośnie je krytykował. Często ludzie o małych umysłach zadawali mu irytujące pytania dotyczące Indii, oparte na złośliwych i błędnych doniesieniach, a Swami uderzał w nich jak piorun. „Lecz biada temu człowiekowi” – pisało Iowa State Register – „który podjął się walki z mnichem na jego własnej ziemi, a tam próbowali tego wszyscy, którzy w ogóle tego próbowali. Jego odpowiedzi przypominały błyskawice, a pytający śmiałek z pewnością został przebity lśniącą lancą intelektu Hindusa… Wiwekananda i jego misja znaleźli miejsce w sercach wszystkich prawdziwych chrześcijan.” Wielu chrześcijańskich duchownych stało się jego ciepłymi przyjaciółmi i zapraszało go do przemawiania w swoich kościołach.

Swami Wiwekananda był szczególnie ostry wobec fałszywego chrześcijaństwa i religijnej hipokryzji wielu chrześcijańskich przywódców. W wykładzie wygłoszonym w Detroit pojawił się w jednym z najgniewniejszych nastrojów i oświadczył w trakcie swojej wypowiedzi: Trenujecie i kształcicie i ubieracie i płacicie ludziom by co czynili? – by przyjeżdżali do mojego kraju i przeklinali i lżyli na wszystkich moich przodków, moją religię, moje wszystko. Chodzą w pobliżu świątyni i mówią: „Wy wielbiciele posągów pójdziecie do piekła”. Ale Hinduista jest łagodny; uśmiecha się i idzie dalej mówiąc: „Niech głupcy mówią”. A potem wy, którzy szkolicie ludzi, aby lżyli i krytykowali, jeśli tylko dotknę was najmniejszą krytyką, ale w najlepszym zamiarze, kurczycie się i wołacie: „Nie dotykaj nas! Jesteśmy Amerykanami; krytykujemy, przeklinamy i znęcamy się nad wszystkimi poganami świata, ale nie dotykajcie nas, jesteśmy wrażliwymi roślinami”. I za każdym razem, gdy wasi misjonarze nas krytykują, niech o tym pamiętają: jeśli całe Indie powstaną i zbiorą błoto jakie zalega na dnie Oceanu Indyjskiego i rzuci je przeciwko zachodnim krajom, to nie uczynią nawet malutkiej część tego, co robicie przeciwko nam.

Kontynuując, Swami powiedział, że militarne podboje zachodnich narodów i działalność chrześcijańskich misjonarzy, o dziwo, często występowały obok siebie. Większość ludzi została nawrócona z doczesnych powodów.

Ale Swami ostrzegł:

Takie rzeczy upadają; są zbudowane na piasku; nie mogą się długo utrzymać. Wszystko, co ma egoizm za swoją podstawę, rywalizację za swoją prawą rękę i przyjemność jako swój cel, musi umrzeć prędzej czy później. Jeśli chcecie żyć, wróćcie do Chrystusa. Nie jesteście chrześcijanami. Nie, jako naród nie jesteście. Wróćcie do Chrystusa. Wróćcie do tego, który nie miał gdzie kłaść swej głowy. Wasza religia jest głoszona w imię luksusu. Cóż za ironia losu! Zmieńcie to, jeśli chcecie żyć; odwróćcie to. Nie możecie jednocześnie służyć Bogu i Mamonie. Cały ten dobrobyt – to wszystko od Chrystusa? Chrystus zaprzeczyłby wszystkim takim herezjom. Jeśli możecie połączyć ze sobą ten wspaniały dobrobyt z ideałem Chrystusa to będzie to dobre; ale jeśli nie możecie, lepiej wróćcie do niego i zrezygnujcie z tych próżnych pogoni. Lepiej bądźcie gotowi żyć w szmatach z Chrystusem, niż żyć w pałacach bez niego.

Pewnego razu Swami został poproszony o udzielenie wykładu w Bostonie na temat Ramakryszny, temat bliski jego sercu. Kiedy spojrzał na publiczność – tłum sztucznych i światowych ludzi – i zestawił ją z czystością i wyrzeczeniem swego Mistrza, praktycznie porzucił ten temat i bezlitośnie przeklinał materialistyczną kulturę Zachodu. Publiczność była urażona i wielu opuściło spotkanie w gniewnym nastroju. Ale Wiwekananda też miał swoją lekcję. Po powrocie do domu przypomniał sobie, co powiedział, i zapłakał. Jego Mistrz nigdy nie wypowiedział słowa potępienia przeciwko komukolwiek, nawet najbardziej nikczemnemu; jednak on, mówiąc o Ramakrysznie, skrytykował tych dobrodusznych ludzi, którzy chcieli poznać Mistrza. Czuł, że jest zbyt niegodny Śri Ramakryszny, aby o nim mówić, a nawet pisać o nim. Wyraziste słowa Swami Wiwekanandy wywołały zaciekłą wrogość dużej części chrześcijańskich misjonarzy i ich amerykańskich patronów, a także chrześcijańskich fanatyków. Przepełnieni urazą i nienawiścią, zaczęli oczerniać go zarówno otwarcie, jak i prywatnie. Próbowali zranić jego reputację, pisząc fałszywe opowiadania, które zniesławiały jego charakter. Część hinduskich delegatów do Parlamentu, zazdrosna o popularność i sławę Swami, przyłączyła się do oczerniania.

Misjonarze pracujący w Indiach i niektóre z hinduskich organizacji rozpoczęły niesławną kampanię przeciwko dziełu Swami. Teozofowie byli szczególnie mściwi. Ogłosili, że Swami narusza prawa życia monastycznego w Ameryce, jedząc zakazane jedzenie i łamiąc prawa kastowe. Jego przyjaciele i uczniowie w Indiach byli przerażeni i wysyłali mu wycinki z indyjskich gazet zawierających te złośliwe reportaże. W jednym z artykułów napisano, że jedna z amerykańskich pań domu musiała zwolnić służącą ze względu na obecność Swami w domu. Ale kobieta opublikowała gwałtowne dementi mówiąc, że Swami jest honorowym gościem w jej domu i zawsze będzie traktowany z uczuciem i szacunkiem. Swami napisał do swoich bojaźliwych wielbicieli w Indiach na temat konkretnej amerykańskiej gazety, która go skrytykowała, mówiąc im, że jest ona powszechnie znana w Ameryce jako „klerykalna gazeta prezbiteriańska”, której żaden wykształcony Amerykanin nie traktuje poważnie, i że gazeta usiłuje zastosować znany jankeski trik, czyli zdobyć rozgłos używając do tego człowieka popularnego w społeczeństwie. Zapewnił ich, że Amerykanie jako naród i wielu oświeconych chrześcijańskich duchownych byli jego przyjaciółmi mającymi dla niego podziw, a następnie poprosił ich, żeby więcej nie wysyłali mu takich śmieciowych gazet z artykułami pisanymi przez jego oczerniaczy. Powiedział im ponadto, że nigdy nie odstąpił od dwóch podstawowych ślubów życia monastycznego, mianowicie, czystości i ubóstwa, i że w odniesieniu do innych rzeczy, starał się dostosować do obyczajów ludzi, wśród których żył.

Na oskarżenia niektórych ortodoksyjnych Hindusów, że Swami spożywał zakazany pokarm przy stole niewiernych, odpowiadał: Czy chcesz powiedzieć, że urodziłem się, aby żyć i umrzeć jako jeden z tych kastowych, przesądnych, bezlitosnych, hipokrytycznych, ateistycznych tchórzy, których można odnaleźć tylko wśród wykształconych Hindusów? Nienawidzę tchórzostwa. Nie będę miał nic wspólnego z tchórzami. Należę do świata tak samo jak do Indii, nie ma w tym oszustwa. Jaki kraj ma do mnie specjalne roszczenie? Czy jestem niewolnikiem narodu?… Widzę większą moc niż człowiek, Bóg czy diabeł za swoimi plecami. Nie potrzebuję niczyjej pomocy. Przez całe życie pomagałem innym.

Innemu indyjskiemu wielbicielowi napisał w podobnym tonie: Jestem zaskoczony, że tak poważnie traktujesz bzdury misjonarzy … Jeśli ludzie w Indiach chcą, bym ściśle przestrzegał mojej hinduskiej diety, powiedz im, żeby przysłali mi kucharza i pieniędzy na tyle, by go zatrzymać … Z drugiej strony, jeśli misjonarze powiedzą ci, że kiedykolwiek złamałem dwa wielkie śluby sannjasinów – czystość i ubóstwo – powiedz im, że są wielkimi kłamcami. Co do mnie, pamiętaj, nie działam pod niczyje dyktando i nie ma we mnie szowinizmu… Nienawidzę tchórzostwa; nie będę miał nic wspólnego z tchórzami lub politycznymi nonsensami. Nie wierzę w żadną politykę. Bóg i prawda są jedyną polityką na świecie; wszystko inne to śmieci.

Swami Wiwekananda pozostał niewzruszony wobec opozycji. Jego wykłady, intensywnie religijne i filozoficzne, były wszędzie odwiedzane przez wybitnych ludzi. Wielu przyszło do niego po prywatne lekcje. Jego celem było głoszenie odwiecznych prawd religii i pomaganie szczerym ludziom w kształtowaniu ich duchowego życia. Bardzo szybko jego nieustraszony duch, wrodzona czystość, wzniosły idealizm, duchowa osobowość i nieskazitelny charakter przyciągnęły do niego grupę szczerych i lojalnych amerykańskich uczniów, których zaczął szkolić jako przyszłych pracowników Wedanty w Ameryce.

Trzeba przyznać, że Ameryka nie była zupełnie nieprzygotowana na przyjęcie przesłania Wiwekanandy. Pewne duchowe idee, które sprzyjały przyjęciu ideałów wedyjskich przedstawionych przez Swami, zaczęły już fermentować pod krzepką, malowniczą, radosną i dynamiczną powierzchnią amerykańskiego życia. Wolność, równość i sprawiedliwość były zawsze cenionymi skarbami amerykańskich serc. Pod te zasady, które Amerykanie stosowali w polityce i społeczeństwie dla materialnego i etycznego dobrobytu ludzi, Swami Wiwekananda dał duchową podstawę i interpretację. Religia odegrała ważną rolę od samego początku amerykańskiej historii kolonialnej. Pielgrzymi, którzy przekroczyli Atlantyk w „Mayflower” i wylądowali na pustym wybrzeżu Cape Cod w listopadzie 1620 r., byli Anglikami, którzy wcześniej opuścili Anglię i udali się do Holandii, by uzyskać tam wolność wyznania. Później dołączyli do nich inni dysydenci, którzy nie mogli poddać się ograniczeniom nałożonym na ich wierzenia religijne przez ówczesnych angielskich władców. Byli to przodkowie silnych, religijnych Nowych Anglików, którzy dwa wieki później stali się przywódcami intelektualnej i duchowej kultury Ameryki. Swami Wiwekananda znalazł wśród ich potomków wielu swoich lojalnych i entuzjastycznych wyznawców.

Zarówno Pismo Święte, jak i filozofia Locke’a wpłynęły na Kartę Praw i Amerykańską Konstytucję. Przywódcy nasyceni chrześcijańskim ideałem Ojcostwa Boga i braterstwa ludzi, napisali drugi akapit Deklaracji Niepodległości, która jasno określała jego filozofię polityczną, mianowicie równość ludzi przed Bogiem, państwem i społeczeństwem. Thomas Paine, jeden z najwyższych kapłanów Rewolucji Amerykańskiej, był bezkompromisowym wrogiem tyranii i zwolennikiem ludzkiej wolności. Ta sama pasja do równości, wolności, sprawiedliwości, trwałego pokoju i sprawiedliwości przeniknęła później wypowiedzi wielkiego Lincolna.

Struktura polityczna Ameryki pokazuje roztropność i wysoki idealizm jej mężów stanu, którzy zbudowali kraj po Wojnie o Niepodległość. Oryginalne trzynaście kolonii, które wywalczyły wolność od Anglii, stopniowo przekształciło się w Stany Zjednoczone Ameryki. Architekci amerykańskiego rządu mogli stworzyć, zgodnie z imperialistycznym wzorcem Anglii, imperium amerykańskie, z oryginalnymi trzynastoma państwami jako pewnym rodzajem ojczyzny, a resztą jako kolonie. Zamiast tego nowo pozyskane terytoria uzyskały w pełni równy status. Można również wspomnieć, że z wyjątkiem wojny meksykańskiej w 1845 r. Ameryka nigdy nie rozpoczęła wojny.

W ciągu stu lat od uzyskania niepodległości Ameryka pokazała niesłychany materialny dobrobyt. Ogromne ukryte bogactwo kraju zostało wykorzystane przez europejskich imigrantów, którzy przynieśli ze sobą nie tylko smak starszej cywilizacji, ale także umiejętności techniczne, niezłomną odwagę i ducha przygody. Naukowcy i technolodzy zalali kraj nowymi wynalazkami. Parowce, sieć kolei i różne urządzenia mechaniczne pomagały w tworzeniu nowych bogactw. Miasteczka wyrosły na miasta. Wraz z rozwojem dużych przedsiębiorstw, robotnicy i mechanicy utworzyli organizacje ochronne. Ambicja mieszała się wszędzie, a ludzkie zwyczaje zmieniały się wraz z nowym pośpiechem i energią, która je porywała.

Materialnemu dobrobytowi towarzyszyło nowe przebudzenie ludzkich umysłów i świadomości. Więzienia zostały przekształcone w systemy penitencjarne, oparte na zasadach humanitarnych, otwarto także stowarzyszenia anty–niewolnicze. W ciągu pięciu lat od 1850 do 1855 roku opublikowano jedne z najwspanialszych książek w literaturze amerykańskiej, omal niedościgłe w wyobrażeniowej witalności. Demokracja była w pełnym rozkwicie i wszędzie był to dzień ludzi. Surowe czasy osadnictwa szybko znikały.

Klub Transcendentalistów, którego Emerson był przywódcą, wraz z Thoreau i Alcottem jako swymi wspólnikami, wprowadził duchowe Indie do szybkiego nurtu amerykańskiego życia. Stare i nowe kontynenty nie były zupełnie obce. Kolumb wyruszył, aby znaleźć krótszą drogę do Indii, słynących daleko i szeroko ze swych bajecznych bogactw, a zamiast tego natknął się na Amerykę. Skrzynie herbaty z Boston Tea Party, które rozpoczęły Wojnę o Niepodległość, przybyły z Indii. Co więcej, zwycięstwa Anglików nad Francuzami w XVIII–wiecznych wojnach kolonialnych w Indiach przyczyniły się do sukcesu amerykańskich kolonistów w ich walce o wolność rozpoczętej w 1775 roku. I wreszcie, Commodore Perry w 1853 roku umożliwił amerykańskim statkom handel z Dalekim Wschodem, a tym samym umożliwił im odwiedzanie indyjskich miast przybrzeżnych podczas ich długich podróży. Rozwój wrodzonego idealizmu Emersona był wspierany przez filozofię Grecji, etykę Chin, poezję sufich i mistycyzm Indii. Emerson, bystry student Bhagawad Gity, był zaznajomiony z doktrynami Upaniszad i opublikował tłumaczenia traktatów religijnych i filozoficznych z języków wschodnich. Jego piękny wiersz „Brahma” i jego esej „Nad–dusza” pokazują wyraźnie jego zadłużenie wobec hinduskiej myśli duchowej. Ale duch Emersona, przede wszystkim etyczny i intelektualny, nie mógł uchwycić najwyższych lotów mistycyzmu hinduistycznego; zaakceptował tylko to, co było w harmonii z nieco płytkim optymizmem. Pisma Emersona wpłynęły później na ruch Nowej Myśli i na Chrześcijańską Naukę Mary Baker Eddy.

Thoreau, sąsiad Emersona przez dwadzieścia pięć lat, czytał i omawiał z nim bardzo szczegółowo hinduskie klasyki religijne. Thoreau napisał: „Puszczam swój intelekt w zdumiewającą i kosmogoniczną filozofię Upaniszad i Bhagawad Gity, w porównaniu z czym nasz współczesny świat i literatura wydają się słabe i banalne.” Chciał napisać wspólną Biblię, zbierając materiał z azjatyckich pism świętych i wziął za swoje motto Ex Oriente Lux.

Alcott był prawdziwym przyjacielem kultury indyjskiej. Był główną osobą stojącą za amerykańską edycję „Światła Azji” Sir Edwina Arnolda, dzięki czemu po raz pierwszy czytelnikom amerykańskim udało się udostępnić życie i nauki Buddy. Klub Transcendentalistów założony w Concord, niedaleko Bostonu, osiągnął swą świetność w 1840 roku. Amerykańskie Towarzystwo Orientalistyczne powstało w 1842 roku, a jego cele były podobne do celów europejskich towarzystw orientalistycznych.

Walt Whitman (1819–1892), współczesny filozofom z Concord, wydaje się bardzo zbliżać do wedyjskiego idealizmu. Nie ma wiarygodnych dowodów na to, że Whitman był bezpośrednio pod wpływem myśli hinduistycznej. Podobno sam temu zaprzeczył. Wielki indywidualista religijny, był wolny od wszystkich konwencji i wyznań kościelnych. Dla niego religia składała się wyłącznie z wewnętrznej iluminacji, „sekretnej cichej ekstazy”. Nie wiadomo, czy praktykował jakieś określone dyscypliny religijne; prawdopodobnie nie. Jednak Swami Wiwekananda kiedyś nazwał Whitmana „sannjasinem Ameryki”. Liście Trawy, które czytał Swami Wiwekananda, oddychają duchem tożsamości ze wszystkimi formami życia, a „Pieśń o Otwartej Drodze” Whitmana pełna jest uczuć, które były najbliższe sercu Wiwekanandy. Oto, dla przykładu, trzy zwrotki:

Wdycham wielkie chłodne wiatry przestrzeni;
Wschód i zachód należą do mnie;
I północ i południe są moje.
Jestem większy, lepszy niż myślałem;
Nie wiedziałem, że mam w sobie tyle dobra.
Chodźmy dalej! Nie wolno nam się tu zatrzymać!

Jakkolwiek słodkie są te pełne sklepy
jakkolwiek wygodne mieszkania,
nie możemy tu pozostać;
Jakkolwiek chroniony jest ten port,
i jakkolwiek spokojne są te wody,
nie wolno nam tu zakotwiczyć;
Jakkolwiek wita nas gościnność
która nas otacza, wolno nam
przyjąć ją tylko na chwilę.
Chodźmy dalej! Nie wpadnijmy w niewolę!
Pozostawmy papier na biurku niezapisany
a książkę na półce nieotwartą!
Pozostawmy narzędzia w warsztacie!
Pozostawmy pieniądze niezarobione!
Pozwólmy szkole stanąć!
nie zważajmy na krzyk nauczyciela!
Pozostawmy kaznodzieję by wygłaszał kazanie na kazalnicy!
Pozostawmy prawnika by występował w sądzie,
a sędzię by objaśniał prawo.

Jest kilka powodów, dla których małżeństwo Wschodu i Zachodu wymarzone przez Emersona i Thoreau nie doszło do skutku. Gorączka złota z 1849 roku w Kalifornii, zwróciła uwagę ludzi w innych kierunkach. Potem przyszła wojna secesyjna, w której brat walczył z bratem, a najniższe ludzkie pasje zostały uwolnione. Wreszcie, rozwój nauki i technologii spowodował wielką zmianę w światopoglądzie ludzi, intensyfikując ich pragnienie materialnego dobrobytu.

Publikacja Darwina O Pochodzeniu Gatunków z 1859 roku zmieniła światopogląd świata zachodniego, a reperkusje tej zmiany były odczuwalne bardziej w Nowym Świecie niż w Europie. W ciągu dekady intelektualiści porzucili wiarę w biblijną historię stworzenia i nie zawahali się by ustalić pochodzenie człowieka do małpiego przodka, a dalej do pierwotnej protoplazmatycznej globuli atomowej. Implikacje ewolucji zostały włączone do każdej dziedziny myśli – prawa, historii, ekonomii, socjologii, filozofii, religii i sztuki; transcendentalizm został zastąpiony przez empiryzm, instrumentalizm i pragmatyzm. Amerykański prąd życia został skierowany w nowy kanał. Kiedy Ameryka była względnie biedna, pielęgnowała swoje duchowe dziedzictwo. W trakcie walki o egzystencję zachowała wrażliwość duchową. Ale po wojnie domowej pragnienie posiadania „większych i lepszych rzeczy” rzuciło wszędzie swój urok. Powstały duże przedsiębiorstwa użyteczności publicznej i korporacje; duchowy i romantyczny blask czasów osadniczych przerodził się w plugawość konkurencyjnego materialistycznego życia, podczas gdy nieustanny przepływ surowych imigrantów z Europy utrudniał stabilizację amerykańskiej kultury.

Emerson był rozczarowany następstwami Wojny Domowej. Miał nadzieję, że „w czasach pokoju po takiej wojnie nastąpi wielka ekspansja w umysłowości kraju, w wielkich poglądach w każdym kierunku – że nastąpi prawdziwa wolność w polityce, religii, w naukach społecznych, w myśli. Ale wydaje się, że energia narodu wyczerpała się w czasie wojny.”

Walt Whitman był jeszcze bardziej uszczypliwy. Pisał z goryczą: Społeczeństwo w Stanach jest ciasne, nieokrzesane, przesądne i zepsute… Nigdy nigdzie nie było większej pustki serca niż obecnie, tutaj, w Stanach Zjednoczonych. Prawdziwa wiara nas opuściła…; Wielkie miasta śmierdzą tym co porządne na równi z niegodziwym, rabunkiem i łajdactwem. W modnym życiu, kapryśności, letnich amorach, słabej niewierności, małych celach lub bez żadnych celów, tylko po to, by zabijać czas… Twierdzę, że nasza Demokracja Nowego Świata, choć jest wielkim sukcesem w podnoszeniu mas z bagna w którym tkwiły w materialnym rozwoju, a także w pewnej wysoce zwodniczej powierzchownej i popularnej intelektualności, jest jak dotąd niemal całkowitą porażką w swych aspektach społecznych. Na próżno maszerujemy z bezprecedensowymi krokami do imperium tak kolosalnego, prześcigając w tym świat antyczny, ponad Aleksandra, ponad dumną władzę Rzymu. Na próżno zaanektowaliśmy Teksas, Kalifornię, Alaskę i dotarliśmy na północ do Kanady lub na południe Kuby. To tak, jakbyśmy byli w jakiś sposób obdarzeni ogromnym i dokładnie uposażonym ciałem lecz pozostawieni z odrobiną lub całkiem bez duszy.

Ale materialny dobrobyt lub triumf nauki nie mógł zniszczyć wrodzonego idealizmu amerykańskiego umysłu. Pozostał ukryty jak żar pod popiołem. Przemyślni Amerykanie pragnęli filozofii, która bez przeciwstawienia się naukowym metodom wskazywałaby drogę do szerszej wizji życia, harmonizującej różnorodne twierdzenia nauki, humanistyki i mistycznego doświadczenia. Teraz nadszedł czas na spełnienie marzeń Thoreau o małżeństwie Wschodu i Zachodu, prawdziwej syntezy nauki i religii. Aby to osiągnąć, nie można było znaleźć żadnej wartościowszej osoby niż Swami Wiwekananda z Indii. Wyjaśnia to spontaniczne powitanie tego przedstawiciela hinduizmu, który przywiózł do Ameryki pradawną, a jednak dynamiczną filozofię życia.