Swami Pavitrananda – Krótka Biografia Świętej Matki

PRZEDMOWA

Na następnych stronach znajdziesz historię życia, które toczyło się tak cicho i bezpretensjonalnie, że sama jego prostota była oszałamiająca. Jednak głębia jego bogactwa wydawała się niezgłębiona nawet tym, którzy byli powszechnie szanowani za swoją duchową wielkość. Rzeczywiście, takie życie wymyka się analizie i znacznie trudniej jest je zobrazować. Możemy nie pojmować – wielkości jako całości, ale czy nawet jej częściowy przebłysk często nie przynosi nam nieskończonego dobra? Na tym polega nasze uzasadnienie podjęcia obecnej próby.

W przygotowaniu tej pracy otrzymaliśmy znaczną pomoc z następujących książek: Śri Ramakryszna Lilaprasanga, Mayer Katha, Część I i II oraz Śri Sarada Dewi. Spośród nich dwie pierwsze są w języku bengalskim, opublikowane przez Biuro Udbodhan w Kalkucie, a ostatnia w języku angielskim, wydana przez Ramakryszna Math w Madrasie.

WYDAWCA
Advaita Aśram
Mayavati, Himalaje
2 września 1942 roku

LIST SIOSTRY NIWEDITY DO MATKI ŚWIĘTEJ

Cambridge, Massachusetts,
Niedziela, 11 Grudnia 1910 roku

Ukochana Matko,

Dziś wcześnie rano poszłam do kościoła – pomodlić się za Sarę. Wszyscy ludzie tam myśleli o Maryi, Matce Jezusa, i nagle pomyślałem o tobie. Twoja droga twarz, twoje kochające spojrzenie i twoje białe Sari i twoje bransoletki. Wszystko tam było. I wydawało mi się, że twoja była Obecność, która miała ukoić i pobłogosławić pokój chorej biednej S. Sary. I – wiesz? – Myślałam, że postąpiłam bardzo głupio, siedząc w twoim pokoju na wieczornym nabożeństwie do Śri Ramakryszny i próbując medytować. Dlaczego nie rozumiałem, że wystarczyło być małym dzieckiem u twych drogich stóp? Droga Matko! Jesteś pełna miłości! I nie jest to miłość gorąca i gwałtowna, jak nasza i jak miłość światowa, ale jest łagodny pokój, który wszystkim przynosi dobro i nikomu nie życzy zła. To złoty blask, pełen zabawy. Cóż to była za błogosławiona niedziela, kilka miesięcy temu, kiedy pobiegłam do ciebie, co było ostatnią rzeczą przed wyjazdem na Ganges – pobiegłam do ciebie na chwilę – jak tylko wróciłam! Poczułam taką cudowną wolność w błogosławieństwie, które mi dałaś i w twoim powitaniu w domu! Najdroższa Matko! Chciałabym, żebyśmy mogli wysłać Ci wspaniały hymn lub modlitwę. Ale jakoś nawet to wydawałoby się zbyt głośne, zbyt pełne hałasu! Z pewnością jesteś najwspanialszą rzeczą Boga – własnym kielichem Śri Ramakryszny pełnym Jego Miłości do świata – znakiem pozostawionym z Jego dziećmi w tych samotnych dniach i powinniśmy być bardzo spokojni i cisi przed tobą – za wyjątkiem oczywiście odrobiny zabawy! Z pewnością wszystkie „cudowne rzeczy Boże” są ciche – wkradając się niepostrzeżenie do naszego życia – powietrze, światło słoneczne, słodycz ogrodów i Gangesu. To są ciche rzeczy, które są takie jak ty!

Ześlij biednej S. Sarze płaszcz swojego pokoju. Czy nie myślisz od czasu do czasu o wysokim spokoju który ani nie kocha ani nie nienawidzi? Czy to nie jest słodkie błogosławieństwo, które drży w Bogu jak kropla rosy na liściu lotosu i nie dotyka świata.

Zawsze, moja ukochana Matko, twoja głupia KHUKI (dziecko), Niwedita

I. ODKRYCIE SARADAMANI

Po tym, kiedy Śri Ramakryszna miał pierwszą wizję Boskiej Matki, ogarnęło go pragnienie by mieć ją nieustannie. Był jak człowiek, który kiedyś miał dostęp do bezcennego skarbu, który znów został przed nim zamknięty. Płonął więc pragnieniem powtórzenia tego doświadczenia. Jego pragnienie było tak intensywne, a tęsknota tak dotkliwa, że nie mógł już zachowywać się jak normalny człowiek. Widząc jego dziwne działania i zachowanie wielu myślało, że postradał zmysły. Wiadomość dotarła do jego starej matki, która przebywała w ich rodzinnej wiosce Kamarpukur. Bardzo niepokoiła się o syna i kazała go do siebie przyprowadzić, aby przez staranną pielęgnację mogła go wyleczyć.

Kiedy Śri Ramakryszna przybył do Kamarpukur jego matka pomyślała, że małżeństwo może sprowadzić jego umysł do rzeczy doczesnych i dzięki temu zostanie wyleczony z boskiej choroby. Wysłała więc tu i tam emisariuszy, aby negocjowali z różnymi osobami, ale nie można było znaleźć odpowiedniej narzeczonej. Co dziwne, Śri Ramakryszna wykazywał dziecięce zainteresowanie tym postępowaniem; a widząc, że jego matka jest w poważnych kłopotach z powodu jego narzeczonej sam zasugerował, że jest mała dziewczynka, która może być odpowiednia – córka Ram Ćandra Mukhopadhjaja w Dźajrambati, zaledwie sześć kilometrów dalej.

Jego matka, Ćandramani, przyjęła tę sugestię, wysłała mężczyznę do Dźajrambati i dowiedziała się, że dziewczyna promieniująca boskim blaskiem jest nie tylko ulubionym dzieckiem swoich rodziców i rodziny, ale także idolką całej wioski. Było w niej coś, co już w tak młodym wieku przyciągało do niej wszystkich. Ktokolwiek zobaczył tę małą dziewczynkę nie mógł nie poczuć jej fascynacji. Więc Ćandra Dewi od razu zgodziła się mieć ją za synową. Małżeństwo zostało zaaranżowane i przeprowadzone za zgodą Śri Ramakryszny, pomimo faktu, że jego myśli nieustannie wznosiły się wysoko ponad ziemski region.

Imię panny młodej, którą później niezliczone rzesze uczniów i wielbicieli Śri Ramakryszny znali jako Świętą Matkę, brzmiało Saradamani. Jej ojciec, Ram Ćandra Mukhopadhjaja, był bardzo pobożnym braminem; jej matka, Śjamasundari Dewi również była znana ze swojej wielkiej pobożności. Będąc bardzo biednym Ram Ćandra musiał bardzo ciężko walczyć o środki do życia i utrzymanie rodziny. Dochody z obowiązków kapłańskich były zbyt skromne na jego potrzeby, musiał je więc uzupełniać zajęciami rolniczymi i wyrabianiem świętych nici. Niemniej Ram Ćandra był znany ze swojej dobroci i hojności. Miał bardzo czułe serce, które odczuwało ból z powodu cierpienia innych. W 1864 r., kiedy straszliwy głód spustoszył Bengal, a mała wioska Dźajrambati i okolice nie uniknęły spustoszeń spowodowanych przez plagę, Ram Ćandra codziennie karmił dużą liczbę głodujących ludzi z nadwyżek produktów z poprzedniego roku, nie troszcząc się o własną trudną sytuację. Nic dziwnego że Ram Ćandra był obiektem wielkiej czci i głębokiego przywiązania całej miejscowości.

II. UKOCHANA WIOSKI

Saradamani urodziła się 22 grudnia 1853 roku, około siedemnaście lat po narodzinach Śri Ramakryszny. Urodzona w biednej rodzinie, choć ulubienica wszystkich, musiała wykonywać wiele ciężkich obowiązków domowych aby pomóc rodzicom. Była najstarszym dzieckiem i musiała opiekować się sześcioma młodszymi braćmi i siostrami. Zanosiła jedzenie służącym na polach, kosiła trawę dla krów w wodzie po szyję i zbierała zboże z pól w porze zbioru ryżu. Wszystko to jest bardzo wzruszające, gdy wiemy, że później, w podeszłym wieku, udzielała duchowej posługi tysiącom osób, które byłyby gotowe wydać dosłownie wszystko, aby spełnić jej najdrobniejsze życzenie. Ale nawet w bardziej sprzyjających okolicznościach prowadziła to samo proste życie – lubiła zwykłe wiejskie potrawy, wypełniała obowiązki i prowadziła tryb życia podobny do innych kobiet z tej biednej małej wioski. W rzeczywistości jej życie było bardziej wyczerpujące niż ich, ponieważ jej rodzina była bardzo wymagająca, a także dlatego, że wielu wielbicieli gromadziło się w jej wiejskim domu. Ale w jej młodym wieku, kiedy chodziła po polach i ciężko pracowała, choć jej obecność niezmiennie rozpalała radość w otoczeniu, kto mógł wiedzieć że oto chodziła wśród nich niemal boska istota!

Jako młoda dziewczyna Saradamani była dość poważna jak na swój wiek. Nikt nie znalazłby w niej dziecięcej frywolności i mało interesowały ją zabawy, w które często bawią się dzieci w jej wieku. Ale była ucieleśnieniem niewinności i prostoty, a jej miłość do innych dzieci była nieodparta. To czyniło ją naturalnym mediatorem, gdy dochodziło do kłótni między innymi dziewczynami. Wolałaby bawić się glinianymi wizerunkami bogiń Kali i Lakszmi niż zwykłymi lalkami; i czciła je z wielkim oddaniem kwiatami i świętymi liśćmi. Miała wielki talent do medytacji. Pewnego dnia, podczas wielbienia bogini Dźagaddhatri, siedziała i medytowała o Boskiej Matce z takim pochłonięciem, że przechodnia ogarniał podziw na jej widok.

Saradamani miała niewielkie wykształcenie formalne. Wraz z młodszymi braćmi chodziła od czasu do czasu do szkoły, ale nikt nie traktował poważnie jej edukacji. Wręcz przeciwnie, czasami spotykała się z stanowczym zniechęcaniem. Później w Kamarpukur, kiedy zobaczono ją czytającą bengalski elementarz, Hridaj, bratanek Śri Ramakryszny, wyrwał książkę, mówiąc, że rozwinie w niej skłonność do czytania powieści i dramatów. Ale z powodu własnych zainteresowań nauczyła się później ogólnie czytać książki z pomocą Lakszmi, siostrzenicy Śri Ramakryszny, a także dzięki innej dziewczynie z Dakszineśwar, która przychodziła do niej w drodze do Gangesu na kąpiel. Potem Święta Matka czytała w wolnym czasie Ramajanę lub podobne książki, ale nigdy nie widziano by pisała.

Nie oznacza to jednak, że Święta Matka nie miała wykształcenia w prawdziwym tego słowa znaczeniu. W swoim wiejskim domu miała wiele okazji do oglądania dramatów religijnych i słuchania puranicznych opowieści, a także brała udział w wielu festiwalach religijnych. Wychowała się pod wpływem rodziców o najwspanialszym charakterze. A przede wszystkim miała rzadki przywilej nawiązania bliskiego kontaktu z kimś, kto nie tylko miał moc przemieniania, ale faktycznie przekształcił wiele istnień swoim cichym i nieświadomym wpływem. Jako taka Święta Matka ucieleśniała wynik najlepszego wychowania. Jej naturalna godność, połączona z matczyną miłością do wszystkich, jej czuła uprzejmość połączona z wielką otwartością, wskazującą na najwyższy rozwój umysłu, wywoływała nie tylko miłość i cześć, ale czasami podziw i podziw.

III. MAŁŻEŃSTWO

Saradamani była bardzo młoda, kiedy wyszła za mąż – tak młoda, że nie pamiętała dokładnie tego wydarzenia. Mówiła potem: „Byłam zamężna, kiedy dojrzewały daktyle. W ciągu dziesięciu dni po ślubie, kiedy pojechałem do Kamarpukur, zbierałem daktyle spod drzew”. Taka mała dziewczynka wyszła za mąż, a Śri Ramakryszna wyraził zgodę na to małżeństwo! Tym, którzy podchodzą do tego bardzo krytycznie i udają, że są zszokowani możemy powiedzieć, że tego rodzaju małżeństwo to nic innego jak zwykłe zaręczyny, po których dziewczyna zwykle wraca do rodziców, aż dostatecznie dorośnie. A w tym konkretnym przypadku pan młody żył na tak wysokim poziomie, że nie mógł poważniej myśleć o małżeństwie niż mały chłopiec myśli o swoich zabawkach.

Tym razem Śri Ramakryszna przebywał w Kamarpukur nieco ponad dwa lata. Przed powrotem do Dakszineśwar złożył krótką wizytę w domu teścia, zgodnie z rodzinnym zwyczajem i przywiózł Saradamani z powrotem do Kamarpukur na kilka dni. W tym czasie Saradamani miała zaledwie siedem lat – jej umysł nie był jeszcze wystarczająco rozwinięty, by wiedzieć, czym jest małżeństwo.

Kiedy Śri Ramakryszna wrócił do Dakszineśwaru, ponownie ogarnęła go boska tęsknota z całą siłą i zapomniał o Kamarpukur, swoich przyjaciołach, krewnych i o wszystkim. Jedyną myślą, która zaprzątała cały jego umysł, było uświadomienie sobie Boskiej Matki jako stałej obecności. Ogarnęła go silna duchowa burza. Dni i noce spędzał w udręce, ponieważ Bóg nie był dla niego żywą rzeczywistością: jeśli Boska Matka była rzeczywistością, dlaczego nie miałaby być dla niego tak namacalna jak widzialne przedmioty wokół? Pożerała go ta jedna tęsknota. Sen go opuścił, zapomniał o jedzeniu i piciu. Doczesnych rzeczy lub jakichkolwiek rozmów o ziemskich sprawach bał się i unikał jak trucizny.

Kiedy przechodził przez ten stan boskiego niezadowolenia, mniejsze umysły myślały, że dopadła go choroba, że jego mózg jest obłąkany. Wezwano lekarzy, próbowano lekarstw, ale wszystko bezskutecznie. Stopniowo dotarła do Kamarpukur wiadomość, że Śri Ramakryszna oszalał. Ćandramani martwiła się o swojego ukochanego syna. Zaczęła się za niego modlić i oddawać cześć różnym bogom. Ponieważ Dźajrambati było tak blisko Kamarpukur, wiadomość z pewnością dotarła również do Dźajrambati. Ale jego żona będąc tak młodą prawdopodobnie nie przejmowała się wydarzeniami w Dakszineśwar.

Dwie kolejne wizyty Saradamani w Kamarpukur miały miejsce w wieku trzynastu i czternastu lat kiedy zarówno Śri Ramakryszna jak i jego matka przebywali w Dakszineśwarze. Następnym razem gdy tam pojechała w 1867 roku miała przywilej przebywać ze Śri Ramakryszną. Kiedy w tym roku przybył on do Kamarpukur, jego zaniepokojeni krewni i przyjaciele stwierdzili, że przy całym swoim głębokim religijnym uczuciu był całkiem normalnym człowiekiem w swoich zwykłych sprawach. To była dla nich wielka ulga. W tym czasie Saradamani została przywieziona do Kamarpukur z domu jej ojca. To może być w pewnym sensie jej pierwsze spotkanie z mężem.

Śri Ramakryszna mieszkał w Kamarpukur przez około siedem miesięcy. Podczas tego pobytu zrobił jedną wielką rzecz. Chociaż jego umysł nieustannie wznosił się do poziomu transcendentalnego tak, że na ogół był obojętny na wszystko co doczesne, kiedy Saradamani przybyła do Kamarpukur, poważnie zabrał się do udzielania jej odpowiedniego szkolenia. Śri Ramakryszna był już sannjasinem (osobą, która formalnie wyrzekła się świata, mnichem). Kiedy jego guru Totapuri dowiedział się, że się ożenił, zauważył: „I co że jesteś żonaty! Prawdziwym sprawdzianem miłości do Boga jest to, że nawet jeśli żona jest blisko umysł nie będzie ciążył ku myślom o przyjemnościach zmysłowych. Jeśli ktoś wie, że wszystko jest Brahmanem, jaką różnicę może dostrzec między jedną płcią a drugą? Taka osoba jest ponad tymi wszystkimi ideami”. Te znaczące słowa Guru zostały zilustrowane w przypadku ucznia, kiedy Śri Ramakryszna spotkał teraz Saradamani i skupił się na wypełnianiu swoich obowiązków edukacyjnych wobec swojej żony.

Cokolwiek Śri Ramakryszna robił, zawsze robił to z doskonałą dokładnością. Kiedy więc wziął na siebie zadanie szkolenia Saradamani, nadał tej pracy poczucie gruntowności. Rozmawiał z nią nie tylko o wzniosłych sprawach duchowych, ale także uczył jak wykonywać zwykłe obowiązki domowe. Saradamani, czysta jak sama czystość, wychowana w niewinnej i nieskomplikowanej atmosferze wiejskiego życia i nieskażona żadnymi światowymi myślami, znalazła w Śri Ramakrysznie męża nie w powszechnym tego słowa znaczeniu, ale tego, który był ucieleśnieniem niewymownej miłości. O swoich przeżyciach z tego okresu mówiła później: „Czułam się tak, jakby naczynie pełne boskiej szczęśliwości zostało na stałe zainstalowane w moim sercu. Nie potrafię odpowiednio opisać niebiańskiej radości, która napełniła moje serce”. Najwyraźniej czuła, że ma rzadki przywilej otrzymania nieziemskiego skarbu.

Z takimi uczuciami wróciła do Dźajrambati, kiedy Śri Ramakryszna ponownie wrócił do Dakszineśwar. Po tym, jak Śri Ramakryszna dotarł do Dakszineśwar, właściwie całkowicie zapomniał o Saradamani. Ale inaczej było z jego żoną, która zaznała od niego takiej niezmąconej błogości. Jej ciągłe myśli skupiały się na nim. Pragnęła być z nim w Dakszineśwar. Pocieszała się jednak myślą, że ten, kto okazał jej tak czułą uwagę już przy pierwszym spotkaniu nie mógł o niej zupełnie zapomnieć. Z pewnością nadejdzie czas, kiedy zostanie wezwana do jego boku. Cierpliwie i w milczeniu czekała na ten pomyślny moment.

IV. PIERWSZA WIZYTA W DAKSZINEŚWAR

W tym okresie można było zauważyć zdecydowaną zmianę w jej postępowaniu i zachowaniu. Stała się teraz bardziej cicha i poważna, była ucieleśnieniem miłości i współczucia dla wszystkich, gotowa dostosować się do każdych okoliczności. Jej wewnętrzne szczęście było tak wielkie, że żadne ziemskie trudności ani cierpienia nie mogły jej dotknąć. Nadal byłaby w tym podniosłym stanie, gdyby nie fakt, że w tej małej wiosce krążyły szepty, że jej mąż oszalał. Podczas gdy Śri Ramakryszna spędzał dni w boskiej ekstazie, ludzie interpretowali jego niezwykłe zachowanie jako oznaki psychicznego rozstroju. I ta wieść rozeszła się po wszystkich jego krewnych. Mieszkańcy Dźajrambati zaczęli okazywać współczucie dla smutnego losu Saradamani, nie wiedząc, że wyrazy takiego współczucia znacznie pogorszyły jej cierpienie. Saradamani unikała kontaktów towarzyskich i zajmowała się pracą aby nie musieć słuchać żadnych plotek na temat męża. Ale plotki były bardzo mocne, że Śri Ramakryszna oszalał, że chodzi nago i mamrocze niezrozumiałe słowa. „Czy to może być prawda?” pomyślała Saradamani: „Czyż nie jest on tym, za kogo go uznałam? Jeśli tak jest, to moim obowiązkiem jest być przy nim w tym krytycznym momencie”. Ale jak mogła pojechać do Dakszineśwar? Pomysł był prawie niemożliwy dla osoby takiej jak ona, bowiem Dźajrambati znajdowało się w tak dużej odległości i komunikacja również była tak trudna.

Ale ciche modlitwy szczerego i oddanego serca zostały wysłuchane przez Boga i Saradamani nadarzyła się nieoczekiwana okazja wyjazdu do Dakszineśwar. Pewnej pomyślnej okazji kobiety z sąsiednich wiosek wybierały się do Kalkuty na kąpiel w Gangesie. Saradamani wyraziła pragnienie bycia w tej grupie pielgrzymów. Kiedy wiadomość dotarła do uszu jej ojca, od razu zrozumiał prawdziwą przyczynę jej pragnienia. Więc chętnie dał pozwolenie i sam towarzyszył grupie, aby jego ukochana Sarada miała dobrą opiekę. Odległość około stu kilometrów trzeba było pokonać pieszo. Tylko bogaci mogli sobie pozwolić na podróż w palankinie (rodzaj powozu noszonego na ramionach tragarzy). Ponieważ biedny Ram Ćandra nie mógł sobie pozwolić na taki luksus, wyruszył wraz z córką na piechotę. Saradamani nieprzyzwyczajona do chodzenia na duże odległości uznała tę podróż za uciążliwą. Ale cierpienie fizyczne było niczym w porównaniu z radością spotkania Mistrza. Więc całkowicie zignorowała wszelkie trudności, które pojawiły się na jej drodze. Ale trzeciego dnia, zanim grupa dotarła do Kalkuty, Saradamani miał wysoką gorączkę. Nie mogła iść, mimo chęci kontynuowania podróży. Trzeba było więc znaleźć schronienie w chacie zbudowanej dla podróżnych. W nocy gorączka bardzo wzrosła i Saradamani stracił całą zewnętrzną świadomość. Święta Matka opowiadała później, że będąc w tym stanie, ujrzała w widzeniu, że dziewczyna o ciemnej karnacji, ale niezwykle piękna z wyglądu siedziała obok niej, pocieszając ją i pielęgnując. Zapytana kim jest, dziewczyna odpowiedziała, że pochodzi z Dakszineśwar, że jest siostrą Świętej Matki i przejechała całą drogę aby ją przyjąć. Po tym Saradamani zasnęła. Dziwne, ale następnego ranka gorączka zniknęła i mogła zacząć dalszą podróż. Po drodze znowu dostała gorączki, ale Ram Ćandra jakimś cudem zdołał dotrzeć do Dakszineśwar przed zapadnięciem zmroku.

Jaki był niepokój Śri Ramakryszny, widząc, jak Saradamani przychodzi w takim stanie! Natychmiast zajął się wszelkimi przygotowaniami dla pacjentki i przygotował dla niej łóżko w swoim pokoju. Często powtarzał z wielkim smutkiem, ale z dziecięcą prostotą: „Przybyłaś, gdy nie ma już drogiego Mathura. Gdyby żył, nie byłoby żadnych trudności w opiece nad tobą. Teraz, gdy go nie ma, kto może zająć jego miejsce? Ale czy Saradamani otrzymał mniejszą opiekę? Śri Ramakryszna sam zaczął ją karmić i opiekować się nią dzień i noc i to tak ostrożnie, że w ciągu trzech lub czterech dni wszystko było z nią w porządku. Następnie Saradamani została przeniesiona na parter Nahabat (bardzo mały dwupiętrowy budynek, blisko pokoju Śri Ramakryszny którego górne piętro było przeznaczone na muzykę świątynną), gdzie przebywała z Ćandramani, jej teściową, która była w tym czasie w Dakszineśwar.

Saradamani nie mogła uwierzyć własnym oczom kiedy zobaczyła swojego męża o którym mówiono, że oszalał, odczuwającego tak wielki niepokój z powodu jej choroby i okazującego tyle życzliwości i uczucia. Czy była na świecie kobieta tak pobłogosławiona, że otrzymała taką troskliwą opiekę od swojego męża? Saradamani wiedziała na pewno, że niezależnie od opinii ludzi, jej boski mąż był całkowicie zdrowy na umyśle; nie tylko to, ale nie było najmniejszej zmiany w jego stosunku do niej.

Ram Ćandra był zadowolony, że jego córka jest szczęśliwa i czuje się dobrze w Dakszineśwar. Wrócił więc do rodzinnego domu na wsi pozostawiając Saradamani w uprzywilejowanej pozycji służenia swemu mężowi i starej teściowej. Było to w marcu 1872 roku, kiedy Święta Matka dotarła do Dakszineśwar – około pięć lat po tym gdy po raz ostatni widziała Mistrza w Kamarpukur.

Śri Ramakryszna w tym czasie żył w nieustannej boskiej komunii. Przez większą część dnia i nocy przebywał w stanie ekstazy. Nawet najdrobniejszy incydent – śpiewanie religijnych pieśni lub widok czegokolwiek, co miało boski związek, jakkolwiek odległy – wprawiało jego umysł w samadhi i stawał się nieświadomy swojego otoczenia. Był bliżej domu na boskim poziomie niż my jesteśmy na ziemskim poziomie. Ale kiedy Saradamani przybyła do Dakszineśwar nie zapomniał o swoich obowiązkach wobec swojej poślubionej żony. Gdyby tego pragnęła, Śri Ramakryszna był gotów poświęcić dla niej swoją misję. Saradamani również była ze swej strony zbyt czysta i szlachetna, by mieć choćby najmniejszą skłonność do wciągania swego świętego męża w światowe życie. Wyraźnie mu o tym powiedziała i chętnie reagowała na jego ideały i aspiracje. Wszystko, czego pragnęła, to być blisko niego i mieć przywilej służenia mu i kształtowania własnego życia zgodnie z jego wskazówkami. Śri Ramakryszna obdarzył ją obficie tą łaską. Chociaż Święta Matka była zakwaterowana w Nahabat i w ciągu dnia nie mogła spotykać się z Mistrzem ponieważ miał gości, w nocy pozwolono jej zostać w jego pokoju i dzielić z nim to samo łóżko. Saradamani w tym czasie otrzymywała od swojego boskiego męża instrukcje dotyczące zarówno wzniosłych spraw duchowych jak i spraw przyziemnych. Nie było to życie w związku małżeńskim, ale wielkie szkolenie duchowe – do tego stopnia, że żona w Saradamani została przetopiona na ucznia. Potem nikt nie mógł dostrzec w jej wypowiedziach i zachowaniu niczego, co zdradzałoby jej szczególne roszczenia wobec Śri Ramakryszny. Była tylko pokorną uczennicą Mistrza i było to dla niej sprawą najwyższej radości i przywileju.

V. RELACJE Z MISTRZEM

A jaki był stosunek Śri Ramakryszny do niej? Ani przez chwilę nie patrzył na nią jak na żonę, z wyjątkiem tego, że miał wobec niej obowiązek jeśli chodzi o jej wychowanie zarówno w sprawach duchowych jak i ziemskich. Jego świadomość dotycząca Saradamani oscylowała między niespokojną troską o kogoś, kto potrzebował opieki, a wielkim szacunkiem dla tej, która była ucieleśnieniem Boskiej Matki. Chociaż udzielał jej szczerych instrukcji we wszystkich sprawach, z jakąż czcią na nią patrzył! „Moje oddanie Bogu odleci jeśli jej uczucia zostaną choć trochę zranione” – mawiał Śri Ramakryszna. „Jak na mnie patrzysz?” Saradamani zapytała kiedyś Śri Ramakrysznę, kiedy służyła mu masując jego stopy. „Ta sama Boska Matka, która przebywa w świątyni, masuje mnie teraz” – nadeszła szybka odpowiedź Śri Ramakryszny. Dla niego nie było różnicy między Saradamani a Bóstwem w świątyni Kali.

Nie było to jednak wynikiem zwykłego religijnego sentymentalizmu – sztucznej próby postrzegania wszystkich kobiet jako ucieleśnienia Błogosławionej Matki. Wszystko, co Śri Ramakryszna powiedział lub w co wierzył było wynikiem jego osobistego doświadczenia i zawsze był śmiały w swoich eksperymentach – czasem niebezpiecznie śmiały. Czy widział na obrazie w świątyni żywą obecność? Cóż, musi wiedzieć na pewno, czy jego wizja była faktem, czy halucynacją. Umieścił kawałek bawełny pod nozdrzami Obrazu, aby sprawdzić, czy są jakieś oznaki życia. W ten sposób łączyła się w nim prostota dziecka i odwaga naukowca. Z tą samą śmiałością i prostotą Śri Ramakryszna zadał sobie pewnego dnia pytanie, czy naprawdę zapomniał o żonie w Saradamani lub czy czai się w nim jakieś cielesne pragnienie. Saradamani była obok niego w tym samym łóżku. Ale zanim mógł pomyśleć o jakimkolwiek fizycznym związku z nią, jego umysł był wrzucany w głębokie samadhi, a jego świadomość cielesna całkowicie znikała. I w tym stanie spędzał resztę nocy.

„Jej zasługa była w tym nie mniejsza” — zwykł później zauważać Śri Ramakryszna. Śnieżnobiała czystość Saradamani była jego tarczą i zbroją. Śri Ramakryszna pewnego razu po ślubie modlił się do Boskiej Matki, aby z umysłu jego żony zniknął wszelki ślad cielesnych pragnień. Śri Ramakryszna powiedział w późniejszych czasach: „Kiedy mieszkałem z nią (czyli Saradamani) z dnia na dzień w tym okresie, zrozumiałem, że Boska Matka naprawdę wysłuchała mojej modlitwy”.

Jedną rzeczą na którą bardzo kładł nacisk Śri Ramakryszna była potrzeba harmonii między słowami a czynami i to powiedzenie wyrażało się w każdym oddechu jego życia. Jak dosłownie Śri Ramakryszna patrzył na Saradamani jako manifestację Boskiej Matki w ciele, można ocenić na podstawie następującego incydentu, który wydarzył się pewnej nocy w Dakszineśwar w tym czasie. Był to szczególny dzień dla kultu Matki Boskiej w maju. Świątynia Dakszineśwar miała świąteczną atmosferę. Wszyscy byli zajęci nabożeństwem, które miało być odprawiane nocą. Śri Ramakryszna wyraził pragnienie osobistego wielbienia Matki w swoim własnym pokoju i poczyniono w tym celu wszelkie przygotowania. Zmierzch przeszedł w wieczór, a ciemność nocy nowiu spowiła okolicę. Pod koniec pierwszej straży nocnej Śri Ramakryszna usiadł do wielbienia. Siedzisko, na którym miało być zainstalowane Bóstwo, znajdowało się przed nim. Dokonał przygotowań do nabożeństwa. Saradamani została wcześniej poinstruowana aby przyjść i uczestniczyć w nabożeństwie. Przyszła i obserwowała całe zajście. Duchowa atmosfera stworzona przez intensywne oddanie Śri Ramakryszny sprawiła, że Saradamani zapomniała o świecie zewnętrznym i od razu weszła w nastrój częściowej ekstazy. Kontynuując wielbienie, Śri Ramakryszna skinął na nią, aby usiadła na miejscu przygotowanym dla Bóstwa. W tym półprzytomnym stanie, nie wiedząc, co robi, Saradamani zajęła miejsce zarezerwowane dla Matki. Śri Ramakryszna kontynuował procedurę rytuału. Ale wkrótce znalazł się w całkowitym samadhi, podobnie jak ta, której oddano cześć. W ciszy nocy zarówno czciciel jak i czczona pogrążyli się w Absolucie. Minęły godziny zanim którekolwiek zeszło na płaszczyznę świadomości, choćby w niewielkim stopniu. Po tym Śri Ramakryszna zakończył resztę rytuału, poświęcając owoce całego swojego przeszłego i obecnego wielbienia Bóstwu. To była kulminacja sadhany Śri Ramakryszny. Po tym nie wykonywał żadnej specjalnej formy praktyki duchowej.

Święta Matka mieszkała w Dakszineśwar jeszcze przez rok po tym nabożeństwie. Ale cóż to była za męka przebywać ze Śri Ramakryszną! Często wpadał w samadhi i spędzał w tym stanie całą noc, a ona przeżywała niepokój. Pewnej nocy Śri Ramakryszna był tak głęboko pogrążony w samadhi, że można by pomyśleć, że nie żyje. W wielkim niepokoju Święta Matka musiała wysyłać informacje do innych o pomoc. Minęło dużo czasu, zanim udało się go sprowadzić do normalnego poziomu przez głośne powtarzanie świętych mantr. Po odzyskaniu zewnętrznej świadomości, kiedy Śri Ramakryszna dowiedział się o wszystkim co się wydarzyło, zrozumiał, jak Święta Matka nie spała co noc martwiąc się o niego. Odtąd zaaranżował, że nocowała u jego matki w Nahabat.

Po nieco ponad rocznym pobycie w Dakszineśwar, Święta Matka wróciła do Dźajrambati przez Kamarpukur w połowie 1873 roku. W Dźajrambati ponownie rozpoczęła swoją zwykłą pracę – pomaganie rodzinie w różnorodnych obowiązkach domowych.

W ciągu kilku miesięcy, w marcu 1874 roku, ta szczęśliwa rodzina w Dźajrambati poniosła wielką stratę: zmarł Ram Ćandra Mukhopadhjaja, ojciec Świętej Matki, pozostawiając i tak już biedną rodzinę praktycznie pozostawioną samej sobie. Śjamasundari, pobożna żona Rama Chandry, nie była duszą, której nie zrażałyby żadne trudności. Z wielką wiarą w dobroć Bożą spokojnie i odważnie znosiła odpowiedzialność za rodzinę. Aby uzupełnić szczupłe zasoby rodziny, Śjamasundari zaczął łuskać ryż dla sąsiedniej rodziny. W tej godzinie kryzysu Święta Matka stała przy swojej matce i była źródłem wielkiej siły. Zrobiła wszystko, co było możliwe, aby ulżyć matce w wielkim brzemieniu. Opiekowała się także młodszymi braćmi i pomagała swojej nieskomplikowanej matce radą w wielu sprawach. Stopniowo sytuacja finansowa rodziny poprawiała się, a kryzys został opanowany.

VI. WIARA I NIEWINNOŚĆ

W kwietniu 1874 r. Święta Matka ponownie przybyła do Dakszineśwar. Podczas tego drugiego pobytu zachorowała na dyzenterię i strasznie cierpiała. Dzięki oddanym usługom Śambhu Mallicka i zapewnionej przez niego opiece medycznej wyzdrowiała na tyle, by we wrześniu 1875 roku udać się do swojego wiejskiego domu. Tam ponownie doznała poważnego nawrotu choroby, tak bardzo, że wątpiono czy przeżyje. Ledwo mogła chodzić, a jej ciało zostało zredukowane do szkieletu. Przestraszyła się widząc własne odbicie w wodzie – stała się tylko skórą i kośćmi. Kiedy wiadomość dotarła do Dakszineśwar, sam Śri Ramakryszna był zaniepokojony i zwrócił się do swojego siostrzeńca Hridaja: „Czy przychodząc na ziemię, opuści ją bez zrealizowania celu życia?”

Ponieważ wszystkie ludzkie środki zawiodły, w wielkiej desperacji pewnej nocy z pomocą swojego brata Umeśa udała się do wiejskiej świątyni Boskiej Matki, zwanej Simhawahini, gdzie złożyła śluby postu i położyła się tam aż bogini ją wyleczy. Kiedy tak leżała, ujrzała wizję Simhawahini która pojawiła się przed nią i zasugerowała lekarstwo na jej oczy, które po wypróbowaniu przyniosło natychmiastowy efekt. Podobnie Bogini pojawiła się przed Śjamasundari Dewi i zasugerowała przyjęcie innego leku na dyzenterię, po którym Święta Matka całkowicie wyzdrowiała. Gdy rozeszła się wieść o jej cudownym uzdrowieniu, ludzie z daleka i z bliska zaczęli czcić Bóstwo. Nawet teraz świątynia zachowuje tę popularność.

Po około roku Święta Matka ponownie zachorowała i tym razem doznała powiększenia śledziony. Idąc śladami mieszkańców wioski, Śjamasundari zabrała córkę do sąsiedniej świątyni Śiwy, gdzie znachor naznaczał obszar śledziony kawałkiem płonącego drewna głożyny. Wypróbowano ten drastyczny środek. Nie można powiedzieć, czy odniosło to jakiś skutek, ale godne uwagi było to, że Święta Matka zniosła to surowe traktowanie z niewiarygodnym spokojem i hartem ducha, nie wymagając nawet, aby w tym czasie trzymano Jej kończyny. Stopniowo wyzdrowiała.

Święta Matka udała się do Dakszineśwar po raz trzeci w styczniu 1877 roku. Być może w tym czasie (a może podczas jednej z innych jej wizyt w Dakszineśwar) wydarzyło się coś, co pokazało jak wielką mocą jest duchowa niewinność i jak niewinna ufność pokładana nawet w zły charakter może odmienić życie. W drodze z Dźajrambati do Dakszineśwar trzeba było przebyć rozległe pola. Pewnego razu Świętą Matkę ogarnęła ciemność na jednym z tych pól. Wszyscy jej towarzysze poszli szybko do przodu, ponieważ noc szybko się zbliżała, ale ona nie mogła za nimi nadążyć. Ścieżka słynęła z rojących się bandytów i mówi się, że wielu wędrowców zostało ograbionych ze wszystkiego, a nawet zabitych. Święta Matka szła znużona. O tej ciemnej godzinie zobaczyła zbliżającą się do niej wysoką postać z maczugą na ramieniu. Zbliżający się ostro zapytał ją, dokąd idzie o tej porze. W całej swojej niewinności Święta Matka powiedziała: „Ojcze, jadę do Dakszineśwar, gdzie przebywa twój zięć. Zostałam pozostawiony w tyle przez moich towarzyszy.” Wkrótce zauważyła zbliżającą się kobietę, która prawdopodobnie była żoną mężczyzny. Przemówiła do niej jako matkę i powiedziała to samo. Mężczyzna i kobieta byli tak poruszeni niewinną postawą Saradamani, że zabrali ją do sklepu w celu udzielenia schronienia i nakarmili ją dmuchanym ryżem kupionym od sklepikarza. Ponieważ nie było pościeli, kobieta rozłożyła swoje własne ubranie i na nim położyła do snu swoją „córkę”. Para należała do bardzo niskiej kasty, ale w swoim wielkim przywiązaniu do Saradamani całkowicie zapomnieli o różnicy w pozycji społecznej. Następnego ranka pojechali z nią aż do Tarakeśwar, gdzie spotkała swoich towarzyszy. Spędzając z nimi tylko jedną noc, uczyniła ich tak drogimi, że naprawdę zaczęli płakać, kiedy musieli ją opuścić. Przed wyjazdem Święta Matka dostała od nich obietnicę, że odwiedzą ją i swojego „zięcia” w Dakszineśwar. Ta obietnica została spełniona i Śri Ramakryszna traktował ich w Dakszineśwar tak, jakby byli jego teściami. Święta Matka mawiała później, że jakkolwiek miły i dobry był dla niej jej „ojciec rozbójnik”, nie miała wątpliwości, że dopuścił się wielu rabunków.

Tym razem Święta Matka musiała mieszkać w Dakszineśwar sama, ponieważ jej teściowa Ćandramani Dewi zmarła 27 lutego 1876 roku. W międzyczasie wielki wielbiciel Śambhu Mallick zbudował dla niej domek na sąsiednim kawałku ziemi, gdzie mogła mieszkać nieco wygodniej. Tam miała zostać i gotować dla Mistrza. Ale kiedy Śri Ramakryszna zachorował na dyzenterię, ponownie przeniosła się do Nahabat, aby lepiej się nim opiekować.

VII. ŻYCIE W DAKSZINEŚWAR

Przez około trzynaście lat Święta Matka mieszkała w Dakszineśwar z krótkimi przerwami co jakiś czas, kiedy jechała do Dźajrambati. W domu ojca prowadziła bardzo ciężkie życie, ale jej życie w Dakszineśwar było jeszcze trudniejsze. Podczas gdy w Dźajrambati miała swobodę ruchu i zawsze cieszyła się świeżym powietrzem, w Dakszineśwar była zamknięta w Nahabat, małym pokoju o powierzchni nie większej niż pięćdziesiąt stóp kwadratowych. Sam Mistrz mawiał: „Kiedy wolny ptak jest zamknięty w klatce, cierpi na tym jego zdrowie” i martwił się o jej zdrowie. Był tak rozważny, że gdy w południe nie było nikogo w pobliżu Nahabatu, prosił Boską Matkę, aby odwiedzała miejscowe kobiety i odprowadzał ją aż do bramy świątyni. Wracała wieczorem gdy w świątyni zaczynało się nabożeństwo i przychodzili tam wszyscy ludzie. Z natury była bardzo nieśmiała i mało kto mógł ją zobaczyć, chociaż tak długo mieszkała w Dakszineśwar. Pewien urzędnik świątyni zauważył kiedyś: „Słyszeliśmy, że tam mieszka, ale nigdy jej nie widzieliśmy”. Wstawała bardzo wcześnie rano, około trzeciej lub czwartej, dokonywała ablucji, łącznie z kąpielą w Gangesie i wchodziła do swojego maleńkiego pokoiku, skąd wychodziła w razie potrzeby tylko w nocy, kiedy ludzie byli daleko. Trwało to dzień po dniu. Drzwi do pokoju były tak niskie, że musiała się schylać żeby wejść. Na początku uderzała się w głowę podczas wchodzenia, ale jak powiedziała, potem przyzwyczaiła się do wysokości i unikała kontuzji. Ten mały pokój był jej sypialnią, kuchnią, magazynem i wszystkim innym. Na rzemykach wieszała częśćtego co posiadała. Czasami musiała przyjąć tu także inne towarzyszki, głównie uczennice Śri Ramakryszny. Panie z Kalkuty, które przyjeżdżały z wizytą do Śri Ramakryszny litowały się nad Matką Świętą i mówiły: „Widzisz, nasza dobra dziewczynka musi mieszkać w takim małym pokoju. Jest jakby na wygnaniu, jak Sita”. Na początku musiała gotować tylko dla dwóch, trzech osób, teściowej, Mistrza i tym podobnych. Ale kiedy liczba wielbicieli Śri Ramakryszny zaczęła rosnąć, musiała gotować dla coraz większej liczby osób. Na urodziny Mistrza musiała gotować w tym pokoju dla czterdziestu czy pięćdziesięciu osób. Czasami musiała gotować, aby zaspokoić różne gusta. Naren (później Swami Wiwekananda) chciał gęstej zupy z ciecierzycy, Ramćandra prosił o ćapati, Rakhal wolał khićuri. Czasami musiała organizować posiłki dla wielbicieli w dziwnych godzinach. Ale Święta Matka była zawsze była gotowa. Nigdy nie była wzburzona, nigdy się nie denerwowała. Była samą słodyczą i całą matczynością.

Z jaką troską troszczyła się o potrzeby Mistrza! Skupiła na nim całą uwagę. W zewnętrznym zachowaniu Śri Ramakryszna był jak dziecko. Musiała namawiać i nakłaniać go do jedzenia. Przestraszyłby się, gdyby ilość ryżu na jego talerzu wyglądała na zbyt dużą. Dlatego układała to co mu nakładała tak ostrożnie, aby wyglądało na małą ilość. Zagęszczała mu mleko przez gotowanie, tak, że nie mógł ocenić jaką ilość mleka dostaje. Czasami musiała ukrywać prawdę o ilości przyjmowanego przez niego jedzenia; powiedziała, że w takich okolicznościach nie ma nic złego z cyganienia w sprawie jedzenia. Śri Ramakryszna zwykł żartować, że istnieje wielka potrzeba posiadania żony: ona może gotować dla męża. Kiedy Świętej Matki nie było, miał trudności i był zdenerwowany, bo nikt inny nie mógł się nim odpowiednio zaopiekować. Święta Matka i Śri Ramakryszna przebywali w dwóch pokojach oddalonych od siebie o około siedemdziesiąt pięć stóp; ale czasami nie spotykali się miesiącami. Mimo to jakie wielkie ciepło uczuć panowało między nimi! Idea męża i żony została całkowicie zatarta między nimi, ale żadna miłość małżeńska nie mogła się równać z wielką intensywnością miłości, jaką żywili do siebie nawzajem. Mały ból głowy Świętej Matki zaniepokoiłby Mistrza i powiedziałby: „Ramlalu (siostrzeniec Śri Ramakryszny), co mamy robić? Boli ją głowa.” Niektórzy nieznani krytycy podnieśli kwestię, że Śri Ramakryszna w swoim dążeniu do Nieskończoności był niemiły dla swojej żony, ponieważ nie prowadził życia małżeńskiego. Ale żadna żona na ziemi nie otrzymała od swojego męża tyle miłości i szacunku ile Saradamani otrzymała od Śri Ramakryszny.

Relacja pomiędzy Śri Ramakryszną a Matką Świętą nie była pozbawiona humoru. Pewnego razu, gdy przebywała w chacie zbudowanej przez Śambhu Mallicka, Śri Ramakryszna przyszedł do niej wieczorem, ale ponieważ zaczęło mocno padać, nie mógł już tej nocy wrócić do swojego pokoju. W tym momencie Śri Ramakryszna zwrócił się do niej: „Zostaję tutaj tak, jak kapłani świątynni udają się do swoich domów rodzinnych”. Pewnego razu do Śri Ramakryszny przyszła kobieta w wielkiej agonii umysłu, szukając spokoju. Śri Ramakryszna wysłał ją do Nahabat, mówiąc, że w tym domu mieszka ktoś, kto zna lekarstwo. Kiedy kobieta zbliżyła się do Świętej Matki i powtórzyła to, co powiedział Śri Ramakryszna, zrozumiała żart, jaki jej zrobiono. Święta Matka wyjaśniła kobiecie, że jest niczym, a Śri Ramakryszna jest wszystkim i odesłała ją z powrotem do niego. Powtórzyło się to parokrotnie. W końcu Święta Matka podarowała kobiecie liść bilwy używany w kulcie, który w cudowny sposób wpłynął na jej życie.

Pewnego razu doszło do sporu o to, kto między Śri Ramakryszną a inną osobą ma jaśniejszą karnację i Śri Ramakryszna zaproponował, aby sędzią była Święta Matka. Obaj zawodnicy szli ramię w ramię przed Nahabat, aby mogła widzieć i oceniać. Zachowując całkowitą bezstronność, wydała werdykt na korzyść drugiej osoby, a Śri Ramakryszna przegrał konkurs.

We wczesnych godzinach porannych Śri Ramakryszna zwykł budzić ze snu Świętą Matkę i swoją siostrzenicę Lakszmi Dewi, która wtedy z nią mieszkała, aby mogły usiąść do medytacji. Jeśli ze środka nie było żadnej reakcji lub podejrzewał, że śpią, wlewał wodę przez drzwi i po cichu odchodził. Przede wszystkim jej pobyt w Dakszineśwar był okresem wielkiego treningu duchowego. Jak już wspomniano wstawała codziennie między trzecią a czwartą nad ranem i po kąpieli w Gangesie rozpoczynała medytację. Cały dzień spędzała na oddanej służbie dla Mistrza, a wieczorem znowu praktykowała medytację. Pod tym względem była wobec siebie bezwzględnie surowa. Jak później opowiadała, pewnego dnia była nie w humorze i pomyślała, że późne wstawanie jest uzasadnione. Tak też uczyniła i następnego dnia powtórzyła się ta sama czynność. Stosując tę praktykę przez dwa lub trzy dni, odkryła, że stała się nieprzytomną ofiarą letargu. Potem wstawała o ustalonej porze, niezależnie od swego stanu zdrowia. Tym kierowała się przez całe swoje życie. Nawet w czasie ciężkiej choroby, o ile nie była całkowicie niezdolna, wstawała wcześnie rano i medytowała. Nie zwracała uwagi na pełne miłości napomnienia jej zatroskanych opiekunów, że jest wobec siebie tak surowa nawet w podeszłym wieku. Pewnego razu w Dakszineśwar idąc tak wcześnie rano do kąpieliska ghat, prawie potknęła się o leżącego na schodach krokodyla. Zaalarmowany jej krokami wskoczył do rzeki. Potem, idąc nad Ganges, nosiła latarnię. Widząc odbicie księżyca w tafli Gangesu, modliła się: „Nawet na księżycu są ciemne plamy, ale Ty, o Panie, uczyń mnie całkowicie nieskazitelną”. W księżycowe noce żarliwie modliła się, aby była tak czysta jak światło księżyca.

VIII. PRZEWIDYWANIE PRZYSZŁOŚCI

Nie trzeba dodawać, że jej wrodzona duchowa tęsknota w połączeniu z twardą sadhaną, a przede wszystkim przewodnictwo osobowości takiej jak Śri Ramakryszna, wywarły ogromny wpływ na życie Sarada Dewi. Ale miała wielką zdolność ukrywania swoich osiągnięć w tej dziedzinie. Swami Premananda, bliski uczeń Mistrza, zauważył kiedyś, że nawet Śri Ramakryszna miał zewnętrzne przejawy swoich duchowych mocy w postaci nieustannego samadhi, ale Święta Matka miała nad sobą tak dużą kontrolę, że nikt nie wiedział, jaką kopalnię duchowości posiadała. Ostrożnie tłumiąc wszelkie zewnętrzne przejawy żyła jak zwykła kobieta, wykonując zwykłe obowiązki domowe biednego mieszczańskiego domu.

Pewnego razu Święta Matka poprosiła Jogin-Ma, wielbicielkę i jej towarzyszkę, aby poprosiła Mistrza, aby ona (Święta Matka) mogła zaznać błogości samadhi. Kiedy Jogin-Ma poruszyła ten temat u Śri Ramakryszny, wyglądał poważnie i Jogin-Ma nie odważyła się powiedzieć nic więcej. Kiedy jednak przybyła do Nahabatu zastała Matkę Bożą siedzącą w swych praktykach, śmiejącą się i płaczącą na przemian, a łzy spływały jej po policzkach. Stopniowo wyciszyła się i zatraciła w sobie. Najwyraźniej był to stan samadhi. Potem zapytała Świętą Matkę: „Jak to jest, Matko, że oszukałaś mnie, mówiąc, że nie masz doświadczenia samadhi?” Matka tylko się uśmiechnęła i nie odezwała się ani słowem. W późniejszych dniach, kiedy Święta Matka, Jogin-Ma i Golap-Ma, inna wielbicielka, medytowały na tarasie domu, w którym mieszkały w Belur, okazało się, że Święta Matka straciła całą zewnętrzną świadomość, tak głęboka była jej medytacja. Po pewnym czasie, odzyskując częściową świadomość, powiedziała: „O Jogini, gdzie są moje kończyny?” Jogin-Ma opowiadała później, że zaczęli naciskać jej ręce i stopy, aby przekonać ją, że istnieją. Minęło dużo czasu, zanim zeszła do normalnego planu.

Tylko ci, którzy byli z nią bardzo blisko, mogli być świadkami jednego lub dwóch incydentów, które ujawniły jej prawdziwy duchowy wzrost, ale dla wszystkich innych była tylko matką.

Jej macierzyństwo, które potem jak ogromny figowiec dało schronienie i ucieczkę niezliczonym zmęczonym duszom, wykazywało oznaki manifestacji nawet w jej wczesnych dniach w Dakszineśwar. Tak bardzo, że czasami matka w niej przezwyciężała swoje oddanie nawet Mistrzowi. Były sytuacje, kiedy kierowana matczynymi uczuciami ignorowała nawet życzenia i pragnienia Śri Ramakryszny.

Pewnego razu do Dakszineśwar przybyła kobieta. Miała być tylko dziwaczką, ale potem okazało się, że praktykuje sadhanę zgodnie z madhura bhawa, czyli w postawie patrzenia na Boga jak na męża. Pewnego dnia powiedziała, że ceni takie samo podejście do Śri Ramakryszny. Mistrz wściekł się słysząc takie słowa i zaczął ją strofować tak głośno, że wywołało to sensację. Na to Święta Matka posłała po tę kobietę, traktowała ją z miłością jak własną córkę i powiedziała: „Jeśli się denerwuje twoją obecnością, nie musisz do niego iść. Po prostu przyjdź do mnie.”

Inna kobieta miała zwyczaj przychodzić do Nahabatu, aby mieć przyjemność i pożytek z towarzystwa Świętej Matki. Ta kobieta prowadziła nieczyste życie w młodości i z tego powodu Mistrz powiedział Świętej Matce, aby się z nią nie zadawała. Ale kobieta przychodziła do Świętej Matki tak jak do matki po ukojenie i pocieszenie. Jak matka może odrzucić swoją córkę, nawet jeśli jest zła? Święta Matka nie zwracała uwagi na protesty Mistrza, a kobieta nadal przychodziła do Nahabatu. Mistrz zauważył to, ale nie sprzeciwiał się więcej, przypuszczalnie rozumiejąc uczucia i postawę Świętej Matki.

Śri Ramakryszna był bardzo surowy w stosunku do swoich młodych uczniów, jeśli chodzi o dietę, praktyki duchowe itp. Pewnego dnia dowiedział się, że Baburam (później Swami Premananda) przyjmował pięć lub sześć ćapati na noc. To było za dużo, pomyślał i zapytał, dlaczego wziął tak dużą ilość na noc. Młody chłopak odpowiedział, że Święta Matka mu je dała. Wtedy Śri Ramakryszna udał się do Świętej Matki i zganił ją za zepsucie duchowych perspektyw chłopców. Na to Święta Matka odpowiedziała: „Nie musisz się martwić o ich dobro. Ja się tym zajmę.” Mistrz dostrzegł sentyment kryjący się za tymi słowami i po prostu się roześmiał. Czy matka może odmówić dzieciom wystarczającej ilości pożywienia? To było niemożliwe.

Śri Ramakryszna był świadomy jej duchowych mocy. Chociaż od czasu do czasu udzielał jej wskazówek duchowych jak uczniowi, innym razem uważał ją za rówieśniczkę lub osobę, na którą spadłby jego duchowy płaszcz. „Ludzie żyją jak robaki w ciemności; będziesz musiała się nimi opiekować” — powiedział jej kiedyś. Innym razem zwrócił się do niej błagalnym tonem: „Czy ja mam wszystko robić sam, a ty nic nie zrobisz?” „Co mogę zrobić?” zapytała Święta Matka. „Możesz wiele” – odpowiedział Śri Ramakryszna.

Pewnego dnia Mistrz rzeczywiście wysłał młodego chłopca – Saradę, później Swami Trigunatitananda – do Świętej Matki na duchową inicjację, cytując dwuwiersz wisznuicki, który mówi, że Radha jest nieskończenie potężniejsza niż Śri Kryszna.

Główną cechą charakteru Śri Ramakryszny, według Świętej Matki, było wyrzeczenie. Ludzie ogólnie mówią, że jego największym osiągnięciem było zharmonizowanie wszystkich wyznań. Ale to bledło w opinii jego towarzyszki życia w porównaniu z jego duchem wyrzeczenia. Ale jej własne wyrzeczenie było równie wspaniałe. Pewnego dnia bogaty wielbiciel Marwari zaproponował, aby umieścić w banku dużą kwotę na kredyt Śri Ramakryszny, aby nie musiał martwić się o swoje potrzeby finansowe. Śri Ramakryszna był zaniepokojony samą propozycją, jak gdyby był to fatalny upadek z ideału, któremu był oddany. Kiedy wyznawca mocno naciskał, by przyjął pieniądze, Mistrz, tylko po to, by przetestować umysł Najświętszej Matki, kazał ją tam przyprowadzić i zaproponował, aby pieniądze zostały przyjęte w jej imieniu, jeśli się zgodzi. Ona też stanowczo odmówiła tej propozycji, gdyż byłoby to równoznaczne z przyjęciem pieniędzy przez samego Mistrza. Śri Ramakryszna był bardzo zadowolony widząc jej wrażliwość na ideał!

W późniejszych dniach, kiedy Święta Matka udała się na pielgrzymkę do południowych Indii, radźa Ramnadu, uczeń Swami Wiwekanandy, nakazał personelowi świątynnemu pokazanie jej swojej biżuterii i poprosił, aby przyjęła wszystko, co zechce, ponieważ byłoby to dla niego wielką łaską. Święta Matka wzdrygała się na samą myśl, ale na wielokrotne prośby powiedziała, że Radhu, jej siostrzenica, która towarzyszyła jej w pielgrzymce, może wziąć coś, co jej się spodoba. Ale nawet wtedy modliła się w duchu do Pana, aby Radhu nie wprawiła jej w zakłopotanie okazując chciwość. Radhu, ku wielkiej uldze Najświętszej Matki, poprosiła jedynie o ołówek, który miał zastąpić ten, który zgubiła.

IX. ŚMIERĆ ŚRI RAMAKRYSZNY

Przykazaniem, które Święta Matka bardzo podkreślała, było nauczenie się dostosowywania do czasu i okoliczności – w tym bowiem tkwi tajemnica pokoju i szczęścia w życiu. Ona sama była żywym ucieleśnieniem tego powiedzenia. Urodzona i wychowana w wiejskiej atmosferze, w Dakszineśwar czuła się jak w domu. Czekały ją jednak cięższe dni.

W czerwcu 1885 roku Śri Ramakryszna zachorował na raka gardła, co spowodowało konieczność przeniesienia go w październiku do Śjampukur w Kalkucie na leczenie. Wielbiciele zorganizowali wszystko, co dotyczyło opieki medycznej, pielęgniarskiej i tak dalej. Wiedzieli, że do przejęcia kontroli nad jego dietą potrzebna będzie fachowa ręka. Święta Matka była w Dakszineśwar. Byłaby najlepszą osobą, której powierzono by tę odpowiedzialność. Ale jak miałaby przebywać w małym, zatłoczonym domu, w którym zakwaterowano Śri Ramakrysznę i gdzie nie było innej kobiety? Taka była ich obawa. Kiedy jednak dotarła do niej propozycja, natychmiast przybyła do Śjampukur aby zrobić wszystko co w jej mocy dla Mistrza. Przydzielono jej małą szopę na tarasie drugiego piętra, w której przebywała w dzień i do późnej nocy. Kiedy wszyscy spali w nocy, schodziła do pokoju na pierwszym piętrze i spała tam najwyżej trzy godziny, a potem wracała na swoje miejsce na tarasie. Kiedy trzeba było nakarmić lub w inny sposób zająć się Śri Ramakryszną, przychodziła do niego. W ten sposób żyła z dnia na dzień, nie myśląc o żadnym osobistym cierpieniu, a jej jedyną modlitwą było, aby Mistrz odzyskał zdrowie, bez względu na to, jakie były jej niedogodności.

Ponieważ nie było żadnych oznak poprawy w jego chorobie, Śri Ramakryszna został przeniesiony do Kossipore w grudniu 1885 roku. Towarzyszyła mu tam również Święta Matka, zajmując się jego potrzebami dzień i noc. Młodzi uczniowie poświęcili także wszystkie inne myśli i robili wszystko, co w ich mocy aby uratować życie ich ukochanego Mistrza. Przedłużająca się choroba Śri Ramakryszny miała wiele wspólnego z budowaniem przyszłego bractwa Ramakryszny; gdyż służąc Mistrzowi w tej godzinie udręki, młodzi uczniowie czuli, jak coraz silniej rozwija się między nimi więź miłości. Jeśli to prawda, zapewniło to również miejsce Sarada Dewi w przyszłym Zakonie. Młodzi uczniowie, przyszli budowniczowie Zakonu Ramakryszny, choć mieli niewiele okazji do rozmowy z nią, zaczęli postrzegać Sarada Dewi jak własną matkę; a ich cześć dla niej dorównywała tylko czci dla Mistrza.

Śri Ramakryszna umierał. Święta Matka dostała przeczucia, że koniec jest bliski. Wciąż miała nadzieję, wbrew nadziei, że choroba może zostać zatrzymana, a Mistrz wyzdrowieje. Ale śmierć nie ma względu na osoby i nie podlega żadnym ludzkim sentymentom ani uczuciom. Śri Ramakryszna przeszedł do Mahasamadhi 16 sierpnia 1886 roku, pogrążając wszystkich swoich uczniów i wielbicieli w głębokim smutku i przygnębieniu.

Następnego dnia, kiedy Święta Matka przygotowywała się do założenia szat wdowy, pojawił się przed nią Śri Ramakryszna i powiedział: „Co robisz? Gdzie się podziałem? To jak przechodzenie z jednego pokoju do drugiego”. W tym momencie Święta Matka nieco się pocieszyła i zrezygnowała z założenia sukni wdowy. Ale na znak smutku oderwała dużą część szerokiej czerwonej obwódki swojego sari. Potem raz czy dwa próbowała zdjąć złote ozdoby, które miała na rękach, ale za każdym razem powstrzymywało ją pojawienie się przed nią Śri Ramakryszny. Ostatni raz próbowała tego dokonać w Kamarpukur. Tam, aby uchronić się przed wiejskimi plotkami, zdjęła bransoletki. Ale pewnego dnia również tam ujrzała wizję Mistrza. Dzięki temu doświadczeniu otrząsnęła się ze strachu przed publiczną krytyką i odtąd nosiła proste bransoletki na rękach i używała wąskiego materiału jako odzieży.

Po śmierci Mistrza niektórzy bhaktowie zaproponowali natychmiastowe rozwiązanie placówki w Kossipore. Ale Naren i inni młodzi uczniowie sprzeciwili się, ponieważ byłby to dodatkowy szok dla Matki. Tak więc instytucja pozostała tam jeszcze przez kilka dni, aż do 21 sierpnia, kiedy Święta Matka udała się do domu Balarama Bose, wielkiego wielbiciela Mistrza. Pomiędzy sannjasinami a uczniami-gospodarzami doszło do pewnych kłopotów i nieporozumień, jeśli chodzi o posiadanie relikwii Mistrza. Kiedy wiadomość dotarła do Świętej Matki, zauważyła: „Taka wyjątkowa osoba odeszła. Ale oni kłócą się o jego prochy!”

X. PRÓBY I CIERPIENIA

Wkrótce potem, 30 sierpnia 1886 r., w towarzystwie grupy wielbicieli, Matka wyruszyła w pielgrzymkę do północnych Indii, aby ukoić swój smutek. Po drodze zatrzymała się w Deoghar, Waranasi i Ajodhji i dotarła aż do Wrindawan, gdzie przebywała przez około roku. Kiedy była świadkiem wieczornego nabożeństwa w świątyni Wiśwanatha w Waranasi, wpadła w ekstatyczny nastrój, który utrzymywał się nawet podczas powrotu do miejsca zamieszkania. W Waranasi spotkała wielkiego świętego Swami Bhaskaranandę, który zrobił na niej duże wrażenie.

We Wrindawan praktykowała twardą tapasję, a jej uczucia bardzo poruszył widok miejsc związanych ze Śri Kryszną, Radhą i innymi towarzyszami. Czy jej sytuacja nie była dokładnie taka sama jak sytuacja Radhy, kiedy została oddzielona od swojego Pana? Kiedy spotkała Jogin-Ma we Wrindawan, gdzie była wcześniej, zaczęła płakać jak bezbronne dziecko. Ten nastrój trwał przez kilka dni, aż została uspokojona wizją Mistrza. We Wrindawan była tak bardzo pochłonięta dźapą i medytacją, że nie była świadoma, że muchy robiły jej rany na twarzy. Czasami w podniosłym nastroju szła samotnie nad piaszczyste brzegi Jamuny, skąd jej towarzysze musieli ją przywozić z powrotem. Mówi się, że w domu Kala Babu była tak pochłonięta samadhi, że można było ją sprowadzić na ziemski poziom tylko z dużym wysiłkiem, powtarzając wielokrotnie imię Pana do jej uszu. Te wysokie duchowe nastroje przeplatały się z prostym i nieskomplikowanym zachowaniem, takim jak zachowanie niewinnego dziecka. Odwiedziła prawie wszystkie ważne świątynie tego świętego miasta, niektóre z nich kilka razy. Kiedyś okrążała pieszo święty obszar związany z życiem Śri Kryszny, zupełnie jak ortodoksyjni Waisznawowie, chociaż cierpiała na reumatyzm. Jej towarzysze zauważyli, że w wielu miejscach uświęconych pamięcią Śri Kryszny doświadczała wzniosłego nastroju.

Podczas pobytu we Wrindawan miała kiedyś wizję, w której Mistrz prosił ją o udzielenie inicjacji Swami Joganandzie, który przebywał wtedy z nią jako jej asystent. Początkowo nie zwracała uwagi na wizję, ale doświadczenie powtarzało się przez trzy kolejne dni. Z pokory wahała się, czy komukolwiek udzielić inicjacji, ale kiedy dowiedziała się, że Mistrz nie udzielił Joganandzie żadnej formalnej inicjacji i że on również miał wizję podobną do niej, zgodziła się i go inicjowała. Być może była to pierwsza inicjacja, której udzieliła komukolwiek, ponieważ nie wiadomo dokładnie, czy inicjowała Saradę (Swami Trigunatitananda), którego Mistrz podesłał jej w tym celu w Dakszineśwar.

W świątyni Radharani we Wrindawan żarliwie modliła się, aby jej oczy nie dostrzegały wad innych. To, że jej modlitwa została wysłuchana, potwierdziło się w jej życiu. Tak jak matka nie widzi żadnej wady w swoim dziecku, tak nie była w stanie dostrzec żadnej skazy w nikim. Potem radziła wszystkim, aby starali się nie dostrzegać wad w innych, bo jak mówiła, własne oczy stają się nieczyste i wchłania się wady innych.

Po rocznym pobycie we Wrindawan udała się do Hardwar i wróciła do Kalkuty, odwiedzając po drodze Dźaipur, Adźmer i Allahabad.

Po dwudniowym tymczasowym postoju w Kalkucie wyruszyła do Kamarpukur w towarzystwie Swami Joganandy i Golap-Ma, którzy po kilku dniach wrócili do Kalkuty.

Teraz rozpoczął się dla niej okres wielkiej próby i trudności. W tym czasie nie miała żadnych środków finansowych i prawie nikogo, kto by się nią opiekował. Czuła pustkę w sercu z powodu fizycznej nieobecności Mistrza i była samotna. Żyła w tak wielkim ubóstwie, że czasami musiała jeść ryż nawet bez soli. Uczniów Mistrza ogarnęła duchowa tęsknota i popychani przez tego ducha wędrowali z miejsca na miejsce; nie znali więc cierpień Świętej Matki i żadnemu z nich nie przyszło do głowy, że może być w tak wielkich trudnościach. Święta Matka też nikomu nie mówiła o swoich osobistych trudnościach. Wiara w Boga była jej jedynym schronieniem i wsparciem. Pewnego razu na wielokrotne zaproszenia matki udała się do Dźajrambati. Śjamasundari Dewi od razu odkryła skrajną nędzę, przez którą przechodziła, ale nie mogła wydobyć z niej rzeczywistego stanu. Starała się jak mogła zatrzymać córkę w Dźajrambati, ale Święta Matka nie zgodziła się zostać. Wróciła do miejsca urodzenia męża, żeby czekać i zobaczyć, jak ułożą się dla niej okoliczności.

Mimo wszystkich jej prób ukrycia prawdziwej sytuacji, do świata zewnętrznego przedostała się wiadomość, że przechodzi okres wielkiego niedostatku. Kiedy wielbiciele w Kalkucie dowiedzieli się o tym, stali się zaniepokojeni i poważni. Po naradzie między sobą napisali do Świętej Matki z gorącą prośbą, aby przyjechała do Kalkuty. Ale istniała taka trudność. Jakikolwiek byłby jej duchowy związek z uczniami Mistrza, co pomyśleliby wieśniacy, gdyby udała się do Kalkuty, aby przebywać wśród obcych, jak powiedzieliby? W końcu, za namową starszej kobiety z Kamarpukur, która cieszyła się wielkim szacunkiem u wszystkich, a także przy wsparciu matki, udała się do Kalkuty. Wielbiciele, zwłaszcza uczennice, odczuli wielką ulgę i radość.

Odtąd mieszkała czasem w Kalkucie, a czasem w Dźajrambati, zależnie od wygody i okoliczności, z wyjątkiem okresów, kiedy odbywała pielgrzymki.

XI. PIELGRZYMKI

W listopadzie 1888 roku Święta Matka udała się do Puri w towarzystwie Jogin-Ma i Swami Brahmanandy, Joganandy i Saradanandy. Na znak honoru i szacunku dla niej, Gowinda Śringeri, kapłan rodziny Balarama Bose’a w Puri, chciał zabrać ją do świątyni Dźagannatha w palankinie. Ale ta propozycja wcale jej nie odpowiadała. Wolała iść pieszo jako pokorna wielbicielka, aby zobaczyć Dźagannatha, Pana Wszechświata. Przebywała w Puri przez ponad dwa miesiące, często odwiedzając świątynię rano i wieczorem i spędzając dużo czasu na medytacji w świątyni Lakszmi. Ponieważ Śri Ramakryszna nie odwiedził Puri za swego życia, pewnego razu zabrała fotografię Mistrza do świątyni i pokazała jej wizerunek Dźagannatha. Mistrz był dla niej żywą rzeczywistością.

W marcu 1890 roku udała się do Gaja ze Swami Adwaitanandą, uczniem Mistrza. Odwiedziła Bodh Gaja, miejsce, w którym Budda doznał oświecenia. W Bodh Gaja znajdował się hinduski klasztor. Widząc doskonałe warunki bytowe w instytucji, modliła się do Mistrza, aby jej dzieci, czyli mnisi uczniowie Śri Ramakryszny, zamiast wędrować z miejsca na miejsce jak to czynili, mogli znaleźć stałe miejsce schronienia i by nie musieli tak ciężko walczyć aby sprostać swoim fizycznym wymaganiom. Mówiła, że wkrótce potem dzięki łasce Mistrza powstał klasztor w Belur. W 1895 roku po raz drugi odwiedziła Waranasi i Wrindawan w towarzystwie matki i braci. A w 1904 ponownie odwiedziła Puri – tym razem ze Swami Premanandą, kilkoma wielbicielami Mistrza i niektórymi swymi krewnymi.

W 1910 roku udała się na pielgrzymkę do południowych Indii. Po drodze zatrzymała się na dwa miesiące w Kothar w stanie Orisa, w domu Balarama Bose. W Kothar Dewendra Nath Ćatterdźi, miejscowy naczelnik poczty, który przyjął chrześcijaństwo, przyszedł ze skruchą do Świętej Matki. Święta Matka zawsze umiała stanąć na wysokości zadania. Poradziła mu, aby ponownie nawrócił się na Hinduizm, co uczynił. Następnie poleciła jednemu ze swoich monastycznych wyznawców, aby dała mu świętą nić i mantrę Gajatri, a ona sama udzieliła mu duchowej inicjacji.

W lutym następnego roku w ośmioosobowej grupie wyruszyła do Madrasu. Swami Ramakrysznananda, szef Ramakryszna Math w Madrasie, poczynił wszelkie przygotowania do jej dalszej pielgrzymki na południe. Przebywała przez miesiąc w mieście Madras. Niezliczone wielbicielki przychodziły do niej każdego dnia i chociaż nie potrafiła z nimi rozmawiać w ich własnym języku, mimo wszystko czuły dotyk jej uczucia i łaskę jej błogosławieństw. Z Madrasu ruszyła do Madury, a grupę prowadził sam Swami Ramakrysznananda. Po zwiedzeniu świątyni Minakszi i innych godnych uwagi miejsc, odwiedzili Rameśwaram, gdzie zatrzymali się na trzy dni. Na specjalne polecenie radży Ramnadu udostępniono jej miejsca do wielbienia do których żaden inny pielgrzym nie miał przywileju wchodzić. Radźa z Ramnad uczynił wszystko, co w jego mocy, aby okazać jej najwyższy szacunek i cześć.

Z Rameśwaram grupa udała się do Bangalore, gdzie powstała już filia Ramakryszna Math. Obecność Najświętszej Matki w Bangalore wywołała wielkie poruszenie i nawet bez publicznego ogłoszenia duża liczba ludzi codziennie odwiedzała aśram, aby otrzymać jej darśan i błogosławieństwo. Goście obsypywali jej stopy tak wieloma kwiatami, że często leżały one w stertach. Wszystkie te daniny przyjęła jako skutek wpływu Mistrza, który do tego czasu rozprzestrzenił się daleko i bardzo ją to uszczęśliwiło.

Wróciła do Kalkuty w kwietniu 1911 roku, zatrzymując się na jeden dzień w Radźahmundry, aby wykąpać się w Godawari i ponownie na dwa dni w Puri, aby otrzymać darśan Dźagannatha.

Ostatnią pielgrzymkę odbyła w 1912 roku, kiedy po raz trzeci odwiedziła Waranasi w dużej grupie złożonej z kilku starszych mnichów, wielbicieli i kilku jej krewnych. Z tej okazji przebywała w Waranasi przez około dwa i pół miesiąca, dzięki czemu mogła w wolnym czasie zwiedzać wszystkie ważne świątynie i święte miejsca w mieście. Podczas pobytu w Waranasi poznała dobrze znanego świętego Ćameli Puri. Była pod tak wielkim wrażeniem mocy duchowej i dziecięcego wyglądu tego świętego człowieka, że zauważyła, że nie ma ochoty odwiedzać żadnego innego świętego. Na znak szacunku przysłała mu owoce, słodycze i koc.

Pewnego dnia udała się do Sarnath, miejsca, w którym Budda wygłosił swoje pierwsze kazanie i które jako takie jest świętym miejscem pielgrzymek Buddystów. Widziała tu wielu ludzi Zachodu, podziwiających z zainteresowaniem ruiny starożytnego miasta. Zauważyła, że ci sami ludzie, którzy kiedyś budowali te budynki, teraz podziwiają je z wielkim zdumieniem.

Do tego czasu Dom Służby Misji Ramakryszny w Waranasi rozwinął się w dobrze ugruntowaną instytucję służącą chorym i cierpiącym. Odwiedziła go dzięki gorliwym modlitwom robotników. Obchodząc oddziały okazała wielkie uznanie i powiedziała: „Można tu wyczuć żywą obecność Mistrza”. Matka wróciła do Kalkuty w styczniu 1913 roku.

XII. W KALKUCIE I W DŹAJRAMBATI

Święta Matka we wczesnym okresie swojego życia w Kalkucie przebywała w wynajmowanych domach w różnych miejscach. Na krótkie wizyty zatrzymywała się w domach wielbicieli, takich jak Balaram Bose czy M., sławny autor Ewangelii Śri Ramakryszny. Czasami mieszkała po zachodniej stronie Gangesu – raz w Ghusuri i dwa razy w domku ogrodowym Nilambara Mukherdźi (gdzie znajdowała się Ramakryszna Math przed przeniesieniem się na nowy teren Math w Belur). Mówiła, że od najmłodszych lat bardzo kochała Ganges. Przebywając w ogrodzie Nilambar Mukherdźi, wraz ze swoją towarzyszką Jogin-Ma, odprawiała wyrzeczenia Pańćatapa, polegające na praktykowaniu dźapy i medytacji pośród pięciu ognisk – czterech płonących z czterech stron i letniego słońca powyżej – od rana do wieczora przez siedem kolejne dni. Matka pomyślnie przeszła przez tę ognistą próbę. W tym domu z kolei miała kiedyś dziwną wizję. Zobaczyła, że Śri Ramakryszna wchodzi do Gangesu. Kiedy to robił, jego ciało roztopiło się w wodzie i Swami Wiwekananda zaczął skrapiać tą święconą wodą niezliczone osoby. Ta wizja wywarła na niej tak żywe wrażenie, że przez wiele dni nie mogła kąpać się w rzece ze względu na jej świętość.

W 1909 roku Swami Saradananda zbudował dla niej stały dom w Kalkucie pod obecnym numerem 1, Udbodhan Lane. Od teraz kiedy była w Kalkucie Święta Matka mieszkała tu. Ten dom, noszący świętą pamięć i powiązany ze Świętą Matką, dla niezliczonych wielbicieli i uczniów Zakonu Ramakryszny znany jest jako „Dom Matki”. Ilu aspirującym duszom dała tutaj inicjację! Wiele jest osób które przybyły znużone i obciążone aby ukoić swoje poranione serca i uzyskać nieskończoną pociechę. Kiedy Matka tu była, wszyscy, którzy byli w domu i wszyscy, którzy go odwiedzali, mogli uzyskać dostęp do świata, do którego nie można dotrzeć nawet twardą tapasją. Teraz jest fizycznie nieobecna, ale związek jej pamięci z tym miejscem jest źródłem boskiej inspiracji dla tysięcy wielbicieli, którzy nie mieli przywileju zobaczenia jej za życia.

Podczas pobytu w Kalkucie Święta Matka była dla wszystkich ośrodkiem duchowego przyciągania, ale kiedy jechała do swojego domu rodzinnego w Dźajrambati, tak dobrze dostosowywała się do domowej atmosfery, że jej krewni z trudem zdawali sobie sprawę z tego jak wielką duchową osobowością była. Była tam znajomą siostrą troskliwie opiekującą się braćmi i tą samą „Saradą” dla starszych wieśniaczek, które znały ją od dzieciństwa. Jej dostosowanie było naturalne i spontaniczne. To właśnie w odniesieniu do tej cechy Śri Ramakryszna kiedyś żartobliwie zauważył, że jest ona jak kot, który ukrywa swój kolor w popiołach. W Dźajrambati widywano ją jak ciężko pracowała jak każda inna kobieta z biednej wiejskiej rodziny. Dopóki żyła jej matka, pomagała jej we wszystkim. Kiedy umarła, Święta Matka, będąc najstarszą siostrą, stała się praktycznie opiekunką rodziny. Oznaczało to nie tylko odpowiedzialność, ale także znaczny kłopot. Najmłodszy z jej braci, który miał pewne wykształcenie, zmarł przedwcześnie. Trzej pozostali bracia byli zupełnie inni niż ich siostra. Widząc ich, można było się zastanowić czy rzeczywiście mogą być krewnymi Świętej Matki. Bez wykształcenia i kultury, ograniczeni i egoistyczni, oceniali wszystko w kategoriach pieniędzy. Kłócąc się między sobą nawet o drobne rzeczy, czynili życie Świętej Matki nie do zniesienia i wystawiali na próbę Jej cierpliwość do granic możliwości. Ale znosiła wszystko z nadludzkim spokojem. Niezależnie od jej duchowych osiągnięć, sposobu, w jaki utrzymywała wewnętrzny spokój pośród wulkanicznej furii, która szalała wokół niej w Dźajrambati, powinna być uważana za jedną z największych świętych. Pewnego dnia dwaj jej bracia pokłócili się haniebnie o jakąś drobną własność. Święta Matka przyszła ich uspokoić, ale kiedy wróciła do swojego pokoju, zaczęła się śmiać, jakby była świadkiem wielkiej zabawy i zauważyła: „Oni walczą o takie małe rzeczy i nie myślą, że po śmierci wszystko zostawią za sobą”.

Musiała opiekować się nie tylko swoimi braćmi, ale także dziećmi swoich braci, które musiała własnoręcznie wychowywać. Nalini, Maku i Radhu, trzy jej siostrzenice, były jej stałymi towarzyszami. I była tam Surabala, wdowa po swoim najmłodszym bracie, która z powodu swojego szaleństwa była znana jako szalona ciotka i która zawsze była źródłem kłopotów dla Świętej Matki. Bracia znaleźli w niej siostrę, której przywiązanie można było wykorzystać dla korzyści materialnej, a siostrzenice znalazły w niej ciotkę, która znosiła każdą ilość ich psikusów i dziwactw i spełniała każde ich żądanie. Żaden z nich nie zdawał sobie sprawy, że można uzyskać od niej znacznie wyższe rzeczy. Kiedyś zauważyła: „Zawsze proszą o pieniądze. Nawet przez pomyłkę nie proszą o wiedzę i oddanie”.

Po odejściu Mistrza, kiedy Święta Matka rozmyślała nad swoim losem i czuła, że nie interesuje ją dalsze życie, miała wizję Śri Ramakryszny. Zobaczyła idącą przed nią dziewczynkę w czerwonym ubraniu, a Mistrz, wskazując na dziecko, powiedział: „Trzymaj się jej jako podpory”. Kilka lat później, gdy pewnego razu siedziała w Dźajrambati, ujrzała szaloną wdowę po swoim najmłodszym bracie spacerującą ze swoją zaniedbaną córeczką Radhu, czołgającą się z tyłu. Gdy Święta Matka była świadkiem tego żałosnego widoku, poczuła dziwne uczucie w sercu. Natychmiast pobiegła w to miejsce i wzięła Radhu w ramiona. Kiedy to robiła, ujrzała wizję Mistrza, który pojawił się przed nią i powiedział: „Uchwyć się tego dziecka jako swego mentalnego oparcia na ziemi. Ona jest Mają.” Od tego czasu Święta Matka wykazywała najwyższe zainteresowanie tą dziewczyną, a Radhu znalazła w Matce ucieleśnienie wszelkiej ziemskiej miłości. Ale gdy dziewczynka dorosła, dowiodła, że nie jest godna miłości Świętej Matki. Była dziwnym połączeniem uporu i niewinności, szaleństwa i prostoty. Będąc słabego zdrowia i osłabionego umysłu, była dla Matki nieustannym źródłem niepokoju. Zachowanie i tryb życia Radhu były często przyczyną nie tylko kłopotów, ale także wielkiego zakłopotania; ale miłość Najświętszej Matki do niej była jakby więzią, która nie pozwalała jej umysłowi wznieść się całkowicie poza płaszczyznę ziemską. Pod koniec, kiedy Święta Matka straciła zainteresowanie Radhu, jej towarzysze obawiali się, że nie pożyje długo. Właściwie zmarła wkrótce potem.

Giriś Ćandra Ghosz, wielki aktor-dramatysta i zagorzały wielbiciel Śri Ramakryszny, zauważył kiedyś, kiedy zobaczył braci i krewnych Świętej Matki: „Ci ludzie musieli praktykować wielką tapasję w swoich poprzednich żywotach, skoro zasłużyli na tyle miłości i uczucia od Świętej Matki”. To prawda. Tam, gdzie setki osób uważałyby za życiowy przywilej być choćby w najmniejszym stopniu pomocą dla Świętej Matki, jej krewni w rzeczywistości otrzymywali osobistą posługę od samej Matki.

Śri Ramakryszna, chociaż był księciem mnichów nigdy nie zapomniał o najmniejszym obowiązku wobec swojej żony. I ona z kolei, choć uwielbiana i dosłownie czczona jako przejaw Boskiej Mocy na ziemi z zadowoleniem przyjęła harówkę, zmartwienia i kłopoty związane z wypełnianiem swych obowiązków wobec krewnych, bez względu na to, jak niegodni mogli być jej miłości. Kiedyś rzeczywiście powiedziała swoim braciom: „Macie mnie za siostrę tylko dzięki pobożności mojego ojca i matki”.

XIII. JAKO SIŁA DUCHOWA

Byli wielbiciele, którzy początkowo nie przywiązywali większej wagi do Świętej Matki. „Śri Ramakryszna mógł być wielkim świętym, ale jego żona niekoniecznie podzielała jego wielkość” – takie było ich krytyczne nastawienie. Ale stopniowo, gdy duchowa osobowość Świętej Matki zaczęła się rozwijać, ludzie ci musieli zmienić swoje opinie, a ich obojętność przekształciła się w wielki szacunek.

Śri Ramakryszna mawiał, że lampa sierżanta utrzymuje samego sierżanta w ciemności, ale rzuca światło na zewnątrz. Tak więc dla jej krewnych, chociaż Święta Matka była niewiele więcej warta niż doczesne korzyści, jakie mogła zaoferować, jej duchowy wpływ rozprzestrzenił się daleko. Ludzie ze wszystkich stron przychodzili do niej po pocieszenie, przewodnictwo, duchowe instrukcje i inicjację. Śri Ramakryszna wiedział, że będzie musiała wykonywać tę pracę jako kontynuację tego, co on zaczął, więc udzielił jej specjalnego szkolenia w tym kierunku. Nauczył ją kilku mantr – nasion duchowego wzrostu – żyjących dzięki jego sadhanie, które mogła przekazać swoim przyszłym uczniom. Te dawała bez zastrzeżeń. Podczas gdy sam Śri Ramakryszna bardzo skrupulatnie wybierał ucznia, Święta Matka, kierując się swoim matczynym sercem, z trudem mogła odmówić komukolwiek tej łaski. Swami Premananda, bliski uczeń Śri Ramakryszny, powiedział kiedyś: „Truciznę, której nie możemy przyswoić, wysyłamy Świętej Matce”. Miał na myśli to, że ludzie, których nie mogli kontrolować ani reformować, byli przez nich wysyłani do Świętej Matki. I niezmiennie otwierali nowy rozdział po otrzymaniu jej błogosławieństw.

Dla prawdziwego guru udzielenie inicjacji oznacza przyjęcie na siebie grzechów ucznia. Święta Matka była tego świadoma. Musiała drogo zapłacić za pozyskiwanie niezliczonych uczniów, akceptując fizyczne cierpienia i dolegliwości. Ale ona nie mogła oprzeć się pragnieniu pomocy innym. Pewien opiekun spierał się kiedyś ze Świętą Matką o tym, że pożądane jest, aby nie udzielała inicjacji, ponieważ sprowadzało to na nią chorobę. Na to zauważyła: „Czy Mistrz przyszedł tylko po to, by zjeść rasagollę (rodzaj bengalskiego słodyczy)?” Miała przez to na myśli, że nie urodziła się po prostu po to, by cieszyć się słodkimi rzeczami życia.

Nie bez powodu ludzie do niej przychodzili. Niezliczone są osoby, które otrzymały nieskończoną siłę z jednego słowa z jej ust. Wiele jest istnień, które swoim wpływem ocaliła od upadku moralnego lub duchowego. Wiedziała, jak wykorzystać okazję. Zewnętrznie jej tryb życia był prawie podobny do życia innych kobiet w wiosce; niewiele ją wyróżniało. Ale czasami wznosiła się na swoje duchowe wyżyny, ku zdumieniu i osłupieniu zainteresowanych ludzi. „Ten, kto otrzymał ode mnie błogosławieństwo, nie musi się martwić o ostateczne wyzwolenie”, „Ja i Mistrz to jedno”. „Jeśli będziesz o mnie medytował i pamiętał o mnie, to wystarczy”. – Takie wypowiedzi wychodziły z jej ust, gdy uczeń był chwiejny lub w niebezpieczeństwie. Takie wypowiedzi wydawały się tym wspanialsze, gdy się pamięta, że była samą pokorą i że nie było w niej najmniejszego śladu egoizmu. W rozmowach i konwersacjach z nią zawsze można było odnieść wrażenie, że czuła się niczym – Mistrz był wszystkim. Jej skromne zachowanie było tak bardzo naturalne i spontaniczne, że czasami ci, którzy z nią byli czuli się jakby była zaledwie dzieckiem, nawet w jej podeszłym wieku, kiedy tysiące ludzi zwracało się do niej o przewodnictwo, nie tylko w kłopotliwych sytuacjach tego życia, ale także by rozwiązać problemy życia wiecznego.

Klejnot ma różne wartości dla różnych osób. Jakie miejsce zajmowała Święta Matka w sferze duchowej zwykłym ludziom trudno było ocenić. Słaby przebłysk tego można było dostrzec, obserwując stosunek do niej niektórych, którzy niewątpliwie byli znani jako duchowi geniusze. Wiwekananda ośmielił się przepłynąć ocean i udać się na Zachód, aby głosić kazania dopiero wtedy, gdy otrzymał błogosławieństwo Świętej Matki. Pomyślał, że jej błogosławieństwa wystarczyły, by skoczyć w niepewność tego, co może go czekać w nieznanych krainach i jeszcze bardziej nieznanych warunkach. Swami Brahmananda, jedna z najwybitniejszych osobistości Zakonu Ramakryszny i pierwszy Prezydent Misji Ramakryszny zbliżając się do Świętej Matki trząsł się ze wzruszenia i zachowywał się jak proste i niewinne dziecko. Swami Saradananda, który był postacią przewodnią Math i Misji Ramakryszny szczerze czuł, że Święta Matka mogłaby zastąpić każdego innego człowieka na jego miejscu i że byłaby w stanie wykonać dokładnie tę pracę, którą on wykonywał – jeśli nie wydajniej. Jej błogosławieństwa były dla niego źródłem wszelkiej siły. To oddanie wielkich uczniów Śri Ramakryszny nie było jedynie formą czci okazywanej żonie ich Guru; dosłownie postrzegali ją jako manifestację wcielonej Boskiej Matki i czasami faktycznie czcili ją jako taką. Swami Brahmananda, który miał wielką reputację kontrolowania swoich duchowych uczuć, pewnego razu z okazji święta Durga Pudźa, czcił ją kwiatami i świętymi liśćmi, tak jak czci się Boską Matkę. Swami Saradananda oddawał jej podobne wielbienie w specjalne dni zarezerwowane na wielbienie Boskiej Matki. Niezwykłą rzeczą było to, że Święta Matka była tą samą skromną osobą, kiedy otrzymywała cześć od takich osób, jak wtedy, gdy wykonywała harówkę obowiązków w swoim rodzinnym domu w Dźajrambati. Pewna wielbicielka zauważyła kiedyś: „Jak cudowne są moce Świętej Matki! Kiedy tysiące osób dosłownie ją wielbią, ona jest zupełnie nieprzywiązana do zaszczytów, które ją obsypują. To nie jest możliwe dla żadnej istoty ludzkiej. To wystarczający dowód jej boskości.”

Chociaż miała niewielką wiedzę z książek, jej moc rozwiązywania zawiłych problemów życia duchowego była niezwykła. Jej rozwiązania zawsze trafiały prosto do serca pytającego i zapewniały mu wsparcie przez całe życie.

Dlaczego w Bożym świecie jest tyle cierpienia, to problem, który porusza umysł każdego wielbiciela. Gdy zwrócono się z tym pytaniem do Świętej Matki, jej odpowiedź brzmiała: „Stworzenie to mieszanka szczęścia i nieszczęścia. Nędza jest symbolem Bożego współczucia. Poza tym nikt nie cierpi przez cały czas. Każde działanie przynosi nieuchronny skutek, a zatem kolej na szczęście na pewno nadejdzie”.

„Czy jest sens powtarzać imię Boga, jeśli się Go nie kocha?” zapytał uczeń. „Jeśli wpadniesz do wody, dobrowolnie lub nie, twoje ubranie i tak przemoknie, prawda?” taka była jej odpowiedź, która natychmiast go uciszyła.

Dlaczego ktoś nie doświadcza wchłonięcia w Boga, chociaż ciągle powtarza imię Boga – to problem, który od czasu do czasu wprawia duchowego aspiranta w zakłopotanie. Kiedy Świętej Matce zadano to pytanie, jej praktyczna rada brzmiała: „To przyjdzie z czasem. Ale nie porzucajcie dźapy, nawet jeśli umysł jest niechętny i niestały. Musisz kontynuować powtarzanie imienia, a przekonasz się, że umysł stopniowo staje się bardziej stabilny, jak płomień w spokojnym powietrzu. Każdy ruch powietrza zakłóca równomierne palenie się płomienia; tak samo obecność jakiejkolwiek myśli lub pragnienia sprawia, że umysł jest niestabilny. Mantrę należy powtarzać poprawnie. Ponieważ niewłaściwe powtarzanie opóźnia postęp”.

„Ale w takim razie jedno wypowiedzenie imienia Pana jest tak samo skuteczne jak milion powtórzeń, jeśli robisz to ze stałym, skoncentrowanym umysłem. Jaki jest pożytek z powtarzania mantry milion razy z nieobecnym umysłem? Musisz to zrobić z całego serca. Tylko wtedy możesz zasłużyć na jego łaskę” – brzmiała jej odpowiedź na podobne pytanie przy innej okazji.

„Łaska Boża rozlewa się na wszystkich, tak jak na wszystkich spada światło słońca. Jaki jest więc pożytek z praktyki duchowej?” – zapytał wielbiciel próbujący logicznym argumentem udowodnić bezużyteczność sadhany. „Znajdują się tam produkty spożywcze. Ten, kto wcześniej je ugotuje, zje wcześniej; ten, kto w ogóle nie lubi gotować, będzie głodny” — brzmiała jej prosta odpowiedź.

„Widzimy niezliczone dzieła Boże. Czy były tworzone jeden po drugim, czy w inny sposób?” takie pytanie zrodziło się w umyśle młodego ucznia i w dziecięcej niewinności zadał je Matce. „Bóg nie jest jak malarz, który rysuje oczy, twarz, nos każdej postaci. Nie, On nie działa w ten sposób. Ma wyjątkową moc. Przez samą jego wolę wszechświat powstaje i na jego życzenie znika. Wszystkie rzeczy we wszechświecie zostały stworzone jednocześnie, a nie jedna po drugiej” – brzmiała jej odpowiedź na ten trudny filozoficzny problem.

Wśród uczniów Śri Ramakryszny, Giriś Ćandra Ghosz miał siłę argumentacyjną i wojowniczą naturę, ustępującą tylko Swami Wiwekanandzie. Ogarnięty impulsywnym pragnieniem przyjęcia sannjasy udał się pewnego razu do Świętej Matki w Dźajrambati, aby poprosić ją o pozwolenie. Z całą swoją naturalną gwałtownością zaczął kłócić się z Matką, aby uzyskać Jej aprobatę dla swojego postanowienia. Ale oparła się wszystkim jego argumentom i swoimi cichymi odpowiedziami całkowicie złamała jego postanowienie. Jej wgląd w duchową naturę osób był bardzo nieomylny. Ważny członek Zakonu Ramakryszny udał się do niej na inicjację, gdy była młoda. Od dawna czcił określone bóstwo jako swój Wybrany Ideał, ale Matka dała mu inny Ideał. Kiedy powiedział, że od dawna czci inny Ideał, odpowiedziała cicho: „Nie, to nie jest Ideał dla ciebie. Postępuj zgodnie z tym, co ci dałam”. I w krótkim czasie uczeń przekonał się, że jej słowa są prawdziwe. Ten sam uczeń, jakiś czas później, cierpiał na zaćmę mózgu, ponieważ za bardzo przemęczył się praktykami duchowymi. Jako remedium próbował różnych rzeczy, konsultował się z wieloma lekarzami, ale bez skutku. Starsi mnisi Zakonu byli zaniepokojeni jego problemem, ale nie mogli udzielić skutecznej pomocy. Wkrótce udał się do Dźajrambati do Świętej Matki. Kiedy opowiedział szczegóły swojego przypadku, wzdrygnęła się, słysząc o metodzie, którą zastosował w swojej medytacji. Ach, to było dla niego niebezpieczne! Poprawiła jego metodę medytacji i w mgnieniu oka wszystko było w porządku.

Nie bez powodu słowo Najświętszej Matki było ostatnim słowem we wszystkim, co duchowe i świeckie, dotyczące Math i Misji Ramakryszny. Jej rada, jej decyzja, jej zwykłe życzenie, były jak święty nakaz z wysoka dla mnichów i wielbicieli Zakonu. To ich nastawienie tylko pogłębiało się z upływem czasu.

XIV. WSZYSTKO KOCHAJĄCA MATKA

W jej życiu odkryto cudowną mieszankę tego, co ludzkie i boskie. Oprócz jej mocy duchowej, zwykłe ludzkie aspekty jej życia wystarczyły, by uczynić ją wzorową postacią w oczach świata. Rzeczywiście była ostatnim słowem w kwestii doskonałości indyjskiej kobiecości. Jej czyny zawsze odznaczały się najwyższą godnością i największą wielkodusznością. Nawet przez pomyłkę nie mogła skojarzyć się z niczym małym lub wąskim. Nawet w swoich zwykłych kontaktach przewyższała wszystkich innych pod względem wyrafinowania i szerokości poglądów. Jej życie było zawsze wzorem do naśladowania dla innych i trudno było doszukać się w jej postępowaniu i zachowaniu najmniejszego śladu niedoskonałości.

Ale najbardziej dominującą cechą jej charakteru, przyćmiewającą wszystkie inne cechy, była jej macierzyńska miłość. Mogła być kimkolwiek innym, ale wszyscy znajdowali w niej matkę – tylko jej miłość była silniejsza niż własnej matki. Wielu młodych ludzi, którzy stracili matki we wczesnym okresie życia i nie wiedzieli, czym jest miłość matki, spotkało się ze stratą z nawiązką, gdy się z nią skontaktowali. Wielu, po odnalezieniu w niej matki, nie tęskniło za niczym innym w tym życiu ani w przyszłym. Jej miłość wystarczyła, by zapewnić im bezpieczeństwo tutaj i zbawienie w przyszłości. Nie chcieli nawet wiedzieć o jej duchowych mocach. Nie mieli ochoty oglądać najwyższych szczytów Himalajów, kiedy czuli się dostatecznie pobłogosławieni dotknięciem podnóża tej wielkiej góry. W jej postawie było coś, co wkrótce rozbroiło wszelki strach i podziw. Kiedy udzielała inicjacji, być może ucznia ogarnął lęk i poczucie czci; ale kiedy inicjacja się skończyła, kiedy karmiła go słodyczami, tak jak jego własna matka, od razu był z nią tak swobodny jak we własnym domu. Zdarzało się, że oddawała młodym uczniom własne ubrania lub koce na ich użytek. Być może ci uczniowie uznaliby za świętokradztwo używanie rzeczy, których używała Matka. Ale jej spontaniczna macierzyńska postawa natychmiast usuwała takie uczucia. Czy syn waha się przed użyciem wszystkiego, co daje mu matka? W Dźajrambati gotowała dla wielbicieli, zmywała im talerze i sprzątała miejsce, w którym jedli. Wielbiciele przychodzili czasami z daleka i po spędzeniu z nią zaledwie dwóch lub trzech dni czuli do niej tak wielki pociąg, że opuszczając to miejsce ronili łzy. Czasami gdy odchodzili Matka patrzyła za nimi tak daleko, jak tylko mogli zobaczyć, z oczami zwilżonymi łzami matczynej miłości. Pewnego razu młody mnich, który z nią przebywał, wyszedł w jakiejś sprawie. Był już prawie wieczór kiedy wrócił. Ale Matka nie chciała zjeść posiłku przed jego przyjściem. Jak matka mogła zabrać swoje jedzenie skoro syn nie miał swojego! (Typowe zachowanie tradycyjnej hinduskiej matki.) Kiedy uczeń to zobaczył, ogarnęło go wzruszenie. Nawet własna matka nie zawsze jest tak troskliwa! Była matką wszystkich. Każda dusza zrodzona z łona kobiety znajdzie w niej matkę. Jej miłość nie znała różnic między kastami, wyznaniami ani granicami geograficznymi. Ludzie ze wschodu i zachodu, z południa i północy przychodzili do niej aby otrzymać jej błogosławieństwo. Mogła nawet nie mówić w ich języku. Ale niewypowiedziany język jej miłości był dla nich więcej niż wystarczający – czuli się błogosławieni.

Kiedy siostra Niwedita przyjechała do Indii, Swami Wiwekananda był trochę zaniepokojony tym, jak zrobić dla niej miejsce w hinduskim społeczeństwie. Ale Święta Matka zakwaterowała ją w swoim pokoju. Wymagało to od Matki ogromnej odwagi i ogromnej otwartości, bo gdyby wiadomość o tym dotarła do jej krewnych, mogłaby spotkać się z prześladowaniami społecznymi. Czy nie było to niezwykłe, nawet dla niej samej, że chociaż należała do ortodoksyjnej rodziny bramińskiej i nie miała nowoczesnego wykształcenia mogła pozwolić mieszkać u siebie Europejce? I to także w stuleciu, w czasach, gdy społeczeństwo hinduskie było bezkompromisowe w swojej sztywności w zakresie reguł społecznych!

Chociaż należała do starego świata jej umysł był niezwykle nowoczesny. Widząc w niej tę cechę, Siostra Niwedita bardzo trafnie zauważyła: „Czy ona jest ostatnią ze starego porządku, czy początkiem nowego?” Wielu wielbicieli niebędących Bengalczykami lub Hindusami przychodziło do Świętej Matki, ale jej wrodzona kultura była tak wielka, że każdy czuł się przy niej jak w domu. Pewnego razu, słuchając muzyki wielkanocnej u siostry Niwedity, tak się pochłonęła, że można było się zastanawiać, jak nie znając żadnego zachodniego języka, mogła tak bardzo wejść w ducha hymnów zmartwychwstania. Podobnie, gdy kiedyś opisywano jej angielski rytuał zaślubin, jej twarz rozjaśniła się radością gdy usłyszała przysięgę małżeńską: „Na dobre, na złe, na bogatsze, na biedniejsze, w chorobie i zdrowiu – aż do śmierci”, a ona wykrzyknęła: „Och, to słowa dharmi! Prawe słowa!”

Jej przenikliwość umysłowa była tak ostra, a zdrowy rozsądek tak silny, że nawet w sprawach rzekomo spoza jej sfery potrafiła wydać bardzo rozsądną opinię. Podczas pierwszej wojny światowej uczeń opowiedział Matce, jak Prezydent Wilson stara się zapewnić pokój na całym świecie i zapobiec wojnie w przyszłości. Cicha uwaga Matki brzmiała: „Wszyscy mówią ustami, a nie sercem”. Pewnego razu uczeń opowiadał jej o wielu ułatwieniach życiowych, jakie rządy brytyjskie dały Indiom. Jej odpowiedź brzmiała jednak: „Ale czy nie jest faktem, że bieda ludzi wzrasta coraz bardziej?”

Czasami ludzie należący do niższych kast przychodzili do niej w Dźajrambati, ale jej stosunek do nich zawsze był taki sam. Pilnowała jedynie, żeby przestrzegali zwyczajowych ograniczeń kastowych w obecności innych, bo inaczej mogłoby dojść do sensacji we wsi, gdzie dominowała ortodoksja.

Pewnego wieczoru przyszła do niej kobieta-tragarz z warzywami przysłanymi przez wyznawcę i musiała zatrzymać się na noc w domu. Kobieta miała w nocy gorączkę i wymiotowała. Następnego ranka, zanim inni się obudzili, Święta Matka umyła zabrudzoną pościel, żeby biedaczka nie została przez nikogo skarcona.

Pewien Mahometanin zatrudniony jako robotnik spożywał pewnego dnia posiłek w jej domu. Usiadł na werandzie domu. Służyła mu Nalini, bratanica Matki. Z powodu uprzedzeń kastowych Nalini trzymała się z daleka i z oddali zaczęła rzucać jedzenie na talerz mężczyzny. Na to Święta Matka zganiła swoją bratanicę i sama podała mu posiłek. Kiedy skończył, Matka oczyściła miejsce, w którym jadł. Nalini była w szoku i wykrzyknął: „Co ty robisz? Czy nie stracisz przez to kasty?”

W Kalkucie Radhu zachorowała i leczyło ją dwóch sławnych lekarzy. Święta Matka poleciła Radhu, aby na znak szacunku wzięła kurz ze stóp lekarzy, chociaż należeli oni do niższej kasty.

Nierzadko zdarza się, że ludzie ze skrajnie niskich kast otrzymywali od niej inicjację, a potem siadali do posiłków w jej własnym pokoju, a sama Matka zmywała im talerze. Zgodnie ze społecznym zwyczajem przyjmowanie takich usług od bramina byłoby uważane za grzech. W normalnych okolicznościach sami by tego nie znieśli. Ale czuli, że jest ich matką, więc co za szkoda, jeśli świadczyła im takie usługi! Było to całkiem naturalne.

Bardzo intensywnie odczuwała biedę i cierpienie ludzi w ogóle. Była bardzo zainteresowana działalnością społeczną misji Ramakryszny. Jeśli przychodził do niej mnich ze skargą, że taka praca przeszkadza mu w życiu medytacyjnym, nie zwracała na niego uwagi. „To też są dzieła Mistrza” – mawiała. Podczas pobytu w Dźajrambati z sympatią interesowała się sprawami wszystkich sąsiadów i była dla nich źródłem wielkiej siły. Jej współczucie i pomoc w odpowiednim czasie przynosiły im ulgę w cierpieniu.

Choć była samą życzliwością nie wahała się okazywać oburzenia, gdy wymagała tego okazja. Kiedy dwie młode kobiety, z których jedna była ciężarną matką, zostały zmuszone przez miejscową policję do dalekiego spaceru na podstawie podejrzeń politycznych i wiadomość o tym dotarła do Świętej Matki, bardzo się zdenerwowała. „Czy wynika to z rozkazów rządu, czy z nadgorliwości funkcjonariuszy policji? Czy w pobliżu nie było ludzi, którzy mogliby uratować biedne dziewczęta?” powiedziała, bardzo wzburzona. Potem ucieszyła się, gdy usłyszała, że kobiety zostały zwolnione.

Nawet osoby, które zbłądziły otrzymywały jej miłość i błogosławieństwa, czasami nawet pomimo łagodnych protestów innych wielbicieli. Kiedyś powiedziała wprost: „Jeżeli mój syn tarza się w prochu, to i tak jest moim dzieckiem”. Przy innej okazji powiedziała: „Jestem tak samo matką dobra, jak i zła”. Pewnego razu kobieta, która czuła się winna moralnego zepsucia odwiedziła ją w Kalkucie, ale nie odważyła się wejść do jej pokoju. Matka wszystko zrozumiała. Sama wprowadziła ją do swojego pokoju, pogłaskała i udzieliła inicjacji. „Co jeśli zrobiłaś coś złego? Kiedy żałujesz, twoja wina została zmyta” – powiedziała Matka, aby dodać jej odwagi i pocieszenia. Życie kobiety odmieniło się później.

Chociaż wiele błądzących osób otrzymało od niej matczyną miłość, jej miłość nie dała im wolności do błądzenia. Najmniejszy błąd w postępowaniu zostawał zauważony. Może nie zawsze to wyrażała, ale gdy było to konieczne, winny z pewnością dostał od niej naganę. Sannjasin, który rozwinął dumę z powodu swojej ochrowej szaty, lub żyjący w rodzinie, który okazał niewielką uprzejmość mnichowi, ponieważ był znacznie młodszy, również otrzymywali od niej ostrzeżenie o czyhających niebezpieczeństwach. W razie potrzeby potrafiła też być bardzo surowa. Jeśli ktoś myślał, że przyjmując schronienie w jej miłości będzie mógł sobie pozwolić na wszystko na co ma ochotę, był w błędzie. Zdarzyło się, że nawet nakazała takiej osobie natychmiastowe opuszczenie miejsca. Oczywiście takie przypadki były bardzo, bardzo rzadkie.

Uczeń może uważać, że jej miłość jest wystarczającą gwarancją przeciw bolączkom obecnego i przyszłego życia. Ale ileż Matka musiała pomyśleć o tych, których odpowiedzialność wzięła na siebie! Nawet w podeszłym wieku, a nawet w chorobie, poświęcała wiele czasu na modlitwę i medytację. Zapytana, co jest dla niej konieczne, aby wykonywać jakąkolwiek praktykę duchową, odpowiadała, że robi to w imieniu tych, którzy przyjęli u niej schronienie. Nic dziwnego, że niektórzy uczniowie, raz zaskarbiwszy sobie jej sympatię, w ogóle nie odczuwali potrzeby odbywania jakichkolwiek praktyk duchowych. Czyż ona sama nie powiedziała: „Jeśli świadomie lub nieświadomie dotkniesz wody, to czy na pewno nie zmokniesz?” Ona sama powiedziała kiedyś do uczennicy w odpowiedzi na jej pytanie, jak powinna na nią patrzeć: „Wystarczy, jeśli myślisz o mnie nawet jak o swojej matce”. Czasami jej matczyne serce nie mogło znieść tego, że uczeń musi cierpieć fizycznie, praktykując twardą tapasję. Zawsze ostrzegała młodego aspiranta przed przesadą w takich rzeczach. Ale jednocześnie wiedziała, jak pobudzić do działania leniwego człowieka, który wyobrażał sobie, że postęp duchowy da się pogodzić z beztroskim życiem.

Wcześniej matka Saradamani była smutna, że jej córka została wydana za kogoś, kto był jakby na wpół szalony i nie prowadził światowego życia, tak że jej Sarada nie wiedziała, jak to jest być nazywaną „matką” przez swoje dzieci. NA to Śri Ramakryszna powiedział jej: „Droga teściowo, nie musisz żałować. Twoja córka będzie miała tyle dzieci, że potem znudzi jej się nazywanie matką”. Jego prorocze słowa spełniły się! Nie wiemy, czy Święta Matka kiedykolwiek miała dość swoich dzieci. Ale faktem jest, że żadna matka pod słońcem nie miała tylu dzieci, ile musiała zwracać się do niej jak do matki. I jak wielka była ich miłość do niej! Pewien wielbiciel powiedział jej pewnego dnia: „Masz wielu synów takich jak ja, ale ja nie mam takiej matki jak ty”.

XV. OSTATNIE DNI

Po odejściu Mistrza, kiedy Święta Matka miała przybyć do Kalkuty, towarzyszył jej Swami Jogananda. Jego służba i oddanie dla niej stały się przysłowiowe wśród członków Zakonu Ramakryszny. Po śmierci Swami Joganandy, Swami Saradananda zajął jego miejsce i zatroszczył się o potrzeby i wygody Matki. Wśród uczennic Mistrza Jogin-Ma i Golap-Ma byli jej szczególnie oddani. Kiedy była w Kalkucie, były jej stałymi towarzyszami. Często chroniły ją przed nieuzasadnionym wtargnięciem ludzi, a czasem przed bezsensownym okazywaniem pobożności przez sentymentalnych uczniów, co powodowało jej wielkie cierpienie.

W drugiej połowie życia często cierpiała na malarię kiedy jechała do Dźajrambati. Przy takich okazjach sam Swami Saradananda udawał się do Dźajrambati lub wysyłał do niej lekarzy i zdolne ręce by jej pomagali. Kiedy wracała do Kalkuty była blada i wychudzona, była cieniem jej normalnego ja. Ale żadne cierpienie nie mogło rzucić cienia na jej ducha. Sama powiedziałaby, że jej wewnętrzna radość nigdy nie została zakłócona przez całe życie.

W grudniu 1919 roku zachorowała na febrę. Przywieziono ją do Kalkuty, ale gorączka nadal niepokoiła wszystkich. Nawet w swojej przewlekłej chorobie promieniowała cudownym spokojem, słodyczą i światłem. Była taktowna dla wszystkich wokół siebie i bardzo uważała, aby nikt nie miał większych problemów z jej opieką. Czasem zachowywała się jak mała dziewczynka, a czasem mówiła w duchowym nastroju. Pięć dni przed śmiercią powiedziała do wielbicielki, która czuła się niepocieszona perspektywą zbliżającego się końca: „Czemu się boisz? Widziałaś Mistrza. Po prostu naucz się czynić cały świat swoim własnym. Nikt nie jest obcy. Cały ten świat należy do ciebie.” To była jej ostatnia duchowa wypowiedź. Przeszła do Mahasamadhi o 1:30 w nocy 21 lipca 1920 roku.

Nieśmiertelny duch, który na pewien czas był ubrany w śmiertelne ciało, zniknął. Ale przykład życia Świętej Matki i przesłanie, które pozostawiła po sobie, są potężnymi środkami do przemiany życia oraz źródłem siły i inspiracji dla dużej liczby mężczyzn i kobiet. Kiedy ktoś widzi jak jej wpływ rozprzestrzenia się jak fala przypływu, zadaje sobie pytanie czy żyła aby kontynuować dzieło Mistrza, czy też dodać mocy jego przesłaniu, czy była uczennicą Śri Ramakryszny, czy jego uzupełnieniem. Można się zastanawiać, czy nie była istotną częścią tej samej boskiej mocy, która zstąpiła na ziemię, aby oświecić świat i poprowadzić ludzkość do nieba pokoju i błogości.

WYBRANE CYTATY Z ZABŁĄKANYCH ROZMÓW

1. Wszystko zależy od umysłu. Nic nie można osiągnąć bez czystości umysłu. Jest powiedziane: „Aspirant mógł otrzymać łaskę guru, Pana i jego wielbicieli; ale pogrąża się w smutku bez łaski „jednego”.” Tym „jednym” jest umysł. Umysł aspiranta musi być dla niego łaskawy.

2. Nie zaśmiecaj umysłu zbyt wieloma pytaniami. Człowiek ma trudność by wprowadzić jedną rzecz w życie, ale ośmiela się zapraszać rozproszenie wypełniając umysł zbyt wieloma rzeczami.

3. Niezbędne jest wykonywanie praktyk duchowych w odosobnionym miejscu. Kiedy roślina jest młoda, konieczne jest ogrodzenie, ale kiedy jest duża, bydło nie może jej zaszkodzić. Więc po kilku latach medytacji, kiedy umysł jest ukształtowany, możesz pozostać gdziekolwiek i obcować z każdym typem osoby, a umysł nie będzie ulegał wpływom.

4. Praktykuj medytację, a wkrótce twój umysł stanie się tak spokojny i skupiony, że trudno będzie ci oderwać się od medytacji.

5. Ilekroć umysł podąża za czymś innym niż Bóg, uważaj to za przemijające i poddaj umysł świętym stopom Pana.

6. Im mniej przywiązujesz się do świata, tym bardziej będziesz cieszyć się spokojem umysłu.

7. Wielu zwraca się do Boga w wyniku wielu cierpień w życiu. Ale ten, którego umysł jest ofiarowany Panu jak kwiat od samego dzieciństwa, jest naprawdę błogosławiony.

8. Umysł nie jest lepszy od dzikiego słonia. Biegnie z wiatrem. Dlatego należy zawsze rozróżniać i usilnie dążyć do realizacji Boga.

9. Nie można uciec przed skutkiem swojej przeszłej karmy. Ale kiedy osoba prowadzi życie pełne modlitwy, obejdzie się tylko ukłuciem ciernia w nogę, podczas gdy miał cierpieć z powodu głębokiej rany.

10. Jeśli nie modlisz się do Boga, co to dla Niego? To tylko twoje nieszczęście.

11. Kiedy człowiek widzi wady u innych, najpierw zostaje zanieczyszczony jego własny umysł. Co zyskuje, wyszukując wady u innych? Tylko sobie tym szkodzi.

12. Z pragnienia powstaje to ciało. Kiedy w ogóle nie ma pragnienia, ciało odpada. Wraz z całkowitym ustaniem pragnienia następuje ostateczny koniec.

13. Dopóki człowiek ma pragnienia, nie będzie końca jego transmigracji. Tylko pragnienie sprawia, że przyjmuje jedno ciało po drugim. Odrodzenie jest nieuniknione, o ile ma się pragnienia.

14. Trzeba wykonywać pracę. Tylko dzięki pracy można złamać niewolę pracy i zyskać ducha braku przywiązania. Nie powinno się być bez pracy nawet na chwilę.

15. Wiadomo, że wielu wykonuje świetną pracę pod wpływem stresu wywołanego silnymi emocjami. Ale prawdziwą naturę człowieka poznaje się po sposobie w jaki wykonuje on swoje nieistotne codzienne zadania.

16. Bez wątpienia powinieneś pracować. Praca chroni umysł przed zbłądzeniem. Ale wtedy potrzebna jest również modlitwa i medytacja. Musisz usiąść do medytacji przynajmniej raz rano i raz wieczorem. To będzie jak ster łodzi. Kiedy wieczorem zasiada się do medytacji, powinno się dokonać zbadać pod względem pracy wykonanej w ciągu dnia.

17. Tak jak chmury są rozwiewane przez wiatr, tak pragnienie przyjemności materialnych zostanie odpędzone przez wypowiedzenie imienia Pana.

18. Nawet woda, która ma naturalną tendencję do opadania, jest wciągana w niebo przez promienie słoneczne. W ten sam sposób łaska Boża podnosi na duchu umysł, który ma skłonność do gonienia za obiektami zmysłów.

19. Łaska Boża jest rzeczą potrzebną. Trzeba modlić się o łaskę Bożą. Trzeba się modlić siedząc na brzegu rzeki. Osoba zostanie zabrana na drugi brzeg we właściwym czasie.

20. Ludzki nauczyciel wypowiada mantrę do ucha; ale Bóg tchnie ducha w duszę.

21. Po prostu poddaj się Jemu; wtedy odczujesz Jego łaskę.

22. Urzeczywistnienie Boga jest jak cukierek w dłoni dziecka. Niektórzy błagają dziecko, żeby się z nim rozstało. Nie zależy mu na tym, aby go im dać. Ale bez wahania przekazuje go innej osobie, którą lubi. Wszystko zależy od łaski Bożej. Swoją łaską obdarza każdego, kogo lubi. Łaska jest ważną rzeczą.

23. Boga nie można urzeczywistnić bez miłości, tak, szczerej miłości.

24. Miej intensywne oddanie Bogu. Trzeba ciężko pracować. Jak można coś osiągnąć bez wysiłku? Trzeba poświęcić trochę czasu na modlitwę nawet w najbardziej ruchliwej porze dnia.

25. Modlenie się do Boga i medytowanie o Nim nawet przez dwie minuty z całkowicie skoncentrowanym umysłem jest lepsze, niż robienie tego przez długie godziny bez tego.

26. Miłość do Boga zależy całkowicie od wewnętrznego uczucia. Miłość do Boga jest esencjonalna.

27. Daj sobie spokój z tą suchą dyskusją, z tym filozoficznym miszmaszem. Kto mógł poznać Boga za pomocą rozumowania?

28. Nie przystoi kobiecie kłócić się w ten sposób. Nawet mędrcy z trudem mogli zrozumieć naturę Brahmana za pomocą argumentów. Czy Brahman jest przedmiotem dyskusji?

29. Ani mantra, ani pisma święte nie przynoszą żadnego pożytku; tylko bhakti czyli oddanie osiąga wszystko.

30. Złóż ciężar swojego umysłu przed Śri Ramakryszną. Opowiedz mu o swoich smutkach ze łzami. Przekonasz się, że napełni twoje ręce upragnionym przedmiotem.

31. Nawet niemożliwe staje się możliwe dzięki oddaniu.

32. Dzięki tej duchowej dyscyplinie więzy przeszłej karmy zostają zerwane. Ale urzeczywistnienia Boga nie można osiągnąć bez ekstatycznej miłości do Niego.

33. Zwykła ludzka miłość prowadzi do nieszczęścia. Miłość do Boga przynosi błogosławieństwo.

34. Nie ma sensu oczekiwać że niebezpieczeństwa i trudności nie nadejdą. Na pewno przyjdą. Ale dla wielbiciela przeminą pod stopami jak woda.

35. Kim staje się człowiek dzięki urzeczywistnieniu Boga? Czy rosną mu dwa rogi? Nie, dzieje się tak, że rozwija rozróżnienie między rzeczywistością a nierzeczywistością, staje się duchowo świadomy i wykracza poza życie i śmierć. Bóg jest urzeczywistniany w duchu. Jak inaczej można zobaczyć Boga? Czy Bóg rozmawiał z kimś, kto jest pozbawiony ekstatycznego zapału? Widzi się Boga w duchowej wizji, rozmawia się z Nim i nawiązuje się z Nim więź w duchu.

36. Mąż, syn, ciało, czy cokolwiek innego, wszystko jest w maji. Wszystko to jest niewolą maji. Nie można wyzwolić się, dopóki nie zrzuci się więzów.

37. W miarę postępów w praktyce duchowej zobaczysz w sobie tę samą Istotę co we mnie i że jest Ona we wszystkich ludziach, choćby należeli do najniższych kast. Wtedy nabędziesz pokory.

38. Czy można go nazwać człowiekiem kogoś pozbawionego współczucia? Taki jest prawdziwą bestią.

39. Z biegiem czasu nie odczuwa się nawet istnienia Boga. Po osiągnięciu oświecenia widzi się, że wszyscy bogowie i bóstwa to maja. Wszystko powstaje w czasie i znika w czasie. Bogowie i tym podobne rzeczy naprawdę znikają wraz ze świtem oświecenia. Aspirant uświadamia sobie wtedy, że tylko Matka przenika wszechświat. Wszyscy stają się wtedy jednym.

40. Wielu może przyjąć imię Boga po tym gdy ich umysły zostały zahartowane przez zanieczyszczający wpływ świata. Ale tylko ten jest błogosławiony, kto może poświęcić się Bogu od samego dzieciństwa.

41. Gdzie jest ten kompetentny student, który rozumie pouczenia duchowe? Przede wszystkim należy być odpowiednim; w przeciwnym razie instrukcje okażą się daremne.

42. Należy bardzo uważać, aby służba Jemu była doskonale bezbłędna. Ale prawda jest taka, że Bóg zna naszą głupotę i dlatego nam przebacza.

43. Postęp duchowy staje się łatwiejszy jeśli mąż i żona zgadzają się co do swojego poglądu na praktykę duchową.

44. Wszyscy nauczyciele są jednym. Ta sama moc Boża działa przez nich wszystkich.

45. Śri Ramakryszna nigdy nie pielęgnował żadnego zaściankowego lub jednostronnego poglądu. Brahman istnieje wszędzie. Prorocy i inkarnacje rodzą się, aby wskazać drogę zaciemnionej ludzkości. Dają różne instrukcje w zależności od różnych temperamentów. Istnieje wiele sposobów na urzeczywistnienie prawdy. Dlatego wszystkie te instrukcje mają swoją wartość.

46. Czy znasz znaczenie dźapy i innych praktyk duchowych? Dzięki nim władza organów zmysłów zostaje ujarzmiona.

47. Przeszłe grzechy są zwalczane przez medytację, dźapę i myśl duchową.

48. Mantra oczyszcza ciało. Człowiek staje się czysty przez powtarzanie mantry Boga.

49. Od niepamiętnych czasów tak wielu ludzi praktykowało kult obrazów i w ten sposób osiągnęło wyzwolenie. Chcesz powiedzieć, że to nic?

50. Bóg jest twój własny. Urzeczywistnia się go proporcjonalnie do intensywności uczucia do Niego.