Ramakryszna, boski człowiek współczesnych czasów urodził się 18 lutego 1836 roku w małej wiosce Kamarpukur w dystrykcie Hooghly w Bengalu. Jakże odmienne było wychowanie i otoczenie jego dzieciństwa od Narendranatha, który później został przedstawicielem i tłumaczem jego posłania! Rodzice Ramakryszny należący do bramińskiej kasty byli ubodzy, pobożni i przywiązani do tradycji swej starożytnej religii. Pełen wesołości i niewinnej radości piękny chłopiec z falującymi włosami i słodkim, melodyjnym głosem wyrósł w prostej okolicy wśród pól ryżowych, krów i drzew banian i mango. Do nauki był niechętnie nastawiony i pozostał praktycznie niepiśmiennym przez całe swoje życie, ale jego wewnętrzne duchowe tendencje znalazły wyraz poprzez pieśni religijne i towarzystwo wędrownych mnichów, którzy rozpalali wyobraźnię chłopca opowieściami o swych duchowych przygodach. W wieku sześciu lat doświadczył duchowej ekstazy gdy obserwował przelot śnieżnobiałych żurawi na tle czarnego nieba przesłoniętego przez deszczowe chmury. W czasie medytacji nad bogami i boginiami zaczął wchodzić w transy. Śmierć jego ojca, która zostawiła rodzinę w ubogich warunkach pogłębiła jego uduchowione usposobienie. I tak mimo szesnastu lat dołączył do swojego brata w Kalkucie, ale odmówił kontynuowania tam studiów, gdyż jak to wyjaśnił, nie był zainteresowany edukacją, której jedynym celem było zarabianie na chleb i masło. Czuł on głęboką tęsknotę za realizacją Boga.
Powódź uczuć Ramakryszny przerwała wszystkie granice gdy zaczął pełnić obowiązki kapłana Kali w Dakszineśwarze, gdzie Bóg był czczony pod postacią Boskiej Matki. Nie znając pism świętych i zawiłych rytuałów, Ramakryszna przelał całą swoją duszę w modlitwę, która często przybierała postać pieśni religijnych. Jedzenie, spanie i inne fizyczne potrzeby były przez niego zapomniane we wszechpochłaniającej pasji za wizją Boga. Noce spędzał na kontemplacji w pobliskich lasach. Wątpliwość czasem przeplatała się z nadzieją, ale wewnętrzna pewność i świadectwa oświeconych świętych podtrzymywały go w najciemniejszych godzinach zwątpienia. Ceremonialne obrzędy czy zwykłe patrzenie w obrazek nie zaspokajało jego dociekliwego umysłu – bo czuł, że kamienna figurka nie może być tym, co obdarza pokojem i nieśmiertelnością. Poza obrazem musi być prawdziwy Duch, którego był zdecydowany ujrzeć. Nie było to łatwe zadanie. Przez długi czas Duch igrał sobie z nim bawiąc się w chowanego, ale w końcu poddał się pod pragnieniem miłości młodego wielbiciela. Kiedy Ramakryszna poczuł bezpośrednią obecność Boskiej Matki, upadł nieprzytomny na podłogę, doświadczając wewnątrz siebie nieprzerwanego strumienia błogości.
Przedsmak tego co miało nastąpić uczynił go pijanym Boskością i wyostrzył jego pragnienie dalszego doświadczenia. Chciał widzieć Boga nieprzerwanie, zarówno z zamkniętymi jak i otwartymi oczami. Dlatego poddał się lekkomyślnie różnym ekstremalnym praktykom duchowym. Aby usunąć ze swojego umysłu ostatnie ślady arogancji pochodzącej z wyższego, bramińskiego pochodzenia zwykł potajemnie czyścić ubikacje w domach pariasów. Poprzez srogi proces rozróżniania zamazał całe poczucie różnicy pomiędzy złotem i gliną. Czystość stała się dlań jak oddech i nie mógł, nawet we śnie patrzeć na kobiety inaczej, nawet w śnie, inaczej niż na własną matkę lub na Matkę wszechświata. Przez lata jego powieki nie zamykały się do snu. Aż w końcu zaczęto uważać, że oszalał.
W rzeczy samej trudy duchowej praktyki szybko odbiły się na delikatnym ciele Ramakryszny i wrócił on do Kamarpukur aby odzyskać zdrowie. Jego krewni i przyjaciele dostrzegli widoczną zmianę w jego naturze; oto żywy chłopiec został przemieniony w kontemplującego młodzieńca, którego wzrok był skierowany na coś, daleko na horyzoncie. Jego matka zaproponowała małżeństwo i uznając to za wolę Boskiej Matki Ramakryszna przystał na to. Wskazał nawet, gdzie odnaleźć dziewczynę, mianowicie w wiosce Jayrambati, odległej tylko o trzy mile. Żyła tam mała Saradamani, pięcioletnia dziewczynka, która pod wieloma względami była bardzo odmienna od innych dziewczynek w swoim wieku. Dziecko modliło się do Boga aby uczynił jej charakter pachnącym jak kwiat tuberozy. Później, w Dakszineśwarze modliła się do Boga, aby uczynił ją czystszą od księżyca w pełni, który mimo swej czystości miał kilka ciemnych plam. Odprawiono małżeństwo, a Ramakryszna uczestnicząc w nim uważał całe wydarzenie za zabawę lub nową ekscytację.
Po krótkim czasie wrócił do Dakszineśwaru i zanurzył się ponownie w burzliwe życie religijnych eksperymentów. Jego matka, jego nowo poślubiona żona i krewni poszli w zapomnienie. Teraz jednak jego duchowe praktyki przybrały nowy kierunek. Chciał podążać tradycyjnymi i respektowanymi ścieżkami religii hinduistycznej pod kierunkiem kompetentnych nauczycieli i oni zjawili się przy nim, jeden po drugim, nikt nie wiedział skąd. Jedną z nauczycielek była kobieta, pod okiem której praktykował nauki Tantry i ścieżki wisznuickiej i osiągnął najwyższe rezultaty w niewiarygodnie krótkim czasie. To ona postawiła diagnozę, że jego fizyczna choroba jest manifestacją głębokich duchowych emocji i opisała jego jawne szaleństwo jako efekt rozdzierającej miłości do Boga; został natychmiast uwolniony. To także ona pierwsza określiła go jako inkarnację Boga i udowodniła swoje twierdzenie przed zgromadzeniem teologów na podstawie dowodów ze świętych pism. Pod okiem innego nauczyciela, mnicha Jatadhari, Ramakryszna zagłębił się w misteria wielbienia Rama i doświadczył widzialnej obecności Rama. Dalej dokonał pojednał się z Bogiem poprzez boski związek z Ojcem, Matką, Przyjacielem i Ukochanym. Przez prowadzącego surowy tryb życia sannjasina Totapuri został inicjowany w życie monastyczne i w trzy dni zrealizował swą całkowitą jedność z Brahmanem, niezróżnicowanym Absolutem, który jest kulminacją wysiłku duchowego człowieka. Sam Totapuri musiał praktykować przez czterdzieści lat aby osiągnąć tą świadomość.
Następnie Ramakryszna skierował się ku chrześcijaństwu i ku islamowi aby praktykować poszczególne praktyki tych religii i osiągnął ten sam rezultat, który osiągnął przez praktykowanie hinduizmu. Był więc przeto przekonany, że to także są drogi do osiągnięcia świadomości Boga. W końcu czcił także swoją żonę – która w międzyczasie wyrosła na młodą, dziewiętnastoletnią kobietę – jako manifestację Boskiej Matki wszechświata i oddał u jej stóp owoc praktyk swych poprzednich wcieleń. Po tym pozostawił za sobą wszystkie swoje praktyki i trudy. Gdyż zgodnie z hinduską tradycją, gdy zwykły związek pomiędzy mężem a żoną, który jest najsilniejszą podstawą ziemskiego życia, ulega transcendencji i mężczyzna widzi w swej kobiecie boską obecność, zaczyna wtedy widzieć Boga wszędzie we wszechświecie. Jest to kulminacją duchowego życia.
Sam Ramakryszna był już pewien swej boskiej misji na świecie i zrozumiał też, że poprzez niego Boska Matka założy nowy zakon religijny składający się z tych, którzy zaakceptują doktrynę Uniwersalnej Religii, której doświadczył. Później zostało mu objawione, że każdy kto nawet raz pomodlił się szczerze do Boga, a także ci, którzy przechodzili przez swoje ostatnie wcielenie na ziemi, zaakceptują go jako duchowy ideał i uformują swoje życie zgodnie z jego uniwersalną nauką.
Ludzie dookoła niego byli oszołomieni widząc zmianę jaka się dokonała w człowieku, którego jeszcze niedawno uznawali za szaleńca. Młody kapłan został wielbicielem Boga; wielbiciel został ascetą; asceta świętym; święty człowiekiem zrealizowanym; a człowiek zrealizowany nowym Prorokiem. Tak jak w pełni rozwinięte kwiaty przyciągają pszczoły, tak Ramakryszna przyciągał do siebie mężczyzn i kobiety różnych religii, o różnej inteligencji i pozycji społecznej. Obdarzał wszystkich hojnie czerpiąc z niewyczerpalnego magazynu boskiej mądrości i każdy czuł się podniesiony na duchu w jego obecności. Ale sam Mistrz nie był w pełni usatysfakcjonowany. Tęsknił za młodymi duszami niedotkniętymi przez świat, które wyrzekłyby się wszystkiego dla realizacji Boga i służby ludzkości. Był dosłownie trawiony przez tą tęsknotę. Rozmowa ze światowymi ludźmi była dla niego pozbawiona smaku. Często porównywał takich ludzi do mieszaniny mleka z wodą, w której ta druga przeważała i powiedział, że stał się zmęczony usiłując przygotować zagęszczone mleko z takiej mieszaniny. Wieczorami, gdy jego udręka osiągała swe granice, wspinał się na dach budynku sąsiadującego ze świątynią i krzyczał na cały głos: „Chodźcie moi chłopcy! Ach gdzie wszyscy jesteście?! Nie mogę bez was wytrzymać!” Matka nie mogłaby żywić intensywniejszych uczuć do swoich dzieci, przyjaciel do najbliższego przyjaciela ani ukochany do swej ukochanej.
Wkrótce potem młodzi ludzie przeznaczeni do bycia jego monastycznymi uczniami zaczęli przybywać. A na czele wśród nich był Narendranath.
Pierwsze spotkanie pomiędzy Mistrzem i Narendrą w Dakszineśwarze było doniosłe. Śri Ramakryszna natychmiast rozpoznał swojego przyszłego posłańca. Narendra, nie dbając o swój ubiór i ogólny wygląd całkowicie różnił się od innych młodzieńców, którzy towarzyszyli mu w świątyni. Jego oczy były przejmujące, częściowo przymknięte wskazując na medytacyjny nastrój. Zaśpiewał kilka pieśni i jak zwykle wlał w nie całą swoją duszę.
Oto pieśń, którą zaśpiewał jako pierwszą:
Wróćmy jeszcze raz,
o umyśle, do naszego prawdziwego domu!
Tu jest obca ziemska kraina
Czemu mamy błądzić bez celu w tych obcych przebraniach?
Te żyjące istoty kręcą się w kółko
A te pięć żywiołów
Są tobie obce; żaden z nich nie jest twój.
Czemu tak bardzo zapominasz o sobie,
W miłości do innych, głupi umyśle?
Czemu tak bardzo zapominasz siebie?
Wstąp na ścieżkę prawdy
O umyśle! Wspinaj się bez znużenia
Z miłością jako lampą oświetlającą twą drogę,
Jako prowiant weź na podróż,
Twoje cnoty dobrze ukryte;
Gdyż jak dwaj bandyci przy drodze
Chciwość i ułuda czają się, by obrabować cię z twego bogactwa.
I miej przy sobie nieustannie
Jako strażników chroniących cię przed krzywdą
Spokój umysłu i samokontrolę.
Towarzystwo świętych osób będzie dla ciebie
Przyjaznym domem gościnnym przy drodze;
Tam pozwól swym znużonym członkom odpocząć przez trochę, pytając o drogę
Jeśli masz jakieś wątpliwości,
Tego, który jest tam na straży.
Jeśli coś na drodze przerazi cię,
Wtedy głośno krzycz imię Boga;
Bo On jest władcą tej drogi
I nawet Śmierć musi przed Nim schylić głowę.
Gdy śpiew ustał, Śri Ramakryszna niespodziewanie złapał Narendra za rękę i zaprowadził go na północną werandę. Ku całkowitemu zdumieniu Narendry, Mistrz powiedział doń ze łzami spływającymi strumieniami po policzkach: „Ach przybyłeś tak późno! Ależ niedobry jesteś, że kazałeś mi czekać tak długo! Moje uszy już prawie zwiędły od płytkich rozmów ze światowymi ludźmi. Och jakże tęskniłem aby zrzucić ciężar swojego umysłu na kogoś, kto zrozumie moje myśli!” Potem ze złożonymi dłońmi powiedział: „Panie, wiem, że jesteś starożytnym mędrcem Narą – Inkarnacją Narayana – narodzoną na ziemi, aby usunąć cierpienia ludzkości!” Racjonalistyczny Naren potraktował te słowa jako pozbawiony znaczenia żargon szaleńca. Dodatkowo był skonsternowany, gdy Śri Ramakryszna przyniósł zaraz ze swojego pokoju słodycze i własnoręcznie nakarmił nimi Narena. Ale pomimo tego Mistrz nigdy nie zmusił Narena do złożenia obietnicy ponownej wizyty w Dakszineśwarze.
Powrócili do pokoju i Narendra zapytał Mistrza: „Panie, czy widziałeś Boga?”. Bez chwili namysłu Mistrz odpowiedział: „Tak, widziałem Boga. Widzę go teraz tak jak widzę ciebie, tylko wyraźniej. Boga można zobaczyć. Człowiek może z nim porozmawiać. Ale kogo obchodzi Bóg? Ludzie wypłakują potoki łez za swoimi żonami, dziećmi, bogactwem i posiadłościami, ale kto płacze za widzeniem Boga? Jeśli ktoś szczerze płacze za Bogiem, na pewno go zobaczy”.
Narendra był zdumiony. Po raz pierwszy stanął twarzą w twarz z człowiekiem, który zapewnił, że widział Boga. W zasadzie po raz pierwszy usłyszał, że Boga można zobaczyć. Czuł, że słowa Ramakryszny wyrażane są całkowicie z głębin wewnętrznego doświadczenia. Nie było co do tego wątpliwości. Jednak nie mógł pogodzić tych słów z dziwnym zachowaniem Ramakryszny, którego doświadczył raptem kilka chwil wcześniej. Co dodatkowo zaintrygowało Narendrę to fakt, że w obecności innych zachowywał się normalnie. Młodzieniec wrócił do Kalkuty zdezorientowany, ale z poczuciem wewnętrznego spokoju.
W czasie drugiego pobytu u Mistrza Narendra miał jeszcze dziwniejsze doświadczenie. Po minucie lub dwóch Śri Ramakryszna wyciągnął się koło niego w ekstatycznym nastroju, wymamrotał jakieś słowa, zatrzymał na nim spojrzenie i umieścił swą prawą stopę na ciele Narena. Przy tym dotknięciu Naren zobaczył, mimo otwartych oczu, jak ściany, pokój, ogród świątynny, mało tego – cały świat – i nawet on sam znika w próżni. Poczuł pewność, że doświadcza stanu śmierci. Wykrzyczał w przerażeniu: „Co mi robisz? Mam rodziców, braci i siostry w domu”.
Mistrz zaśmiał się i uderzył w pierś Narena przywracając go do normalnego stanu. Powiedział: „W porządku, wszystko stanie się we właściwym czasie”.
Narendra był całkowicie skołowany, czuł, że Ramakryszna rzucił na niego hipnotyczny czar. Ale jak się to mogło stać? Czy nie szczycił się posiadaniem żelaznej woli? Czuł złość na siebie, że nie potrafił się oprzeć wpływowi szaleńca. Mało tego, poczuł wielki wewnętrzny pociąg do Śri Ramakryszna.
W czasie trzeciej wizyty Naren nie poradził sobie lepiej, mimo że z całych sił starał się czuwać. Śri Ramakryszna zabrał go do sąsiedniego ogrodu i będąc w stanie transu go dotknął. Naren całkowicie zatopiony w doświadczeniu stracił przytomność.
Nawiązując później do tego zdarzenia, Śri Ramakryszna powiedział, że gdy wprowadził Narena w stan nieprzytomności, zadał mu wiele pytań dotyczących jego przeszłości, jego misji na świecie i długości jego obecnego życia. Odpowiedź tylko potwierdziła to, czego sam się domyślał na ten temat. Ramakryszna powiedział innym swoim uczniom, że Naren osiągnął doskonałość jeszcze przed narodzinami, że był adeptem medytacji i że w dniu, w którym Naren rozpozna swoją prawdziwą jaźń, aktem swojej woli i poprzez jogę wyrzeknie się swojego ciała. Często słyszano również jak mówił, że Naren jest jednym z Saptaryszich, czyli Siedmiu Mędrców, którzy przebywają w sferze Absolutu. Opowiadał uczniom wizję jaką miał, dotyczącą duchowego dziedzictwa ucznia.
Pewnego dnia będąc zatopionym w samadhi Ramakryszna odkrył, że jego umysł wzniósł się wyżej, ponad fizyczny wszechświat słońca, księżyca i gwiazd i dalej ku subtelnym rejonom idei. W miarę jak kontynuował swoją ascencję, formy bóstw i bogiń pozostawały za nim, aż przekroczył świetlistą barierę oddzielającą świat zjawiskowy od Absolutu, docierając w końcu do transcendentalnej rzeczywistości. Ramakryszna ujrzał wtedy siedmiu czcigodnych mędrców pogrążonych w medytacji. Oni, pomyślał, muszą przewyższać w swej mądrości i świętości nawet bogów i boginie i gdy tak podziwiał ich wyjątkową duchowość, dostrzegł część niezróżnicowanego Absolutu zagęszczającą się i przyjmującą formę Boskiego Dziecka. Delikatnie obejmując szyję jednego z mędrców swymi łagodnymi ramionami, Dziecko wyszeptało coś do jego ucha i jak za magicznym dotknięciem mędrzec wybudził się z medytacji. Wpatrzył swoje wpół przymknięte oczy w cudowne Dziecko, które powiedziało z ogromną radością: „Schodzę na ziemię. Czy chciałbyś do mnie dołączyć?” Z dobrotliwym spojrzeniem mędrzec wyraził zgodę i powrócił do głębokiej duchowej ekstazy. Ramakryszna był zachwycony obserwując, jak malutka część mędrca jakimś sposobem zeszła na ziemię, przyjmując formę światła, które uderzyło w dom w Kalkucie, w którym żyła rodzina Narendry, a gdy zobaczył Narendrę po raz pierwszy od razu rozpoznał w nim inkarnację mędrca. Przyznał także, że Boskim Dzieckiem, które spowodowało zejście mędrca, był on sam.
Spotkanie Narendry i Śri Ramakryszny było ważnym wydarzeniem w życiu obydwu. Burza szalała w duszy Narendry gdy przybył do Śri Ramakryszny, który wcześniej przechodził przez podobne przeżycia, ale był wtedy już pewnie zakotwiczony w pokoju, osiągniętym jako rezultat bliskiej komunii z Bóstwem i realizacją Brahmana jako niezmiennej esencji wszystkiego.
Prawdziwy wytwór indyjskiej ziemi i całkowicie znający duchowe tradycje Indii, Śri Ramakryszna był ignorantem w sposobach nowoczesnego myślenia. Jednak Narendra był symbolem nowoczesnego ducha. Dociekliwy, bystry i intelektualnie szczery, posiadał otwarty umysł i wymagał racjonalnego dowodu przed zaakceptowaniem wniosków jako słusznych. Jako lojalny członek Brahmo Samadź miał krytyczne nastawienie do czczenia obrazów i rytuałów hinduskiej religii. Nie czuł potrzeby posiadania guru, ludzkiego pośrednika pomiędzy Bogiem i człowiekiem. Był nawet sceptycznie nastawiony do możliwości istnienia takiej osoby, która byłaby wolna od ludzkich ograniczeń i której aspirant powinien oddać się całkowicie i wielbić jako Boga. Wizje Ramakryszny dotyczące bogów i bogiń otwarcie wyśmiewał i nazywał je halucynacjami.
Przez pięć lat Narendra bacznie obserwował Mistrza nie pozwalając sobie nigdy na uleganie ślepej wierze, testując zawsze słowa i działania Śri Ramakryszny w tyglu rozsądku. Kosztowało go to wiele smutków i cierpienia zanim zaakceptował Śri Ramakrysznę jako guru i ideał duchowego życia. Ale kiedy akceptacja już nastała, była całkowita, ostateczna i nieodwracalna. Mistrz także był przepełniony radością, że znalazł ucznia, który wątpił i wiedział, że Naren jest wybranym do niesienia jego posłania światu.
Wewnętrzny proces, który stopniowo transformował Narendrę z poczwarki w pięknego motyla, na zawsze pozostanie, podobnie jak i głębokie duchowe misteria, niewiadomą dla zewnętrznego świata. Ludzie jednak zauważali wzrost bliskiego związku pomiędzy kochającym, cierpliwym i przebaczającym nauczycielem i jego władczym i upartym uczniem. Mistrz ani raz nie poprosił Narena, aby porzucił rozsądek. Spotykał wyzwania intelektu Narena ze swoim wyższym rozumieniem, osiągniętym przez znaną przez bezpośrednie znajomość esencji wszystkiego. Kiedy rozumowanie Narena zawodziło w rozwiązywaniu najwyższych tajemnic, nauczyciel dawał mu potrzebny wgląd. Tak, z nieskończoną cierpliwością, miłością i czujnością ujarzmiał buntowniczego ducha, wymagając całkowitego posłuszeństwa moralnym i duchowym dyscyplinom, bez których życie religijne nie może być zbudowane na solidnych fundamentach.
Sama obecność Narendranatha napełniała umysł Mistrza nieopisywalną radością i wprawiała go w ekstatyczne nastroje. Wiedział on już, poprzez różne wskazówki, o przyszłej wielkości ucznia, której manifestacja oczekiwała jedynie na odpowiedni czas. To, co inni uważali w Narenie za upartość lub arogancję, Śri Ramakryszna postrzegał jako przejaw męskości i niezależności zrodzonej z samokontroli i wrodzonej czystości. Nie znosił on najmniejszego krytycyzmu wobec Narena i często powtarzał: „Niech nikt go pochopnie nie ocenia. Ludzie nigdy go w pełni nie zrozumieją”.
Ramakryszna kochał Narendranatha ponieważ widział w nim ucieleśnienie Narajana, Boskiego Ducha, nie zbezczeszczonego przez plugawy oddech świata. Ale był krytykowany za to przywiązanie. Pewnego razu wichrzyciel o skrzywionym umyśle o imieniu Hazra, który mieszkał z Mistrzem w Dakszineśwarze, powiedział do niego: „Jeśli tak tęsknisz cały czas za Narenem i innymi młodzikami, kiedy będziesz myślał o Bogu?” Mistrz strapił się tą myślą. Ale pewnego dnia zostało mu objawione, że mimo iż Bóg żyje we wszystkich istotach, szczególnie przejawia się w czystej duszy takiej jak Naren. Uwolniony od swych zmartwień powiedział wtedy: „Och co za głupiec z tego Hazry! Ależ zachwiał moim umysłem! Ale czemu obwiniać biedaka? Skąd on mógł wiedzieć?”
Śri Ramakryszna był jasno zdeklarowany w pochwale Narendry. To często wprowadzało w zakłopotanie młodych uczniów, którzy krytykowali Mistrza za to, co on określał jako rodzaj oczarowania. Pewnego dnia Ramakryszna przejawiał wzniośle o Keśab Senie i świątobliwym Widźaj Goswami, dwóch wybitnych liderach Brahmo Samadź. Na koniec dodał: „Jeśli Keśab posiada jedną cnotę, która uczyniła go sławnym na cały świat, Naren jest obdarzony osiemnastoma takimi zaletami. Widziałem w Keśabie i w Widźaju boskie światło jaśniejące jak płomień świecy, ale w Narenie ono świeci z jasnością słońca”.
Narendra zamiast czuć się połechtanym przez te komplementy, stał się rozdrażniony i ostro wymówił Mistrzowi to, co uważał za jego lekkomyślność. „Nie mogę nic na to poradzić”, bronił się Mistrz. „Czy myślisz, że to są moje słowa? Boska Matka ukazała mi pewne rzeczy o tobie, które ja powtarzam. I nie objawiła przede mną nic więcej poza prawdą”.
Ale Narendra nie czuł się przekonany. Był pewien, że te tak zwane objawienia były czystymi iluzjami. Dokładnie wyjaśnił Śri Ramakrysznie, że z punktu widzenia nauki i filozofii Zachodu, człowiek bardzo często zostaje oszukany przez swój umysł i że szanse zwiedzenia były większe, jeśli dochodzi do tego osobiste przywiązanie. Powiedział do Mistrza: „Skoro mnie kochasz i chcesz abym stał się wielkim, te wyobrażenia naturalnie przychodzą do twojego umysłu”.
Mistrz był zmieszany. Modlił się do Boskiej Matki o światło i dostał odpowiedź: „Czemu przejmujesz się tym, co on mówi? W niedługim czasie zaakceptuje każde twoje słowo jako prawdę”.
Przy innej okazji, gdy Mistrz został w podobny sposób upomniany przez ucznia, został ponownie zapewniony przez Boską Matkę. Dlatego powiedział do Narena z uśmiechem: „Jesteś łobuzem. Nie będę cię więcej słuchał. Matka mówi, że kocham cię ponieważ widzę w tobie Pana. W dniu w którym nie będę Go mógł w tobie zobaczyć, nie będę nawet w stanie znieść twojego widoku”.
Ze względu na, że Narendra był pochłonięty studiami, nie mógł przyjeżdżać do Dakszineśwaru tak często, jak chciał Śri Ramakryszna. Ale Mistrz ciężko znosił jego przedłużającą się nieobecność. Jeśli jego uczeń nie pojawiał się przez określoną liczbę dni, wysyłał kogoś do Kalkuty aby go sprowadził. Czasami sam jeździł do Kalkuty. Jednego razu na przykład, Narendra pozostawał poza Dakszineśwarem przez wiele tygodni; nawet najgorliwsze zachody Mistrza by go przyciągnąć spełzały na niczym. Śri Ramakryszna wiedział, że jego uczeń śpiewał regularnie na spotkaniach modlitewnych Brahmo Samadź tak więc pewnego dnia wybrał się do świątyni Brahmo gdzie przebywał jego uczeń. Kiedy Mistrz wszedł do sali Narendra śpiewał w chórze, a gdy usłyszał głos Narendry, Śri Ramakryszna wpadł w głębokie uniesienie. Oczy zgromadzenia zwróciły się na niego i wkrótce zapanowało poruszenie. Narendra pospieszył ku niemu. Jeden z liderów Brahmo, aby zatrzymać podekscytowanie, zgasił światła. Młody uczeń uświadomiwszy sobie, że pojawienie się Mistrza było powodem zamieszania, ostro go skrytykował. Mistrz odpowiedział ze łzami w oczach, że po prostu nie był w stanie trzymać się z dala od Narendry.
Przy innej okazji, Śri Ramakryszna nie mogąc znieść nieobecności Narendry pojechał do Kalkuty aby odwiedzić ucznia w jego własnym domu. Usłyszał, że Narendra studiował na strychu, na drugim piętrze, do którego można się było dostać jedynie po stromych schodach. Jego siostrzeniec Ramlal, który prowadził go do Narena, pomógł mu się wspiąć na kilka schodków. Narendra pojawił się na szczycie schodów i gdy tylko go ujrzał, Śri Ramakryszna zawołał: „Naren, mój ukochany!” i wpadł w ekstazę. Ze sporą trudnością Naren i Ramlal pomogli mu dokończyć wspinaczkę po schodach, a kiedy dotarł do pokoju, Mistrz zatopił się w głębokim samadhi. Znajomy ze studiów, który był u Narena w tym czasie i nic nie wiedział o transach religijnych spytał Narena z oszołomieniem: „Kim jest ten człowiek?”
„Mniejsza z tym” – odpowiedział Naren – „Lepiej już idź do domu”.
Naren często powtarzał, że „Staruszek”, jak nazywał Ramakrysznę, przywiązał do siebie ucznia na zawsze przez swoją miłość. „Co światowi ludzie” – zauważał – „wiedzą o miłości? Oni robią z niej tylko show. Wyłącznie Mistrz kocha nas szczerze”. W zamian w Narenie zrodziła się głęboka miłość do Śri Ramakryszny, mimo że rzadko przejawiał ją w słowach. Znajdował przyjemność w krytykowaniu doświadczeń duchowych Mistrza jako dowodach braku samokontroli. Wyśmiewał się z czci jaką oddawał Kali.
„Po co tu przychodzisz” – spytał go raz Śri Ramakryszna – „jeśli nie akceptujesz Kali, mojej Matki?”
„A tam! Czy muszę Ją akceptować” – odpowiedział Naren – „tylko dlatego, że przychodzę się z tobą zobaczyć? Przychodzę do ciebie ponieważ cię kocham”.
„W porządku” – powiedział Mistrz – „za niedługo nie tylko zaakceptujesz moją błogosławioną Matkę, ale będziesz łkał za Jej imieniem”. Odwracając się do innych uczniów powiedział: „Ten chłopak nie wierzy w formy Boga i mówi mi, że moje wizje są czystą imaginacją. Ale jest dobrym chłopcem o czystym umyśle. Nie akceptuje niczego bez jasnego dowodu. Dużo studiował i rozwinął wielką zdolność rozróżniania. Ma świetny osąd”.